Cytaty

INTEGRALNY RZYMSKI KATOLICYZM * NACJONALIZM INTEGRALNY * NARODOWY SOLIDARYZM * UNIWERSALIZM * REWOLUCJA KONSERWATYWNA * EUROPA WOLNYCH NARODÓW

PRZECIWKO KOMUNIZMOWI I KAPITALIZMOWI! ZA NARODOWYM SOLIDARYZMEM PAŃSTWA!

PORTAL PUBLICYSTYCZNY FRONTU REX - RNR

Codziennik internetowy (wydarzenia - relacje - artykuły)

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”

PRZEŁOM NARODOWY - jest to projekt polityczny łączący w sobie ideę hierarchiczną z myślą narodową w duchu rzymskiego katolicyzmu, dążący do zmiany obecnego Systemu politycznego w sposób radykalny i trwały

sobota, 25 kwietnia 2020

Józef Maria Bocheński OP: Totalizm i liberalizm

Rok 2020 będzie Rokiem Ojca Józefa Marii Bocheńskiego | eKAI.pl 
List do redaktora „Prosto z Mostu”, Rzym, Angelicum, styczeń 1938 r.

      Szanowny Panie Redaktorze! Muszę niestety zwrócić się do Sz. Pana z prośbą o wybaczenie mi niesłowności: dłuższego artykułu w sprawie totalizmu i liberalizmu nie mogę dostarczyć, przynajmniej obecnie. Rzecz jest wprawdzie naszkicowana, ale już po ukończeniu jej nasunęły się obawy, czy takie proste teologiczne ujęcie tej sprawy nie wywoła nieporozumień i nie da powodu do komentarzy najbardziej sprzecznych z intencjami moimi i z nauką teologii katolickiej, wciągając mnie w długą polemikę, na którą nie mam ani czasu, ani ochoty.

Można by wprawdzie rzecz przerobić, znaleźć inne, bardziej dla polskiej publiczności zrozumiałe sformułowania. Niestety, obecnie mnie na to nie stać w ciągu roku akademickiego. Nie chciałbym jednak mimo wszystko pominąć sposobności do naszkicowania mojego zasadniczego stanowiska w tej sprawie, więc choćby w zarysie przedstawię je tutaj.

O co chodzi właściwie? „Prosto z mostu”, energicznie poparte przez „Pro Christo” postawiło tezę, że choć totalizm nie-katolicki jest potępienia godny, totalizm katolicki wydaje się systemem możliwym do przyjęcia dla wierzących, a nawet pożądanym. Natomiast niektórzy inni publicyści katoliccy bardzo stanowczo sprzeciwili się tej tezie, dowodząc, że katolik żadnego totalizmu uznawać nie może. Co więcej, niektórzy z nich poddali dość ostrej krytyce katolicki pogląd na te sprawy, wypowiadając się za liberalizmem; inaczej przynajmniej nazwać nie umiem przeczenia dopuszczalności przymusu w sprawie propagandy światopoglądów, nie tylko – co byłoby słuszne – pod względem pozytywnym („nie wolno nikogo siłą nawracać”), ale także pod względem negatywnym („nie wolno nikomu siłą przeszkadzać w szerzeniu jakiegokolwiek światopoglądu”).

Otóż sprawa dla teologa nie jest trudna, pod warunkiem, by dokładnie powiedziano, co się przez „totalizm” rozumie. Oczywiście, że jeśli ktoś „totalizmem” nazywa system, w którym państwu wolno wszystko, gdzie państwo tworzy etykę, reguluje wszystkie dziedziny życia, nie wyłączając religii, gdzie wkracza do zakresu ściśle rodzinnego i osobistego, temu ze stanowiska katolickiego totalizmu uznawać nie wolno a tym bardziej nie wolno mu mówić o „totalizmie katolickim”, bo ten zwrot będzie współoznaczał cechy sprzeczne. Nie wydaje mi się jednak, by „totalizm” na łamach pańskiego znakomitego pisma miał ten sens. O ile rozumiem, chodziło tu o teorię, według której państwo ma prawo – w porozumieniu z Kościołem i nie naruszając w niczym jego praw, a także z zastrzeżeniem tego, co należne jednostce i rodzinie – regulować wszystkie dziedziny życia społecznego. Chodziło Panu o ustrój, w którym państwo nie jest biernym widzem walki światopoglądów, ale samo światopogląd katolicki wyznaje i stara się, wszystkimi zgodnymi z etyką środkami, ten światopogląd popierać.

Otóż jeśli tak jest, muszę stwierdzić dwie rzeczy: najpierw, że słowo „totalizm” zostało tutaj dość nieszczęśliwie użyte; trzeba by mówić o „totalizmie umiarkowanym”, albo „ograniczonym”, a to jest oczywiście nonsens. Dla uniknięcia nieporozumień proponowałbym Panu zatem usunięcie tego słowa z Jego terminologii. Po co upierać się przy słowach? Nie o nie chodzi, ale o treść. Po wtóre, jeśli Pan przez „totalizm” rozumie to, co powyżej określiłem, muszę stwierdzić, że teologicznie jest Pan najzupełniej w porządku. Nie tylko pisarze stawiający Panu zarzut heterodoksji mylą się, ale i sami zwolennicy neo-liberalizmu, ci, którzy przeczą dopuszczalności państwa bez zastrzeżeń i wyłącznie katolickiego oraz potrzebie jego pomocy dla Kościoła, słowem wielu z tych, którzy Pana atakują, naraża się na bardzo poważne zarzuty o nieprawomyślność. Sądzę np. że wystarczyłoby mi przekazać pewne niedawno w Polsce ogłoszone artykuły o tej sprawie do św. Officium, a bardzo prędko okazałby się pożądany, albo raczej zgoła niepożądany skutek.

Nie interesuje mnie polityczna strona zagadnienia, mianowicie jaki ustrój jest w danej chwili w danym państwie najlepszy itp. Na tym nie znam się zupełnie. Dyskusja toczy się jednak około zasad, więc w moim zakresie; a zasady są takie, jak powiedziałem. Głosił je Kościół co najmniej od czasów św. Augustyna do Piusa IX, głosi je jeszcze dzisiaj. Twierdzić, że nauka całej tradycji Kościoła jest pod tym względem „wielkim błędem”, że jego praktyka była jedną kolosalną pomyłką, katolikowi nie wolno. I jeśli dzisiaj Kościół potępia totalizm, to nie znaczy wcale by miał uznawać neo-liberalizm – a przykre doświadczenia katolików francuskich, o których Pan niedawno słusznie wspominał w „Prosto z mostu”, powinny być dla nas pod tym względem przestrogą.

Wreszcie jeszcze jedno. Teologizujący neo-liberałowie wielce zajmują się obecnie sprawą dopuszczalności wojny i rewolucji; zajmują się na ogół źle, bez dostatecznej znajomości źródeł, literatury i stanu zagadnienia w literaturze współczesnej. Nie mogę wchodzić tutaj w szczegóły – zwracam więc tylko raz jeszcze uwagę na Francję, i na liczne ostatnio orędzia biskupów całego niemal świata w sprawie hiszpańskiej. A jeśli nasi neo-liberałowie posuwając się czasem, aż do podawania w wątpliwość czy Polska miała prawo bronić chrześcijaństwa przeciw Tatarom, Turkom i Bolszewikom, jeśli uprawiają dzisiaj jeszcze defetyzm i rozbrajają nasz naród moralnie, to… wolę nic nie mówić na ten temat, przekonany, że chodziło tylko o brzydki lapsus calami, którego wstydzą się obecnie i jako katolicy i jako Polacy. W każdym razie, gdyby choć trochę znali teologię, wstydzić się powinni.

Cały neo-liberalizm teologiczny w Polsce wydaje mi się skutkiem zbytniego ulegania pewnym kierunkom myśli francuskiej. Wiem z doświadczenia, że wielu liberalizujących katolików francuskich nie rozumie zupełnie spraw dla nas całkiem oczywistych, idei obrony chrześcijaństwa itp. Bronić się musimy, rzecz jasna, przed zalewem hitleryzmu; ale baczyć też trzeba, byśmy nie popadli w zależność ideową od obcej nam pod wieloma względami myśli liberalnej francuskiej.

Chciałbym więc przestrzec naszych polskich neo-liberałów przed losem, który spotkał ich kolegów Francuzów. Główny organ tej grupy został zawieszony i zdaje się z polecenia Stolicy Apostolskiej. Teraz inne jej pismo naraziło się na bardzo ostry artykuł O. Mariana Cordovani, O. P. Magistra Świętego Pałacu Apostolskiego, tj. teologa papieskiego i jednej z najwybitniejszych osobistości w rzymskiej kurii. O. Cordovani ogłosił na pierwszej stronie „Osservatore Romano” bardzo surowy artykuł na ten temat i podpisał pełnym tytułem urzędowym. My, którzy mieszkamy w Rzymie, wiemy co to znaczy: półoficjalne potępienie. A chodziło o sprawy bardzo blisko stojące tutaj omawianych o potępianie przeszłości Kościoła i hasła liberalne. O. Cordovani używa zwrotu „neo-liberalizm”. To brzmi groźnie: Roma locuta, trzeba jak najprędzej wycofać się ze zbyt radykalnych stanowisk, aby i nas w Polsce coś podobnego nie spotkało.

Wiem z przykrego doświadczenia, że Francuzi całkiem inaczej reagują na te same wartości niż my. Tak np. wspaniała mowa naszego Ks. Prymasa przy wręczeniu buławy Marszałkowi Rydzowi-Śmigłemu, mowa wyrażająca lepiej niż jakakolwiek inna to, co wszyscy Polacy czują, przyjęta została przez moich znajomych księży francuskich z zupełnym niezrozumieniem i nawet oburzeniem. Można to wytłumaczyć sytuacją polityczno-religijną we Francji, gdzie katolicy są w mniejszości, potężnym wpływom Wielkiej Rewolucji, zawsze jeszcze żywym w tym kraju i może brakiem specyficznie bojowej misji obronnej ich kraju. U nas w Polsce te okoliczności nie zachodzą. Jesteśmy narodem w przytłaczającej większości katolickim, – wpływom Rewolucji nie ulegliśmy, Bogu dzięki, w tym stopniu co Francuzi, a nasza historia jest ustawiczną walką o Kulturę i Wiarę. Jeśli przyjmujemy od nich neo-liberalizm, to ze względu na znany kompleks niższości. Trzeba się z tego otrząsnąć. Bo jeśli pójdziemy za katolikami francuskimi, (i to nie wszystkimi, ale ich liberalnym skrzydłem), musimy nie tylko narazić się na potępienie ze strony Kościoła, lecz także zaprzeć się naszej własnej wielkiej tradycji, tego co w naszej kulturze narodowej najbardziej istotne. Nie sądzę, by ktokolwiek z nas chciał iść aż do potępienia Chocimia, Cecory, Warszawy i tylu innych naszych czynów bojowych, całego krwawego dorobku przeszłości.

Niech wolno mi więc będzie zakończyć te uwagi owym niezmiernie trafnym powiedzeniem Ks. Prymasa Hlonda: Polska posiada dość własnych bogactw duchowych, aby nie potrzebowała naśladować innych. Pan, Panie Redaktorze, o ile rozumiem, był zawsze obrońcą takiej właśnie, polskiej ideologii; jeśli chodzi o sprawę tutaj poruszoną, i o ile dobrze Pańską myśl interpretuję, mogę mu tylko gratulować, gdy chodzi o zasady. Wszystkie tezy teologiczne tu wygłoszone uważam za pewne w znaczeniu naukowym, oczywiście z podporządkowaniem się ewentualnym orzeczeniom Kościoła. Na żądanie gotów jestem służyć dowodami. Racz przyjąć Panie Redaktorze zapewnienia mojego prawdziwego szacunku i życzenia, by jego akcja obrony polskiej kultury rozwijała się jak najpomyślniej.
Józef Maria Bocheński OP