W związku z tragicznymi, a zarazem
skandalicznymi wydarzeniami, które niedawno rozegrały się w Lublinie, a o
których inne „katolickie media”
milczą, postanowiliśmy z chrześcijańskiego obowiązku sprawę nagłośnić. Sytuacja
jest szczególnie bliska sercom naszej redakcji, ponieważ prześladowaniami
dotknięty został młody katolicki aktywista i intelektualista. Niestety sprawę
sukcesywnie stara się zamieść pod dywan, a fakty odwraca do góry nogami. Ponieważ
sytuacja jest nieco skomplikowana i ma wiele wątków, pragniemy prosić Państwa o
zapoznanie się z całością niniejszego artykułu, gdyż integralne poznanie
wszystkich kwestii jest wymagane do zrozumienia sprawy. Z pytaniami w tej sprawie zwróciliśmy się do obu stron konfliktu. Nie zdradzamy
tożsamości części naszych informatorów, ponieważ boją się oni represji ze
strony liberalnych władz uczelni.
Nie od dzisiaj w kręgach
katolickich popularna jest opinia, że Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła
II nie jest miejscem gościnnym dla wartości chrystusowych. Coraz to kolejne
afery i skandale są tego wyłącznie potwierdzeniem. Donośnym wyrazem zepsucia
stało się dopuszczenie przez Jego Magnificencję Antoniego Dębińskiego studiów
gender jako przedmiotu wykładowego. Niestety jakiekolwiek próby reformowania
tego stanu rzeczy są z góry skazane na niepowodzenie, a ich inicjatorzy są
prześladowani. Dla utrzymania liberalnego stanu rzeczy, władze KUL gotowe są nawet
pozbyć się jednego ze swoich najlepszych studentów. Chronią natomiast wątpliwej
sławy profesora, który zniszczył życie tego młodego człowieka, aby ukraść jego
dorobek.
Mateusz Wesołowski jest studentem V
roku prawa i III roku historii. Odbiera maksymalne stypendium naukowe, a w tym
roku akademickim zostało przyznane mu także stypendium ministra za wybitne
osiągnięcia naukowe w kwocie maksymalnej, tj. 15 tysięcy złotych. Żaden inny
student KUL takiego stypendium nie dostał. Mateusz to jednak nie typ zwykłego
kujona i mola książkowego. Prócz wybitnych osiągnięć naukowych może on poszczycić
się także nie lada jakimi osiągnięcia organizacyjnymi, spośród których wymienić
możemy choćby stworzone przez niego własne koło naukowe, a także Gildię
Akademicką Piusa XI, która stanowi obecnie najprężniej działającą organizację
studencką na lubelskiej wszechnicy. Jak sam pisze na swoim Facebook’u, celem
powołania przez niego do życia Gildii było „wykształcenie
katolickiej elity intelektualnej”. Wydawałoby się, że nic nie stoi na
przeszkodzie młodego człowieka do dalszej kariery wybitnego i szanowanego katolickiego
naukowca. Nic bardziej mylnego. Mateusz padł ofiarą, jak się okazało nie
pierwszą, idącego po trupach i słynącego z wielu skandalów obyczajowych prof.
Macieja Jońcy, kierownika Katedry Prawa Rzymskiego KUL, czyli macierzystej
katedry Jego Magnificencji. Daje to realną podstawę do przypuszczania, że za
tuszowaniem coraz to nowych ekscesów prof. Macieja Jońcy stoi nie kto inny jak
sam rektor KUL Antoni Dębiński.
Od lewej: Rektor KUL Antoni Dębiński, Prof. Maciej Jońca. Po prawej Mateusz Wesołowski. 14 listopada 2018 r. Źródło: Gildia Akademicka Piusa XI |
Mateusz od początku studiów, czyli roku
2014 był intensywnie działającym wolontariuszem na rzecz swojej Alma Mater. Na
jego profilu na Facebook’u przyjrzeć się możemy iście romantycznej epopei
młodego studenta. Jak sam pisze: „wybór
mojej Uczelni był dla mnie wyborem światopoglądowym. Uważam, że każdy kto choć
trochę mnie zna, wie o tym, że jestem człowiekiem o usposobieniu idealistycznym
i że nigdy nie brakowało mi odwagi cywilnej, aby bezkompromisowo stawać w
obronie prawdy i wartości, które uznawałem za słuszne”. Mateusz nigdy ze swojej pracy organizacyjnej
nie czerpał żadnego zysku. Wedle naszych informatorów często było tak, że sam z
własnej studenckiej kieszeni dokładał „na większą chwałę Bożą”. Często nie były
to małe sumy. Tak przykładowo na działalność swojego koła naukowego wyłożył
przeszło 600 zł, a na powstającą Gildię ok. 3-4 tysiące zł, z czego 2520 zł na
czapki organizacyjne dla innych osób. Zaznaczyć tutaj należy, że prócz wysokich
stypendiów jakie były przyznawane Mateuszowi za jego wyniki naukowe, odbierał
on także od początku swoich studiów stypendium socjalne, w związku z tym, że
pochodzi on z biednej rodziny, która sama ledwo wiąże koniec z końcem. Dlatego
wydatki, które kładł młody student były dlań dużym poświęceniem. Swoją ofiarną
pracą Mateusz dla wielu stał się autorytetem i ideałem katolickiego
intelektualisty.
Wedle opinii naszego źródła: „Mateusz zawsze swoimi sukcesami dzielił się
ze wszystkimi po równo. Ryzyko jakiegokolwiek niepowodzenia natomiast, zawsze
brał na siebie. Tak przykładowo po zorganizowaniu udanej konferencji, dyplomy
za organizację rozdał nam wszystkim [tj. członkom Gildii – wyjaśnia red.], pomimo że sam był jedynym prawdziwym
organizatorem. Kwestię odpowiedzialności za niepowodzenie zorganizowania
konferencji, gdyż czas na jej organizację był dość krótki, wziął na siebie.
Podobnie było z każdym innym wydarzeniem”.
…
Profesora Macieja Jońcę młody
student poznał w działającej na KUL-u korporacji akademickiej, której ten
pierwszy był kuratorem uczelnianym. Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że
obaj się przyjaźnią. Mateusz zapisał się nawet na seminarium magisterskie z prawa
rzymskiego.
Już od samego początku znajomość
rozpoczęła się „przy kieliszku”. Jest
zresztą faktem wśród kulowskich studentów powszechnie znanym, że prof. Maciej
Jońca, nazywany też „prawą ręką Księdza
rektora” mocno nadużywa alkoholu i co rusz widywany jest pijany lub zionący
alkoholem w różnych miejscach i okolicznościach. Wedle naszych informatorów,
głośne są także opinie, że dochodzić ma do kontaktów seksualnych między prof.
Maciejem Jońcą, a studentkami KUL-u. Modne są wśród studentów różne historie,
jak choćby „o gigantkach z Kilonii”,
które „katolicki profesor” ma pleść
pijany komu popadnie, chwaląc się swoim bezwstydnym życiem. My treść tej
opowieści pozostawimy domysłom naszych czytelników. Na uwagę zasługuje także fakt,
że „katolicki profesor” jest
rozwodnikiem. Na fotografiach z relacji na stronie Gildii Akademickiej Piusa XI
w przedziale czasowym od czerwca do października ubiegłego roku poznać możemy
dwie inne jego narzeczone. Wedle naszych informatorów to tempo zmian „życiowych partnerek” jest dla niego
standardem od dłuższego czasu. Jako redakcja pragniemy także zauważyć
skandaliczny fakt, że prof. Maciej Jońca pełniąc niezwykle odpowiedzialną funkcje
kuratora uczelnianego dawał swoim życiem karygodny przykład innym studentom i w
naszej opinii mógł przyczynić się do ich demoralizacji. W dalszej części
niniejszego tekstu postaramy się wykazać ku temu przesłanki. Należałoby dodać,
że jest to grzech niezwykle ohydny, bowiem jak mówi nasz Pan Jezus Chrystus: „Kto zaś zgorszy jednego z tych małych,
którzy wierzą we mnie, lepiej będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień
młyński i utopiono go w głębi morza” (Mt 18, 6).
Wedle opinii naszego źródła,
będącego lubelskim pracownikiem uczelnianym: „Ten człowiek [tj. prof. Maciej Jońca – red.] robi co chce i jest całkowicie nietykalny. Sam osobiście słyszałem, że
około roku 2017 miał pod wpływem alkoholu molestować seksualnie studentkę.
Kiedy ta mu kategorycznie odmówiła to wyzwał ją od <k****> i
<d****>. W obronie dziewczyny stanął ktoś ważny, chyba wiceprezes PZU?
Nie jestem tutaj pewny. Pijany prof. Maciej Jońca rzucił się na niego z
pięściami. Doszło do szarpaniny, którą rozdzielił ktoś z ówczesnego Samorządu
Uczelnianego KUL. Nie ręczę za autentyczność tej historii, ale w środowisku
akademickim w Lublinie jest ona znana. Sam zresztą słyszałem o całej masie
innych pijackich wybryków tego człowieka. To jest jakaś tajemnica poliszynela,
że o tym nie mówi się głośno. Każdy jednak wie, że ulubieńca Księdza rektora
nie da się ruszyć, bo on [tj. rektor KUL – red.] go chroni”. Na pytanie naszego redaktora, czy ktoś już próbował tę
sprawę poruszyć, dostaliśmy taką odpowiedź: „Wedle
mojej informacji ktoś już próbował. Tego kogoś zastraszono, a następnie
zwolniono z uczelni. Nie jestem w stanie akurat tego potwierdzić, być może jest
to bajka, lecz zdaniem moich znajomych jest to całkowicie prawdopodobne”.
Inny z pracowników uczelnianych w
tej sprawie mówi: „Mam pewną informację,
że ówczesny przewodniczący Samorządu Uczelnianego KUL powiedział władzom
uczelni, że ten incydent z udziałem prof. Macieja Jońcy z bójką i molestowaniem
studentki nie miał miejsca. Nie dawajcie jednak proszę temu wiary, bo ten sam
przewodniczący mi o tym wcześniej opowiadał, a także opowiadał mi o tym, że
sprawę zamieciono pod dywan! Argumentował to, że Pan prof. Maciej Jońca był
wtedy tak pijany, że nie był poczytalny, a więc nie można mu za to przypisać
winy>. Nie udało mi się ustalić, aby ktoś tę sprawę poruszał oficjalnie, a
tym bardziej, żeby tego kogoś zastraszono, ani z tego powodu zwolniono go z
uczelni. To niemożliwe. Nie wiem skąd ma Pan takie informacje, ale jestem
pewny, że są one błędne. Gdyby tak się stało, to wywołałoby to zbyt duży dym.
Co nie zmienia jednak faktu, że sprawa ta prawdopodobnie faktycznie miała
miejsce, ponieważ słyszało o niej dużo osób.
Pomimo, że Mateusz wiedział z kim
ma do czynienia, zdecydował się zaufać swojemu koledze-profesorowi. Pytany
przez naszego redaktora dlaczego to zrobił, odpowiada: „Każdy ma większe, czy mniejsze pokusy do grzechu. Nie powinno się
wykluczać kogoś tylko dlatego, że gorzej sobie z nimi radzi. Myślałem, że w
innych dziedzinach życia ten człowiek jest dobry. Traktowałem go jako swojego
przyjaciela, ufałem mu i kompletnie nie sądziłem, że może ostrzyć sobie kły na
mój dorobek. Natomiast co do kwestii molestowania studentki i bójki Pana
profesora z wiceprezesem PZU to kompletnie o tym wtedy nie wiedziałem.
Chciałbym zauważyć, że ja nie twierdzę, że to miało miejsce. Jestem o tym
jednak subiektywnie przekonany na podstawie informacji, które są szeroko znane
w gronie pracowników mojej Alma Mater. Ręczę za autentyczność tego, że taka
historia krąży i że została mi opowiedziana, a nie za to, że na pewno miała
miejsce. Wydaje mi się jednak bardzo prawdopodobne, że to jest prawdziwe,
ponieważ sam wielokrotnie byłem świadkiem analogicznego zachowania ze strony
Pana profesora”.
Tak w styczniu 2018 r. prof. Maciej
Jońca został kolejnym kuratorem, tym razem stworzonego przez Mateusza koła
naukowego.
Marzeniem Mateusza było stworzenie koła
naukowego, jak sam często powtarzał, „rodem
z okresu międzywojennego”. Uważał bowiem, że współczesne koła nie dorównują
standardem tym przedwojennym. Jego koło bardzo szybko odniosło wiele
spektakularnych sukcesów, wśród których wymienić możemy chociażby organizację
ogólnopolskiej konferencji naukowej pt. „Radices
Europae” (pol. „Korzenie Europy”),
która okazała się być największą konferencją zorganizowaną w ubiegłym roku akademickim
na KUL i liczyła przeszło 300 słuchaczy. Celem konferencji było ukazanie, że
korzenie Europy są chrześcijańskie.
Podstawą działalności koła były
codwutygodniowe „spotkania
referatowo-herbaciane”, opracowane według formuły wymyślonej przez Mateusza,
na które zapraszano wyłącznie ciekawych prelegentów. Spotkania te stały się
bardzo popularne. W kole panowała niepowtarzalna atmosfera, a między jego
członkami zawiązywały się więzi przyjaźni. Wszystko to doprowadziło do podjęcia
przez Mateusza decyzji o przekształceniu swojego koła w organizację studencką,
która za patrona wzięła sobie Jego Świątobliwość Piusa XI. Wybór na patrona
autora słynnej encykliki Quadragesimo Anno nie był gołosłowny i pociągał za
sobą przekształcenie koła w organizację ideowo-wychowawczą o profilu
ortodoksyjnie katolickim. Jako znak rozpoznawczy dla nowej organizacji wybrano
zaprojektowaną według pomysłu Mateusza fioletową czapkę studencką z haftem
przedstawiającym klucze św. Piotra. Czapka ta nawiązywać miała kolorem i
kształtem do pierwszych kulowskich czapek studenckich z 1918 r., a także
symbolizować powrót do intelektualnych korzeni uniwersytetu założonego przez
Jego Magnificencję ks. Idziego Radziszewskiego.
Wszystkie te niewątpliwie duże
sukcesy Mateusza spowodowały zawiść ze strony kolegów z korporacji
akademickiej, której był członkiem. Zawiść ta miała w niedługim czasie się
ujawnić.
…
W dniu 17 listopada 2018 r. na stronie
Polskiej Akademickiej Korporacji Astrea Lublinensis na Facebook’u, liczącej
przeszło tysiąc obserwatorów, mogliśmy być świadkami opublikowania publicznie takiego
komunikatu:
„Informujemy,
że Mateusz Wesołowski został wydalony z K! Astrea Lublinensis. Konwent K!
Astrea Lublinensis uznaje, że Mateusz Wesołowski przez swoje skandaliczne
zachowanie po wydaleniu pozbawił się czci i honoru, w związku z czym został
obłożony infamią”.
Dla niebędących biegłymi w temacie,
należy w tym momencie zastopować i wyjaśnić, że korporacje akademickie są
działającymi na uniwersytetach bractwami studenckimi. Bractwa te skupiają
wyłącznie mężczyzn, a ich życie powinien determinować patriotyzm i postępowanie
zgodne z Akademickim Kodeksem Honorowym. Popularne są szczególnie w Niemczech.
O wiele mniej w Polsce. Niemniej z tym patriotyzmem i podporządkowaniem regułom
kodeksu bywa różnie, o czym będzie dalej. Skrót „K!” oznacza natomiast tyle co „Korporacja”.
Komunikat o którym mowa szybko
zniknął, ponieważ wywołał falę negatywnych reakcji i jak to się mówi w
internecie „hejtu”. Był zresztą
kłamliwy i stanowił pomówienie. Studenci próbowali dowiedzieć się co się stało,
lecz korporacja również nie potrafiła znaleźć na to odpowiedzi. Komentarz
Mateusza w tej sprawie został usunięty, a jego konto zablokowane przez
administrację strony.
Jak udało nam się ustalić Mateusz
był członkiem korporacji od pierwszego roku swoich studiów, a zarazem od początku
jej formalnego zawiązania. Przez ponad dwa lata odpowiedzialny był w niej za „Dział propagandowy”, który sam
stworzył, aby dbać o pozytywny wizerunek medialny tej organizacji. Niewątpliwie
swoją pracą znacznie przyczynił się do utrwalenia pozytywnego obrazu korporacji,
ponieważ wedle naszych informacji tytułuje się ona teraz nieoficjalną awangardą
środowiska patriotycznego w Lublinie. Została odznaczona nawet medalem „Pro Patria”. Jakkolwiek ładnie to wygląda
na zewnątrz, przy bliższym poznaniu traci swój urok.
Według wiedzy, którą posiadamy, we
wspomnianej korporacji od dłuższego czasu dochodzić miało regularnie do szeregu
patologii, którym kategorycznie przeciwstawiał się Mateusz. Spowodowało to popadnięcie
przez niego w spór z wieloma innymi korporantami, którzy nie rozumieli jego
oburzenia. Statutowo korporacja powinna być organizacją patriotyczną i
ideowo-wychowawczą, tym czasem dochodziło w niej do szeregu wydarzeń
skandalicznych, a najmłodsi członkowie w opinii Mateusza byli przez resztę
demoralizowani. Wedle naszych informatorów patriotyzm w korporacji stał się jedynie
etykietą otwierającą drzwi do pieniędzy i urzędów. Poza tym był zaś przedmiotem
kpin. Wśród mogących oburzać rzeczy, które miały miejsce wewnątrz korporacji,
wymienić możemy nie tylko regularne libacje alkoholowe, co szereg różnego
rodzaju wydarzeń naprawdę skandalicznych, takich jak choćby rzucanie dla zabawy
nożami w portret Romana Dmowskiego, który został w wyniku tego połamany, czy
też wydanie przez jej prezesa pozwolenia na uczestnictwo członków korporacji w
okrzykniętej dużym echem lubelskiej paradzie równości, co prawda z
zastrzeżeniem zakazu noszenia czapek organizacyjnych, lecz nadal – pozwolenie.
W protokole zeznań korporantów
akademickich przeciwko Mateuszowi, do którego treści udało nam się dotrzeć,
Mateusza nazywa się m.in. „homofobem”.
Chciałoby się rzec cynicznie, że
tak właśnie wygląda awangarda patriotyczna na KUL-u… Co to ma wspólnego z patriotyzmem,
czy etyką katolicką? Nie wiemy. Niemniej taka organizacja w Lublinie istnieje i
co ciekawe regularnie pokazuje się w bliskim otoczeniu Jego Magnificencji
Antoniego Dębińskiego. Nie jest jednak wcale tak, że rektor KUL nic o
dziejących się wewnątrz korporacji nieprawidłowościach nie wie, ponieważ wedle
naszej wiedzy, informacje na ten temat były mu wielokrotnie zgłaszane.
Zignorowany został nawet fakt zorganizowania przez korporantów nielegalnej
zbiórki pieniędzy w trakcie Światowego Zjazdu Absolwentów KUL w czasie którego
wyłudzono całkowicie bezprawnie wiele pieniędzy, podając się przy tym za
organizację charytatywną. Korporacja ta utrzymuje także współpracę z Lubelskim
Urzędem Wojewódzkim, lubelską placówką Instytutu Pamięci Narodowej, a nawet
wygrała przetarg i kontroluje Lubelski Regionalny Ośrodek Debaty
Międzynarodowej, czyli placówkę Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Lublinie. Organizacja
utrzymuje też paradoksalnie kontakt z wieloma prawicowymi pracownikami
naukowymi KUL, jak choćby profesorem Mieczysławem Rybą, a dachu nad głową
udziela im dyrektor Domu Polonii w Lublinie, dr Dariusz Śladecki. Przez
szacunek redakcji dla obu tych Panów, chcemy wierzyć, że po prostu nie mają
zielonego pojęcia, co się wewnątrz tej organizacji dzieje.
Mateusz jako człowiek ideowy i
pracowity szybko wysunął się na prowadzenie wewnątrz korporacji i stanowił jej
najaktywniejszego członka. Wedle statystyk korporacji. do których udało nam się
dotrzeć, a które były prowadzone w ubiegłym roku akademickim, aktywność
Mateusza wynosić miała ponad 80-90% frekwencji obecności na wydarzeniach. Żaden
inny korporant tyle nie miał. Dla porównania frekwencja ponad połowy członków
korporacji nie wynosiła często nawet 50%. Mateusz razem z dwoma innymi korporantami,
będącymi doktorantami, napisał nawet książkę o przedwojennej korporacji
„Astrea”, za której „Astrea Lublinensis” uważa się kontynuatorkę. Część jego
wkładu w książkę dotyczyła trudnego tematu ideologii korporacji przed wojną.
W czerwcu ubiegłego roku doszło w
korporacji do wyborów zarządu, gdzie o funkcje prezesa korporacji ubiegać się
miał Mateusz Wesołowski i Mateusz Zarosiński. Ten drugi znany był m.in. ze
swoich liberalnych poglądów, a także z tego, że zniszczył razem z innym
korporantem portret Romana Dmowskiego rzucając w niego nożami.
Wyniki wyborów były takie, że
pierwszy „miotacz noży” został prezesem, a drugi sekretarzem. Mateusz
Wesołowski natomiast w geście protestu przed kierunkiem rozwoju ideologicznego,
który zwiastują wyniki wyborów, zawiesił swoją działalność w korporacji.
To co się działo na zebraniu
wyborczym jest tajne i żaden z członków korporacji nie ma prawa o tym mówić pod
rygorem możliwości uznania go z tego powodu za osobę niehonorową. Dlatego
chcielibyśmy tutaj zaznaczyć, że informacja pochodzi z nagrania, które zostało
przekazane naszej redakcji (nie przez korporanta), na którym słychać bardzo
wyraźnie, że tajemnicę organizacyjną publicznie ujawnia prof. Maciej Jońca. O
skandalicznym nagraniu jednak będzie później.
Wedle opinii naszego źródła: „Wielu korporantów po prostu zazdrościło
Mateuszowi. Nikt z nich nie miał takich osiągnieć jak on. Korporanci
rozpuszczali na temat Mateusza i nas samych kłamstwa, jakobyśmy mieli np. pozostawiać
po sobie nieporządek w miejscu naszych spotkaniach. Chodzi o to, że początkowo
spotykaliśmy się na kwaterze korporacji. Przed każdym naszym spotkaniem jak i
po nim, jednak sprzątaliśmy. Często bywało tam bardzo brudno. Zmywaliśmy po
korporantach kufle. Zanim zapyta mnie Pan dlaczego, odpowiem, że w taki sposób <płaciliśmy>
za korzystanie z kwatery. W kuflach często zdarzał się być widoczny grzyb.
Kilka razy było też tak, że za przeproszeniem, że użyję takiego słowa ale ktoś <osrał
ścianę>. Te problemy były wielokrotnie komunikowane, lecz korporacja nic z
tym nie robiła. Często zbywano nas odpowiedzią, że <dzień wcześniej było
czysto>. Podejrzewaliśmy więc, że ktoś z korporantów robi to celowo ze
względu na nasze spotkania”. Nasz informator dodaje: „Czterech naszych członków dołączyło do tej całej korporacji. To były
naprawdę fajne chłopaki. Po wstąpieniu zaczęli się nad nami wywyższać. Mówili,
że są lepsi od nas. Jednocześnie wszystko wskazywało odwrotnie, ponieważ m.in. od
tej chwili zaczęli mocno nadużywać alkoholu. Po prostu zostali zdemoralizowani.
Mateusz chciał ten stan rzeczy zmienić. Dlatego został z korporacji usunięty”.
W wyniku głosowania
demokratycznego, na jednym z zebrań korporacji – niczym za Barabaszem – większość
opowiedziała się za usunięciem Mateusza. Ponieważ jednak nie wystąpiły żadne zarzuty
honorowe, to nie usunięto go ze skutkiem cum infamia. Oznacza to, że Mateusz
opuścił korporację jako osoba posiadająca zdolność honorową.
Wychodząc z kamienicy na rynku
starego miasta w Lublinie, Mateusz szedł w kierunku Wieży Trynitarskiej, gdzie
po drodze natknął się na nadchodzących w jego kierunku dwóch korporantów,
którzy przechodząc obok go obrazili. W reakcji na obrazę Mateusz nie rozmawiał,
lecz po męsku uderzył w twarz jednego z nich. Drugi natomiast widząc to
spanikował i wzywał krzykiem okolicznych ludzi na ratunek. Na tym incydent się
zakończył. Mateusz nie zamierzał z chamstwem prowadzić dyskusji, ani się
przekrzykiwać. Załatwił sprawę po dżentelmeńsku i odszedł. Z protokołu zeznań
wynika, że nic poważnego się wtedy nie stało, a największą obrazą zewnętrzną
spoliczkowanego kolegi, było „czerwone ucho”.
Następnego dnia zgodnie z Akademickim
Kodeksem Honorowym, Mateusz wezwał tę dwójkę, a także innego korporanta do
przyjęcia swoich sekundantów w celu honorowego zakończenia sprawy. Aby uniknąć
odpowiedzialności, odmówiono przyjęcia jego sekundantów, a także zebrano
konwent [odpowiednik walnego zgromadzenia w korporacji – tłumaczy red.], który
orzekł, że na Mateusza zostaje nałożona infamia. Zrobiono to ponieważ osoba
dotknięta infamią, czyli osoba niehonorowa, traci zdolność do satysfakcji
honorowej, a więc pojedynkowania się i nie może wytaczać postępowania
honorowego. Ten akt tchórzostwa „Trzech
Muszkieterów z Lublina” został rychło potępiony przez ogólnopolski ruch
korporacyjny. Okazało się też, że infamia została nałożona wbrew przepisom
powszechnie obowiązującym, a także wbrew jakimkolwiek przepisom honorowym.
W takich okolicznościach swoje
karty na stół postanowił wyłożyć, będący również członkiem korporacji prof.
Maciej Jońca i zadać Mateuszowi śmiertelny cios w plecy.
…
Wedle naszej wiedzy kurator od
samego początku powstania Gildii miał zastrzeżenie co do jej religijnego
charakteru. Domagał się od Mateusza wykreślenia z preambuły statutu odwołania
do Trójcy Świętej i słów, że „Gildia
opiera swój światopogląd na etyce i tradycyjnym nauczaniu Kościoła
Katolickiego”. Kulowski profesor miał żądać tego m.in. na walnym
zgromadzeniu w obecności wielu osób, stosując szantaż emocjonalny, że jeśli tak
się nie stanie, to będzie zmuszony z przyczyn osobistych przestać być
kuratorem, a także, że w takiej wersji na pewno statut nie zostanie
zaakceptowany przez uczelnię. Szantażował także Mateusza, że jeśli ten go nie
posłucha to wymusi powrót do struktury koła.
Wedle relacji naszego źródła prof.
Maciej Jońca był także zwolennikiem, aby umożliwić przyjmowanie do Gildii
homoseksualistów i nie mógł przeżyć wydanego przez Mateusza zakazu udziału jej
członków w lubelskiej paradzie równości. Jego zdaniem „Gildia powinna być jak armia amerykańska” przez co rozumiał, że
nowych członków ma się nie pytać o ich światopogląd i orientację. Takie rzeczy
miał sugerować publicznie na jednym z wykładów Gildii w październiku ubiegłego
roku. Ponieważ nie piszemy na łamach czasopisma dla idiotów to pozwolimy sobie
nie tłumaczyć, dlaczego taki zakaz był słuszny, a postulaty LGBT są sprzeczne z
wiarą chrześcijańską i obrzydliwe Panu Bogu.
…
We wtorek 20 listopada 2018 roku
Mateusz podupadł na zdrowiu. Już od dłuższego czasu wśród jego przyjaciół było
wiadome, że choruje na serce. Moment ten wykorzystał błyskawicznie prof. Maciej
Jońca, który zwołał pod nieobecność Mateusza zebranie członków Gildii, na
którym bez najmniejszych skrupułów przez ponad godzinę, kulowski profesor iście
spokojnym, socjopatycznym głosem siał w głowach młodych studentów kłamstwa na
temat Mateusza. Skandaliczne nagranie z tego spotkania zostało przekazane
naszej redakcji. Ze słów „katolickiego
profesora” dowiedzieć się możemy m.in. że zarówno koło naukowe, jak i
Gildia to w sumie był jego pomysł, a nie Mateusza. Dalej przedstawia się
zdolnego studenta jako chodzącą patologię, która nie potrafi rozwiązywać sporów
inaczej, niż pięścią. Kulowski profesor przekonuje, że przez „takiego prezesa” wszyscy będą mieli
kłopoty. Słyszymy czułym, ojcowskim głosem, jakby mówiąc do dzieci, wyssaną z
palca historię: „Na przełomie roku
2017/2018 pojawiła się różnica zdań pomiędzy nieobecnym tutaj Mateuszem, a
innym korporantem. O czym nie wiecie. I tę sprawę starano się załatwić
polubownie. Najpierw przemawiał nieobecny tutaj Mateusz. Później przemawiał ten
drugi korporant. Nieobecny tutaj Mateusz nie pozwolił mu przemówić, zaczął
krzyczeć, a potem rzucił się na niego z pięściami”. Jak wyjaśnia sam
Mateusz na swoim Facebook’u: to „nigdy
nie miało miejsca w rzeczywistości i jest jednym z wielu wyssanych z palca
bzdur, które zostały wymyślone (..) w celu zdyskredytowania mnie”.
Incydent ze spoliczkowaniem, o
którym pisaliśmy wcześniej, kulowski profesor przedstawia kłamliwie w sposób
następujący: „Kiedy Wasz kolega, którego
tutaj niema, schodził po schodach, zobaczył [tutaj pada imię i nazwisko osoby –
red.] rzucił się na niego z pięściami. Uderzył go pięścią w głowę z tyłu. To
nie jest pojedynek. To nie jest obrona kobiety. To, to nawet nie jest nie wiem.
No, nie wiem jak to powiedzieć. Każdy niech sobie sam znajdzie odpowiedź na
określenie tego typu postępowania. Został odciągnięty przez pozostałych
świadków tego wydarzenia”. Kurator swoje wymysły puentuje słowami: „Wszyscy oni są gotowi na piśmie złożyć
swoje zeznania, łącznie z poszkodowanym”. W tym momencie chcielibyśmy
oświadczyć, że jako redakcja, byliśmy świadkami dowodów, które przeczą słowom
prof. Macieja Jońcy, a także potwierdzają, że sytuacja wyglądała dokładnie tak,
jak to wcześniej opisaliśmy.
Już następnego dnia z inicjatywy
prof. Macieja Jońcy zostaje wszczęte postępowanie dyscyplinarne przeciwko
Mateuszowi. We wniosku o wszczęcie postępowania zaadresowanym do „Magnificencji, Księdza rektora” narracja
jest taka sama jak na zebraniu. Czytamy, że koło jak i Gildia powstały z inicjatywy
prof. Macieja Jońcy, a nie Mateusza. Katolicki charakter Gildii zostaje nazwany
przez prof. Macieja Jońcę mianem „totalistycznej
sekty”. Młody student natomiast to chodzący problem, gdziekolwiek się
pojawi, tam wznieca problemy i należy
niezwłocznie zawiesić go w prawach studenta.
Jak tłumaczy nam Mateusz: „Nie próbuję w żaden sposób uniknąć
odpowiedzialności. Ze wszystkich zarzutów, które są mi wysuwane w postępowaniu
dyscyplinarnym, prawdziwy jest jednak tylko ten jeden, czyli naruszenie nietykalności
osobistej [pada imię i nazwisko – red.]. Stało się to jednak w zupełnie innych okolicznościach, niż te, podane
we wniosku i w związku z tymi prawdziwymi okolicznościami, czuję się
usprawiedliwiony. Natomiast pozostałe zarzuty wysuwane wobec mnie przez Pana prof.
Macieja Jońcę są nieprawdziwe i mają na celu zawłaszczenie sobie mojej pracy i
mojego dorobku organizacyjnego”.
W ramach „kampanii zniesławiającej” kulowski profesor miał umawiać się na
indywidualne rozmowy z wieloma członkami Gildii, gdzie również powtarzał im
nieprawdziwe informacje, a także nakłaniał do utraty zaufania wobec Mateusza. Spotykał
się także od wtorku do czwartku z dziewczyną Mateusza, którą według naszej
wiedzy, nakłaniał do zerwania ze swoim chłopakiem. Przekazywał przez nią do
niego także informacje, że jeśli Mateusz będzie cicho milczał i nie będzie prostował
pomówień to zaniecha postępowania dyscyplinarnego. Ostatnie takie zapewnienia
złożył jej w czwartek. Okłamał ją jednak, ponieważ już w środę wszczął
postępowanie. Powiedział też, że najlepiej by było dla Mateusza, gdyby zmienił
uniwersytet.
Niedługo potem prof. Maciej Jońca
zdjął bez podania przyczyny temat pracy magisterskiej Mateusza i żądał od niego
zmiany seminarium magisterskiego. Jako redakcja chcielibyśmy zwrócić tutaj
uwagę, że Mateusz jest studentem V roku i już dawno zaczął zbierać materiały i
pisać pracę. Taki cios był więc jak strzał w piętę achillesową.
Mateusz próbował rozmawiać ze swoim
profesorem, lecz było to jak rzucanie grochem o ścianę. Maciej Jońca odmówił
jakiejkolwiek rozmowy. W pismach prywatnych pisał zaś do Mateusza w obraźliwym
i szyderczym tonie. Jako redakcja to potwierdzamy, bo pisma widzieliśmy.
Wkrótce potem Mateusz doznał
załamania nerwowego i pogłębienia swoich problemów z sercem, po czym przeszedł z
przyczyn zdrowotnych na urlop dziekański. Przebywał na nim będzie do końca tego
roku akademickiego.
…
Rzecznik KUL, dr Lidia Jaskuła na
nasze pytanie odnoszące się do niniejszej sprawy, odpowiedziała następująco:
„Odpowiadając
na przesłany przez Pana list informuję, że pan dr hab. Maciej Jońca, prof. KUL
postanowieniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 19 września 2018 r.,
na wniosek Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, został odznaczony Brązowym
Krzyżem Zasługi. Zgodnie z obowiązującym rozporządzeniem Krzyż Zasługi nadawany
jest osobom, które położyły zasługi dla państwa lub obywateli, spełniając czyny
przekraczające zakres ich zwykłych czynności a przynoszące znaczącą korzyść
państwu lub obywatelom, ofiarną działalność publiczną, charytatywną, ofiarne
niesienie pomocy. W uzasadnieniu wniosku o przyznanie odznaczenia wskazano
zasługi dra hab. M. Jońcy, prof. KUL jako kuratora Legii Akademickiej KUL (…).
W
sprawie p. Mateusza Wesołowskiego rzecznik dyscyplinarny KUL prowadzi
postępowanie wyjaśniające – rzecznik dyscyplinarny nie prowadzi postępowania
dyscyplinarnego. Przedmiotem postępowania prowadzonego przez rzecznika
dyscyplinarnego jest ustalenie (wyjaśnienie) czy doszło do popełnienia przez p.
Wesołowskiego czynu uchybiającego godności studenta oraz naruszenia przepisów
obowiązujących na uczelni (w tym między innymi przepisów dotyczących
zniesławienia, naruszenia nietykalności cielesnej i groźby karalnej). Wniosek w
tej sprawie został złożony 21 listopada 2018 r. przez prof. Macieja Jońcę.”
Sam prof. Maciej Jońca natomiast
napisał do nas w sprawie Mateusza tak:
„-
pytania związane z "molestowaniem", "znęcaniem się",
"pijaństwem" oraz "tuszowaniem afer" mieszczą w sobie
kłamstwa i krzywdzące insynuacje, które godzą nie tylko w dobra osobiste moje,
ale również moich Bliskich, Uniwersytetu i osób trzecich. To brednie wyssane z
palca. Niedawno "podzielił się" nimi na forum "Mediów
Narodowych" p. Mateusz Wesołowski, przeciw któremu przygotowywany jest
właśnie prywatny akt oskarżenia w związku z tą sprawą; p. Wesołowski będzie
miał również kolejne postępowanie dyscyplinarne na Uczelni. Poczytuję sobie za
smutną powinność powiadomić Pana, że wszelkie naruszenia mojej czci oraz
dobrego imienia mojego i moich Bliskich spotkają się z mojej strony z
natychmiastową reakcją w postaci wszczęcia postępowania sądowego. Ponieważ obu
chodzi nam o prawdę, jestem przekonany, że Pan na moim miejscu zachowałby się
tak samo. Nie wydaje mi się również, by inne podmioty, które zostaną kłamliwie
pomówione, zechcą zachować powściągliwość; - w sprawie p. Mateusza
Wesołowskiego toczy się obecnie postępowanie dyscyplinarne, którego celem jest
ustalenie, czy sprawa znajdzie swój dalszy ciąg przed komisją dyscyplinarną.
Postępowanie toczy się więc W SPRAWIE, a nie PRZECIW OSOBIE. Inicjatorem
postępowania byłem ja, a uczyniłem to w związku z tym, że p. Wesołowski
popełnił przestępstwo z art. 217 § 1 kodeksu karnego oraz wielokrotnie nadużył
mojego zaufania. Procedura wygląda tak, że to nie ja dążę do usunięcia
kogokolwiek, tylko najpierw rzecznik bada sprawę, a następnie komisja
przeprowadza postępowanie, po czym w orzeczeniu odnosi się do postawionych
zarzutów. Dziwi mnie, że p. Wesołowski, jako student prawa, nie rozumie tak prostych
schematów. Reasumując: POZA ZŁOŻENIEM ZEZNAŃ PRZED RZECZNIKIEM NIE MAM I NIE
MIAŁEM ŻADNEJ STYCZNOŚCI Z TOCZĄCYM SIĘ POSTĘPOWANIEM”.
Zwróćmy uwagę, że prof. Maciej
Jońca okłamuje nas pisząc, że „poza złożeniem zeznań przed rzecznikiem nie ma i
nie miał żadnej styczności z toczącym się postępowaniem”, ponieważ byliśmy
świadkami wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego, który jest
sporządzony i podpisany przez prof. Macieja Jońcę.
…
Wedle informacji ze screenu, który
został nam przekazany przez członka obecnej Gildii Akademickiej Piusa XI, prof.
Maciej Jońca opublikował na wewnętrznej grupie organizacji, tj. Gildii,
wiadomość o poniższej treści:
„Szanowni,
do zamieszczonego
niżej filmu
[chodzi o wywiad z Mateuszem Wesołowskim w Mediach Narodowych – red] oraz maili, jakie rozesłano po KUL-u w
związku ze mną i nie tylko, odniosę się we wtorek [czyli 14 maja b.r. –
red.] na zebraniu. Czuję się dziwnie
musząc podkreślać, że wypowiedzi na temat mój, <Astrei> i wielu innych
osób to przeinaczenia, pomówienia i manipulację. Żałuję i jest mi przykro, że –
będąc członkiem Gildii – również Wy musicie przez to przechodzić. Obiecuję, że
nie będę was w to wciągał i zrobię wszystko, by zapewnić Wam komfort nauki,
płynność działania oraz zrobię to, co trzeba, byście utrzymali nieposzlakowaną
opinię.
Póki co mam do Was
prośbę i pozwalam sobie udzielić Wam rady. Sprawy zaszły naprawdę daleko. W
ciągu mojej długoletniej uniwersyteckiej egzystencji nie przypominam sobie
niczego podobnego. W powietrzu wiszą nie tylko kolejne postępowania
dyscyplinarne, ale również oskarżenia w procesie karnym i pozwy cywilne.
Niestety. Kto sieje wiatr zbiera burzę. Postarajcie się trzymać od tego c
daleko i nie dajcie się w nić wciągnąć.”
Zdaniem naszego źródła: „Wiadomość Pana profesora miała w mojej
opinii nas zastraszyć. Wielu z nas odebrało to jako groźbę przed stawaniem po
stronie prawdy. Niestety ale fakty są takie, że większość z nas chce powrotu
Mateusza i nie chce już dalszej dyktatury Pana profesora, która przynosi naszej
organizacji wyłącznie same straty. Gildia jest teraz zarządzana niezwykle
nieudolnie. Odeszło wiele bardzo wartościowych osób. Przyjętych zostało
natomiast wiele bezwartościowych, które napływają tylko dlatego, że liczą na możliwość
udziału w <zerówce> z prawa rzymskiego. Przyjęto człowieka, którego
orientacja seksualna budzi naszą wątpliwość. Kiedy rządy sprawował Mateusz, to
byłoby niemożliwe. Organizacja poza nazwą, nie ma już nic wspólnego z
katolicyzmem”. Dalej mówi: „nie
mieliśmy pojęcia o tym, jaki jest Pan prof. Maciej Jońca. Raz było tak, że
kiedy organizowaliśmy publiczny wykład o bogini Lilith, kiedy prelegentem był
Pan prof. Maciej Mynnich to prof. Maciej Jońca przyszedł wtedy wstawiony i
zionący alkoholem. Gdy mówił to lekko bełkotał. Później próbował wymusić na nas
picie piwa, na co kategorycznie nie zgodził się Mateusz. To było pierwszy raz,
gdy widzieliśmy go w takiej <akcji>. Wtedy widzieliśmy, że Mateusz ukrywa
przed nami prawdziwe oblicze kuratora. Drugi raz to miało miejsce teraz w
kwietniu, na wycieczce do Lwowa, gdzie kolejny raz widzieliśmy Pana profesora
kompletnie wstawionego i pijanego”. Na pytanie naszego redaktora, czy jest
ktoś kto popiera w Gildii prof. Macieja Jońcę, dostaliśmy taką odpowiedź: „Oczywiście, że są! Dawni
<najwierniejsi> ludzie Mateusza, których dużo jest teraz m.in. w
zarządzie. Na każde słowo Mateusza kiedyś przeżywali erekcję. Teraz robią to
samo względem Pana profesora. Pod każdym postem ślą mu serduszka. Dla
większości z nas to są Judasze, bo kiedy sprawa z przejmowaniem Gildii się
rozpoczęła, to wobec nas wszystkich deklarowali oni publicznie w Krakowie, że
będą stać za wszelką cenę przy Mateuszu. Powiedzieli tak ponieważ, Pan profesor
stwierdził pierwotnie, że nikt z poprzedniego składu zarządu już nie będzie w
nowym składzie zarządzie. Im chodziło wyłącznie o zachowanie stanowisk! W
momencie, kiedy Pan profesor się z nimi dogadał to z dnia na dzień zdradzili
naszego prezesa i zmienili obóz. Niemal każdego z nas ten fakt obrzydza. Nikt
jednak tego nie powie wprost, bo nikt z nas nie chce skończyć tak, jak skończył
Mateusz. Nikt z nas niema tyle odwagi, żeby przeciwstawić się Jońcy”.
…
Wedle słów Mateusza, o których
zamieszczenie bardzo nas prosił: „Niezależnie
od tego co Państwo napiszecie, ja bardzo kocham moją Alma Mater i nie wyobrażam
sobie studiować nigdzie indziej. Nie chcę być kojarzony jako wróg KUL. Zależy
mi, aby zdano sobie wreszcie sprawę z tego, że nie ja jestem na tej uczelni
problemem. Ja zwracam jedynie uwagę na rzeczy, które nie powinny mieć miejsca
na żadnym uniwersytecie, a szczególnie nie na takim który mieni się
<katolickim>. Bronię się także przed kłamliwymi zarzutami na mój temat,
wygłaszanymi przez ludzi całkowicie zdemoralizowanych. Czuję przy tym wszystkim
ogromny żal do organów władzy KUL, które dają milczącą zgodę na to trwające
prześladowanie mnie. Mam szczególny żal do moich profesorów, że niemal nikt
nich nie ma odwagi, aby otwarcie i zdecydowanie wystąpić przeciwko patologiom
Pana prof. Macieja Jońcy, który usiłuje doszczętnie zniszczyć moje życie.
…
Wartym odnotowania byłoby również,
że prof. Maciej Jońca na swojej stronie na Facebooku o nazwie „Katedra Prawa Rzymskiego KUL” w
metaforyczny i poniżający sposób odnosi się do osoby Mateusza, którego nazywa
m.in. „psem”, stwierdzając dumnie, że
„psy szczekają, karawana jedzie dalej”.
Porównuje go także do chorego
psychicznego, przedwojennego studenta KUL Stefana Wolskiego, który miał poglądy
faszyzujące, a po drugiej Wojnie Światowej popełnił samobójstwo.
Pracownik uniwersytetu który mieni
się „katolickim”, powinien kierować
się w życiu miłością do bliźniego i swoich studentów, a nie promować wśród nich
publicznie degenerację i nienawiść.
…
Smutną historię, zamiast
rozbudowanym epilogiem, pragniemy zakończyć niezwykle trafnym cytatem ojca
konserwatyzmu, Edmunda Burke’a: „Do tego,
aby zło zatriumfowało, wystarczy tylko bezczynność dobrych ludzi”. Niestety
w tym wypadku, zbyt dużo dobrych ludzi pozostaje bezczynnymi.
Jeśli chcesz pomóc i nie jest to
dla Ciebie problem to udostępnij ten artykuł. Powiedz o jego treści swoim
znajomym. A jeśli jesteś jakoś związany z KUL-em, to zrób coś, bo Ty najlepiej
wiesz co możesz zrobić. Jeśli zdecydujesz się mówić prawdę, to będzie już dużo.
Nie pozostawaj tylko bezczynnym, bo bezczynność jest grzechem.
REDAKCJA MYŚLI KATOLICKIEJ - Organu Katolików Świeckich
ZA: https://myslkatolicka.blogspot.com/2019/05/pilne-profesor-kul-zniszczy-zycie_10.htmlZa: https://tenetetraditiones.blogspot.com/2019/05/pilne-profesor-kul-zniszczy-zycie_10.html?fbclid=IwAR0Ih49w7qRgSQjAhD9zrJZNUgLaOhKHCh3PfXLzk06ZdMv
HnahclwjRzIE#more
OD REDAKCJI: Ot i takie ciekawostki z jednej z uczelni w Polsce znalezione w sieci. Zdaniem Redakcji epilog tej sprawy powinien rozegrać się przed Sądem i niech wtedy obydwie skonfliktowane strony wyłożą karty na stół (dowody w sprawie) a Sąd sprawiedliwie ogłosi wyrok.