Konstantin Małofiejew o deprawacji kapitalizmu, nieoprocentowanych kredytach i nowej monarchii w Rosji.
Konstantin
Małofiejew (3 lipca 1974, Puszczino, moskiewski obwód) - rosyjski
menedżer i przedsiębiorca, Prezes Zarządu "Konstantynopol", założyciel
Fundacji Charytatywnej św. Bazylego Wielkiego, szef Rady Powierniczej
ANOO "Kolegium św. Bazylego Wielkiego", założonej przez niego w 2007 roku, członek Komisji patriarchalnej ds. rodziny i ochrony macierzyństwa,
członek Rady Powierniczej partnerstwa niekomercyjnego "Liga
Bezpiecznego Internetu".
- Kto to jest Konstantin Małofiejew?
- Jestem
filantropem. W szerokim znaczeniu tego słowa. Zajmuję się działalnością
charytatywną. W pewnym momencie zrozumiałem, że lobbing odpowiednich
przepisów, które zmieniają klimat moralny w społeczeństwie, przyniesie
znacznie większy efekt, jeśli te wysiłki dołączone będą choćby do tego,
aby objechać sto domów dziecka.
- A ci ludzie, którzy mówią: "po prostu zmieńmy świat wokół siebie - i wszystko zmieni się na lepsze", nie są w porządku?
-
Są, absolutnie mają rację, jeśli jest to jedyna rzecz, którą mogą zrobić.
Ale jeśli mówimy o wpływowych ludziach, nie wystarczy po prostu
przekazać milion dolarów. Poziom relacji takich ludzi pozwala znacznie
szybciej zmieniać świat, w tym przypadku, gdyby poświęcali swój czas,
swoje duchowe siły, a nie pieniądze.
- A jak działa twój Fundusz Charytatywny św. Bazylego Wielkiego?
-
Tworzymy sieć formalnych i nieformalnych struktur. Ja, na przykład,
jestem członkiem Komisji patriarchalnej do Spraw Rodziny. Bierzemy
udział w grupach roboczych Komisji do Spraw Rodziny Dumy Państwowej. To
lobbing na rzecz prawa do ochrony moralności i ochrony dzieci przed
szkodliwymi informacjami Co do naszej działalności międzynarodowej, to
tutaj zawsze jesteśmy w kontakcie z wyspecjalizowanymi agencjami i
międzynarodowym komitetem Dumy państwowej oraz z oficjalnymi dyplomatami.
Jeśli dostarczamy pomoc humanitarną, np. na Ukrainę, to we współpracy z
Ministerstwem Sytuacji Nadzwyczajnych. Jednak, co najważniejsze — jest
to bezpośrednia obecność w krajach, w których działamy razem ze swoimi
rówieśnikami. Do tego potrzebni są ludzie, którzy się tym zajmują, bo
krajów jest dość dużo.
- Kogo u władzy można uznać za waszą bratnią duszą? Władimira Jakunina?
-
Oczywiście. W jego fundacji Andrzeja Pierwszego jest podobny do naszego
program wspierania macierzyństwa. W ramach tej działalności, na
przykład, we wrześniu ubiegłego roku wspólnie przeprowadziliśmy światowy
kongres rodzin na Kremlu. Zaś na tę Wielkanoc — zorganizowaliśmy po raz
pierwszy w historii transport świętego ognia z Jerozolimy do Serbii.
- Kto ci jeszcze pomaga?
—
W funduszu jest rada nadzorcza — do niej wchodzą tacy ludzie, jak
reżyser Nikita Michałkow, pomocnik prezydenta Igor Szczegolew,
archimandryta Tichon.
- Wiemy, że spotkał się z Putinem. Dyskutowaliście z nim o działalności waszej fundacji?
—
U Władimira Władimirowicza jest zbyt wiele innych ważnych zadań, aby mieć
czas na omawianie działalności fundacji Świętego Bazylego Wielkiego.
-
Putin spotkał się też ze swoim partnerem biznesowym, francuskim
biznesmenem Philippe de Villiers, z którym masz zamiar zbudować
zabytkowy park na Krymie. Jak udało się zorganizować to spotkanie?
-
Władimir Władimirowicz chciał się spotkać z Philippe de Villiers, a
Philippe de Villiers było miło spotkać się z Władimirem Władymirowiczem.
- Jak Putin dowiedział się o waszym projekcie?
- De
Villiers stworzył we Francji największy na świecie park historyczny.
Projekt na Krymie jest również na bardzo dużą skalę. Poza krymskim
parkiem z Philippe de Villiers planujemy zrealizować podobny projekt w
podmoskiewskim Puszczino. Mój francuski partner bardzo lubi Rosję i w
środku wojny na sankcje postanowił w nasz kraj inwestować.
Prawdopodobnie to zainteresowało prezydenta.
- Jaki jest cel zmian, które promujecie?
—
Świat, oparty na tradycyjnych wartościach. My, niestety, żyjemy dziś w
świecie innym — rewolucyjnym, аntytradycyjnym. Pod normami, pod
tradycją, mam na myśli to, co daje nam chrześcijański światopogląd.
Musimy duchowo, a następnie na poziomie kulturalnym i społecznym pozbyć
się materialistycznych, sztucznych nauk XX wieku, do których zaliczam
marksizm, faszyzm i liberalizm.
- Jaki procent ludności rosyjskiej, zgodnie z waszymi odczuciami, jest na takim ostrym zakręcie?
-
W Rosji jest to 85% - tych, którzy głosują na Putina, i tych, którzy
nazywają siebie prawosławnymi, tak wynika z sondaży socjalnych. Zapewne
te dwie grupy nie pokrywają się, ale w każdym przypadku jest to
zdecydowana większość.
— Istnieje
opinia, że takie nastroje podtrzymuje "ciemna", pasywna część ludności,
podczas gdy kreatywni ludzie skupiają się w przeciwnym obozie, gdzie
uważa się, że postęp jest związany ze stałym odejściem od tradycji...
- Tak więc przed wami człowiek, który jest wybitnym przedstawicielem tych ciemnych, uciskanych mas.
- Kim są, Twoim zdaniem, rosyjscy liberałowie?
—
To swego rodzaju cywilizacyjny podział: jesteś za Rosją z własną drogą i
własną misją na tym świecie lub uważasz, że Rosja jest częścią
globalnego świata zachodniego, a tam jest prowincją, kolonią, czymś
gorszym. Pamiętam, jak leciałem na petersburskie forum gospodarcze z
jednym wpływowym urzędnikiem, który był ideologiem zachodu w Rosji. Z
nim wszedłem w spór. Powiedziałem mu: no dobrze, kim są "my" — jasne.
Obrońcy imperium, ciemnoty, "starego mistycyzmu". Do czego wszystkich
zachęcam, to jasne. A w co wy wierzycie? Jaka powinna być Rosja? I on
odpowiedział, że Rosja musi "starać się zająć godne miejsce w procesie
światowej globalizacji". Ja od razu spytałem: pierwsze miejsce? On mówi:
nie, pierwsze już zajęte. Godne. I przy tym nie trzymać się
archaicznych pojęć suwerenności. To wszystko i nic więcej nie
powiedział. Tak oto z ludźmi rozumującymi w podobny sposób jest u
nas przepaść w poglądach. Dla nas te pojęcia, które są dla nich archaiczne i
stały się przestarzałe, pojęcie suwerenności i pojęcie narodu Rosji, są
świętymi.
- Co sprawia, że uważasz, że Rosja będzie przestrzegać "tradycyjnych" norm?
-
Decyzja Putina przyłączenia Krymu jest trudna do przecenienia. Do tego
czasu traciliśmy, cofaliśmy się. Oczywiście, pod rządami Putina, proces
ten jest w fazie zastoju. Jednak niepewność co do przyszłości pozostała.
Decyzja o Krymie, w moim przekonaniu, była wyborem na rzecz własnych
interesów. To stało się oczywiste dla nas, jednak nasi zagraniczni
partnerzy usztywnili swoje stanowiska za Stanami Zjednoczonymi Ameryki
- nazwijmy rzeczy po imieniu — które są hegemonem w dzisiejszym
świecie przez ostatnie ćwierć wieku. Rzuciliśmy im wyzwanie, na co
zdecydowały się władze Rosji - jest to bardzo ważny krok dla narodu
rosyjskiego. Cała nasza historia pokazuje, że możemy skutecznie rozwijać
się tylko w stanie ciężkich doświadczeń.
-
Nie chcę cię zdenerwować, ale myślę, że gdybyśmy poszli do centrum
Moskwy i zrobili wywiad wśród przechodniów, to większość woli po prostu
spokojny "europejski" byt, a nie stan stałej walki...
—
Zależy, jak zadać pytanie. Jeśli, na przykład, pytamy: "czy uważasz, że
Rosja może w jakichkolwiek warunkach zwrócić Krym?" — mamy 89%, które
mówią: w żadnych.
- Wiemy, że wspieracie powrót monarchii w Rosji. Projekt wygląda raczej utopijnie, czyż nie?
-—
W Rosji wszystko jest możliwe. Dziś do kościoła przychodzi w niedziele
5% populacji. Gdy będzie 30%, a najlepiej — 50%, pytanie o
monarchii pojawi się samoczynnie. Dzisiaj po prostu nie
ma komu go postawić. Ale trend rozwija się właśnie w tym kierunku. W ciągu dwudziestu
lat w kraju zbudowano lub przebudowano 25 tys. świątyń i 800 klasztorów.
Nigdzie na świecie w całej historii tego nie było. W sondażach 29% nie
wyklucza w Rosji przywrócenia monarchii, na początku lat
dziewięćdziesiątych liczba ta była o połowę mniejsza.
- W centrum społecznym - dużej rodziny, jaki macie program, aby można było w znaczący sposób zwiększyć wskaźnik urodzeń w Rosji?
— W naszej fundacji jest program "Obszar dobra", gdzie 70 regionów
złożyło wnioski o dopuszczenie do udziału. Jest to konkurs projektów
społecznych, poświęconych wsparciu rodzin wielodzietnych. Tak, staramy
się przenieść najlepsze praktyki z regionu do regionu, przekazywanie
know-how. Najlepszym w tym sensie nazwałbym region biełogorodzki. Na
przykład już od dziesięciu lat budują tam domy własnościowe,
wielomieszkaniowe. Jak mówi miejscowy gubernator Sawczenko, "w niewoli
nawet zwierzęta nie rozmnażają się". Jeśli mieszkasz w zwykłym
mieszkaniu, o jaką wielodzietność może chodzić? Sawczenko rozdaje
ziemię pod budowę za jakieś tam symboliczne pieniądze i na tym placu
muszą zbudować dom w ciągu trzech lat.
— Istnieje
opinia, że w rodzinie wielodzietnej kobieta nie może się zrealizować.
Jest to pewien rodzaj życia, który nie wszystkim się spodoba.
—
Przeprowadźcie ankietę: czy dużo jest szczęśliwych kobiet, które
zrobiły karierę? Kiedy Bóg dał przykazanie Adamowi i Ewie, powiedział
Adamowi, aby zarabiał na chleb w pocie czoła, a kobiecie — w bólach
rodzić swoje dzieci. Każda kobieta może być zbawiona poprzez macierzyństwo,
wiele z tego, co jej jest odpuszczone w związku z jej wielorództwem.
Dzieci — są jej przepustką do królestwa niebieskiego. Feministki niby
walczą o prawa kobiet, ale niszcząc instytucję małżeństwa, w
rzeczywistości zmieniają życie kobiety do zaspokajania żądzy mężczyzn. W
tradycyjnym społeczeństwie dostęp do ciała kobiety jest możliwy tylko
poprzez małżeństwo. Feminizm sam głosi "wolne związki". W rezultacie
mężczyzna zamiast tego, aby się ożenić, ma mnóstwo funkcji poza
małżeństwem, a biedna kobieta, która teraz stara się wyjść za mąż, nie
może powiedzieć: jeśli ożenisz się, to wszystko będzie. Stąd wysoki
odsetek rozwodów. Gdyby nie było związków pozamałżeńskich, mało kto
byłby po rozwodzie.
— Jak
widzi pan najbardziej optymalny model społeczny? Jeśli mówisz, że w
Rosji jest w porównaniu z Zachodem moralnie zdrowsze społeczeństwo. Ale czy
może być moralnym społeczeństwo, w którym jest tak wielka nierówność?
-
Tak, mamy z tym kompletny bałagan. Bardzo ważny aspekt dobroczynności,
którą powinien zajmować się każdy bogaty człowiek — tak czy inaczej
zwracać społeczeństwu nadmiernie zarobione pieniądze.
- Jak działalność charytatywna może zrekompensować braki w porządku społecznym?
—
W pełni. Weź dwóch ludzi i tak utalentowanych, jeden z nich
przedsiębiorca, a drugi — pisarz. To dwa różne talenty, ale
przedsiębiorca zarabia tysiąc razy więcej, bo on zajmuje się tylko tym,
co pomnaża pieniądze. Czyli pieniądze to nie uniwersalny odpowiednik. To
specjalny przewód, którym należy udać się do skarbnicy, gdzie były one
jemu dane. Przedsiębiorcami mogą być nie wszyscy, to pewnego rodzaju
powołanie, ale każdy, kto stał się przedsiębiorcą, musi pamiętać, że
pieniądze dał jemu Bóg, nie po to, aby okleić nimi ściany w łazience lub
umieszczać na koncie. Otrzymał je, aby dać, na przykład, temu
utalentowanemu pisarzowi.
- Nie wolno ingerować w działalność charytatywną?
—
Kiedy zaczynasz tracić na różnego rodzaju imprezy charytatywne 50%
czasu pracy, to pojawia się pytanie: jestem biznesmenem czy filantropem?
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że staję się szkodliwy dla
własnego biznesu, ponieważ społeczna działalność zaczyna przeważać nad
komercyjną. Dlatego postanowiłem, że zajmować się moimi aktywami muszą
profesjonalni zarządcy, sam skupiłem się na kilku projektach, które
można nazwać komercyjnymi czysto arbitralnie.
- Jaki jest twój stosunek do poglądu, że kapitalizm jest źródłem problemów w społeczeństwie, w którym próbuje się z nim walczyć?
-
Kapitalizm jako władza kapitału, jako ciągłe dążenie do coraz większych
pieniędzy, oczywiście jest błędem z punktu widzenia chrześcijańskiego.
Ale chciałbym oddzielić rynek finansowy od realnej gospodarki. Świat
terminowych i różnych innych papierów wartościowych jest do dziesięciu
razy większy niż wartość świata realnej gospodarki. Ludzie na tym
zarabiają duże pieniądze, tak jak na sztucznie pompowanym rynku
nieruchomości na Lazurowym Wybrzeżu oraz w Londynie. Oni są pasożytami
na ciele normalnej gospodarki. Sam byłem takim finansistą. Dobrze wiem, o
co chodzi. To wydmuszka, sprzedaż powietrza.
- A co z tym zrobić?
-
Należy po prostu to znieść. To do niczego nie jest potrzebne. Arabowie
jakoś mogą żyć bez pożyczania na procent. Wszystko to zaczyna się od
pasożytnictwa z procentów w bankach. Chrześcijanom nie wolno pożyczać
pieniądzy na odsetki. Jak tylko został odwołany ten zakaz w XVI-XVII
wieku (pod wpływem zarówno judaizmu, zdaniem Zumbarta, czy
protestantyzmu, według Webera) - rozpoczęła się ofensywa kapitalizmu.
Dzisiaj trzeba bez przesady stwierdzić, świat jest rządzony przez
banki. System bankowy - narzędziem globalnego zarządzania, który
przenika wszystkie aspekty naszego życia. Banki wszystko kontrolują i
zarabiają na procentach z powietrza. Czy wiesz, dlaczego Kościołowi
został zbanowany procent? Jest to grzech bluźnierstwa. Co sprzedaje
osobę, która daje pieniądze dzisiaj na kredyt? Czas. Ale czas należy do
Boga.
- Konieczne jest odchodzić od kredytów?
-—
Trzeba zrezygnować z procentów. Banki nie muszą zarabiać na odsetkach.
Arabskie, irańskie banki działają bez procentu, jak banki finansowania
projektu. Biorą one udział w ryzyku. Jeśli projekt się udaje, oni
zarabiają.
- I jako osoba prywatna?
-
Jeśli jest to przydatne dla społeczeństwa, dla tworzenia, na przykład,
dużej rodziny, to powinieneś otrzymać od państwa całkowicie bezpłatny
kredyt hipoteczny. Z punktu widzenia państwa jest ważniejsza kobieta,
która urodziła czworo dzieci, niż by to działało poprzez spłacanie
kredytu.
- Czyli nadal nie chcecie zarabiać na błędnym kapitalizmie?
- I w zasadzie nie inwestuję w instrumenty dłużne, dla których jest procent. Tylko w akcje, czyli udziały w akcjach.
— Wiele
uwagi poświęciłeś na rzecz budowania więzi z konserwatywnymi elitami
innych krajów. Jak te elity na Zachodzie dziś postrzegają Rosję?
-
Na początek rozważania tematu należy wyjaśnić, jak funkcjonuje
współczesny świat . Spójrz na to, co jest obecnie na Ukrainie. Teraz to
rzutuje na ten świat — tak samo. Oligarchiczne rodziny czy
oligarchiczne klany. Oni podejmują kluczowe decyzje. To nie jest
teoria spiskowa, to jest życie...
- Rothschildowie, Rockefellerowie...
-
Tak. I nie tylko. To są - nazwijmy ich tak - światowi władcy.
Globalne elity. Oligarchia światowej finansjery. To nie jest jakieś tam
operetka złoczyńców i nie ludzi, którzy próbują za wszelką cenę
wypełnić swoje własne kieszenie. Oni uważają, że ponoszą
odpowiedzialność za zarządzanie światem, że trzeba wszystko zorganizować
najbardziej efektywnie i skutecznie — to prawda, z ich punktu widzenia.
Jako człowiek, który pracował w systemie finansowym, zaświadczam wam,
że decyzje podejmowane są w tych samych miejscach, a rządy zachodnich
demokracji tylko korzystają z tych rozwiązań.
- Na jakim przykładzie można to przedstawić? Strategiczne decyzje, które realizowałeś.
—
Na przykład paradygmat związany z ograniczeniem płodności. W 1972 roku
amerykański naukowiec Meadows zrobił raport dla klubu rzymskiego, jego
istota sprowadzała się do następującego wniosku: jeśli liczba ludności
będzie z tą sama szybkością postępowała, rozpocznie się deficyt
zasobów naturalnych. Tak doszli do konieczności powszechnego
zapobiegania tworzenia się rodzin wielodzietnych, przynajmniej na
Zachodzie. Rozpoczęła się erozja moralności chrześcijańskiej, ponieważ
chrześcijaństwo nie zezwala na aborcję, przedmałżeński seks i negatywnie
odnosi się do homoseksualizmu. Pojawiła się nowa życiowa teoria:
zakładanie rodziny, gdy ludzie będą mieli po 30-40 lat. To jest wtedy, gdy
szanse na urodzenie dziecka, a tym bardziej wielu dzieci, są minimalne.
- Wiesz, że wszystko to jest nazywane "teoria spiskowa". Jakie są możliwość wdrożenia takich decyzji na poziomie globalnym?
— Wystarczy zajrzeć do publicznych materiałów, które omówiono w latach siedemdziesiątych w Grupie Bilderberg (https://pl.wikipedia.org/wiki/Grupa_Bilderberg)
w trójstronnej komisji czy rzymskim klubie. Potem zauważysz, że
podejmowano je już w latach osiemdziesiątych w formie decyzji rządów i ONZ.
Czyli jest to przykład bardzo globalnego rozwiązania oligarchicznych
klanów, które miały wpływ na całą ludność planety.
- Jak się odnoszą te same grupy oligarchiczne wobec Rosji?
-
Weźmy, na przykład, Stany Zjednoczone. Teraz są zdominowane
przez neokonserwatystów, tzw. neokonów. Ten ruch intelektualny dominuje
wśród amerykańskiej elity politycznej. Jednakże w Stanach
Zjednoczonych są też inne grupy. Na przykład stanowią poważną siłę
chrześcijańskie lobby konserwatywne. Chcą wrócić do starych dobrych
amerykańskich lat pięćdziesiątych. Pamiętają Amerykę, w której
funkcjonowała moralność bez tych eksperymentów dotyczących planowania
rodziny. Ci ludzie rozumieją, że antyrosyjska propaganda pochodzi z tego
samego źródła, co propaganda przeciwko tradycyjnym wartościom w
Ameryce. Tworzymy z nimi relacje oparte na prorodzinnym ruchu. W Europie
również zintensyfikowane są podziały między zorientowanymi narodowo
grupami i "globalistami". Członkowie UE są coraz bliżej utraty
suwerenności na rzecz niektórych ponadnarodowych organów i części
krajowych elit, są coraz bardziej skłonni do odrzucenia - że decyzje w
sprawie Republiki Czeskiej i Hiszpanii podejmowane są poza tymi krajami
i nie na ich korzyść. Ci, którzy chcieli się stać Niemcami, zobaczyli, że
Niemcami się nie stali. Teraz nie mają ani lira, ani drachmy lub peseta, a
bezrobocie na poziomie - 30%, stałą emigrację oraz niszczenie
tradycyjnych wartości, rodziny i kościoła… Dlatego widzimy rosnącą
popularność sił politycznych, które dzisiaj chcą wycofać się z Unii
Europejskiej. Nie tylko partie prawicowe, ale i lewicowe, jak w Grecji.
Jednak to protest społeczny z krajowymi podtekstami - sama
"Syriza" doszła do władzy na antyeuropejskich i antyniemieckich
hasłach.
- Mówią, żeście się przyczynili w dojściu do władzy w Grecji sił prorosyjskich...
-
Moje kontakty z europejskimi politykami - mają charakter tylko
społeczny i religijny. Zauważ, że moje związki z Grecją udokumentowane zostały na bazie moich pielgrzymek na górę Athos. Jeśli niektóre z tych
osób, z którymi się spotkałem, potem trafiają do rządu, to po prostu
zbieg okoliczności. Grecy — to nasi prawosławni bracia, ich los mnie
osobiście obchodzi, tak samo jak los Bułgarów czy Serbów.
- A ci ludzie z kolei, czy czegoś oczekują od Rosji?
—
Tak. Wszyscy nasi rozmówcy oczekują od nas, że staniemy się tym
państwem, które będzie otwarcie bronić wartości chrześcijańskich. Bo nie
ma siły, która dziś by to zrobiła. Tylko Watykan reaguje na
prześladowania chrześcijan, ale dziś ma mało realnego wpływu... Jesteśmy
jedynym wielkim mocarstwem, w którym prezydent nie wstydzi się mówić o
swoich prawosławnych, chrześcijańskich przekonaniach. Rosja w tym
aspekcie jest jedyną nadzieją dla dwóch miliardów chrześcijan na świecie.
Za: http://www.owp.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=867&Itemid=1
Od Redakcji: Zaufanie do prezydenta Putina mamy ograniczone, a okupowany przez sektę modernistów Watykan praktycznie nie robi nic dla ratowania prześladowanych katolików (których sam zresztą swoją zmodernizowaną religią niszczy).