PRZYCZYNEK DO CZYSTOŚCI ETOSU...
Cały naród (wybrany?) głośno
pomstował, że wstręciuchy z IPN-u wywlekli na światło dzienne dokumenty z
tajnych rozmów świętego Jacka Kuronia od Zupek ze
Służbą Bezpieczeństwa, które bohater korowszczyzny prowadził w latach 1985-1988
z majorem, później pułkownikiem Janem Lesiakiem - w III RP ulubieńcem Wałęsy,
używanym do specjalnych poruczeń, m.in. nękania Porozumienia Centrum
Kaczyńskich. Monologi Kuronia z bezpieką miały charakter sondaży politycznych
władz PRL, które szukały historycznego otwarcia na rewizjonistyczną opozycję w
celu przeprowadzenia kosmetycznej zmiany ustroju, co stało się przy okrągłym
stole. Kuroń wprost sugerował SB, iż od tego kanciastego mebla należy odsunąć
radykałów z „Solidarności”, bo podpisanie kontraktu z komunistami gwarantuje
wyłącznie grupa „doradców” i związkowych figurantów (np. Frasyniuk) z nadania
Lecha-pociecha. Nie ma raczej mowy o agenturalnej działalności Jacka Kuronia,
występował on jako ktoś o wiele poważniejszy – nieoficjalny ambasador tzw.
strony opozycyjnej w kontaktach ze
spec-służbami PRL, stanowiącymi pas transmisyjny najwyższych władz. Wałęsa po
zdemaskowaniu dokumentacji udzielił wyjaśnień, że wyznaczył 20 osób – w tym
Kuronia – do konferowania ze Służbą Bezpieczeństwa, ponieważ „dla wolnej Polski trzeba rozmawiać nawet z szatanem”.
Lech-pociech nie wie, choć niby z niego wielki katolik, że dysputy człowieka z
diabłem i przyjmowanie jego warunków to prosta droga do zaprzedania duszy i
służenia piekłu.
Wersji Wałęsy nie potwierdził Władysław Frasyniuk, utrzymując,
że „wszyscy” wiedzieli o modzie Kuronia na polityczne rozhowory z SB, ale nikt
poza nim tego procederu nie praktykował. Trzeba jednak pamiętać o marginalnej
wtedy roli Frasyniuka w otoczeniu wałęsowskich ulubieńców i małej wiedzy o
kulisach operacji „okrągły stół”. Jasno ocenił bełkot Lecha-pociecha Andrzej
Gwiazda. Wałęsa nie miał prawa bez zwołania Komisji Krajowej „S” podejmować
jakichkolwiek decyzji o wyznaczaniu emisariuszy do kontaktów z PRL-owskimi
czynnikami rządowymi, w tym z SB (Gwiazda stwierdził także, iż wie o podobnych
konferencjach tuzów neo-Solidarności z bezpieką, znacznie w kwestii moralnej
obrzydliwszych od politycznych zwierzeń Jacka Kuronia). Lech-pociech albo
kłamie, dorabiając na prędce wybielającą Kuronia legendę, albo grupa Kuronia i
Michnika przejawiała samodzielną aktywność w układach politycznych z
komunistyczną władzą, a Lechowi-pociechowi pozostało tylko dzisiaj robić dobrą
minę do złej gry. Trudno zamazywać rzeczywistość historyczną – element z
dokumentami na temat Kuronia znakomicie pasuje do układanki okrągłego stołu,
gdzie zasiedli ludzie spoza wszelkiej „ekstremy” i dokładnie przez służby
specjalne i sitwę solidarnościowych doradców dobrani. Całość wyszła znakomicie,
albowiem niedługo stworzono rząd w składzie osobistości z PZPR i KOR, zwany nie
wiadomo dlaczego pierwszą niekomunistyczną ekipą od czasów powojennych. Gruba
krecha Mazowieckiego zapewniła esbeckim i partyjnym aparatczykom bezkarność,
zaś magdalenkowe układy umożliwiły im gromadzenie nielegalnych fortun i
polityczną pozycję na najbliższe pół wieku. Nie neguję, że Jacek Kuroń mógł
fascynować wielu Polaków swymi cechami ludycznymi, wrażliwością społeczną (potrafił
przyznać rentę ideowemu przeciwnikowi, narodowcowi Przemysławowi Górnemu) czy
typem brata łaty do butelki. Była to postać z pewnością malownicza i w wyniku
walk frakcyjnych w PZPR przez system poważnie dręczona, lecz nie posiadamy
obowiązku czcić politycznych wyborów KOR-owskiego supermena. Były one szkodliwe
i antypolskie na każdym etapie jego życia.
Z tego też powodu śmiesznie brzmią zideologizowane komentarze na łamach TVN,
Polsatu, Radia Zet i „Gazety Wyborczej”, które potępiają od czci i wiary
opublikowanie rzeczonych dokumentów, co ma rzekomo zniszczyć kolejny „autorytet
moralny”. Jest to myślenie strusia z łbem w piasku, dla którego materialne dowody
jakiegoś zdarzenia nie istnieją, jeżeli się je zatai, wyrzuci albo spali.
Michnik, Frasyniuk, Niesiołowski itp. twierdzą, iż dyskusje Kuronia z bezpieką
stanowiły rodzaj nieszkodliwej wymiany myśli – i w niczym nie szargają jego
imienia. Ale jednak opluwają najgorszymi słowy tych, którzy te papiery badali i
wyciągnęli na światło dzienne. Zrobił to zresztą bezpośrednio
liberalno-lewicowy dziennik „Życie Warszawy” (na podstawie materiałów z trudno
dostępnego prawicowego periodyku „Arcana”), pierwszy w stolicy obrońca
homoseksualistów, tępiciel narodowców i tzw. antysemitów, zawsze wzorowy w
szerzeniu liberalnego postępu. Taki pan Niesiołowski w rozmowie z nieocenioną
Monisią Olejnik w Radiu Zet strzykał nienawiścią nie do bohaterów odkrytej
dokumentacji, ale do ludzi w rodzaju Andrzeja Gwiazdy – nazywając go
człowiekiem chorym z nienawiści i ogólnie oszołomem. Niesiołowskiemu
zdecydowanie coś poprzestawiało się w biednej głowinie, bo w gorliwej ochronie
świętości z KOR-u przebija samych członków tej szacownej (?) organizacji. Z
kolei złotousty Andrzej Celiński wygłosił tezę o „kilku gnojkach z IPN-u”,
taplających świętego Kuronia w błocie. Inni starsi gnojkowie z tej samej
instytucji utopili w szambie dobre imię całego Narodu Polskiego na przykładzie
prowokacji w Jedwabnem, acz Celiński piał wtedy z zachwytu z sobie podobnymi
udeckimi łachmytami. Można odnieść wrażenie, że według Celińskiego i reszty
udeckiego środowiska rola IPN-u powinna wyczerpywać się w odkrywaniu „zbrodni”
Polaków na Żydach. Gdy młodzi historycy podważają zmanipulowaną historię
ostatnich lat PRL-u i początków III RP, są narażeni na wulgarne ataki ze strony
świętych krów okrągłego stołu. Laurkę Kuroniowi wystawił Czesław Kiszczak, co
zostało bardzo dobrze przyjęte w kręgu szeroko pojętej udecji. Jeżeli esbek
sporządzał materiały, które w jakiś sposób te towarzystwo demaskują i obrażają,
to mamy do czynienia z gnidą i wrednym kłamcą. Ale jeżeli najwyższy nadzorca SB
wystawia wspólnikowi z Magdalenki świadectwo moralności z wyróżnieniem, to
michnikowszczyzna chwali się tym pod niebiosa. Cóż począć z tak bezczelnym
cynizmem i tupeciarstwem? Po prostu spuścić wodę i nie zawracać sobie umysłu
osobnikami o mentalności podstępnych i dwulicowych hien. Stworzyli dla siebie
Judeopolonię do spółki z kapitałowym menelstwem o czerwonych podniebieniach, a
dzisiaj kopią każdego, kto strąca z piedestału ich bożków.