Wyborcza machina ruszyła na dobre. Politycy znów licytują się
na deklaracje. Wśród nich znalazły się też składane przez polityków PiS
„obietnice cywilizacyjne” – obrona chrześcijańskiej spuścizny i
sprzeciw wobec narzucania ideologicznego lewicowego dyktatu. I co z
tego? Nic! Genderowa konwencja wciąż obowiązuje, życie nienarodzonych
nie jest dostatecznie chronione, a po polskich samorządach w najlepsze
hasają tęczowi aktywiści. Bo zdaje się tu nie chodzi o walkę z gender,
obronę tradycji, ale o zyskanie w oczach katolickich wyborców.
W Polsce od 2015 roku rządzi „Zjednoczona Prawica”, której politycy
wielokrotnie deklarowali przywiązanie do katolickiej wiary oraz
deklarowali, że bronią „wartości chrześcijańskich”, także w Europie.
Politycy ci, mimo posiadanej władzy, nie zdecydowali się na
wypowiedzenie konwencji stambulskiej, która pod przykrywką walki z
przemocą powoli zmienia polskie prawo w duchu ideologii gender. Nic nie
uczyniono, by zwiększyć prawną ochronę życia dzieci nienarodzonych. Dziś
znów z ust polityków „prawicy” słyszymy o obronie „wartości”. I słyszeć
będziemy coraz częściej, wszak wybory coraz bliżej, a element walki
ideologicznej jest czynnikiem mocno różnicującym (niestety tylko w
deklaracjach) polityków „Zjednoczonej Prawicy” i „Koalicji
Europejskiej”.
Co znów nam obiecają?
Warto wsłuchać się w głos polityków. „My chcemy Unii silnej, która
przede wszystkim będzie wracała do swoich korzeni, czyli tego, co było
siłą UE przez wiele lat – jedność w różnorodności. Nie chcemy
zjednoczenia Europy na zasadzie narzucenia jednego modelu
ideologicznego, bo to dziś proponuje również Koalicja Europejska” –
powiedział w programie „Gość Wiadomości” szef Komitetu Stałego Rady
Ministrów Jacek Sasin.
Z kolei wicepremier Beata Szydło pytana przez tygodnik „Sieci” o
partię „Wiosna” i jej zapędy dotyczące m.in. laicyzacji życia
publicznego poprzez np. uciszenie głosu Kościoła czy ograniczenie praw
wierzących oceniła, że jest to „niebezpieczne” i wspomniała ataki na
dobre imię św. Jana Pawła II. „Musimy bronić praw wierzących” – dodała.
Beata Szydło przyznała też, że „z dużą wnikliwością” obserwuje debatę
pomiędzy Barbarą Nowak, małopolską kurator oświaty a zwolennikami
stołecznej deklaracji LGBT+. Premier oceniła, że reakcja kurator była
„spokojna i precyzyjna, wskazała, do czego ta Karta LGBT+ się odwołuje,
co naprawdę się kryje za wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia. A to
przecież szybka seksualizują dzieci, nawet przedszkolaków”.
Pytana o sposoby obrony powiedziała, że potrzebna jest presja, ale
dodała zaraz, że „odpowiedzi muszą padać na różnych polach:
samoorganizacji, mediów, kultury i samego Kościoła”. Gdzie w tym
wszystkim miejsce dla polityków? Tego nie wiadomo. Można zatem domyślać
się, że wicepremier nie widzi potrzeby większego angażowania się w ten
spór.
Idźmy jednak dalej. „My rozumiemy Unię Europejską jako związek i
współpracę państw narodowych. Jesteśmy formacją konserwatywną i
prospołeczną, a więc chcemy trwania polskiej tradycji i odwołujemy się
do wartości chrześcijańskich. Uważamy, że państwo narodowe nie jest
żadnym przeżytkiem, a wręcz przeciwnie. Państwo narodowe ma ogromną rolę
do spełniania również w Unii Europejskiej. Naszym celem - i taka była
też kiedyś obietnica Unii Europejskiej - jest wyrównywanie różnic między
regionami - mówił Zdzisław Krasnodębski, lider wielkopolskiej listy PiS
do Parlamentu Europejskiego. (zycie.pila.pl)
I jeszcze Jarosław Kaczyński, prezes PiS: „Jeżeli najkrócej opisać
sens polityki dobrej zmiany, to tym sensem jest obrona tego wszystkiego,
co jest naszym prawem, co wynika z polskiej kultury, z polskiej
tradycji, ale także z tej cywilizacji. Powtarzam: taki był sens i taki
jest sens dobrej zmiany. Dobrej zmiany, którą chcemy kontynuować” –
powiedział. Kaczyński dodał też, że Polacy chcą wolności i równości, bo
„to są wartości fundamentalne dla cywilizacji, która wyrosła z
chrześcijaństwa, cywilizacji najbardziej życzliwej człowiekowi ze
wszystkich cywilizacji w dziejach świata”. (euractiv.pl)
Deklaracja Europejska PiS
Przyjęta deklaracja składa się z 12 punktów i wyznacza drogę PiS w
UE. Na pierwszym miejscu znalazła się „Europa Wartości” i postanowienie,
że Unia musi wrócić do wartości, jakie głosili jej twórcy. Na drugim
miejscu „Europa Rodziny. Obronimy prawo rodziców do wychowywania
dzieci”.
Podczas konwencji PiS w Jasionce obronę dzieci i rodziny obiecał
także premier Mateusz Morawiecki. „Ale jeśli stawiamy na rodzinę, to
musimy zwrócić uwagę na to, że mamy także wielki kłopot i zagrożenie.
Tym zagrożeniem jest atak na rodzinę, przeprowadzony w sposób najgorszy z
możliwych, bo to atak na dzieci. Ma być stosowana specyficzna
socjotechnika. Trudno to nazwać wychowaniem. Co jest w jej centrum?
Bardzo wczesna seksualizacja dzieci. To jest nie do uwierzenia!” –
mówił.
I dalej deklarował: „W Polsce małżeństwo i rodzina są afirmowane
przez naszą kulturę i prawo, w tym przez art. 18 Konstytucji. I my tę
afirmację, powtarzam - w imię zdrowego rozsądku i Konstytucji, która nie
może być łamana - będziemy wspierali. I będziemy mówili nie atakowi na
dzieci. Polscy rodzice mają prawo do wychowania własnych dzieci. Musimy
tego bronić i nie damy się zastraszyć. Będziemy bronić polskiej
rodziny!”.
Swoje trzy grosze dorzucił też europoseł Tomasz Poręba, który
wskazywał, gra toczy się o wielką stawkę, o to „jak będzie wyglądała
Polska za 10, 20, 30 lat, kto będzie wychowywał nasze dzieci, kto będzie
sprawował władzę w oparciu o jakie wartości, o jakie podstawy - o
wartości chrześcijańskie i czy inne podstawy aksjologiczne” - mówił
Poręba.
Najmocniejsze wystąpienie należało jednak do Jarosława Kaczyńskiego,
który skrytykował wprowadzenie Karty LGBT+ w Warszawie mówiąc, że
opozycja chce wprowadzenia w stolicy „bardzo wczesnej seksualizacji
najmłodszych”, zgodnej ze szkodliwymi dla dzieci standardami WHO. „To
jest nie do uwierzenia. To się zaczyna w wieku 0-4. Im bardziej się to
czyta, tym bardziej włosy dęba stają. Ma być dokonywana koncentracja na
ważnej, ale przecież nie jedynej sferze życia. Ma być podważana kwestia
tożsamości chłopców i dziewczynek” – mówił prezes PiS. Jak ostrzegał
zniszczony ma być cały mechanizm „przygotowania dzieci do przyszłej roli
matki i ojca”. I zadeklarował stanowcze „nie” dla takich rozwiązań.
„Dobra zmiana” musi być lepsza
Wydawałoby się, że możemy spać spokojnie, bo politycy partii
rządzącej zatroszczą się nie tylko o nasz dobrobyt, ale też zadbają o
to, by nasze dzieci nie były narażone w szkołach na agresywną edukację
seksualną, nie będą raczone „tęczowymi piątkami” i innymi tego rodzaju
akcjami nakazującymi nam źle się czuć, gdy tylko nie wynosimy na
piedestały postulaty mniejszości LGBT+.
Rzeczywistość jest inna. Pierwszą reakcją MEN na obronę dzieci przez
małopolską kurator przed ideologią gender było stwierdzenie, że wyrażała
ona „prywatną opinią na prywatnym koncie w mediach społecznościowych”.
Później Anna Zalewska, minister edukacji narodowej wskazywała, że
stołeczna deklaracja LGBT+ nie może być wprowadzana do szkół, bo jest
niezgodna z prawem oświatowym i z podstawami programowymi. I tylko
między wierszami stanęła po stronie kurator mówiąc, że „jesteśmy ze
wszystkimi kuratorami. Jeśli coś jest niewłaściwie interpretowane, to im
pomagamy”.
Nie trzeba było długo czekać na dalszy rozwój wypadków. Oto w
Krakowie w sali obrad Rady Miasta konferencję zorganizowały sobie
środowiska LGBT+. Wśród zaproszonych gości – wiceprezydent Krakowa oraz
urzędnicy z Poznania, Gdańska i Warszawy posiadający doświadczenia w
walce o prawa mniejszości seksualnych na poziomie samorządów. I wszystko
to dzieje się pod nosem „dobrej zmiany”.
Jak zatem politycy „Zjednoczonej Prawicy” chcą w Parlamencie
Europejskim bronić nas przed groźnymi ideologiami? Jak chcą reformować
UE? Jak zamierzają powracać do chrześcijańskich korzeni, skoro na
własnym podwórku tak trudno o porządek?
Czekamy zatem na gest dobrej woli, na potwierdzenie deklaracji
czynem. Niech to będzie wypowiedzenie konwencji stambulskiej,
zatrzymanie aborcji, zatrzymanie genderyzacji w samorządach, szkołach…
cokolwiek! Ei incumbit probatio, qui dicit, non qui negat
(Ciężar dowodu spoczywa na tym, kto twierdzi, a nie na tym kto przeczy).
Bo obrona „chrześcijańskich wartości” w teorii, to dziś już dla
katolickiego wyborcy o wiele za mało.