![]()  | 
Ceremonia podpisania przez prezydenta RP Ignacego  
Mościckiego konstytucji 1935 r. 
 | 
      Fundamentem, na którym budowano 
system prawny Polski po 1989 r., była stalinowska konstytucja z 1952 r. 
Konstytucję kwietniową z 1935 r. potraktowano jak stary rupieć i nawet 
jej nie zniesiono w prawidłowy sposób. 
To była najstaranniej przygotowana konstytucja w dziejach Polski. Co 
prawda, przeciwnicy obozu rządzącego nazywali ją „autorytarną", a nawet 
„faszystowską", ale de facto dawała ona prezydentowi węższe uprawnienia,
 niż miał prezydent arcydemokratycznych Stanów Zjednoczonych ameryki. W 
odróżnieniu od swojej nieudanej poprzedniczki – konstytucji marcowej – 
nie była wyrazem zgniłych politycznych kompromisów. Zespół kierowany 
przez profesora Stanisława Cara doszlifował ją niezwykle precyzyjnie. 
„Myślą przewodnią twórców konstytucji było znalezienie złotego środka 
między dwiema zasadami – wolności obywatela i autorytetu władzy. Po raz 
pierwszy w dziejach Polski stworzono podstawy dla władzy mocnej. 
Zrywając z przekleństwem tych przerostów, które – przez bezrząd i 
anarchię – wtrąciły dawną Rzeczpospolitą do grobu, zachowywano wszystko,
 co w przeszłości narodowej było zdrowe, silne, piękne" - pisał o 
konstytucji kwietniowej emigracyjny historyk Władysław Pobóg-Malinowski.
Konstytucja, nazwana „kwietniową", została podpisana przez prezydenta
 Mościckiego i członków rządu 23 kwietnia 1935 r. w Sali Rycerskiej 
Zamku Królewskiego w Warszawie. Ciężko chory marszałek Piłsudski złożył 
na niej swój podpis kilka dni wcześniej. Była ona jego testamentem 
politycznym. O ile antysanacyjna opozycja głosowała w Sejmie i Senacie 
przeciwko projektowi konstytucji, a później samą konstytucję mocno 
krytykowała, to jednak się do niej stosowała. Na jesieni 1939 r. 
znajdujący się w konstytucji kwietniowej przepis o wyznaczaniu następcy 
prezydenta uratował ciągłość państwową II RP. Po nowelizacji, 
zwiększającej uprawnienia rządu kosztem prezydenta, konstytucję 
kwietniową jako swoją traktował rząd Sikorskiego, rząd Mikołajczyka i 
legalne władze II RP, które funkcjonowały na emigracji aż do 1990 r. 
Konstytucja kwietniowa była wówczas symbolem tego, że są na świecie 
Polacy, którzy nie pogodzili się z jałtańskim bezprawiem.
Dziedzictwo duraczówki
W Dzienniku Ustaw wydanym Angers 2 grudnia 1939 r. znajduje się Dekret z
 dnia 30 listopada 1939 r. o nieważności aktów prawnych władz 
okupacyjnych podpisany przez prezydenta Władysława Raczkiewicza i 
kontrasygnowany przez premiera Władysława Sikorskiego. Artykuł 1. tego 
Dekretu mówi: „Wszelkie akty prawne i zarządzenia władz, okupujących 
terytorium Państwa Polskiego, jeżeli wykraczają poza granicę tymczasowej
 administracji okupowanym terytorium, są, zgodnie z postanowieniami 
IV-tej Konwencji Haskiej z 1907 r. o prawach i zwyczajach wojny lądowej,
 nieważne i niebyłe". Artykuł 8. mówi zaś: „Obywatel polski, który 
dobrowolnie będzie pomagał władzom okupacyjnym do wykonywania aktów, 
wskazanych w artykule 1-5, podlegnie karze do 10 lat więzienia oraz 
grzywnie lub konfiskacie całego mienia". Dekret ten odnosił się nie 
tylko do okupacji niemieckiej, ale również sowieckiej, słowackiej i 
litewskiej. A także drugiej sowieckiej okupacji po 1944 r., czyli 
również do aktów prawnych będących fundamentami ustrojowymi tzw. PRL.
Akty prawne przyjmowane w pierwszych latach stalinowskiej Polski nie 
miały nawet nikłego cienia legalności. Sejm nie funkcjonował przecież aż
 do 1947 r. Powstały wówczas Sejm Ustawodawczy został wybrany w 
sfałszowanych wyborach, odbywających się pod kontrolą Sowietów. Owo 
fasadowe zgromadzenie uchwaliło 19 lutego 1947 r. tzw. małą konstytucję.
 Jej artykuł 1. mówił: „Do czasu wejścia w życie nowej Konstytucji 
Rzeczypospolitej Polskiej Sejm Ustawodawczy, jako organ władzy 
zwierzchniej Narodu Polskiego i w oparciu o podstawowe założenia 
Konstytucji z dnia 17 marca 1921 r., zasady Manifestu Polskiego Komitetu
 Wyzwolenia Narodowego z dnia 22 lipca 1944, zasady ustawodawstwa o 
radach narodowych oraz reformy społeczne i ustrojowe, potwierdzone przez
 Naród w głosowaniu ludowym z dnia 30 czerwca 1946 r. – postanawia, co 
następuje, o ustroju i zakresie działania najwyższych organów 
Rzeczypospolitej Polskiej".
 Prawnicze ABC mówi, że jeśli uchwala się nową ustawę, to należy 
zamieścić w niej klauzule derogacyjne, czyli przepisy wskazujące, które 
akty prawne przestają obowiązywać w części lub w całości po wprowadzeniu
 nowej legislacji. W małej konstytucji z 1947 r. tych klauzul nie ma. 
Komunistyczni prawnicy nie zadali sobie nawet trudu, by odwołać 
jakimkolwiek aktem prawnym konstytucję z 1935 r. Po prostu uznali ją za 
„nieistniejącą" i odwołali się bezpośrednio do konstytucji marcowej z 
1921 r. oraz Manifestu PKWN, który nie był aktem ustawodawczym, tylko 
polityczną deklaracją marionetkowej instytucji kolaboracyjnej, która 
nawet przez Sowietów nie była oficjalnie uznawana za polski rząd (tylko 
za „komitet"). To niechlujstwo można łatwo wytłumaczyć fatalnym poziomem
 kadr prawniczych stalinowskiej Polski. Za sądzenie i pisanie ustaw 
brali się wówczas półanalfabeci po kilkutygodniowych kursach 
prawniczych. Gdy w 1948 r. uruchomiono Centralną Szkołę Prawniczą im. 
Teodora Duracza, różni złośliwcy szybko skojarzyli nazwisko patrona tej 
placówki z rosyjskim słowem „durak" („dureń").
Ludzie wykształceni w Duraczówce 
tworzyli kadry prawnicze PRL stojące na straży Konstytucji Polskiej 
Rzeczypospolitej Ludowej z 22 lipca 1952 r. Poprawki do oryginalnego, 
rosyjskiego tekstu tej ustawy nanosił osobiście Stalin. Ale również w 
konstytucji kreślonej ręką gangstera z Kaukazu nie znalazła się żadna 
klauzula uchylająca konstytucję kwietniową.
Stalinowska konstytucja, po pewnych zmianach (dotyczących m.in. 
przywrócenia Senatu, zmiany nazwy państwa, herbu państwowego i 
wykreślenia odniesień do ustroju „socjalistycznego" i sojuszu z ZSRR) 
stała się konstytucją obowiązującą również w pierwszych latach III RP. I
 na tę konstytucję przysięgał Lech Wałęsa przed Zgromadzeniem Narodowym,
 obejmując w 22 grudnia 1990 r. urząd prezydenta RP. „Obejmując urząd 
prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, przysięgam uroczyście narodowi 
polskiemu, że postanowieniom Konstytucji wierności dochowam, będę 
strzegł niezłomnie godności narodu, suwerenności i bezpieczeństwa 
państwa. Przysięgam, że dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą 
dla mnie zawsze najwyższym nakazem. Tak mi dopomóż Bóg" – mówiła rota 
przysięgi. Bóg i ojczyzna znalazły się w niej obok wierności 
stalinowskiej konstytucji, co wyraźnie wskazywało na to, że III RP była 
dzieckiem kompromisu między dawnymi komunistami a peerelowską opozycją.
Demokratyczne niedbalstwo
Tego samego dnia Ryszard Kaczorowski, prezydent II RP na uchodźstwie, 
przekazał Wałęsie insygnia legalnej władzy prezydenckiej: chorągiew 
Rzeczypospolitej, pieczęcie prezydenckie i senackie, Krzyże Wielkie 
Orderów Orła Białego i Polonia Restituta oraz oryginał konstytucji 
kwietniowej z 1935 r. W dekrecie wydanym w Londynie 22 grudnia 1990 r. 
zakończył działalność emigracyjnego rządu i urzędu prezydenta – nie 
wydając jednak żadnego aktu negującego dalsze funkcjonowanie konstytucji
 kwietniowej. Choć przestawały istnieć konstytucyjne władze, sama 
konstytucja nie została zniesiona. „Oddając jutro Lechowi Wałęsie na 
Zamku Królewskim w Warszawie urząd Prezydenta Rzeczypospolitej i 
związane z nim insygnia, oddam mu w opiekę całą, niepodległą, wolną, 
demokratyczną i sprawiedliwą Polskę, o którą walczyli żołnierze Września
 1939 r., Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i bohaterskiej Armii 
Krajowej. Im przede wszystkim składam dziś głęboką cześć. Oddam 
Prezydentowi Lechowi Wałęsie zwierzchnictwo nad emigracją 
niepodległościową, która dopełniła swojej misji, przechowując 
pieczołowicie idee Polski Niepodległej. [...] We wdzięcznej pamięci 
narodu zostanie też na zawsze olbrzymi i wysoce ofiarny wysiłek dwóch 
pokoleń emigracji politycznej i ruchów wolnościowych w Kraju" – mówił 
dzień wcześniej ostatni prezydent II RP.
Można by uznać to za akt 
wyznaczenia Lecha Wałęsy na konstytucyjnego następcę prezydenta 
Kaczorowskiego, ale Wałęsa nie złożył wymaganej przez konstytucję 
kwietniową przysięgi prezydenckiej o treści: „Świadom odpowiedzialności 
wobec Boga i historii za losy Państwa, przysięgam Panu Bogu 
Wszechmogącemu, w Trójcy Świętej Jedynemu, na urzędzie prezydenta 
Rzeczypospolitej: praw zwierzchniczych Państwa bronić, jego godności 
strzec, ustawę konstytucyjną stosować, względem wszystkich obywateli 
równą kierować się sprawiedliwością, zło i niebezpieczeństwo od Państwa 
odwracać, a troskę o jego dobro za naczelny poczytywać sobie obowiązek. 
Tak mi dopomóż Bóg i Święta Jego Męka. Amen". Złożenie tej przysięgi 
było według artykułu 19. konstytucji kwietniowej warunkiem koniecznym do
 rozpoczęcia sprawowania urzędu prezydenta.
Elity III RP traktowały całą ceremonię jedynie jako akt symboliczny i
 w żaden sposób nie przejmowały się prawnym legalizmem. „A przecież 
można było – co postulowałem wtedy (nie będąc w tym odosobniony) w 
polonijnych mediach – przywrócić choćby na jeden dzień obowiązywanie 
konstytucji kwietniowej, na mocy której funkcjonowały najpierw w 
Rumunii, potem we Francji, a wreszcie w Wielkiej Brytanii władze 
Rzeczypospolitej na Uchodźstwie, zachowując ciągłość II RP. Skoro Wałęsa
 zdecydował się przejąć władzę w postaci prezydenckich insygniów z rąk 
Kaczorowskiego, a nie generała Wojciecha Jaruzelskiego, to aż prosiło 
się, by poszły za tym symbolicznym gestem polityczne konsekwencje" – 
wspominał 25 lat później Jerzy Bukowski, rzecznik Porozumienia 
Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie.
Peerelowską tradycję pogardy wobec ładu prawnego II RP kontynuowano w
 III RP. Mała konstytucja z października 1992 r. derogowała część 
przepisów konstytucji PRL z 1952 r., ale nie odniosła się w żaden sposób
 do konstytucji z 1935 r., choć np. posłowie Konfederacji Polski 
Niepodległej zwracali wówczas uwagę, że takie odniesienie powinno się 
tam znaleźć. Klauzul derogujących konstytucję kwietniową zabrakło 
również w konstytucji z 1997 r. Jej artykuł 242. mówi jedynie o utracie 
mocy przez małą konstytucję z 1992 r. i ustawy konstytucyjnej z dnia 23 
kwietnia 1992 r. o trybie przygotowania i uchwalenia Konstytucji 
Rzeczypospolitej Polskiej. – Ten zapisany tam akt papieru traktuje się 
niemal tak, jakby to było Słowo Boże, które zostało objawione na Górze 
Synaj. Tymczasem ta nasza konstytucja z 1997 r. to jest płód trzech 
ludzi: Kwaśniewskiego, Mazowieckiego i Cimoszewicza – mówił w 2015 r. 
znany filozof Bogusław Wolniewicz. Można do jego słów dodać, że 
polityczni twórcy konstytucji oraz pracujący dla nich prawnicy dopuścili
 się wówczas karygodnego niedbalstwa legislacyjnego i pogardy wobec 
konstytucji, która uratowała ciągłość państwową Wolnej Polski, na którą 
tak bardzo lubią się powoływać politycy z III RP.
To, że żaden akt prawny w III RP formalnie nie anulował konstytucji 
kwietniowej, tworzy niebezpieczny prawny wytrych, który może zostać 
wykorzystany przez jakąś siłę podważającą legalność polskich władz (a władze te są polskie i legalne? - przyp, Redakcji Rex).
Precedensy już mamy. 8 kwietnia 1972 r. Juliusz Nowina-Sokolnicki, (...) działacz londyńskiej emigracji, rozsyłał fotokopie dokumentu mającego świadczyć, że prezydent August Zaleski wyznaczył go na swojego następcę . Stworzył na tej podstawie konkurencyjny ośrodek władzy w Londynie funkcjonujący aż do 1990 r. Przyznawał ordery i nominacje wojskowe (np. nominował na marszałka Antoniego Zdrojewskiego, oficera PSZ na Zachodzie, ks. Henryka Jankowskiego mianował kontradmirałem, a Mieczysława Wachowskiego, osławionego współpracownika Wałęsy, generałem brygady). W 1990 r. Sokolnicki oferował przekazanie władzy osobie, która wygra wolne wybory prezydenckie w Polsce. Złożył w tej sprawie dokument do Trybunału Konstytucyjnego. Prezes Trybunału, Mirosław Tyczka, oficjalnie odpowiedział, że „nie ma kompetencji" do rozpatrzenia tej sprawy. Sokolnicki nadal uważał się więc za legalnego prezydenta II RP. 15 sierpnia 2009 r., na dwa dni przed swoją śmiercią, wyznaczył na konstytucyjnego następcę prezydenckiego swojego kuzyna, polskiego biznesmena – hrabiego Jana Zbigniewa Potockiego. Potocki próbował „przekazać władzę" prezydentowi III RP Lechowi Kaczyńskiemu, ale prezydencka kancelaria odrzuciła jego wniosek.
Za: https://www.rp.pl/Historia/310249930-Jak-III-RP-zdeptala-konstytucje-kwietniowa.html
OD REDAKCJI: Jakby nie patrzeć (dobrze cz też nie) na działalność polityczną Pana Jana Zbigniewa Potockiego to konstytucja kwietniowa z 1935 roku jest jedyną legalną polską konstytucją.
Prezydenci: Duda, Kaczyński, Komorowski, Kwaśniewski to linia prezydentów PRL - Bieruta i Jaruzelskiego.
Precedensy już mamy. 8 kwietnia 1972 r. Juliusz Nowina-Sokolnicki, (...) działacz londyńskiej emigracji, rozsyłał fotokopie dokumentu mającego świadczyć, że prezydent August Zaleski wyznaczył go na swojego następcę . Stworzył na tej podstawie konkurencyjny ośrodek władzy w Londynie funkcjonujący aż do 1990 r. Przyznawał ordery i nominacje wojskowe (np. nominował na marszałka Antoniego Zdrojewskiego, oficera PSZ na Zachodzie, ks. Henryka Jankowskiego mianował kontradmirałem, a Mieczysława Wachowskiego, osławionego współpracownika Wałęsy, generałem brygady). W 1990 r. Sokolnicki oferował przekazanie władzy osobie, która wygra wolne wybory prezydenckie w Polsce. Złożył w tej sprawie dokument do Trybunału Konstytucyjnego. Prezes Trybunału, Mirosław Tyczka, oficjalnie odpowiedział, że „nie ma kompetencji" do rozpatrzenia tej sprawy. Sokolnicki nadal uważał się więc za legalnego prezydenta II RP. 15 sierpnia 2009 r., na dwa dni przed swoją śmiercią, wyznaczył na konstytucyjnego następcę prezydenckiego swojego kuzyna, polskiego biznesmena – hrabiego Jana Zbigniewa Potockiego. Potocki próbował „przekazać władzę" prezydentowi III RP Lechowi Kaczyńskiemu, ale prezydencka kancelaria odrzuciła jego wniosek.
Za: https://www.rp.pl/Historia/310249930-Jak-III-RP-zdeptala-konstytucje-kwietniowa.html
OD REDAKCJI: Jakby nie patrzeć (dobrze cz też nie) na działalność polityczną Pana Jana Zbigniewa Potockiego to konstytucja kwietniowa z 1935 roku jest jedyną legalną polską konstytucją.
Prezydenci: Duda, Kaczyński, Komorowski, Kwaśniewski to linia prezydentów PRL - Bieruta i Jaruzelskiego.
