Głusi na ostrzeżenia, przekonani o własnej wielkości ludzie z
trudem akceptują prawdę o Bogu „Sędzim sprawiedliwym, który za dobro
wynagradza a za złe karze”. Dlatego wielu z nas sugestia, że straszliwa
hekatomba stolicy Polski, której 70. rocznicę właśnie obchodzimy, mogła
być karą za grzechy przedwojennych mieszkańców Stolicy, może wydać się
wręcz bluźnierstwem. Warto jednak pamiętać, że przedwojenna Warszawa
była prawdziwą stolicą prostytucji i aborcji. I że kara za te grzechy
była zapowiadana.
Rzadko pamięta się też, iż przedwojenna Warszawa była prawdziwym
zagłębiem haniebnych praktyk aborcyjnych. Przepisy chroniące życie od
poczęcia obowiązywały w odrodzonym państwie polskim do 1932 r, choć i
wówczas istniało duże „podziemie aborcyjne”. W latach 20. ruszyła jednak
szeroko zakrojona akcja na rzecz wprowadzenia zmian ułatwiających
zabijanie dzieci nienarodzonych. Po stronie domagającej się legalizacji
aborcji „z przyczyn społecznych” szczególną aktywnością wykazywali się
m. in. mason Tadeusz Boy-Żeleński i jego partnerka, działaczka
feministyczna Irena Krzywicka z domu Goldberg. Antynatalistyczne lobby
odniosło wreszcie sukces i w 1932 r. rządząca Polską Sanacja
zalegalizowała aborcję w Polsce artykułem 233 Kodeksu Karnego
(wprowadzonego rozporządzeniem Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 11
lipca 1932 r.).
Milion zamordowanych nienarodzonych
Nowe przepisy tworzyły możliwość dokonania aborcji w dwóch
przypadkach: z powodu ścisłych wskazań medycznych, oraz gdy ciąża
zaistniała w wyniku gwałtu, kazirodztwa bądź współżycia z nieletnią
poniżej lat 15. Kodeks wprowadzał wymóg, aby „zabieg” był dokonany przez
lekarza. Co najbardziej przerażające, nie określono trybu stwierdzania
przesłanek umożliwiających „legalną” aborcję. Nie określono także
stadium zaawansowania ciąży, do jakiego wolno dokonać aborcji. Trzeba
zauważyć, że wprowadzone przez władze II RP aborcyjne regulacje mogły
śmiało stawać w śmiertelne szranki z przepisami obowiązującymi w latach
1920-1936 w ZSRR.
Tylko komunistyczne Sowiety mogły poszczycić się bardziej złowrogimi dla życia nienarodzonych przepisami.
Według różnych danych, w okresie międzywojennym przeciętna liczba
zabójstw dokonywanych na dzieciach poczętych zarówno w lekarskich
gabinetach, jak i nielegalnie wynosiła od 100 do 130 tysięcy rocznie!
Tylko w latach 1932-1939 mogło więc zostać zabitych nawet milion
nienarodzonych Polaków! Zjawisko to nasiliło się jeszcze po 1939 roku:
okupacyjne władze hitlerowskie śmiało wkroczyły w uchylone przez władze
II RP bramy aborcyjnego koszmaru, wprowadzając w 1943 roku „aborcję na
życzenie”. Znakomita część zbrodniczych „zabiegów” wykonywana była w
Warszawie, możliwe więc, że do 1944 zabito w łonach warszawianek więcej
dzieci, niż wyniosły straty w ludności cywilnej podczas samego Powstania
Warszawskiego.
Znakomita część sanacyjnej elity II RP nie przykładała szczególnej
wagi do nauczania Kościoła w zakresie nierozerwalności małżeństwa i
etyki seksualnej. Przykłady można mnożyć: Józef Piłsudski, Rydz-Śmigły,
Walery Sławek, Józef Beck. Obraz kondycji moralnej elit – choć z
pewnością przerysowany – jaki odnajdujemy w „Karierze Nikodema Dyzmy”
nie odbiegał zbytnio od rzeczywistości. Promowanie stylu życia
pozbawionego moralności, nagłaśnianie skandali obyczajowych, lekceważący
stosunek do dramatu, jakim jest rozwód, stały się chlebem powszednim
obyczajowości międzywojennej Polski, a zwłaszcza stołecznej Warszawy.
Do największych problemów z jakim zmagali się stróże porządku
przedwojennej Warszawy należała prostytucja. Pod tym względem Stolica
była prawdziwym miastem grzechu. Korzystanie z „usług” panien lekkich
obyczajów było zjawiskiem mocno egalitarnym. Gdzie znaleźć najbliższy
lupanar wiedzieli zarówno biedni i bogaci, gimnazjaliści oraz panowie
posunięci w latach.
To, co kiedyś szokowało, powoli stawało się „normalnością”; to, co
wzbudzało odrazę okazywało się „dobrodziejstwem współczesności”. W taki
sposób rewolucja wprowadzała w narodowy krwioobieg swój antyporzadek
oparty na nihilizmie i skoncentrowany na człowieku.
Zapowiedź kary
Oddajmy głos ks. kard. Augustowi Hlondowi: „Fala wszelkiego rodzaju
nowinkarstwa zabagnia dziedzinę obyczajów. Podkopuje nie tylko moralność
chrześcijańską, ale godzi wprost w etykę naturalną, szerzy
nieobyczajność wśród młodzieży i dorosłych. Celem tej propagandy jest
zachwianie idei katolickiej, aby zastąpić naukę chrześcijańską masońskim naturalizmem”.
Jakże zatem, w kontekście szerokiej fali demoralizacji płynącej zarówno
w elitach społecznych jak i wśród warstw mniej wpływowych w
przedwojennej Polsce, dramatycznie brzmią słowa skierowane przez Pana
Jezusa do (...) Rozalii Celakównej:
„Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat (…), straszne
są grzechy Narodu Polskiego. Bóg chce go ukarać. Ratunek dla Polski
jest tylko w moim Boskim Sercu”.
Ponieważ mimo wielu starań do intronizacji w Polsce nie dochodziło,
na parę miesięcy przed wybuchem drugiej wojny światowej Rozalia
otrzymuje następną wizję ukazującą ogrom nieszczęść, jakie spadną na
Polskę, a zarazem zapewnienie, że jeśli Polska – z rządem na czele –
dokona intronizacji, do zapowiadanej wojny nie dojdzie.
„Pod koniec lutego 1939 roku – pisze Rozalia – Pan Jezus przedstawił
mej duszy następujący obraz w czasie, gdy Mu polecałam naszą Ojczyznę i
wszystkie narody świata. Zobaczyłam w sposób duchowy granicę
polsko-niemiecką, począwszy od Śląska, aż po Pomorze, całą w ogniu.
Widok był to naprawdę przerażający, zdawało mi się, że ten ogień
zniszczy całkowicie cały świat. Po pewnym czasie ogień ogarnął całe
Niemcy niszcząc je tak, że ani śladu nie pozostało z dzisiejszej
Trzeciej Rzeszy. Wtedy usłyszałam w głębi duszy głos i równocześnie
odczułam pewność niezwykłą, że tak się stanie: Moje dziecko,
będzie wojna straszna, która spowoduje takie zniszczenie (…). Wielkie i
straszne grzechy i zbrodnie są Polski. Sprawiedliwość Boża chce ukarać
ten Naród za grzechy, zwłaszcza za grzechy nieczyste, morderstwa i
nienawiść. Jest jednak ratunek dla Polski, jeśli Mnie uzna za swego
Króla i Pana w zupełności poprzez intronizację, nie tylko w
poszczególnych częściach kraju, ale w całym państwie z rządem na czele.
To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów, a całkowitym
zwrotem do Boga (…). Tylko we Mnie jest ratunek dla Polski”. (op. cit. rozalia.krakow.pl).
Zapowiedź wielkiego nieszczęścia i grożącej Polakom kary padła także w
trakcie objawień w Siekierkach w 1943 r. Choć nie zostały one
oficjalnie uznane przez Kościół, warto jednak przyglądnąć się ich
treści, zwłaszcza w kontekście następujących po nich wydarzeń z sierpnia
1944 r. Matka Boża miała zwrócić się do 12-letniej Władzi Fronczak tymi
słowami: „Módlcie się, bo idzie na was wielka kara, ciężki krzyż. Nie
mogę powstrzymać gniewu Syna mojego, bo się lud nie nawraca”. Wśród słów
skierowanych do dziewczynki szczególnie dramatycznie brzmią z 27
października 1943r: „Śmierć będzie dla was straszna. Krew będzie płynęła rynsztokami”.
Szczególnie tragicznie w kontekście dramatu Powstania Warszawskiego
brzmią słowa zapowiadające „straszliwą śmierć”. Choć Kościół do dziś nie
ustosunkował się oficjalnie do siekierkowskich objawień, nie trudno
dostrzec w nich pewnego podobieństwa do treści objawień z Fatimy. Stałym
motywem objawień maryjnych pozostaje konieczność nawrócenia i pokuty
oraz ostrzeżenie przed indywidualnymi i społecznymi konsekwencjami
popełnianych grzechów. Nie oszukujmy się, te wezwania są ciągle
aktualne. Słowa, jakie skierował Bóg do Kaina o „krwi brata wołającej z
ziemi”, znakomicie pasują do współczesnego świata. Głos mordowanych
nienarodzonych dzieci, szaleństwo homorewolucji, planowa destrukcja
rodziny – to dramaty wołające współcześnie z ziemi do naszego Stwórcy. A
jest On Sędzią sprawiedliwym…
Łukasz Karpiel
TEKST ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W 70. ROCZNICĘ POWSTANIA WARSZAWSKIEGO