Amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo przebywał z wizytą w Arabii
Saudyjskiej, aby rozmawiać z tamtejszymi władzami na temat sobotniego
ataku na saudyjskie pola naftowe. Z jego wypowiedzi wynika, że Stany
Zjednoczone szukają między innymi w Europie państw mogących uczestniczyć
w operacji wojskowej przeciwko Iranowi. Ten zaś ostrzega przed atakami
mogącymi doprowadzić do wojny na szeroką skalę.
Pompeo rozmawiając z dziennikarzami w czasie swojej podroży do Dżuddy
stwierdził, że sobotni atak na największe na świecie pola naftowe,
znajdujące się właśnie w Arabii Saudyjskiej, był „aktem wojny” oraz
„atakiem na skalę jakiej jeszcze nie widzieliśmy”, zaś był on zbyt
precyzyjny, aby mógł zostać przeprowadzony przez jemeński ruch Hutich.
Właśnie z tego powodu USA mają obecnie szukać europejskich i arabskich
partnerów przydatnych do „powstrzymania Iranu”.
Po spotkaniu z saudyjskim księciem Mohammedem bin Salmanem
zakomunikował on z kolei, że „groźne zachowanie irańskiego reżimu nie
będzie tolerowane”, dlatego Arabia Saudyjska posiada pełne prawo do
obrony wspierane właśnie przez Stany Zjednoczone. Następnie Pompeo
odleciał do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie także krytykował
irańskie działania rzekomo destabilizujące region Bliskiego Wschodu.
Do kampanii wymierzonej w Iran odniósł się tamtejszy minister spraw
zagranicznych Mohammad Dżawad Zarif. Pytany przez amerykańską stację CNN
o konsekwencje operacji zbrojnej przeciwko jego państwu ostrzegł on, iż
przerodzi się ona wówczas w „wojnę totalną”. Jednocześnie Iran nie chce
angażować się w konfrontację o charakterze militarnym, ale w razie
konieczności będzie bronić swojego terytorium.