W Polsce od ponad dwudziestu lat trwa walka radykalnych środowisk,
określających siebie jako antysystemowe. Jednak środowiska te zamiast
faktycznie walczyć z obecnym systemem skupiały się głównie na walkach
między sobą (oraz tworzeniu własnego, zamkniętego mikro-świata). To, że
próby przeprowadzenia postulowanych zmian nie przyniosły oczekiwanych
skutków widać wyraźnie, więc tym bardziej warto się obecnie zastanowić
nad tym kto jest realnym zagrożeniem dla osób o – przynajmniej
deklarowanych – antysystemowych poglądach. Przecież nie są to inne
marginalne środowiska, nawet te podpisujące się pod skrajnie odmiennymi
ideologiami, ale obecna władza (i to nie tylko polityczna lecz w coraz
większym stopniu ekonomiczna).
Walka na marginesie
Do zniesienia obecnego porządku i zastąpienia go innym niezbędne jest
zniszczenie zastanych mechanizmów systemu i obalenie obecnej władzy.
Jaki jest przy tym sens dążenia do likwidacji marginalnych grup bez
żadnego wpływu na obecny kształt systemu? Oczywiście żaden, ale o wiele
łatwiej reprezentantom takich środowisk walczyć między sobą, niż
stworzyć realne zagrożenie dla obecnego układu politycznego, więc jest
to z pewnością droga prostsza i choć prowadząca donikąd to w jakimś
stopniu daje ona poczucie spełnienia i pozornego realizowania jakiegoś
celu. Jednak w takim wymiarze radykalna walka zawsze pozostanie na
marginesie politycznego dyskursu, bo w końcu toczyć się będzie jedynie
pomiędzy marginalnymi środowiskami, które i tak nie mają realnego wpływu
na kształt systemu.
Przy takim stanie rzeczy tworzy się kolejny ogromny problem obecnych
radykalnych środowisk – tworzenie ruchów anty – czyli skupiających się
jedynie na negowaniu czegoś – i o dziwo, nie jest to nawet negowanie
kapitalizmu czy liberalizmu, ale kuriozalne tworzenie własnej ideologii
na negacji faszyzmu czy komunizmu, których próżno szukać w obecnym
mainstreamowym dyskursie. Takie ruchy oparte głównie na negacji żyją ze
sobą w dziwnej symbiozie potrzebując się wzajemnie do funkcjonowania
(bez wroga w końcu jaki byłby sens istnienia ruchu, którego nadrzędnym
celem nie jest wprowadzanie w życie własnych postulatów, ale właśnie
niszczenie opozycyjnej grupy). Ruch oparty jedynie na negacji nie ma
także dalszych pespektyw nawet w przypadku skupienia się na budowie
sprzeciwu wobec obecnego systemu, ponieważ nawet silny ruch
antykapitalistyczny nie doprowadzi do zmian systemowych – do takiej
zmiany potrzebne są pozytywne idee stanowiące alternatywną wizję
rzeczywistości.
Brak przyszłości ruchów opartych na negacji swoich radykalnych i
równie marginalnych odpowiedników nie przeszkadza wielu osobom rozciągać
swoją czarno-białą wizję świata na płaszczyznę globalną – i tak z
jednej strony jedni upatrują w obecnych kapitalistycznych systemach
dominacji faszyzmu z racji powiązania systemu kapitalistycznego z władzą
państwową, inni z kolei widzą w nich władzę skrajnej lewicy z racji
obrony mniejszości i negacji tradycji. Paradoksalnie to właśnie takie
naciąganie świata pod tworzenie jedynie dwóch obozów ideologicznych
tworzy jednocześnie świetną obronę dla obecnego systemu, który pozostaje
niezauważony i zakamuflowany – bo skoro antysystemowe grupy zwalczają
komunizm i faszyzm to kapitalizm może egzystować , rozwijając się
spokojnie i niezakłócenie.
Obecny system ekonomiczny to kapitalizm, z ideologią liberalną jako
jego podstawą. Nie jest to ani socjalizm, ani faszyzm, kapitalizm jest
kapitalizmem. Jednak ludzie mają na tyle silne tendencje do dzielenia
świata na dwa obozy, że ciężko im zauważyć, że ideologii jest trochę
więcej niż ich jedyna słuszna i ta obca, wroga. To, że ideologie mają
cechy wspólne jest czymś normalnym – tak jak ciężko by było znaleźć
ludzi, których wizje świata kompletnie w żadnym punkcie by się nie
przecinały –tak też jest z ideologiami – jednak to że zarówno
liberalizm, jak i anarchizm stawia wolność jednostki na piedestale, czy
to że nacjonalizm i komunizm opierają się na wspólnotowych wartościach
przecież nie czyni tych ideologii tożsamymi.
Oczywiście, jakiekolwiek porozumienie skrajności nie jest możliwe,
przynajmniej w obecnej sytuacji środowisk radykalnych, bo oznaczałoby to
stworzenie kolejnego ruchu anty bez pozytywnych postulatów. Wszystkie
ideologie mają jakieś punkty wspólne, ale niektóre różnią się od siebie
za bardzo żeby móc stworzyć trwały i stabilny sojusz. Do zburzenia
systemu nie wystarczy sama jego negacja, ale także idea i postulaty na
tyle rozbudowane i silne, aby mogły się stać alternatywą wobec obecnej
rzeczywistości. W polskich radykalnych środowiskach tych postulatów od
zawsze brakowało – albo były one rozmyte i nie posiadały stabilnego
uzasadnienia, albo były jedynie mglistym zarysem, albo nie posiadały
odpowiedniej siły przebicia w postaci masowego poparcia. W dużej mierze
za brak solidnej alternatywy decydowało to, że radykalne grupy
polityczne stanowiły dla aktywistów bardziej odskocznię od codzienności i
przejściową formę spędzania wolnego czasu niż faktyczną sferę działań
mających doprowadzić do jakichkolwiek poważnej zmiany.
Dualizm w postrzeganiu świata nie tylko doprowadza do powstawania
urojonych wrogów, ale także urojonych sojuszników. Wśród nacjonalistów
dalej wiele osób nie widzi problemu w istnieniu sojuszy pomiędzy
liberałami a osobami o socjalnych poglądach, pomiędzy reakcjonistami a
rewolucjonistami, reformistami i antysystemowcami, elitarystami i
zwolennikami wspólnotowości. Takie połączenia zwykle są skutkiem braku
rozbudowanej koncepcji pozytywnej czyli wizji świata, jaka miała by
nastąpić po przemianach – ruchy oparte wyłącznie na negacji łatwiej
wchodzą w tego typu skrajne sojusze, ponieważ ich członkowie nie
zaprzątają sobie głowy tym, jak rzeczywistość miałaby dokładnie wyglądać
po zburzeniu obecnego porządku. Oczywiście na dłuższą metę taki stan
rzeczy prowadzi albo do podziałów albo do wewnętrznego zniszczenia ruchu
przez brak wspólnej idei jednoczącej albo do zdominowania grupy przez
bardziej świadomą i dominującą opcję polityczną.
Urojony wróg niszczy grupę, pozbawia ją realnych szans na dokonanie
zmian, w końcu też tuszuje istnienie wroga realnego. Istnienie ruchów
anty pozbawionych postulatów dotyczących kształtu nowego systemu jest z
góry skazane na przegraną i jest to jedna z wielu przyczyn marginalności
obecnej radykalnej sceny politycznej. Jeżeli faktycznie celem
jakiejkolwiek grupy obecnie funkcjonującej w Polsce i mianującej się
jako antysystemowa jest zburzenie obecnego porządku, to jej dążeniem nie
powinno być zniszczenie innej marginalnej grupy politycznej pozbawionej
władzy, ale walka z tymi, którzy tą władzę obecnie posiadają.
Podwórkowa walka z wrogiem, który jest na równi marginalny jest na pewno
dla wielu kusząca, w końcu jest ona łatwiejsza i mniej wymagająca, ale
przy okazji jest też pozbawiona sensu w perspektywie politycznej i
tworzy drogę prowadzącą donikąd.
S.
Za:http://www.autonom.pl/?p=11889