Kilkudziesięciu
 rodziców z całej Polski domaga się, by prokuratura zbadała sprawę 
tragicznych powikłań, które u ich dzieci mogły wywołać szczepionki.
Jagoda
 urodziła się jako wcześniak, ale do czwartego miesiąca rozwijała się 
zupełnie prawidłowo. Wtedy, zgodnie z planem Ministerstwa Zdrowia, 
dostała szczepionkę „sześć w jednej”, jedną z najsilniejszych, jakie 
można zaaplikować niemowlętom. To najczęściej ją polecają lekarze, 
bo zastępuje kilka innych szczepionek, a zatem zaoszczędza dzieciom 
nieprzyjemnego kłucia. Jagoda najpierw dostała jedną dawkę, potem drugą.
 I nagle zaczęły się kłopoty. – Przestała się śmiać, zaczęła się 
zachowywać, jakby była za szybą. Dzisiaj nie siedzi, nie obraca się, 
nie chodzi. Stwierdzono u niej wzmożone napięcie mięśniowe. Pięć razy 
w tygodniu musi mieć rehabilitację, zajęcia na basenie, a lekarze 
nie potrafią powiedzieć, co tak naprawdę się stało – opowiada Agata Lange, mama dziewczynki.
Lange jest jedną z pięćdziesięciorga jeden rodziców, którzy wraz z Ogólnopolskim Stowarzyszeniem Wiedzy o Szczepieniach „Stop NOP” złożyli
 w warszawskiej prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstw 
przez resort zdrowia. Chodzi o brak prawidłowej reakcji służby zdrowia 
na niepożądane odczyny poszczepienne (NOP) u dzieci. Zdaniem 
stowarzyszenia, polscy lekarze ignorują powikłania poszczepienne. Tak wielka akcja antyszczepionkowa to nad Wisłą swoisty ewenement. – Nie walczymy ze szczepieniami jako takimi – podkreśla Justyna Socha, rzeczniczka stowarzyszenia. – Sprzeciwiamy się przede wszystkim szczepionkom skojarzonym, czyli takim, które dają odporność na kilka chorób zakaźnych za pomocą jednego wkłucia. Jak np. MMR (ang. measles-mumps-rubella), trójskładnikowa szczepionka przeciwko odrze, śwince i różyczce [brytyjski naukowiec Andrew Wakefield udowodnił związek szczepionki MMR z autyzmem, wyniki swoich badań opublikował w prestiżowym naukowym czasopiśmie The Lancet – przyp. TAW]. Chcemy, żeby szczepić rozsądnie – mówi Socha.
Rodzice bez pomocy
Bezpośrednim
 impulsem zbiorowego pójścia rodziców do prokuratury była śmierć 
sześciomiesięcznej Basi z Kutna, która dostała szczepionkę skojarzoną 
na sześć różnych chorób.
Takich
 drastycznych historii jest – według działaczy stowarzyszenia – znacznie
 więcej. – Tyle że objawy NOP są od lat przez lekarzy ignorowane – twierdzi Socha.
 Autorzy zawiadomienia żądają m.in. opracowania nowego systemu 
zapobiegania powikłaniom poszczepiennym, a także utworzenia specjalnego 
funduszu odszkodowań dla osób, które ucierpiały z ich powodu, 
ewentualnie straciły bliskich. Domagają się też utworzenia listy 
niezależnych od koncernów farmaceutycznych biegłych, którzy wydawaliby 
opinie w tego typu sprawach przed sądem.
Ta 
ostatnia sprawa jest szczególnie istotna, bo sprawy związane z NOP są 
wyjątkowo trudne do zdiagnozowania. Na przykład u Jagody część 
specjalistów stwierdziła porażenie mózgowe, ale już tomografia 
nie wykazała w jej mózgu żadnych zmian. – Ilu specjalistów, tyle teorii 
– wzdycha Lange. Tylko jedna neurolog, u której była, miała odwagę 
powiedzieć jej wprost, że na jej miejscu nigdy nie podałaby Jagodzie 
szczepionki „sześć w jednej”. Wytłumaczyła, że większość wcześniaków 
ma obniżoną odporność. Badania hematologiczne Jagody wykazały, że ona 
też, i to znacznie. Tyle że wykonano je po podaniu szczepionki, a nie 
przed nim. – Najbardziej mnie boli, że zostałam z tym wszystkim 
kompletnie sama. Nie mogę uzyskać odszkodowania, które pokryłoby koszty 
leczenia i rehabilitacji Jagody. Nie ma też nikogo, kto by przyznał: 
„Popełniliśmy błąd, ale teraz jesteśmy i chcemy pomóc!” – opowiada mama 
Jagody.
Państwo
 Lange mieszkają na wsi pod Łodzią. – U nas to, co powie lekarz, jest 
święte. Ludzie nie mają dostępu do informacji. Jak w przychodni słyszą, 
że mają podać dziecku taką czy inną szczepionkę, to nie dyskutują, tylko
 podają. Nie mają pojęcia o konsekwencjach – opowiada rozżalona Lange. 
Czy w przyszłości będzie szczepić dzieci? – Tak, bo wierzę, że medycyna 
idzie do przodu i że szczepienia są potrzebne – zapewnia pani Agata. 
– Mój mąż co roku zabezpiecza się w ten sposób przed grypą. Chciałabym 
jednak, żeby w Polsce powstał w tej dziedzinie profesjonalny system. 
Żeby lekarze nie szczepili zgodnie z anachroniczną rozpiską, ale 
realnymi potrzebami i możliwościami pacjenta – mówi matka Jagody.
Tajemnica autyzmu
W Stowarzyszeniu Stop NOP działa wielu rodziców, którzy twierdzą, że w wyniku powikłań poszczepiennych ich dzieci cierpią na autyzm.
Jego
 związki ze szczepionką są szczególnie trudne do udowodnienia. 
Bo zaburzenie pojawia się nawet po kilku latach. Tymczasem, aby jakiś 
objaw można było zakwalifikować jako niepożądany odczyn poszczepienny, 
musi być stwierdzony najdalej cztery tygodnie po szczepieniu.
Mimo to się uważa, że choroba ta może być skutkiem zatrucia rtęcią, którą zawiera część ze szczepionek stosowanych w Polsce. Przyznaje to coraz więcej autorytetów medycznych, m.in. prof. Maria Dorota Majewska, neurobiolog prowadząca badania nad biologią autyzmu, czy dr Dorota Sienkiewicz z Kliniki Rehabilitacji Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Trudno
 powiedzieć, ile dokładnie dzieci cierpi na to zaburzenie. Według 
niektórych specjalistów dotyka ono jedno na 88, a w Stanach 
Zjednoczonych – nawet jedno na 50 dzieci.
Autyzm
 to jednak nie jedyne negatywne konsekwencje, które mogą być wywoływane 
przez część szczepionek. Czteromiesięczna Zuzia zmarła w wyniku powikłań
 kardiologicznych niedługo po zaszczepieniu. Tydzień po jej podaniu 
przestała jeść, wymiotowała. Rejonowy pediatra i pielęgniarka 
środowiskowa zapewniali, że jest niemożliwe, aby objawy były związane 
z NOP. Wspominali o skazie białkowej, przekonywali, że Zuzi po prostu 
nie smakuje mleko z piersi matki. Po kolejnych siedmiu dniach 
niejedzenia Zuzia trafiła jednak na OIOM z ciężką niewydolnością serca. 
Dwa i pół miesiąca później zmarła w szpitalu, czekając na przeszczep. 
Badania wykluczyły zapalenie mięśnia sercowego i wrodzone wady serca. 
– W czasie walki o jej zdrowie kardiolodzy, kardiochirurdzy i inni 
lekarze ogólni wielokrotnie informowali nas, że przyczyną jej stanu może
 być NOP, ponieważ mieli podobne przypadki. Problem w tym, że związek 
przyczynowo-skutkowy jest trudny do udowodnienia – twierdzi Karolina Rojek, matka Zuzi.
Serię
 szczepionek, którą przyjęła Zuzia, wycofano z rynku w lipcu zeszłego 
roku. Jednak nie ze względu na śmierć dziewczynki, lecz na wadliwą serię
 leku. – To też jest symptomatyczne. W wielu krajach szczepionki 
wycofuje się ze względu na powikłania, jakie wywołują u dzieci. U nas co
 najwyżej dlatego, że substancja jest niehomogeniczna [źle 
przetrzymywana – red.]. Nigdy nie chodzi o skutki szczepienia – mówi 
rzeczniczka Stop NOP.
Matka
 Zuzi postanowiła nie odpuszczać. Zebrała już całą dokumentację medyczną
 i inne potrzebne dowody, aby dochodzić sprawiedliwości w sądzie. 
I namawia innych rodziców do podobnych działań, bo wierzy, że tylko tak 
można wygrać z systemem. Do tej pory w Polsce były tylko dwie sprawy, 
w których wypłacono odszkodowanie w związku z powikłaniami 
poszczepiennymi. Jedna w 1963 r., druga w latach 90. Jak podaje„Rzeczpospolita”, w ciągu ostatnich kilku lat wszczęto 12 postępowań o powikłania w związku z NOP. Ponad połowa z nich skończyła się umorzeniem.
Trudność z biegłymi
Jest
 też ogromny problem z powołaniem biegłych. Lekarze nie widzą związków 
między śmiercią dzieci a szczepieniami. Tak było w przypadku 18-letniego Tomka Gaickiego, który zmarł krótko po podaniu szczepionki na tężec i błonicę. Gdy
 Tomek zgłosił się na obowiązkowe szczepienie 18-latków, był zdrowy jak 
ryba. Nie miał żadnych wrodzonych wad. – Nie chciał zresztą na nie iść, 
ale sam go namówiłem – opowiada Jarosław Gaicki,
 ojciec zmarłego chłopaka. Chłopak miał pracować w warsztacie 
samochodowym. – Gdyby coś mu się stało i by się okazało, że nie jest 
szczepiony, musiałby płacić karę – wyjaśnia ojciec. Tomek zmarł dwa dni po szczepieniu. W sekcji
 zwłok napisano, że powodem był obrzęk płuc i mózgu, który spowodował 
zatrzymanie krążeniowo-oddechowe. Śmierć nastąpiła między 48. a 72. 
godziną od podania szczepionki. Mógł to być NOP, ale udowodnienie tego 
po dwóch latach jest dziś bardzo trudne.
– Być
 może by się udało, gdyby i szczepionka, i dokumentacja medyczna Tomka 
zostały od razu zabezpieczone przez policję. Tymczasem nikt tego 
nie dopilnował. W końcu miesiąc po śmierci Tomka sam to wymusiłem 
na prokurator prowadzącej postępowanie. Okazało się, że papiery leżały 
w szufladzie w ośrodku zdrowia, każdy miał do nich dostęp – mówi 
rozżalony pan Jarosław. Wielu rodziców nie próbuje nawet dochodzić 
sprawiedliwości. Nie ma na to siły, pieniędzy ani czasu. Bo większość 
pochłania im opieka nad chorymi dziećmi. W dodatku niezgłoszenie NOP 
przez pierwsze tygodnie po szczepieniu w znacznej mierze utrudnia 
możliwości prawne dochodzenia od państwa odszkodowań.
Model ze Wschodu
A problem
 może być naprawdę duży. Polskie niemowlęta w pierwszych 18 miesiącach 
życia otrzymują 16 obowiązkowych szczepień przeciw dziesięciu chorobom, 
m.in.: gruźlicy, żółtaczce typu B, błonicy, krztuścowi, tężcowi, polio, 
odrze, śwince i różyczce. Dodatkowo są zalecane też inne szczepienia, 
w sumie może być ich nawet 26 w pierwszych dwóch latach życia dziecka. 
Nic dziwnego, że pojawia się coraz więcej głosów, by tak jak w krajach 
zachodnich szczepić dzieci od trzeciego czy czwartego miesiąca. U nas 
obowiązuje ciągle model z bloku wschodniego. Zresztą Polska 
to wraz z Rumunią i Bułgarią jedyne kraje w Europie, w których wciąż 
obowiązują tak liczne szczepienia dzieci w pierwszej dobie życia.
– Powtórzę:
 my nie uważamy się za antyszczepionkowców. Nie chcemy odbierać wyboru 
nikomu, kto chce szczepić dzieci. Nie mamy ambicji, żeby przekonać 
maksymalną liczbę rodziców do rezygnacji z tej formy zapobiegania 
chorobom. Jednak chcemy pełnej informacji, żeby rodzic tych wyborów, 
które podejmuje, był rzeczywiście świadom. I żeby był poinformowany 
o ryzyku – mówi Justyna Socha. Stowarzyszenie 
wielokrotnie próbowało interweniować i u rzecznika praw pacjenta, i u 
rzecznika praw obywatelskich, bezskutecznie. Efektu nie przyniosły też 
prośby o interwencje w NIK. – Być może dzięki obecnej 
akcji w prokuraturze w końcu uda się nam postawić pytanie o to, kto jest
 odpowiedzialny za to, co się dzieje z naszymi dziećmi – mówi 
rzeczniczka Stowarzyszenia Stop NOP.
W 
marcu wstrzymano obrót serią jednej z popularnych szczepionek typu „pięć
 w jednej”. Przyczyną jest podejrzenie, że nie spełnia wymogów jakości. 
Rodzice dzieci, które przyjęły dawkę preparatu, są proszeni 
o obserwowanie dzieci i zgłaszanie lekarzom pierwszego kontaktu 
wszystkich problemów zdrowotnych.
Artykuł ukazał się w 13/2014 numerze tygodnika „Wprost”   
Izabela Smolińska



