Trochę mnie nie było, a działy się rzeczy dziwne. Jak to w polityce. 
Przeszkodą do namiętnego i bezkarnego prowokowania Rosji stał się 
Mateusz Piskorski. Okazał się być dla PiS-u szpiegiem rosyjsko-chińskim. Reprezentanci interesów anglosaskich nad Wisłą usilnie 
potrzebują uzasadnienia swojej antysłowiańskiej polityki i pretekstu na 
wygrażanie Rosji kułakiem, więc Mateusz P. idealnie się wpisał w 
antyrosyjski skowyt. Zwolennik sojuszu słowiańskiego i rosyjskiego 
Krymu, krytyk Zachodu - jednym słowem wymarzony wróg. Ja pomijam lewicowe
 skłonności pana Piskorskiego, ale jest w nim chyba więcej zdrowego 
rozsądku w ocenie sytuacji Europy środkowowschodniej od stypendystów 
amerykańskich i niemieckich fundacji, mających teraz monopolowy wpływ na
 politykę III RP. 
Pamiętacie jeszcze sprawę Władimira Ałganowa? 
To zawodowy szpieg, mający szerokie kontakty w naszym kraju. Do grona 
jego znajomych należeli m.in. Aleksander Kwaśniewski, Aleksander Żagiel,
 Andrzej Kuna, Jan Kulczyk. Czy komuś z nich stała się krzywda i 
prokuratorzy postawili kogokolwiek w stan oskarżenia? 
Problem w 
tym, że Mateusz Piskorski nie był ani animatorem, ani beneficjentem 
okrągłego stołu. Stał się ofiarą nowej strategii, która wyklucza 
sympatie z bratnim narodem, na rzecz alianckiej egzotyki. Kiedy Tomasz 
S. dostaje medal od ukraińskiej bezpieki, Mateusz P. jest pokazowo 
szykanowany, za wyrażanie poparcia dla Rosji i jej polityki. Problem w 
tym, że Rosję u nas sporo ludzi lubi w sposób jak najbardziej naturalny.
 I ja mam podobnie. Nienawidzę bolszewizmu we wszelakich odmianach, ale 
mam sentyment do Białej Armii, do Kołczaka, Denikina, Wrangla, 
Judenicza - do tych wszystkich błędnych rycerzy Wschodu, którzy stali się
 ostatnim bastionem normalnego świata, tak krwawo zniszczonego i 
dobijanego do 1989 roku. Polacy i Rosjanie, pomijając rządy zbirów nad 
nami, jesteśmy sobie bliscy w wielu aspektach, co niewątpliwie 
przeszkadza globalistom. Obecna Polska, nastawiona wrogo do wschodniego 
sąsiada, może być tylko areną zmasowanych ataków, których skutki będą 
katastrofalne przez wiele pokoleń. Jeżeli damy się wmanewrować w 
jakąkolwiek wojnę na tym terenie - jesteśmy straceni. Żaden rząd od 1989
 roku nie myśli racjonalnie, traktując Polskę jako desant na wrogie 
pozycje. Jednym słowem nasza rola ma być taka, jak żydowskich osadników 
na palestyńskiej ziemi - do tego chcą nas zmusić politycy, szukający 
poparcia za oceanem. Anglosasi zdradzili nas już na Kongresie Wiedeńskim
 w 1815 roku, a potem było coraz gorzej. Tak więc jak nazwać kolejnego 
polityka, który lekceważąc sąsiadów, usilnie szuka poparcia w miejscach 
naturalnie nam wrogich i nieprzychylnych?
Drugą sprawą jest 
pączkowanie Ruchu Narodowego. Na początku był ONR i MW. Doszło do 
porozumienia i do konkretnych działań. Potem dołączyli inni ludzie. 
Marsz Niepodległości stał się zjawiskiem powszechnym, rozpoznawalnym i 
co ważne - atrakcyjnym. Trzeba było coś z tym zrobić, no bo nacjonalizm 
burzy nie tylko porządek jałtański, ale i magdalenkowy. Ponieważ nie 
można było stworzyć jednej siły, to zaczęły się frakcje oparte na 
własnych wizjach, ambicjach, w których rej zaczęli wodzić rozwodnicy i 
alimenciarze, dość umiejętnie podkopując autorytet narodowców. Kiedy 
dopalił się projekt Braun, pojawił się projekt Kukiz, który nadpłynął 
niczym widmo przez wzburzone morze swoim Patiomkinem, zabierając na 
pokład liderów kilku partii politycznych, zwanych dla odróżnienia 
„antysystemowcami”. Rok nie minął, a  Marian Kowalski powołał własną 
grupę, pobłogosławioną przez lubelskiego pastora. Dzięki temu doznał 
niezwykłej iluminacji, widząc złowieszcza rękę Rosji we wszystkich 
zakamarkach naszych nieszczęść. Momentalnie otwarte wrota na salony dały
 szerokie pole dla nowego projektu, który już żyje własnym życiem. 
Kiedy Robert Winnicki udał się za Odrę do naszych sąsiadów w ramach 
nawiązania rzeczywistego partnerstwa w obliczu inwazji pustynnej dziczy 
na Europę, to wiadomo było, że tak dalej być nie może. Ten gest nie 
każdemu pasuje. Ale moi znajomi z Żar jeździli do Niemiec, do 
niemieckich nacjonalistów, zanim flirt z Pegidą stał się modny oraz 
medialny. To przemówienia polskich patriotów wywoływały najwięcej 
oklasków pośród działaczy NPD w Dreźnie podczas rocznicy zagłady miasta.
 Znaki czasu, które można dobrze wykorzystać. 
Ale nie każdy to 
rozumie, nie każdy tego pragnie. My przecież mamy z sąsiadami walczyć, a
 nie się z nimi bratać. Tak więc, kiedy nie przebrzmiały jeszcze echa Pegidy
 w Dreźnie, nagle niektórych posłów w Sejmie olśniło i powołano Endecję.
 Rzecz jasna dla dobra Polski. Firmuje to Rafał Ziemkiewicz i Paweł 
Kukiz plus kilku rozbitków, których był zabrał na swój pokład; mają 
zamiar być fabryką elit dla nowej endeckiej Polski. Co ma wspólnego z 
endecją muzyczny celebryta sprzed i po 1989 roku? Któż to wie, chyba 
tylko zbliżający się ZCh-n.
Ołowiane głowy siedzące w Klubie Ronina, popijając Ciechana, będą snuć wizje w oparciu o „Myśli nowoczesnego endeka”. 
A wystarczyło tylko 30 dni blokady na żydowskim portalu 
społecznościowym i tyle się wydarzyło. Swoją drogą, czemu mając tak 
genialnych informatyków, nikt nie wpadł na pomysł, aby powstał w końcu 
jakiś polski portal, wolny od terroru tolerancji?
Czekamy dalej, 
co przyniesie życie. Na pewno w takim tempie organizacji narodowych o 
charakterze politycznym jeszcze przybędzie. Niejedna też bomba wybuchnie
 w autobusie i niejednego jeszcze zakatuje policja. Póki działają 
obietnice bez pokrycia, urzędy nie spłoną. Jednak uczniowie Zbiga zza 
oceanu szykują nam wojnę, przy licznym udziale lokalnych idiotów. Część 
pójdzie w las, a część wyparuje. Jeżeli wygra zdrowy rozsądek, to 
dogadamy się z Niemcami, Czechami, Słowacją, z Rosją, Białorusią i z 
Noworosją. Na przyjaźń nas ciągle stać, na robienie dobrych interesów 
również. 
T. J. K.
Za: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1031456690308449&id=100003323847711