Po „białym terrorze”, jaki zapanował we Francji po Restauracji Burbonów, „biały terror” pojawił się w następstwie „terroru czerwonego”,
jaki rozpętali bolszewicy natychmiast po rewolucji w 1917 roku.
Czerwonego terroru doświadczyliśmy nie tylko w czasie wojny
bolszewickiej, ale również po II wojnie światowej, kiedy to Polska z
łaski naszych sojuszników: Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych,
trafiła pod okupację „sojusznika naszych sojuszników”, czyli
Józefa Stalina. Warto przypomnieć, że na tamtym etapie, podobnie
zresztą, jak i na etapach wcześniejszych, czerwony terror rozpętany
został pod pretekstem walki o wolność i szczęście ludu. Lud co prawda aż
takiego nadmiaru szczęścia się nie spodziewał, podobnie jak były
premier Kazimierz Marcinkiewicz, ale wiadomo, że szczęście, wszystko
jedno na czym miałoby polegać, prędzej czy później musi być okupiona
cierpieniem.
Toteż rozruchy w Białymstoku zostały przez zwolenników i promotorów
komunistycznej rewolucji przyjęte jako prawdziwy dar Niebios – by pod
pretekstem walki z rzekomą dyskryminacją sodomitów i gomorytów rozpętać
terror, tym razem „tęczowy”. Z obfitości serca usta mówią, więc
przez media przewaliła się fala publikacji o potrzebie, a właściwie o
konieczności zaostrzenia represji karnej wobec każdego kto publicznie a
nawet i nie publicznie wyraża swoją niechęć wobec sodomickiej
propagandy. Nawiasem mówiąc, w awangardzie tego tęczowego terroru
przoduje żydowska gazeta dla Polaków, kierowana przez potomka sowieckich
kolaborantów, za komuny nawołujących do „nienawiście klasowej”,
co pokazuje, że ciągłość, również międzypokoleniowa, jest większa, niż
nam się wydaje. W Warszawie zaś, na Placu Defilad odbył się więc
sodomitów i gomorytów, podczas którego przedstawiony został polityczny
program tych środowisk, które nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że są
wykorzystywane w charakterze mięsa armatniego przez promotów rewolucji
komunistycznej, której celem jest destrukcja organicznych więzi
społecznych, by historyczne europejskie narody przerobić na tak zwany „nawóz historii”.
Ten program ma swoje maksimum i swoje minimum. Maksimum zostało wyrażone
przez osobę przedstawiającą, jak powinien wyglądać Białystok. W mieście
tym „nie ma miejsca”, ani dla „homofobów”, ani dla „kibiców”,
ani dla duchownych katolickich, którzy dla komunistycznych
rewolucjonistów zawsze byli uważani za najgorszych wrogów – no i w ogóle
– dla nikogo, kto by próbował sprzeciwiać się sodomitom i gomorytom w
przejęciu przez nich władzy najpierw nad Białymstokiem, a potem nad
resztą kraju. „ Wir weiden weiter marschieren wen alles in Scherben faellt, denn heute da hoert uns Deutschalnd, und Morgen die ganze Welt”
(I będziemy maszerować, aż wszystko rozpadnie się w proch, bo dzisiaj
nasze są Niemcy, a jutro – cały świat) – śpiewali w swojej kultowej
piosence hitlerowcy. Oczywiście sodomici i gomoryci strasznie by się
oburzyli, gdyby nazwać ich hitlerowcami – bo dzisiaj „faszysta”
nie jest już zwyczajną nazwą zwolennika tego kierunku politycznego,
tylko wyzwiskiem, jakim sodomickie mięso armatnie obrzuca swoich
rzeczywistych i domniemanych przeciwników. Tymczasem „faszyzm”
jest poglądem, którego najtwardszym jadrem jest przekonanie, że państwu
nie tylko wszystko wolno, ale że wszystko ono może. Na przykład –
nadawać nowy sens pojęciom. Dotyczy to na przykład małżeństwa, które
dotychczas jest uważane za związek mężczyzny i kobiety, którzy –
abstrahując od religijnego wymiaru tego aktu – umawiają się na wzajemne
świadczenie sobie usług seksualnych, ale też zobowiązują się do
przyjęcia i wychowania potomstwa . Tymczasem sodomici pod pretekstem „równości małżeńskiej” domagają się, by „państwo”
postawiło znak równości między małżeństwami, a umowami o wzajemne
świadczenie usług seksualnych, z których żadne potomstwo pojawić się nie
może. Jest to przykład swego rodzaju faszystowskiego sposobu myślenia z
myśleniem bolszewickim, które „nie znało granic ni kordonów”
dotychczas wytyczanych przez logikę i prawa fizyki. Tak – również prawa
fizyki – bo jakże inaczej potraktować ulubiony przez Stalina pomysł
odwracania biegu rzek? Zatem program maksimum przewiduje „oczyszczenie” miast i miasteczek z „homofobów” gwoli zapewnienia sodomitom i gomorytom „dobrostanu”.
W jaki sposób te czystki maja się odbywać, tego na razie nie wiemy, ale
przecież są wypróbowane w przeszłości sposoby, do których zawsze można
by się odwołać pod pretekstem, że z nienawiścią walczyć trzeba, no a
jakże tu walczyć z nienawiścią nie ruszając nienawistników? Tedy rysują
się dwa sposoby; albo poprzez intensywną działalność perswazyjną i
systematyczne oduraczanie ich przekonać, a jak nie – to pozabijać – bo z
nienawiścią żartów przecież nie ma.
Program minimum, to przeforsowanie przez „państwo” ustawodawstwa zgodnego z wyobrażeniami sodomitów i gomorytów na temat prawa. Chodzi nie tylko o postulaty „równościowe” ze sławną „równością małżeńską”
na czele, ale i prawo adoptowania cudzych dzieci, które w tym celu
musiałyby być odbierane rodzicom hołdującym rozmaitych wstecznym
przesądom, choćby po to, by uchronić je przed nieodwracalnym nasiąkaniem
„nienawiścią” - ale przede wszystkim o zaostrzenie represji
karnej. Penalizowaniu miałyby podlegać wszelkie zachowania, które nie
podobają się sodomitom, a więc na przykład – ostracyzm towarzyski.
Bowiem sodomici pragną być kochani, a jak ktoś nie chce ich kochać, to „państwo”
powinno nauczyć go rozumu za więzienną kratą. Jak już stamtąd wyjdzie, w
dodatku przecwelowany przez towarzyszy niedoli, to już będzie kochał
każdego, kto od niego tego zażąda.
Mamy zatem do czynienia z obrazem „tęczowego terroru” w pełnym
rozkwicie – bo przecież etap surowości dopiero się zaczyna i sodomici
nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Natomiast presja, jaką próbują
wywierać na „państwo”, akurat tworzone przez eunuchów łasych na
głosy wyborcze, może okazać się skuteczna. Sami sodomici i gomoryci nie
byliby w stanie nikogo sterroryzować, bo jest ich po prostu za mało.
Dlatego też próbują zaprząc do swego rydwanu „państwo” i sądząc z
przebiegu wiecu na Placu Defilad i ekspiacyjnych przemówień
parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej, może im się to udać. Już
teraz niezawisłe sądy uchylają decyzje zakazujące prowadzenia
sodomickiej propagandy, a policja te propagandowe operacje ochrania –
ale czegóż innego moglibyśmy spodziewać się po pani Elżbiecie Witek,
która pewnie sama nie może ochłonąć ze zdumienia, że Naczelnik Państwa
właśnie ją udelektował taką wysoką funkcją? Toteż i rząd „dobrej zmiany”
pod osłoną buńczucznej retoryki, po cichu spełnia wszystkie, albo
prawie wszystkie sodomickie oczekiwania – bo głosy wyborcze trzeba
ciułać, a poza tym – kiedy już po wyborach trzeba będzie przystąpić do
realizowania żydowskich roszczeń majątkowych, to i tak wszystko zacznie
się rozstrzygać w całkiem innych kategoriach.
Stanisław Michalkiewicz