O trzeciej nad ranem, czasu polskiego, zaczęło się tanie 
amerykańskie show. Zastanawiam się czy nie sięgnie mnie amerykańska 
jurysdykcja, ale zaryzykuję i podam tytuł, który wymyśliłem dla tego 
widowiska „Głupi i głupsza”. Oczywiście na głowę nie upadłem i nocy nie 
zarywałem, bo kompletnie mnie nie interesuje wynik amerykańskich wyborów
 przy takich kandydatach. Oboje przypominają drugoplanowe role z 
hollywoodzkich produkcji typu „Batman”, gdzie prezydentów przedstawiono 
jako kompletnie niedorozwiniętych osobników albo socjopatów planujących 
koniec świata. Gorzej, że w tym scenariuszu nie znajdzie się „Batman” i 
Ameryki nie uratuje. 
Trzeba się pogodzić z myślą, że najpotężniejszym mocarstwem na 
świecie, będzie rządził lub rządziła, prezydent o osobowości chomika, 
intelekcie kury i charakterze surykatki. Jedna wieka tragedia i aż się 
wierzyć nie chce jak szybko prawdziwi władcy USA wykonali swój plan, o 
którym marzyli od lat. Na fotelu prezydenta trzeba postawić tak żenującą
 postać, aby równie plastikowe masy poczuły się jak w kinie. Z jakiej 
strony by nie patrzeć, nie sposób porównać republikanina Trumpa choćby 
do Busha Juniora, bo jest jeszcze gorzej. Identycznie skończy się próba 
zestawiana Billa z Hillary. Jedynie ktoś wybitnie dowcipny mógłby 
wspominać o Reaganie, czy Kennedym. Dożyliśmy czasów, w których 
mistrzowie marionetek nie bawią się w misterne projekty, biorą pierwszy z
 brzegu prototyp i podsuwają gawiedzi, a ta się cieszy i jeszcze wierzy,
 że uczestniczy w historycznym wydarzeniu. Wszelkiej maści komentatorzy,
 jak jeden, zajęli się minami, krawatami, ripostami i mową ciała. Nie 
jest to nic nowego, było obecne już od czasów Kennedyego, ale wówczas 
towarzyszyła temu jakaś myśl. 
Kto mi dziś wytłumaczy, jak 10 letniej dziewczynce o co kandydatce 
Clinton i kandydatowi Trumpowi tak konkretnie chodzi? Jest choćby cień, 
promil koncepcji dla USA i świata? Niczego takiego nie widzę, Kennedy 
chciał wykończyć Fidela i komunistyczną Kubę, Reagan firmował wyścig 
zbrojeń, a co ci dwoje sobą reprezentują? Jedna ledwo zipie i od lat 
robi biznesy na lewej fundacji powiązanej z moskiewskimi „biznesmenami”.
 Syn drugiego siedział w Moskwie i dobijał targu z innymi albo i tymi 
samymi „biznesmenami”, czytaj ludźmi KGB. Co bardziej naiwni usiłują 
sobie i mnie wmówić, że Trump to nonkonformista, który ma jaja i nie 
przejmuje się poprawnością polityczną. „Ludzie kochane”, litości, 
przecież to tylko show, tylko makijaż. Gdyby on był zagrożeniem dla 
kogokolwiek ważnego, to co? Ano właśnie, to by mu lobby izraelskie, 
włoskie, irlandzkie, niemieckie i murzyńskie nie pozwoliło łba wychylić.
 Gra Donald swoją rolą jak umie i to naprawdę jest poziom opery 
mydlanej. 
Pod jakim adresem www mogę przeczytać, gdzie i z kim będzie przyszły 
prezydent robił porządki? On ma być zaporą dla multikulti? Równie dobrze
 z Kijowskiego można zrobić Napoleona. Hillary od Donalda różni się 
imieniem i zaczeską, reszta pozostanie bez zmian. Czy rzeczywiście nikt 
nie zauważył, że tymi wyborami mało kto się pasjonuje? Mam na myśli 
wielkich tego świata. Rosja, Izrael, UE walczą na śmierć i życie, żeby 
konkretny kandydat wygrał wybory w USA? Cisza, flauta, olewanie. Niby 
jest tam jakiś czarny PR na Trumpa, ale Clinton dostała równie mocno, 
jeśli nie mocniej. Gdy wybierano pierwszego czarnego Obamę, był to 
argument numer jeden. Wciskano tę nadzwyczajną okoliczność dosłownie i 
podprogowo, temat nie schodził z tapety. Wtedy wielu zależało na 
wygranej Obamy. Teraz też mamy unikalną i historyczną walkę o 
prezydenturę, wszak po raz pierwszy prezydentem USA może zostać kobieta.
 Ślepy i głuchy nie jestem, ale może coś przeoczyłem? Jeśli tak to 
ponownie proszę o podpowiedź, gdzie zobaczę permanentne powielanie tego 
największego atutu Hillary? 
Szkoda szukać, nic podobnego nie występuje, czasami odezwie się 
zblazowana feministka, obok nekrologów wypowie się podstarzała gwiazda 
filmowa i tyle. Najbardziej oczywiste hasło – pierwsza kobieta 
prezydentem USA nie funkcjonuje. Oznacza to tyle, że amerykańskim, ale 
też światowym elitom wisi i powiewa, kto zasiądzie w Białym Domu. We 
wszystko mogę uwierzyć, ale nie w to, że nagle wszyscy wielcy odpuścili 
sobie władzę i pieniądze, a światowym graczom przestało zależeć na 
utrzymaniu wpływów. Jest dokładnie odwrotnie, wielcy gracze tak się 
ustawili i tak ogłupili społeczeństwa, że do wyborów w USA wystawili 
dwie wersje tego samego prezydenta. Wybierzcie sobie kogo chcecie, dla 
nas to mało ważne, pod jaką paprotką będziemy was strzyc. Czasy się 
radykalnie zmieniły i z tym się nie wygra. Dla Polski wniosek jest taki,
 że trzeba się dogadywać z tymi, którzy tę parę chomików wymyślili, nie z
 tym, czy tamtym chomikiem. Wybory w USA nie mają żadnego znaczenia, 
plastik ociera się o plastik, tyle wszystkiego. 
 Matka Kurka