Tym, co mają słabe serce…!”
Szlak bojowy Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych JEST
częścią historii polskiego ruchu narodowego, a jako rzadki objaw
realizmu w polskiej historii wojskowości – stanowi także ważny punkt
odniesienia dla wszystkich nawiązujących do konserwatywnej szkoły
myślenia politycznego.
Tak, założyciele i dowództwo BŚ mylili się wierząc w III wojnę światową, co nie zmienia faktu, że wykazali większy rozsądek / zdolność przewidywania zdarzeń niż ich koledzy, zasilający następnie szeregi Żołnierzy Wyklętych.
I za to właśnie, za MYŚLENIE oraz za ORGANIZACJĘ, dwie cechy naprawdę
rzadkie w polskiej polityce – należy się Brygadzie uszanowanie.
U zarania lat 90-tych współtworzyłem Stronnictwo Narodowe
„Szczerbiec” – zakładaną przez weteranów nacjonalistycznej opozycji
anty-ustrojowej pierwszą organizację endecką głoszącą jednolity front
nacjonalistyczny, nie wdającą się w talmudyczne rozważania „czy w latach 30-tych lepsza była opcja staro- czy młodo-narodowa, a może narodowo-radykalna”.
Nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości, że nasze historyczne
dziedzictwo to i Narodowa Organizacja Wojskowa – i Narodowe Siły
Zbrojne, tak scalone, jak i do końca (słusznie…) sceptyczne wobec AK i
oficjalnych struktur Polskiego Państwa Podziemnego. I Związek
Jaszczurczy – i Konfederacja Narodu, i Narodowo-Ludowa Organizacja
Wojskowa – i Uderzeniowe Bataliony Kadrowe oraz Stronnictwo Zrywu
Narodowego, a także Miecz i Pług na dodatek. Moje relacje z
instytucjonalnym ruchem narodowym w następnych latach były zróżnicowane –
ale endekiem byłem, jestem i pozostanę. I nie rozumiem czemu miałbym obrażać się na rozsądnych i bohaterskich żołnierzy NSZ tylko dlatego, że śpiewali „Pierwszą Brygadę”.
Sam to śpiewałem. I grałem, jeszcze w szkole, na wibrafonie (to takie
duże cymbałki…), ku zawstydzeniu moich PRL-owskich nauczycieli. Nie
tylko jednak dlatego zalecam odrobinę zdrowego rozsądku w ocenie
Brygady.
Fałszywy kult
Oczywiście, jej dzisiejszy oficjalny kult – to WSPÓŁCZESNY fakt
polityczny. W dodatku wyjątkowo zakłamany, bo znakomicie pamiętam z lat
90-tych, kiedy to Jarosław Kaczyński odcinał się jeszcze od „antysemitów z NSZ”, a jego hunwejbini z Ligi Republikańskiej przeciwstawili „dobre WiN” (dobre, bo inwigilowane przez UB?) „złej Brygadzie”. Ba, w forpoczcie wylewania pomyi na niescalone NSZ był wówczas tak dziś hołubiony Leszek Żebrowski!
O ile więc można i nawet należy piętnować FORMY i INTENCJE nagłego
przekonania ludzi Kaczyńskiego do uszanowania Brygady Świętokrzyskiej – o
tyle zupełnie błędne jest stosowanie techniki „kult jest zły, bo Brygada była zła„. Bo chociaż koledzy w środowiskowych sporach broniący BŚ oczywiście się z tym nie zgodzą – ale to tak, jak z burzeniem pomników sowieckich.
Nie chodzi o to czy ci uwiecznieni na nich byli fajni czy nie – tylko
czemu niefajny jest WSPÓŁCZESNY akt polityczny polegający na burzeniu. I
analogicznie – zgadzając się, że prawidłowość działania Brygady
jest niewątpliwa, można i nawet należy uważać, że obecny nieszczery
kult ze strony choćby takiego prezydenta Andrzeja Dudy może mieć fatalne
dla dzisiejszej i przyszłej Polski konsekwencje. Zostanie
bowiem kłamliwie wykorzystany do oskarżenia Polaków o ZBROJNĄ
kolaborację z nazistowskimi Niemcami. Dlatego NALEŻY być przeciw
pałętaniu się przez jakichś amerykańsko-syjonistycznych politykierów
wokół miejsc pamięci Brygady i jej profanowaniu dla bieżących
ANTYPOLSKICH celów i prowokacji – natomiast oddawać szacunek żołnierzom i
oficerom, którzy zrozumieli, że czasem rozsądniej jest NIE WALCZYĆ.
Pragmatyzm nad formalizmem
Obie strony bezsensownego, wewnętrznego sporu kłócą się bowiem w istocie Z KIM („to może należało z…?!” – „nigdy nie wolno było z…!”
zarzucają jedni drugim) – zamiast zgodzić się co do samej METODY
POSTĘPOWANIA. Oto bowiem z perspektywy samobójczej ideologii dwóch
wrogów – postawa Brygady była POSTĘPEM, czyli wzrostem PRAGMATYZMU. A
więc wbrew szyderstwom czy zaprzeczeniom – czymś bliskim choćby
działaniu… Bolesława Piaseckiego. Nieprzypadkowo
wszak ugodę z Sowietami wsparli także ci, którzy podczas wojny
popierali jakieś porozumienie techniczne z Niemcami. Bo to sama
KOLABORACJA bywa po prostu optymalną dla danej wspólnoty techniką
polityczną i nie to Z KIM, ale KIEDY jest wówczas ważne.
Co najmniej niepoważny jest także zarzut, że „Brygada wychodziła w sposób zorganizowany, taktycznie dogadując się z Niemcami”.
Podnoszący go powinni bowiem dopowiedzieć – to co ich zdaniem BŚ miała
zrobić? Uciekać pojedynczo? W parcianych workach? Z zawiązanymi oczami?
Nie, oni jednak „Wyszli w sposób zorganizowany” – faktycznie,
cholera, jakoś nie po polsku! A przecież taka relokacja dawała po prostu
większe gwarancje powodzenia, była operacją wojskową, a nie jakąś tam
symboliką. I dobrze, że ktoś to umiał zrobić. Nadto nie pytajmy czy „się dało”
to zrobić inaczej, tylko co było praktyczniejsze. Marsz w
zabezpieczonej dużej formacji OKAZAŁ się skuteczny, a ryzykować tylko z
pobudek propagandowych „żeby lepiej wyglądało” nie miało sensu. Jak zawsze – pragmatyka nad formalizmem, koledzy malkontenci!
Dalej – czemu Brygada (a w istocie całe niescalone NSZ) nie
podporządkowała się Armii Krajowej i kierownictwu Polskiego Państwa
Podziemnego? Po pierwsze – i od tego należałoby zacząć, że przecież
tylko ktoś wyjątkowo naiwny, w każdym razie po upadku Francji – mógł
zakładać, że kiedy „słoneczko wyżej, to Sikorski bliżej”.
Zwłaszcza, kiedy generała już nie stało… Wszyscy ludzie rozsądni
wiedzieli, że układ władzy w Polsce po wojnie nie będzie miał większego
związku z tym, co było w II RP, a powoli orientowano się także, że również londyńskość jest ślepą uliczką.
Wiedzieli to pierwsi nawet… sikorszczycy z Centralnego Komitetu
Organizacji Niepodległościowych (to dopiero paradoks, co?), nie ma więc
powodu by odmawiać równie rozsądnego podejścia do tego samego problemu
Służbie Cywilnej Narodu. Naprawdę jakiś endek twierdzi, że należało
słuchać Komendy Głównej Armii Krajowej, której fatalne akcje każdorazowo
kosztowały życie setki polskich zakładników, która dopiero przymuszona
broniła Zamojszczyzny, która do ostatniej chwili nie chciała bronić
Wołynia, która zarządziła absurdalną „Burzę”, a żeby jeszcze
bardziej dobić naród dopuściła do zniszczenia jego stolicy? W dodatku,
kiedy Brygada Świętokrzyska wychodziła – Polskie Państwo Podziemne było
już faktycznie fikcją. Jesienią 1944 r. AK była bankrutem politycznym, skompromitowanym powstaniem i bez żadnej dalszej wizji stosunków w Polsce.
Realizm musi być… realistyczny
Pozostawało porozumienie z PKWN, czyli droga – którą proponował Komendant Główny NSZ, Stanisław Nakoniecznikoff-Klukowski
(za co został zamordowany przez swoich organizacyjnych kolegów,
niestety potem właśnie w składzie BŚ…), a którą wcześniej przewidywał
już wydany w tajemniczych okolicznościach w ręce Niemców konspiracyjny
prezes krajowego Stronnictwa Narodowego, Stefan Sacha.
Droga, którą podczas tragicznego powstania poszli sikorszczycy z Korpusu
Bezpieczeństwa – Organizacji Walki, wspólnie z PAL podporządkowujący
się wspólnemu dowództwu „lubelskiego” Wojska Polskiego.
Wreszcie droga, którą wybrał najtwardszy przed, podczas i po wojnie
polski przywódca narodowy, wódz Falangi i komendant Uderzeniowych
Batalionów Kadrowych, Bolesław Piasecki.
Bądźmy jednak realistami do końca – dla większości NSZ-etowców była
to droga nie tylko nie przejścia, ale nawet nie do pomyślenia! Takie
decyzje powinna była podjąć kadra, a jeśli kadra nie była do tego zdolna
– to czyja to była wina? Czy nie działał ten mechanizm, który każe starym
endekom kwękać, że młode pokolenie nacjonalistów ulega cudzym wpływom,
zamiast uderzyć się we własne piersi i przyznać, że w pewnym momencie
zostawiono puste pole i oddano inicjatywę bynajmniej nie-narodowym
inicjatywom politycznym działającym obecnie pod nie należnym sobie
sztafażem?
To fakt, że wielu młodych odmaszerowało dziś daleko – i trudno im się
dziwić. Bo jak mieli nie odejść, skoro jakimś profesorskim gadaniem
potępia się dziś epizod, który i od strony ideowej, i pragmatycznej
mieści się wszak w kanonie endeckim i narodowo radykalnym! Przecież
właśnie lepiej, że żołnierze Brygady (i nie tylko żołnierze, bo dzięki
ZORGANIZOWANEMU wyjściu jednostki uratowała ona również wielu cywilów)
zawczasu opuścili kraj, w takiej konfiguracji, jaka była możliwa –
zamiast słuchać sprzecznych rozkazów AK-owskiego Londynu, ulegać złudnym
nadziejom, siedzieć po lasach, być może przekroczyć wąską granicę
bandytyzmu i z czasem dać się pozabijać komunistom.
Niekoniecznie z racjonalnych pobudek, ale Brygada Świętokrzyska
Narodowych Sił Zbrojnych wykazała się jednak… racjonalizmem. Często w
naszych dziejach miewaliśmy dużo dzielnych żołnierzy uważających, że
zawsze jest pora by postrzelać, a w ogóle najlepiej jest malowniczo
zginąć. Wojsko płk. Antoniego Szackiego „Bohuna”-„Dąbrowskiego” przynajmniej przeżyło. A to naprawdę dużo w historii Polski – i naprawdę… po endecku. Choćby nawet śpiewali „Pierwszą Brygadę”.
Konrad Rękas
Za: http://xportal.pl/?p=35120&fbclid=IwAR1oyJXqJReMSTl5htgnlC5QMfSbQgkLGU61ELMun2lZ-uOXHs5rXR-5Ykk