W roku 2011 o wybuchu zamieszek w Syrii,
które przerodziły się w krwawą wojnę, słyszało się niewiele. Mało kto
przypuszczał wtedy, że konflikt mający miejsce na Bliskim Wschodzie
spowoduje tak daleko idący kryzys imigracyjny na Starym Kontynencie.
Wojna w Syrii ma wymiar nie tylko
militarny. To wojna dezinformacyjna, której ofiarami padają także
mieszkańcy Europy, co od początku jej trwania leży w interesie „osób
trzecich”, którym zależy na zbudowaniu powszechnego poglądu w tej
kwestii, tak aby odpowiadał ich interesom. Poglądu niekoniecznie
prawdziwego.
Dnia 26 stycznia 2011 roku w dużych
syryjskich miastach wybuchają demonstracje, będące wyrazem sprzeciwu
wobec rządów Baszszara al-Asada, prezydenta wybranego przez naród
syryjski w wolnych wyborach zaledwie 2 lata wcześniej. Wyborach, które
al-Asad sam zresztą rozpisał. Tego samego roku dochodzi do starć armii z
demonstrantami, a raczej już z rebeliantami, w początkowej fazie
konfliktu odnoszącymi spektakularne sukcesy. Bez odpowiedzi pozostaje
pytanie, kto dał im broń. A przecież aby stawić skuteczny opór
regularnej armii, liczącej około 200 tys. żołnierzy służby czynnej,
posiadającej czołgi w liczbie około 4500 tys. sztuk i drugie tyle wozów
opancerzonych BMP-1 i BMP-2, 657 sztuk systemów rakietowych (głównie
BM21-Grad), 2150 dział artyleryjskich różnego kalibru i oczywiście
lotnictwo, trzeba mieć coś więcej niż tylko serce do walki i bannery z
płomiennymi hasłami. Takiej sile nie można się opierać bez solidnego
zaplecza, jakim jest broń, amunicja, szeroko rozumiane zaplecze, w tym
dowodzenie oraz zapasy wody i jedzenia. Choć pojawiły się
przypuszczenia, że część syryjskich wojskowych przeszła na stronę
opozycji, trudno pominąć fakt, że był to nikły procent w stosunku do
całości sił syryjskich. Jeden przeciwpancerny pocisk kierowany, których w
Syrii wystrzelono już tysiące, niszcząc czołgi wojsk rządowych,
kosztuje nawet kilkanaście tysięcy polskich złotych. Prowadzenie wojny
na taką skalę wymaga ogromnych nakładów finansowych i bez pomocy z
zewnątrz nie byłaby ona możliwa.
Dyktat zmian
Baszszar al-Asad,przyszły przywódca
Syrii przychodzi na świat 11 września 1965 roku w Damaszku. W 1982 roku
zdaje maturę i rozpoczyna naukę na uniwersytecie w Damaszku. Wybiera
kierunek medyczny. Po zdobyciu dyplomu wyjeżdża do Londynu, gdzie robi
specjalizację okulistyczną. To właśnie tam po raz pierwszy widzi świat
zachodni, co już niebawem zaowocuje zmianą podejścia al-Assada do wielu
spraw, a w przyszłości stanie się podwalinami reform, które przeprowadzi
w Syrii. Pobyt Baszszara w Wielkiej Brytanii przerywa w 1994 roku
tragiczna śmierć brata – Basila, którego ich ojciec – Hafiz al-Asad,
namaścił na swojego następcę. Baszszar al-Assad zajmuje miejsce brata i
natychmiast zostaje wcielony do wojska, gdzie szybko awansuje. W 2000
roku Hafiz Al-Assad umiera, a przywódcą narodu syryjskiego oficjalnie
zostaje Baszszar. Od początku sprawowania urzędu stara się stopniowo
wprowadzać „powiew” wolności do kraju, czego przejawem są wolne wybory
zarówno prezydenckie, jak i parlamentarne, masowe zwolnienia więźniów
politycznych, powstawanie wolnej prasy, zaostrzenie walki z korupcją,
pojawienie się Internetu i telefonii komórkowej. Baszszar otwiera też
gospodarkę na zachodnich inwestorów, dzięki czemu w Syrii pojawiają się
nowe sklepy, giełda i banki.
Państwa zachodnie potępiają legalny rząd
Syrii przypisując mu zbrodnie wojenne, dążą do jego obalenia. Po
zbombardowaniu jednego ze szpitali w Alleppo, który w pewnym momencie
znalazł się na tzw. ziemi niczyjej, śmierć poniosło blisko 60 osób
cywilnych. Winą natychmiast obarczone zostały wojska rządowe, choć nie
dostarczono jednoznacznych dowodów. Miasto w ruinie, po przeciwnych
stronach wrogie armie, cyklicznie prowadzące wymianę ognia
artyleryjskiego – w jaki sposób wskazać sprawcę?
Kiedy we wschodniej Ghucie doszło do
użycia broni chemicznej przeciwko ludności cywilnej, oskarżony został
również rząd syryjski. Czy Baszszarowi al-Assadowi atak z użyciem
środków chemicznych, niemal jak na życzenie USA, był na rękę? W
momencie, kiedy wojna zmierza ku końcowi i to on zostanie jej zwycięzcą?
Ile jest prawdy w wywiadach na temat
rządów syryjskiego prezydenta z obywatelami tego kraju, które można
znaleźć w Internecie, a w których Syryjczycy nazywają Baszara jedyną
nadzieją na stabilizację w kraju? Dwa lata temu Syria ponownie wybierała
prezydenta. Ponownie wybrała Baszszara Al-assada. Farsa, jak twierdzą
Stany Zjednoczone, czy Francja?
Fala imigrantów nie tylko z samej Syrii,
ale także z innych zdestabilizowanych krajów, zalewa Europę.
Niezamierzony skutek konfliktów zbrojnych? A może efekt celowych
działań? Przecież zachodni przywódcy nie mogą wierzyć, że likwidując
rządy w Syrii czy Libii po zakończeniu krwawych wojen, zaprowadzą tam
demokrację. Sprowadzanie do wykorzenionych kulturowo europejskich państw
milionów imigrantów – zamkniętych mentalnie w ramach swojej religii
wyznawców islamu, jawnie faworyzowanych przez przywódców państw
zachodnich, nie może skończyć się asymilacją. Hasła „Nie chcecie
Chrystusa, będziecie mieli Allaha”, to nie pusty slogan. Jak pokazuje
przykład zachodniej Europy, pustkę po odrzuconym Bogu musi coś wypełnić –
tak po prostu skonstruowana jest ludzka dusza. Gdy nie ma w niej
miejsca na Boga, pojawia się pusta przestrzeń, którą człowiek próbuję
czymkolwiek wypełnić: narkotykami, alkoholem, pieniędzmi… bądź innym
bogiem, którym równie dobrze może okazać się Allah. Nie ma w historii
ludzkości cywilizacji bez boga. Może nadejść czas, że degenerowanym
duchowo, skupionym na konsumpcjonizmie, głośno krzyczącym, że nie chcą
już żadnego boga narodom Europy, bóg zostanie narzucony siłą. Jeżeli
faktycznie jesteśmy świadkami próby zaprowadzenia nowego porządku w
Europie, Europie w której nie będzie już miejsca na autonomię, może się
okazać, że dla nas zrobi się w niej wkrótce za ciasno.