Zamieszki jako forma sprzeciwu wobec władzy pojawiają się zawsze w
sytuacjach uznawanych za ich uczestników jako krytyczne. Taka forma
oporu jest oznaką tego, że pomiędzy władzą a obywatelami zerwany zostaje
kontakt – władza przestaje być realnym reprezentantem interesów
społeczeństwa. W warunkach alienacji władzy od narodu, którego powinna
być ona głosem, ludzie czują się pozbawieni wpływów na otaczają ich
rzeczywistość, a tym samym ich własne życie. Taką sytuację członkowie
wspólnoty odbierają jako beznadziejną, niezrozumiałą, nienormalną, czują
się pozbawieni możliwości decydowania o losie swoim i swojej wspólnoty,
dlatego sięgają po najbardziej radykalne środki, jakimi są ryzykowanie
własnego zdrowia i życia podczas zamieszek – często słuchając głosów
krytycznych można odnieść wrażenie, że krytykanci odbierają uczestników
zamieszek jako niezniszczalne istoty obdarzone super mocami, które
jedynie same stanowią zagrożenie. No cóż, myślę, że nie jest tak.
Uczestnikami zamieszek nigdy nie jest naród jako całość, choć skala
takich zrywów jest bardzo zróżnicowana. Najbardziej aktywnymi ich
uczestnikami zawsze są niższe warstwy społeczne, ponieważ to na nich
najbardziej odbijają się wszelkie kryzysy ekonomiczne czy niewłaściwa
polityka rządu i tym samym to ta grupa w podobnych sytuacjach nie będzie
miała nic do stracenia.
Tym samym właśnie ta grupa jako pierwsza będzie
gotowa sięgnąć po środki, które i dla niej samej będą stanowiły duże
zagrożenie. Warstwy uprzywilejowane nie wyjdą na ulicę ryzykować życia
podczas zamieszek, bo nawet w sytuacji dużego kryzysu w dalszym ciągu
będą miały wiele do stracenia. Z kolei warstwy średnie (te stanowiące
najczęściej największą część wspólnoty) z reguły cechują się biernością
polityczną, powodowaną panicznym strachem przed pogorszeniem swojego
statusu i spadnięciem do najniższej warstwy społecznej.
W kontekście politycznym zwolennikami zamieszek będą reprezentanci
radykalnych światopoglądów o elementach wspólnotowych. Skrajni
indywidualiści, tacy jak liberałowie, nie są skorzy do anonimowego
ryzykowania swojego życia w tłumie, bo takie działania stanowią wyraz
skrajnej wspólnotowości, która kłóci się z zasadą indywidualizmu leżącą u
podstaw ich ideologii. Po drugie, zwolennicy liberalizmu to osoby
pretendujące lub już będące w wyższych warstwach społeczeństwa (zgodnie z
fałszywym liberalnym założeniem, że każdy człowiek w sytuacji istnienia
wolnego rynku ma przecież możliwość założenia tej mitycznej już własnej
firmy i dorobienia się fortuny). Dlatego nie są to osoby chętne do
ryzykowania, bo albo już mają coś do stracenia, albo myślą, że mają (to
chyba najbardziej powszechne obecnie podejście w tym kraju), albo liczą
na to, iż będą miały. Liberalizm nie jest ideologią, której zwolennicy
będą się poświęcać w imię idei, bo tą ideą jest własny zysk i osobista
wolność – jeżeli już będą kogoś poświęcać to prędzej innych ludzi w imię
własnego dobra.
Kolejną cechą liberalizmu, która uniemożliwia jego wyznawcom
przyznanie słuszności używania zamieszek jako narzędzia walki
politycznej, jest nierozerwalnie z nim związany kapitalizm. Kapitalizm
dąży do jak najpełniejszej wydajności ekonomicznej członków danego
społeczeństwa przy jednoczesnej jak najwyższej przewidywalności ich
zachowań. Kapitaliści nigdy nie będą patrzeć przychylnym okiem na tak
nieprzewidywalne formy oporu społecznego, jakimi są zamieszki, nie
mówiąc już o kwestii wydajności (to widać świetnie po tym, jak
zwolennicy zachowania status quo bardziej martwią się stanem przystanku
autobusowego niż sytuacją życiową ogromnej części tego społeczeństwa –
dziwna to hierarchia wartości).
W Polsce tendencja do krytykowania metody walki politycznej, jaką są
zamieszki jest świetnym miernikiem szerzenia się ideologii liberalnych w
skrajnych środowiskach politycznych. Kilka lat temu zaczęło się od
wewnętrznej krytyki zamieszek w środowisku lewicowym, kiedy liberalizm
zdobywał tam coraz szersze poparcie. W końcu doszło do sytuacji kiedy
najpierw „lewica” chowała się za policją, żeby tylko nie narażać się na
zagrożenie, aż ostatecznie jej reprezentanci postanowili najwidoczniej
zmienić oficjalne daty świąt, byle by nie narazić się na ryzyko
konfrontacji (nie licząc konfrontacji z 3-osobową grupką komunistów, ale
to chyba nie wiązało się dla „antyfaszystów” z dużym ryzykiem).
Niestety, podobna tendencja zaczyna się pojawiać w środowisku
nacjonalistów – wraz z popularyzacją ideologii liberalnych dochodzi
coraz częściej do krytyki własnych szeregów z powodu brania udziału w
zamieszkach.
To powiązanie popularyzacji liberalizmu z krytyką zamieszek nie jest w
Polsce tak oczywiste i widoczne, ponieważ wśród zdecydowanej większości
obywateli, w tym także wśród samych działaczy politycznych, poglądy
deklarowane różnią się w dużej mierze od poglądów faktycznie
wyznawanych. Z resztą, gdyby tak nie było liberalizm nie byłby tak
popularny w środowiskach politycznych skoncentrowanych na
wspólnotowości, a linie głównych podziałów politycznych byłyby zapewne
zupełnie inaczej rozłożone. Patrząc chociażby na ostatnie wydarzenia
można dojść do wniosku, że to, iż dwie osoby określają się mianem
nacjonalistów, wcale nie oznacza, że pod tym pojęciem rozumieją to samo,
a myślę, że najpewniej definicje tego słowa w wielu przypadkach byłyby
ogromnie rozbieżne. Stąd potrzeba większego skupienia się na poszerzaniu
świadomości politycznej i rozumieniu pojęć politycznych, ponieważ bez
tego dochodzi do konsolidacji niewłaściwych, to znaczy wrogich sobie
środowisk tylko na podstawie pobieżnych haseł i to bardzo przewrotnie
przez wielu rozumianych.
Osobiście uważam, że niezależnie od opcji politycznej i wyznawanych
wartości uczestnikom zamieszek należy się szacunek za to, że są w stanie
wyjść na ulicę i ryzykować własne dobro w imię dobra ogółu. Jest to
szczególnie ważne obecnie, kiedy tak ogromna część Polaków jest zupełnie
bierna politycznie, zapatrzona tylko we własne interesy i na radykalne
postulaty zmian reaguje paniką, przerażeniem i pogardą wobec działaczy
radykalnych ugrupowań. W takiej sytuacji wszelkie grupy mające odwagę
zaryzykować w celu zmiany obecnego porządku są cenne pod względem
potencjału rewolucyjnego. Jednocześnie ogromną stratą jest sytuacja,
kiedy takie działania idą na marne lub wręcz zostają przez wrogie opcje
polityczne wykorzystywane do swoich egoistycznych celów. Dlatego, zanim
jeszcze zacznie dochodzić do poważnych zrywów, które zapewne prędzej czy
później w naszym kraju nastąpią, powinno dojść do powstania silnego,
zorganizowanego i jednolitego politycznie ruchu , który da możliwość
zaprowadzenia realnych zmian i nie zaprzepaści takiego poświęcenia.
Do powstania tego typu organizacji rewolucyjnej nie doprowadzi
ideologia liberalna, która mając u swych podstaw takie elementy jak
kapitalizm i kult indywidualizmu nie jest poglądem rewolucyjnym – sama
rewolucja wymaga ogromnej więzi wspólnotowej, zarówno na płaszczyźnie
ideowej, jak i w trakcie samej działalności, co zdecydowanie kłóci się z
powyższymi elementami. W trakcie działań grup rewolucyjnych
indywidualizm tak wychwalany przez liberałów musi ustąpić poczuciu
jedności ze wspólnotą, bo tylko zjednoczona wspólnota ma szansę
przeciwstawić się obecnej władzy. Wszelkie poglądy rewolucyjne zawsze
zakładają niszczenie status quo, nie da się tego zrobić bez niszczenia w
sensie fizycznym i przemocy – ci, którzy są przeciwnikami takich
narzędzi nie chcą więc de facto realnych zmian. Ugrupowania wybierające
drogę demokracji parlamentarnej nie są nastawione rewolucyjnie i nawet
jeśli oficjalnie opowiadają się przeciwko niej to wybierając taką drogę
dojścia do władzy co najwyżej mogą doprowadzić do zamachu stanu,
ponieważ rewolucja to zryw masowy, a nie sterowany odgórnie przez grupę
panów w garniturach przewrót.
Nie ma chyba bardziej prawdziwej i wiarygodnej formy wyrażania
sprzeciwu wobec obowiązującego ustroju niż zamieszki, bo to w ich
trakcie okazuje się, kto tak naprawdę jest w stanie zaryzykować własne
dobro w imię wyznawanych idei. Ci, którzy je krytykują, albo robią to
żeby celowo zniszczyć swoich wrogów politycznych, albo nie rozumieją jak
można poświęcać się w imię wyznawanych idei. Ta druga grupa widocznie
sama nie wierzy w głoszone przez siebie hasła, bo jeżeli człowiek
naprawdę w coś wierzy, to jest w stanie się w imię tego poświęcić i
świetnie rozumie innych ludzi, którzy robią to samo.
Za: http://www.autonom.pl/?p=9930