Rusza nabór ochotników do brygad Obrony 
Terytorialnej w województwie podlaskim, lubelskim i podkarpackim, który 
zostanie poprzedzony propagandową kampanią reklamową. Jest to kolejny po
 wojsku lądowym, powietrznym, specjalnym i marynarce rodzaj sił 
zbrojnych mający wesprzeć regularne wojsko.
MON stawia przed żołnierzami tych jednostek następujące zadania:
- prowadzenie działań militarnych we współdziałaniu z wojskami operacyjnymi (w przypadku wybuchu konfliktu). Działania te będą miały na celu zniszczenie lub zatrzymanie sił potencjalnego przeciwnika,
 - ochrona ludności przed skutkami klęsk żywiołowych, likwidacja ich skutków, ochrona mienia, akcje poszukiwawcze oraz ratowanie lub ochrona zdrowia i życia ludzkiego, a także udział w realizacji zadań z zakresu zarządzania kryzysowego,
 - ochrona społeczności lokalnych przed skutkami destabilizacji i dezinformacji,
 - współpraca z elementami systemu obronnego państwa, w tym szczególnie z wojewodami i organami samorządu terytorialnego,
 - ochrona społeczności lokalnych przed skutkami ataków w cyberprzestrzeni,
 - szerzenie w społeczeństwie idei wychowania patriotycznego. Trzy podstawowe warunki dostania się do OT to: zdolność do służby wojskowej, odbycie szkolenia i złożenie przysięgi wojskowej. Według rzecznika rzeszowskiej WKU majora Dariusza Brzeżawskiego „Wojska Obrony Terytorialnej z założenia będą spotykać się raz na dwa tygodnie na ćwiczeniach”. Za każdy dzień szkolenia żołnierz tej jednostki będzie otrzymywał tyle co żołnierz rezerwista.
 
 Jakkolwiek brzmi to pięknie i ma 
szczytny wydźwięk, służba chłopców i dziewcząt w mundurze, który 
odbierany jest jako bezdyskusyjny symbol patriotyzmu, to nic innego jak 
gotowość do obrony interesów Waszyngtonu i Brukseli, które realizują 
podległe im ośrodki władzy neokolonialnej III RP i walka o utrzymanie 
statusu quo; nie o kolidujący z nimi polski interes narodowy.
Każdy kto tylko chce niech wstępuje do 
takich formacji – ich wybór. Nie powinni tylko mówić, że walczą za 
mityczną Polskę, lecz w obronie interesu zachodniego imperializmu przed 
jego wschodnim odpowiednikiem. Jeśli jest inaczej – szczególnie w 
środowisku nacjonalistycznym – powiedzmy „sprawdzam” i miejmy niezły 
ubaw, co u „idealistów” i „ideowców” kryje się pod kartą „Polska”.
Na podstawie: niezalezna.pl/rmf24.pl