W wielu
środowiskach liberalnych można zauważyć tendencję do oceniania każdej
inwestycji jedynie pod kątem widzialnych zysków finansowych z jej
przeprowadzenia. Jest to stanowisko niewłaściwe, ponieważ obok korzyści
finansowych zawsze trzeba uwzględniać tzw. korzyści społeczne. Niektórym
zwolennikom poglądów wolnorynkowych może zapalić się przy tym sformułowaniu
czerwona lampka, że mam na myśli socjalizm. Nic bardziej mylnego.
Korzyści
społeczne to nic innego, jak ta pozostała wartość dodana danego
przedsięwzięcia, której nie można lub jest bardzo trudno wyliczyć w zyskach
finansowych. W przypadku przedsięwzięć nastawionych na zysk mogą to być
poprawienie zdrowia fizycznego i psychicznego danej grupy osób, dla której
utworzyliśmy nowe miejsca pracy, a także inspiracja dla innych przedsiębiorców
i rozszerzenie ich działalności o współpracę z nowo utworzonym
podmiotem/jednostką organizacyjną. To także wytworzenie konkretnego produktu
lub usługi, która poprawia komfort nieraz dziesiątków tysięcy ludzi z niej
korzystających, dzięki czemu w jakimś stopniu lepiej im się żyje. Jednak nie na
tego typu inwestycjach chciałem się w tym artykule skupić.
Wokół
nas coraz częściej wyrastają najróżniejsze budynki i konstrukcje użyteczności
publicznej. Nie zawsze zastanawiamy się nad celowością ich powstawania, ale
każdy z nich prędzej czy później korzysta, ceniąc sobie ich istnienie. O tej
„wartości cenienia sobie” chciałem napisać słów kilka. Wyobraźmy sobie, że
nigdy nie powstały place zabaw, boiska czy siłownie „pod chmurką” dostępne dla
każdego. A nawet jeśli zostały zbudowane, to przez prywatnego inwestora, który
za wstęp na takowe pobiera odpowiednią opłatę. Jak wyglądałaby wtedy nasza
rzeczywistość?
Podejrzewam,
że większość Polaków stroniłaby od korzystania z takich atrakcji na co dzień z
racji zbyt dużych kosztów, jakie musieliby ponosić. Ci lepiej sytuowani może i
zabieraliby swoje dzieci w takie miejsca, dość często jednak stawiają takie
prywatne place zabaw na własnym podwórku, co wiem z doświadczenia. Zastanówmy
się nad tym przez chwilę. Ile oszczędzają poszczególne polskie rodziny na tym,
że nie muszą na swoich ogródkach stawiać zjeżdżalni, huśtawek i piaskownic dla
dzieci, ponieważ mogą je zabrać lub wysłać na pobliski plac zabaw, gdzie będą
mogły jednocześnie spotkać się ze swoimi rówieśnikami, nawiązać pierwsze
znajomości i przyjaźnie oraz uczyć się konieczności dzielenia z innymi,
wytwarzania porządku i hierarchii? A to wszystko pod okiem dobrodusznych babć,
mam i ojców, którzy czuwają nad zachowaniem swoich pociech oraz strzegą je
przed ingerencją obcych ludzi. Korzyści z utworzenia takiego miejsca spotkań
dla naszych pociech nigdy nie przyniosą wymiernego sukcesu finansowego w takim
sensie, że nie odczujemy, że do naszej kasy wpłynęły jakieś środki finansowe. A
jednak te oszczędności są, choć trudniej dostrzegalne, zakamuflowane.
Jak
wielu rodziców dzięki temu nie musi stawiać miejsc do zabawy dla swoich dzieci,
gdzie będą mogły bezpiecznie rozładowywać swój nadmiar energii? Ilu nie byłoby
w ogóle na to stać, przez co ich dzieci musiałyby na własną rękę szukać miejsc
do zabawy? Dzieci oczywiście sobie doskonale poradzą, natomiast przestrzeń,
jaką do harców wykorzystają, może okazać się niewłaściwa.
Rzecz
nie dotyczy jedynie małoletnich. Osobiście sam korzystam z otwartej siłowni,
gdzie mogę poćwiczyć, odreagować stres i poprawić samopoczucie. Została ona
także zlokalizowana w miejscu, gdzie nie docierają wandale (wokół nie ma nic,
co mogłoby ich przyciągać, nawet zwykłego sklepu), tak więc spotkać mogę tam
tylko osoby, które przyszły w tym samym celu co ja. Dzięki temu zarówno ja, jak
i każda inna osoba tam ćwicząca, możemy zaoszczędzić na karnecie na siłownię.
Nie tworzy to też jakiejś niezdrowej konkurencji dla tych, którzy komercyjnie
zajmują się pomocą w ćwiczeniu własnego ciała. Co więcej, zachęca ludzi do
aktywności fizycznej, a taka otwarta siłownia nie zastąpi profesjonalnego
doradcy, którego możemy spotkać na płatnych zajęciach. Tworzy się w ten sposób
przestrzeń do rozpoczęcia aktywności, popchnięcia jej dalej, jeśli danej osobie
się to spodoba. Po raz kolejny: ile osób oszczędza swoje środki finansowe
dzięki temu, że zostały dla nich stworzone miejsca do rekreacji blisko domu i
nie muszą w ich poszukiwaniu wyjeżdżać w bardziej spokojne tereny?
Podobnie
jest z infrastrukturą, zarówno kolejową, jak i drogową, wraz z jej oświetleniem.
Dzięki sprawnej organizacji transportu wielu ludzi może zaoszczędzić nie tylko
pieniądze, ale także czas. A jak wiadomo, czas to pieniądz. Zamiast tłuc się
rowerem po polnych drogach, można podjechać pociągiem czy autobusem. Podobnie
dzięki dobrym drogom istnieje możliwość tanio poruszać się samochodem, choćby
do miejsca pracy, bez konieczności dokonywania regularnych napraw pojazdu.
Dobrą
wiadomością jest fakt, iż istnieje możliwość rzetelnego zbadania korzyści
społecznych danej inwestycji. Zanim samorząd czy też inna forma władzy przekaże
środki na zrealizowanie budowy, może posiłkować się odpowiednią opinią
eksperta, który jest w stanie ocenić, czy faktycznie dojdzie do powstania
wartości dodanej. Nie można jednoznacznie przeliczyć tego na pieniądze,
niemniej takie badanie, o ile zostało rzetelnie wykonane, pozwala z duża dozą
prawdopodobieństwa stwierdzić, czy warto angażować się w realizację tego czy
innego przedsięwzięcia.
Dlatego
właśnie przeliczanie wszystkiego na zysk można uznać za płytkie i pozbawione
sensu. Korzyści społeczne danej inwestycji mogą nie tylko wyrównać stratę
finansową, ale nawet przeważyć o konieczności stworzenia konkretnego
instrumentu. Po to organizujemy się w społeczeństwo i wytwarzamy ośrodki
władzy, by za ich pomocą pomagać sobie nawzajem i tworzyć coś, czego prywatny
inwestor nie jest w stanie, ponieważ nie osiągnie z tego tytułu zysku. A
korzyści dla nas wszystkich są ogromne.
Piotr Beczała, Ruch Christus Rex