Systemem kierują geniusze. Poważnie,
uważam, że w kwestiach socjotechniki, manipulacją tłumem, a przez to
bezpieczeństwa własnego systemu prowadzą go absolutni mistrzowie swojego
fachu. Poprzednicy z przeróżnych upadłych już systemów to przy nich
parodyści. Goebbels mistrzem propagandy? Beż żartów, dzisiaj byłby co
najwyżej politykiem średniego szczebla w jakimś euroregionie. Anonimowość,
długofalowość, a przede wszystkim ogromny skok technologiczny to
rzeczy, dzięki którym kreatorzy dzisiejszej światowej polityki
wyprzedzają swoich poprzedników o lata świetlne. Wisienką na torcie ich
działalności są z pewnością poszczególne wybory. To wtedy mogą
fantazyjnie prowadzić swoje badania i planować następne działania w celu
tworzenia światowego imperium. Przyznaję, że choć pewnie przemawia
przeze mnie jakiś straszny masochizm, lubię to obserwować. Nazywam to masochizmem, gdyż wnioski z
tych obserwacji mogą doprowadzić do destrukcyjnych myśli i zachowań.
Naród, o którego tożsamość staramy się walczyć od lat, to w ogromnej
większości skończeni kretyni. Zaangażowani w wybory pomyślą teraz: „ma
facet rację, są wśród nas miliony idiotów, skoro wybrali Komorowskiego“,
następni pomyślą: „rzeczywiście, głosować ciągle na duet PO/PIS? Ile
można tłuc im do głowy prawdę“ itd. Tylko, że ci ludzie ciągle
jednak patrzą na III RP przez pryzmat swojego państwa, które dzięki
danemu kandydatowi trzeba ratować, przez co zupełnie nie różnią się od
wyborców partii mainstreamu.
Wybory istnieją w demoliberalizmie po
to, by system miał swoją legitymację. System musi mieć możliwość
powiedzenia: „jeżeli jesteście naszym bydłem, to tylko na własną prośbę“.
Każdy głos oddany w wyborach ma niestety to znaczenie, że wygrywają
wybory ci, którzy i tak mają wygrać, ale system dzięki temu pozoruje
uczciwą walkę. Głos oddany w wyborach niestety umacnia ten system,
jestem w stanie zrozumieć potrzebę pokazania swoich poglądów przy
urnach, ale gdy narodowcy mówią o „obywatelskim obowiązku”, to mrozi mi
krew w żyłach. Można by powiedzieć, że obywatelskim obowiązkiem
wobec III RP jest głosować, natomiast obowiązkiem patrioty odpuścić
sobie igrzyska absurdu systemu i nie wręczać mu swojej legitymacji tej
parodii. Wybory są też po to, żeby obywatel czuł, że ma na to
wszystko wpływ i angażował w tę sferę całą swoją społeczną energie. No
to się angażują. Widać tą zapalczywość wśród ludzi, którzy jeszcze
niedawno na każdą wzmiankę o własnej Ojczyźnie uśmiechali się pod nosem,
myśląc o swoich „poważniejszych“ problemach. Dziś oni muszą wygrać
Polskę, muszą doprowadzić do zwycięstwa danego kandydata, bo tylko on,
on jedyny zrobi… no właśnie, co on może zrobić? Od pseudoopozycji
pokroju Dudy po pseudoopozycję pokroju „antysystemowych kandydatów“
wszyscy przekonują nas, że walka o suwerenność odbywa się właśnie teraz,
podczas wyborów na nieważny urząd w okupacyjnym państwie. Czysto
teoretycznie wybrany kandydat niezależny będzie tylko politycznym
błaznem bez znaczenia, służącym systemowi albo do skompromitowania,
albo do sterowania - w zależności od potrzeby.
Jak obserwuję internetowe akcje w stylu:
„jeśli ktoś tam nie wygra, wychodzę na ulicę“, to naprawdę zanoszę się
śmiechem. Nie wyjdziesz na tę, ulicę uwierz mi, a nawet jeśli uda Ci się
zaczepić o jakiś protest, będzie to zupełnie bez znaczenia. Strata
Twojego czasu. W większości wyborcy Brauna, Kukiza czy Kowalskiego nie
będą nawet pamiętać o tym, kim oni właściwie byli, znikną w społecznej
świadomości tak szybko, jak się pojawili, zresztą w przypadku osiągnięcia
czegokolwiek w tych wyborach oni też zapomną o ideałach, które głoszą.
Ale zaraz, jakie ideały? Wyobrażam sobie, że wśród kandydatów
ktoś naprawdę chcę wyrwać się ze szponów demoliberalizmu i traktuje
wybory jako pole do powiedzenia czegoś ważnego o sytuacji, w jakiej
znalazła się nasza niepodległość. Byłaby to rzecz naprawdę godna
podziwu. Można potraktować wybory jako pewien sondaż naszych
poglądów, można też chcieć je zaprezentować szerszej publiczności. Z
tylu ust „antysystemowych“ kandydatów powinniśmy usłyszeć naprawdę
ważne i ciekawe rzeczy. Niestety cała masa sloganów bez znaczenia każe
stwierdzić, że wszyscy kandydaci ulegli grze, którą ustala system.
Niestety oni albo ideałów nie mają, albo boją się o nich mówić.
Fajnie, że Braun powie o dostępie do
broni, ale jeśli za chwilę powtarza oczywistości o związkach
Komorowskiego z WSI, to opadają mi ręce. Poglądy poglądami, ale
najważniejsze to odsunięcie od władzy PO i wysłużenie się PiS-owi?
Fajnie, że mówi dużo o żydach i masonach, ale jeśli mimo wielokrotnej
możliwości powiedzenia czegoś więcej on woli bawić się w
demokratycznego polityka, to znaczy, że po prostu pasuje mu być tylko
„gościem od żydów” albo nie jest tak bystry, jak się wydaje. Świetnie,
że Kukiz mówi o partiokracji, ale jeśli nie widzi związku jej z Unią
Europejską, to jest to intelektualny dramat. Super, że Marian Kowalski
krzyczy o układzie okrągłostołowym, ale przecież za chwilę płacze przed
zdjęciem Lecha Kaczyńskiego. To przecież aż trudno skomentować. Każde
zdanie, jakie wypowiadają kandydaci, jest obliczone na kolejne procenty w
wyborach, już dziś zawiązują się sojusze powyborcze, przekazywanie
głosów na II turę i błaganie o głosy. Bo przecież każdy procent więcej w
wyborach da im narzędzie do kolejnych transakcji.
Brak wizji, spowodowany strachem przed mówieniem rzeczy,
których nie zrozumieją wyborcy, a więc summa summarum dostosowanie się
do przeciętnego wyborcy PiS czy PO. Zapaść. Antysystemowość to
dziś, jak się okazało, walka z partiami głównego nurtu. Nie idzie za tym
kompletnie nic. Oni nie są częścią systemu ani też jego wrogiem. Są
jego kaprysem lub kandydatem na przyszłego koncesjonowanego
opozycjonistę. Kandydaci do kandydowania. Systemowy eksperyment na tego,
na kogo warto postawić w przyszłości, gdy dualizm polityczny nie będzie
miał już przyszłości. Niech się ścigają i gonią. Może jeden z
nich będzie polską Marine Le Pen. Gotowi do startu? To, jak szybko ulegli
wyścigowi wyborczemu, pokazuje, jak łatwo kiedyś (jeśli nie już) będzie
mógł sterować ich system.
W nim zawsze będzie jakiś koncesjonowany
nacjonalista - powinniśmy się przyzwyczaić, ale jednak przeraża postawa
nacjowyborców. Wyobrażam sobie naszą Ojczyznę jako jezioro, nad którego
brzegiem z wędką stoi system. Wystarczy nabić na hak odpowiednią
przynętę i już cała ta ich niezależność umyka. Winston Smith, bohater
"Roku 1984" Orwella, był trudniejszą rybką. Próbował analizować i był
ostrożny, zanim trafił nad Goldsteina. No i trafić mu było do niego
trudniej. Zaangażowani wyborcy nie mają czasu zadawać sobie trudu, więc
system im to ułatwił. Nie powinni się jednak przejmować. Za
kilka lat będą mieć to w dupie, siedząc w okopach jakiegoś prawicowego
polityka. Przyjdą następni, znów będą krzyczeć o antysystemowości i znów
zostaną wykorzystani przez patronów tych igrzysk.
Po kandydatach i „zaangażowanych
wyborcach“ trzeba wspomnieć o niezwykle ważnym, ale chyba najbardziej
żenującym w tej układance elemencie. Media. Staram się je obserwować,
ale nie potrafię. Mamy po jednej stronie portale prorządowe, po drugiej
tzw. niepokorne. W rzeczywistości media te mówią dokładnie to samo, w
sposób tak bezczelnie głupi, że z pewnością mają wszystkich swoich
czytelników za małpy. Wzajemnie rywalizujące, a w rzeczywistości
wspierające się robią dokładnie to, co ich patroni. Medialny dualizm,
gdzie pluralizm jest tak pozorny, że aż dziw, że nie dostrzegalny
masowo. Niepokorni, opozycyjni, codziennie jednak komentujący
wydarzenia w tych jednak pokornych i prorządowych jako jedyny głos
opozycji. Pozorność wyboru na poziomie propagandy z czasów Bolesława
Bieruta. Naprawdę obecne media są tak zależne od systemu, a
poziom ich nachalności tak ogromny, że przy nich PAX Piaseckiego to była
ostoja wolności. Równie dobrze jutro Gazeta Wyborcza może ogłosić, że
stanie na głowie o 6 rano jest najwyższym stopniem dbałości o państwo.
Wyborcy staną. Potem wSieci napisze, że to kłamstwo GW, bo powinno się
to robić o 6.30. Ich czytelnicy krzykną coś o zdradzie tamtych i
historycznej potrzebie. Ci geniusze, o których wspomniałem na początku,
będą się śmiali, tak jak śmieją się teraz. Oni nie potrzebują fałszowania
wyborów (kolejna akcja o jakiś długopisach - zaangażowani walczą!), mogą
z 100% wskazać Wam kandydata, na którego zagłosujecie. Tego, który
wygra, tego, który będzie tworzył pierwszą i drugą, i trzecią opozycję.
Wystarczy odpowiednia przynęta na rybki.
Trzeba dodać, że coś się zmienia w
naszym kraju. Ludzie coraz mniej reagują śmiechem na słowo „Polska“, a
poglądy narodowe i patriotyzm ciężko już im zamknąć tylko w szufladkę
ciemnogrodu. Może na swój sposób widzimy to po tych kandydatach?
Przykłady Europy pokazują, że nadchodzi czas zmian rządowych Unii
Europejskiej. Kończą swoje kadencje typowe stare podziały
(prawo - lewo, socjaldemokraci - liberałowie etc.) i system wypuszcza na
rynek kolejne twory. Możliwe, że przyszedł czas koncesjonowanego
nacjonalizmu. Może być to czas dla nacjonalistów albo śmiertelnie
niebezpieczny, albo czas rozkwitu tożsamości narodowej i idei wśród
naszych rodaków. Dużo w tym względzie zależy od nas. Zamiast trzymać się
brzytwy, lepiej nauczyć się pływać.