I.
      Rok 1903, rok wyjścia „Myśli nowoczesnego
 Polaka” R. Dmowskiego, przyzwyczajono się uważać za punkt zwrotny w 
dziejach opinii polskiej. Książka Dmowskiego, która wywołała nadzwyczaj 
żywy odgłos, miała ponoć zakończyć erę wpływów konserwatywnych, a 
rozpocząć erę „narodowych", nacjonalistycznych. Twierdzenie tendencyjne,
 nieprawdziwe, złe. Nacjonalizm w tym znaczeniu, że dobro i siłę Narodu 
stawia się jako jeden z celów Państwa, istniał zawsze w obozie 
konserwatywnym i istnieje jeszcze dzisiaj. Różnica zasadnicza między 
polskim konserwatyzmem, a nacjonalizmem, między szkołą Bobrzyńskiego i 
Mackiewicza, a szkołą Dmowskiego leży nie w celu, który u obu jest ten 
sam, lecz w środkach, które do tego celu do wielkości Narodu prowadzić 
mają. Środki, za pomocą których cel ma być urzeczywistniony, różnią się 
diametralnie, a zasadnicza różnica miedzy niemi leży w pojmowaniu 
stosunku interesów Państwa do bezpośredniego interesu ekspansji 
narodowej. Oczywiście mowa tu o różnicach obu ideologii w ich poglądach 
na cele i środki polityki zagranicznej i stosunku do innych narodowości,
 a nie o różnicach przekonań społecznych.
Szkoła konserwatyzmu polskiego głosi, a 
my solidaryzujemy się z nią w tym wypadku zupełnie, że siła narodu, jego
 znaczenie w hierarchii międzynarodowej zależy wyłącznie od siły 
Państwa, które reprezentuje dany naród. Państwo jest niejako dźwigarem, 
za pomocą którego naród jest w stanie utrzymać się i rozszerzyć swój 
stan posiadania. W ogólnej walce o byt walczą bezpośrednio nie narody, 
lecz państwa. Im który naród posiada silniejsze państwo, tern wyższe 
stanowisko zajmuje w ogólnej hierarchii narodów i tern łatwiej potrafi 
się obronić. Naród polski w ciągu wojny światowej żadnej prawie nie 
odegrał roli. Pochodziło to stąd, że nie posiadał on swego państwa. Dziś
 naród polski pod względem liczby i wartości kulturalnej od roku 1914 
ani się nie cofnął, ani nie postąpił naprzód. Przypuszczamy jednak, że 
gdyby dzisiaj doszło do nowej wojny światowej, odegrałby bardzo poważną 
rolę. Własności narodu się nie zmieniły, zmieniło się państwo i zatem 
poszła zmiana znaczenia narodu.
Przykład powyższy nie wystarcza jednak. 
Prawa metodologii naukowej nie pozwalają na podstawie jednego faktu 
szczegółowego stawiać sądów ogólnych. Gdybyśmy chcieli postępować drogą 
indukcji naukowej. Musieli byśmy czytelnikowi przedstawić tutaj 
wszystkie wypadki, w których wzrost znaczenia Narodu zależał w ogromnej 
mierze od wzrostu siły państwa. Byłaby to oczywiście historia powszechna
 w jednym artykule. Z konieczności musimy więc ograniczyć się do 
zmniejszonego dowodu i przedstawić stosunkowo niewielką ilość 
przykładów, które by można mnożyć ad infinitum.
Spójrzmy więc na historię starożytną. 
Taka Macedonia. Czy zmieniło się coś w wartości narodu macedońskiego od 
czasu panowania ojca Filipa II do początku Aleksandra Wielkiego. Możemy 
śmiało sądzić, że nie. Naród macedoński nie zrobił się przez ten krótki 
okres ani gorszy, ani lepszy. Narody nie zmieniają się w ciągu 
kilkunastu lat. W znaczeniu Narodu macedońskiego zaszła jednak w tym 
samym okresie niesłychana zmiana. Ze szczepu ogólnie pogardzanego i nie 
odgrywającego żadnej roli, wzniósł się na najwyższy szczebel hierarchii,
 stał się Narodem, rządzącym przez pewien czas całym ówczesnym 
cywilizowanym światem. Gdzie tkwi przyczyna tego stanu rzeczy? 
Oczywiście w państwie, w niezwykłej ewolucji, jaką przeszła polityka 
zagraniczna i armia macedońska, te dwa zasadnicze narzędzia racji stanu,
 w tym okresie. Naród rzymski przed pierwszą wojną punicką był nieznany i
 grał w koncernie międzynarodowym bardzo nikłą rolę.
Czy cechy narodu rzymskiego zmieniły się 
na lepsze w ciągu stu lat od 260 do 160 roku? Ogólna opinia historii 
przyznaje, że zmieniły się one na gorsze. Mimo tego. że obroku 260 do 
160 naród rzymski przeszedł taką ewolucję, jednocześnie przeszedł inną, 
która go powiodła do panowania nad światem. Przyczyna tego leży w 
jednoczesnym olbrzymim wzroście państwowości rzymskiej. Przerzucając się
 do nowszych czasów weźmy np. takich Niemców. Niemcy w roku 1807, to 
naród absolutnie bezsilny, poddający się każdemu skinieniu Napoleona. W 
70 lat później, w czasie kongresu berlińskiego w 1877 r. te same Niemcy 
dyktowały całej Europie pokój rosyjsko-turecki. Czy może Naród niemiecki
 stał się przez ten czas bardziej dzielny lub liczny? Nic takiego 
wprawdzie nie zaszło, lecz za to zmieniła się na lepsze potęga państwa 
niemieckiego, a potęga państwa musi zawsze pociągnąć za sobą wzrost 
znaczenia narodu. Przykłady podobne można by mnożyć ad infinitum.
 Domyślam się, że czytelnik ma już na myśli np. Polskę za Bolesława 
Chrobrego i za Mieczysława II, Węgry za Andrassy'ego i za Bethleria, 
Hiszpanię za Karola V i za Filipa III, Prusy za Fryderyka Wilhelma I i 
za Fryderyka II i tyle innych przykładów, które najwyraźniej okazują, że
 siła narodu zależy od państwa. Zaznaczam, że siłę narodu bierzemy tutaj
 według określenia R. Dmowskiego, to znaczy za kryterium jej przyjmujemy
 sytuację danego narodu w międzynarodowej walce o byt.
Oczywiście w pewnej mierze potęga państwa
 również zależy od charakteru i właściwości narodu. Urabianie charakteru
 narodowego i kształtowanie go nie należy jednak do dziedziny polityki 
zagranicznej. W tej zaś chwili chodzi nam specjalnie o problemy 
stosunków międzynarodowych, to znaczy o kwestię, ku czemu przede 
wszystkim ma dążyć polityka zagraniczna, jeżeli pragnie siły narodu jako
 celu najwyższego, lub jako jednego z najwyższych celów. Otóż na 
podstawie powyższego rozumowania indukcyjnego, to znaczy na podstawie 
historii, na której w ogóle chcielibyśmy oprzeć naszą ideologię, 
dochodzimy, razem ze szkołą konserwatywną, do przekonania, że jeżeli 
chcemy wielkości narodu, musimy dążyć do siły państwa. Jeżeli uznajemy 
siłę narodu za jeden z ostatecznych celów, musimy prowadzić politykę nie
 inną, tylko bezwzględnie państwową, politykę racji stanu To co 
sprzeciwia się interesowi państwa, osłabia je, musi być także przeciwne 
interesom narodu.
Tej zasady, która jest jednym z kamieni 
węgielnych naszego historycznego systemu me mogą czy nie chcą zrozumieć 
narodowi demokraci. Aczkolwiek uznają oni bowiem czasami konieczność 
siły państwa dla siły narodu, to jednak, gdy przychodzi konflikt między 
interesem państwa, a interesem bezpośredniej ekspansji narodowej, 
wybierają ten ostatni. -Bijącą w oczy nielogiczność takiego postępowania
 próbuje się wyminąć na podstawie twierdzenia, że interes ekspansji 
narodowej nie może stać w sprzeczności z interesem państwa ze względu na
 to, że siła państwa zależy od ekspansji narodowej, i tak w kółko. 
Błędność tego twierdzenia wykazują jasno przykłady historyczne.
Klasycznym przykładem sprzeczności 
interesów ekspansji narodowej i państwa jest polityka Cavoura w 1860 
roku. Gdy Cavour zrozumiał, że w interesie państwa włoskiego jest 
odstąpienie Nizzy i Sabaudii Francji, a więc w konsekwencji rezygnacja z
 włoskiego stanu posiadania w tych prowincjach, wbrew bezwzględnemu 
oporowi nacjonalistów z Garibaldim na czele, postanowił to 
przeprowadzić. Dzisiaj Nizza jest francuską. Ale przez zezwolenie 
Napoleona III na zjednoczenie Włoch, uzyskane właśnie za tą cenę i przez
 potężne wzmocnienie państwa włoskiego, Włochy z jednego z najsłabszych 
narodów w 1860, stały się wkrótce potem, jednym z najsilniejszych w 
Europie. Konflikt między bezpośrednim interesem narodowym, a interesem 
państwowym rozwiązał Cavour na rzecz państwa i tern najlepiej przysłużył
 się narodowi. Kto zagłębi się w historię, przekona się, że tak było 
zawsze i wszędzie. Wybierając przykłady na chybił trafił, poleciłbym 
szanownemu czytelnikowi przestudiowanie fatalnego wpływu, jaki wywarła 
na losy narodu węgierskiego nacjonalistyczna polityka hr. Tiszy, który 
za nic nie chciał uwzględniać interesów państwowości austrowęgierskiej i
 patrzał tylko na partykularne węgierskie.
 
Historia jasno wykazuje, że jeżeli 
zachodzi konflikt między interesem państwa a bezpośrednim interesem 
ekspansji narodowej, dla dobra samego narodu należy pójść po linii 
interesów państwa. Właśnie nieuznawanie tej zasady przez narodową 
demokrację powoduje powstanie dwóch sprzecznych koncepcji 
imperialistycznych, imperializmu państwowego, który wychodząc ze 
założenia, że znaczenie narodu zależy od siły [państwa, domaga się 
uwzględnienia przede wszystkim interesów tego ostatniego, i imperializmu
 nacjonalistycznego, dążącego do ekspansji narodowej, bez względu na 
interes państwa.
 
II.
 
Do sporu między powyższymi dwoma 
koncepcjami sprowadzić się dadzą wszystkie prawie różnice w 
zapatrywaniach na politykę mniejszościową i na politykę zagraniczną, 
między tymi którzy, jak dotychczas, bez względu na przekonania 
społeczne, kontynuują myśl państwową konserwatystów krakowskich i szkołę
 Dmowskiego.
 
Narodowi demokraci głoszą imperializm 
nacjonalistyczny. Imperializm ten ma polegać na spolonizowaniu naszych 
kresów wschodnich. Przyłączaniu jakichś dalszych obszarów do Polski 
sprzeciwiają się narodowi demokraci ze względu na to, że wówczas Polska 
nie mogłaby „strawić" (czytaj spolonizować) tak wielkich terytoriów. 
Pogląd ten ma poprzeć ad hoc stworzona interpretacja dziejów Polski, z 
której ma wynikać, że przyczyną upadku była ekspansja państwowa na 
Wschód. Nad tą interpretacją nie możemy w tej chwili dłużej się 
zatrzymywać, zauważymy tylko, że została ona już dostatecznie zbita 
przez fachową historię z profesorem Haleckim, wybitnym specjalistą od 
dziejów unii Jagiellońskiej, na czele.
 
W powyższych poglądach niema zupełnie 
mowy o interesie państwa, a jak wiemy, los narodu polskiego zależy 
przede wszystkim od losu państwa. Jeśliby państwo polskie upadło i 
Polska dostała się w ręce bolszewików, wówczas naród polski upadłby 
jeszcze niżej, jak w czasach porozbiorowych. Otóż polityka ekspansji 
bezwzględnie polonizacyjnej na kresach wschodnich jest dla państwa 
polskiego szkodliwa z dwóch względów. Przede wszystkim metody 
eksternizacyjne musiałyby rozgoryczyć w najwyższym stopniu ludność 
ukraińską i białoruską przeciw państwowości polskiej, wiadomo zaś 
powszechnie, że państwo jest tern silniejsze, im więcej ma obywateli 
usposobionych dla siebie życzliwie i im mniej usposobionych wrogo. Na 
podstawie doświadczeń historycznych można uważać za rzecz pewną, że za 
pomocą urzędowej polonizacji udałoby się spolonizować tylko minimalny 
odsetek ludności. Z drugiej strony wszelkie prześladowania przyczyniają 
się jedynie do rozbudzenia tern wyższej świadomości narodowej u ludów 
prześladowanych. To jest jeden powód, dla którego uważamy program 
ekspansji nacjonalistycznej na Kresach wschodnich za szkodliwy, istnieje
 jeszcze powód drugi, bodaj czy nie bez porównania ważniejszy od 
pierwszego.
 
Polska stoi wobec nieuniknionej prędzej 
czy później wolny z Rosją i z Niemcami. Zadaniem polskiej polityki 
zagranicznej musi być przygotowanie tej niezwykle ciężkiej wojny, w 
której 30 milionowe państwo polskie znajdzie się między 60 milionowym 
niemieckim i 100 milionowym rosyjskim. Do wojny tej, do wojny z Rosją, 
Polska nie może stanąć jak ongiś tyle razy odosobniona, lecz musi 
poszukać sobie sprzymierzeńców, którzy by pomogli jej do zlikwidowania 
raz na zawsze niebezpieczeństwa rosyjskiego. Rzuca się wprost w oczy, że
 Ukraińcy i Białorusini mogliby stanąć jako najcenniejsi sprzymierzeńcy 
Polski do tej walnej batalii. Odśrodkowe ciążenia tych narodów mogłyby 
postawić pod znakiem zapytania w ogóle dalsze istnienie mocarstwa 
rosyjskiego.
 
Pojedynek polityczny między Polską a 
Rosją, kto potrafi pozyskać do przyszłej walki narody kresowe, 
aczkolwiek nie widocznie, zaczyna się odbywać już dzisiaj. Jest to gra 
na bardzo wielką skalę. Chodzi po prostu o szanse istnienia Państwa 
polskiego, które między potężną rosyjsko – niemiecką presją zdaje się w 
przyszłości być bardzo zagrożone. Powyższy postulat pozyskania Ukrainy i
 Białorusi dla przyszłej nieuniknionej walki z Rosją jest drugim i 
najważniejszym powodem, dla którego sprzeciwiać się musimy 
nacjonalistycznemu programowi ekspansji narodowej na wschód. 
Wynaradawianie Ukraińców i Białorusinów musi ich pchnąć w ramiona Rosji.
 To ostatnie zaś byłoby rozstrzygającą klęską państwa polskiego. — 
Zrozumienie tego programu ułatwić może wniknięcie w historię stosunków 
kozacko – rosyjsko – polskich. Nawet uprzedzonemu badaczowi historia 
musi pokazać stały wzrost potęgi Państwa rosyjskiego, spowodowany 
konfliktami Polsko – kozackimi.
 
Z powyższych powodów musimy uznać program
 imperializmu nacjonalistycznego za fatalny dla państwa, a co zatem 
idzie i dla narodu polskiego. Celem naszej polityka na Kresach 
wschodnich musi być, alby w Polsce nie było irredenty ukraińskiej i 
białoruskiej, lecz aby irredenta taka była w Rosji.
 
III.
 
Zanim przejdziemy do sformułowania 
programu imperializmu państwowego, przypomnijmy raz jeszcze, że 
bezpośrednim celem, do którego dążyć musimy za wszelka cenę, jest siła 
Państwa. Dopiero osiągnięcie tego celu pozwoli na realizowanie innych 
zamierzeń. Oczywiście postulatem najpierwszym musi być zapewnienie 
państwu niepodległości na przyszłość. Zdaniem naszym sytuacja Polski, 
jak zaznaczyliśmy powyżej, między Rosją i Niemcami, jest bardzo 
niebezpieczna. Jeżeli Polska nie dołoży starań, aby 1) podnieść bardzo 
znacznie swoją siłą państwową, 2) osłabić również bardzo znacznie siłę 
swoich wrogów, może w niedalekiej przyszłości znaleźć się w sytuacji co 
najmniej krytycznej. Jak wiadomo, Niemcy wprawdzie roszczą sobie 
pretensje tylko do naszych kresów zachodnich, lecz za to Rosja sowiecką 
chciałaby zagarnąć całą Polskę i nawet ma w pogotowiu rząd z p. Dąbalem 
na czele. Na „Europę” nie zawsze można zaś liczyć.
 
Oba powyższe postulaty, zmniejszenie siły
 naszych wrogów i zwiększenie siły państwa polskiego, dadzą się w 
wydatnej mierze osiągnąć tylko przez polski imperializm państwowy. 
Pierwszy postulat ogranicza się właściwie do zmniejszenia za wszelka 
cenę potęgi Rosji. Co się tyczy Niemiec, to doświadczenie wojny 
światowej wykazuje dowodnie, że zmniejszenie ich siły jest niezwykle 
trudne do osiągnięcia i krótkotrwałe. Możliwe jest tylko zmniejszenie 
niebezpieczeństwa niemieckiego, to zaś ostatnie da się osiągnąć tylko za
 pomocą potężnego wzmocnienia naszej państwowości na koszt Rosji. Tak 
wiec zmniejszenie groźnej potęgi naszych nieprzyjaciół, jak wzmocnienie 
państwa polskiego może nastąpić tylko przez zlikwidowanie mocarstwa 
rosyjskiego przez ruchy narodowościowe i odpowiednie powiększenie 
Polski, tzn. przez spełnienie programu imperializmu państwowego. 
Nadzieja rozbicia Rosji i stworzenia wspólnego interesu młodych narodów 
kresowych z Polską, to wielkie naczelne zagadnienie naszej państwowości.
 Jego urzeczywistnienie, to potężne jagiellońskie mocarstwo od Odessy i 
Charkowa do Kłajpedy i Kowna, jego zaprzepaszczenie, to perspektywa 
prędszego czy późniejszego zgniecenia Polski między Rosją i Niemcami.
Jako główny argument przeciw programowi 
imperialistycznemu wysuwa – się ze strony wszechpolskiej twierdzenie; że
 Polska nie będzie mogła strawić tak wielkich obszarów. — Jest to 
ciężkie nieporozumienie. Polska nie ma zamiaru „trawić Ukraińców, 
Białorusinów i Litwinów”. Narodów o wyrobionej świadomości w ogóle 
zniszczyć nie można. Właśnie nacjonaliści wiedzieć o tern Powinni. 
Właśnie Polacy wiedzieć o tern powinni. Z narodami można jednak współżyć
 zgodnie albo niezgodnie. My opierając się na tradycji Jagiellonów i na 
najpiękniejszych przykładach historii, chcemy zgodnie współżyć z 
narodami ukrainnymi. Chcemy dać im zjednoczenie narodowe i 
samodzielność. Aby związek Polski z narodami kresowymi mógł być 
korzystny dla stron obu, musi być, tak jak niegdyś związek polsko 
litewski, oparty na zupełnym równouprawnieniu narodowym. Głównym 
spoidłem materialnym powinien być wspólny interes antyrosyjski, a 
moralnie wspólna dynastia. Do jakiego stopnia kultura polska zdoła 
przeniknąć narody kresowe to już nie będzie zależeć od ich mniejszej lub
 większej liczby, lecz od tego, o ile potrafimy rywalizować z kulturą 
rosyjską.
 
Streszczając to; co powiedzieliśmy 
poprzednio, powiadamy raz jeszcze, że imperializm polski to dążenie do 
rozbicia Rosji za wszelką cenę i przyłączenia do Polski, 1. ziem 
zamieszkałych przez Ukraińców i Białorusinów 2. ziem koniecznych dla 
trwałego dostępu do Bałtyku.
Na zakończenie chciałbym się zwrócić do 
tych, którzy uważają program imperialistyczny za miraż, bardzo piękny 
wprawdzie, ale zawsze tylko miraż. Wygłaszając takie twierdzenie, muszą 
oni liczyć się z jego konsekwencjami. Jeżeli ktoś uważa za miraż 
zlikwidowanie niebezpieczeństwa rosyjskiego i potężne wzmocnienie 
państwa polskiego, to musi również za miraż uważać utrzymanie Polski 
nie-bolszewickiej i nie-niemieckiej.
 Adolf Bocheński