Podobnie jak marszałek Petain, Robert
Brasillach sądził, że gdy po zakończeniu wojny zostanie podpisany
traktat pokojowy, Francja powinna znaleźć się po stronie zwycięzcy. Do
1942 roku zanosiło się raczej na zwycięstwo Niemiec, stąd Brasillach
popierał Vichy, tym bardziej, że przystąpienie ZSRS do wojny stawało się
– jak wtedy wielu myślało – ogromnym zagrożeniem, pociągającym za sobą
ryzyko skomunizowania Europy – mówi w rozmowie Philippe d\'Hugues.
16.11.2013 8:46
Zacznijmy od pytania
dotyczącego młodości Roberta Brasillacha. W „Naszym przedwojniu”
przedstawia on siebie samego jako człowieka młodego, nieco beztroskiego,
trochę anarchizującego, bez większego szacunku dla moralnych
autorytetów epoki. Ale już w tamtym okresie jego opcja polityczna na
prawo była jasna. Jak było w rzeczywistości? Robert Brasillach wydaje
się być w ciągu całego swego życia, człowiekiem przywiązanym do
zasadniczych wartości cywilizacji zachodniej… Czy mógłby Pan powiedzieć
polskim czytelnikom jak wyglądało przed rokiem 1940 prawdziwe oblicze
Roberta Brasillacha, o tyle oczywiście, o ile można dziś to
zrekonstruować.
Do 1936 r. polityczne zaangażowanie Roberta Brasillacha było czymś
pobocznym. W piśmie „L’Action française” prowadził dział poświęcony
wyłącznie literaturze. W „Revue universelle”, która była przeglądem
bliskim duchowi Maurrasa (dyrektorem pisma był Jacques Bainville, a
później, po jego śmierci w 1936 r. naczelnym został Henri Massis)
publikował artykuły o teatrze i o kinie. Zamieścił tam też nieliczne
recenzje, np. o powieści „Przeminęło z wiatrem”. Tak samo literackie
artykuły dawał pismom takim jak „Gringoire”, „Mesures” czy „La Nouvelle
RevueFrançaise”! Pisywał i do innych pism, tym razem zajmujących się
tylko zagadnieniami literackimi. Napisał wtedy swe pierwsze powieści
oraz „Historię kina”. Polityce przyglądał się raczej mimochodem, ale to
zmieniło się w 1936 r., a to w związku z dwoma wydarzeniami. Chodzi mi o
wojnę domową w Hiszpanii i o Front Ludowy, który przejął władzę we
Francji. Wreszcie, po tym jak w roku 1937 objął kierownictwo tygodnika
„Je Suis Partout”, jego prawicowa orientacja uległa wzmocnieniu. Z
dobrym skutkiem kontynuował twórczość literacką; wszedł jednak w spory
polityczne epoki i coraz bardziej zapamiętale zwalczał lewicę.
Francuskiej lewicy, będącej wtedy u władzy, zarzucał politykę
rozbrajania Francji przy jednoczesnej woli wojny z Niemcami. W trakcie
wojny domowej w Hiszpanii szybko opowiedział się po stronie generała
Franco i nacjonalistów. Uczynił więc wybór podobny do tego, jaki uczynił
Charles Maurras, a także wszyscy zwolennicy i przyjaciele Mistrza
Charlesa. Ta postawa zaowocowała „Historią wojny w Hiszpanii”, którą
napisał wespół z Maurycym Bardèchem i opublikował w 1939 roku. Już
wcześniej, we współpracy z Henri Massisem zrelacjonował oblężenie
Alcazaru. W 1939 roku, natychmiast po wypowiedzeniu wojny w następstwie
najazdu na Polskę został zmobilizowany i skierowany na front. Był
oficerem w stopniu porucznika. W czerwcu 1940 dostał się do niewoli i
był więziony w oflagu, w Niemczech, aż do lutego 1941. W trakcie pobytu w
oflagu pogłębił swąwrogą wobec ustroju republikańskiego postawęsądząc,
że to ustrój republikański doprowadził Francję do katastrofy.
Niektórzy badacze podtrzymują tezę, że Robert
Brasillach zaczął spoglądać w stronę zagranicy, że zwrócił się ku
faszyzmom, głównie włoskiemu i niemieckiemu, również belgijskiemu,
dlatego, iż zdał sobie sprawę z tego, że Francja zawsze pozostanie
„nieprzemakalna od wewnątrz” dla ruchów politycznych tego typu. Nie
wierzył we Francję… Czy zgadza się Pan z takim widzeniem sprawy?
Robert Brasillach nigdy nie przestał wierzyć we Francję. To właśnie
dlatego w 1944 r. odmówił opuszczenia Francji, aby schronić się za
granicą. Natomiast jako konsekwentny zwolennik Maurrasa, nigdy nie
uwierzył w Republikę i życzył Francji silnego, nawet wręcz autorytarnego
rządu. Zwrócił się ku obcym wzorom, ponieważ sceptycznie odnosił się do
możliwości odnowienia monarchii, na co czekał Charles Maurras. Nie tyle
spoglądał w kierunku Niemiec, które wcale go nie pociągały (z wyjątkiem
ich polityki młodzieżowej) ani nawet Włoch, których słabość dostrzegał,
co raczej w kierunku Hiszpanii Franco, która była bliższa jego
ideałowi, czy nawet w kierunku Portugalii Salazara. Robert Brasillach
nigdy nie zaatakował Marszałka Pétaina i aż do końca pozostał mu wierny,
żałując przy tym, że Jego podeszły wiek (nie mówiąc już o
okolicznościach) przeszkodził mu w odegraniu bardziej energicznej roli,
roli francuskiego Caudillo. Co do tego ostatniego faktu, nawet jeśli
niekiedy dawał to do zrozumienia, nigdy nie zdecydował się na
wydrukowanie tej opinii. Ale za to był o wiele bardziej surowy dla
otoczenia marszałka i o tym wielokrotnie pisał, atakując takiego czy
innego ministra.
W Polsce niewielu ludzie wie, że Robert Brasillach był obecny
w Katyniu, w trakcie ekshumacji ciał polskich oficerów, którzy tam
zostali pochowani. Robert Brasillach mówił o tym w radio; był osobą
towarzyszącą ambasadorowi de Brinon. W jakich okolicznościach Niemcy
zaproponowali Robertowi Brasillachowi, żeby tam się udał?
Można przypuszczać, że Robert Brasillach został wybrany, żeby
towarzyszyć ambasadorowi de Brinonw podróży, która ich w końcu zawiodła
do Katynia, dzięki zajmowanemu przez siebie stanowisku naczelnego
największego paryskiego dziennika „Je Suis Partout”.To dawało bowiem
nadzieję na największy rozgłosprzyszłemu reportażowi, na który z jego
strony liczono. No i tak zresztą się stało. Niezapomniany tekst
opublikowany został po powrocie pisarza do Francji w lipcu 1943. Jest
bardzo prawdopodobne, że to samambasador de Brinonzglosil
kandydaturęBrasillacha. Niemcy nie dysponowali nikim innym i to istotnie
Robert Brasillach był w tej roli najlepszy. Można było również pomyśleć
o Drieu La Rochelle, ale ten ostatni nie dysponował aż tak potężną
trybuną, jak Robert Brasillach.
Robert Brasillach jest dziś postrzegany jako antysemita i
kolaborant hitlerowskich Niemiec. Jak Pan zapewne wie, sprawa okupacji
niemieckiej widziana jest w Polsce inaczej niż we Francji. Czy mógłby
Pan powiedzieć polskim czytelnikom kilka słów na ten temat?
Podobnie jak marszałek Pétain, Robert Brasillach sądził, że gdy po
zakończeniu wojny zostanie podpisany traktat pokojowy, Francja powinna
znaleźć się po stronie zwycięzcy. Do listopada 1942 r. zanosiło się
raczej na zwycięstwo Niemiec, stąd polityka współpracy z nimi
proponowana przez rząd, który miał siedzibę w Vichy. Brasillach popierał
tą politykę, tym bardziej, że przystąpienie ZSRS do wojny stawało się –
jak wtedy wielu myślało – ogromnym zagrożeniem, pociągającym za sobą
ryzyko skomunizowania Europy. Po anglo-amerykańskim desancie we
francuskiej Afryce północnej (Maroko i Algeria), a później we Włoszech
klęska Niemiec wydała się prawdopodobna. Robert Brasillach przestał
wtedy wierzyć w użyteczność aktywnej kolaboracji i opuścił „Je Suis
Partout”.Tylko, że teraz oddziały niemieckie okupowały już całą Francję i
z Niemcami trzeba było postępować ostrożnie po to, żeby uchronić
ludność cywilną przed represjami z ich strony. Ta praktyka
ostrożnościwobec Niemców potwierdzona została przez i tak zbyt wiele
niewinnych ofiar. W tym samym czasie członkowie komunistycznego ruchu
oporu rozumowali całkiem przeciwnie, a to dlatego, iż mieli nadzieję na
doprowadzenie do wybuchu powstania ludowego we Francji. Nie stało się
tak. Lud nie rozpoczął powstania. Był osłabiony rozmiarem niesamowitej
katastrofy z 1940 r. i jej następstwami. Osłabiła go nieobecność w kraju
prawie dwóch milionów jeńców wojennych. Tylko bardzo nieliczni, odważni
młodzi ludzie (najczęściej źle dowodzeni) porwali się na nierówną
walkę, której inwazja w Normandii z czerwca 1944 r. nadała a posteriori
sens. Jeżeli zaś chodzi o antysemityzm pisarza... Nie był toantysemityzm
nazistowski czy biologiczny rasizm wraz z charakterystyczną dla III
Rzeszy całą pseudo-naukową otoczką- ten był mu obcy.
Jego antysemityzm miał ten sam charakter, co antysemityzm Maurassa i
czerpał z afery Dreyfusa, której był późnym pokłosiem. To był
„antysemityzm państwowy”. Przyznawał Żydom obywatelstwo w specyficznej
formie – taką była przecież polityka Vichy w 1940 roku. Ten typ
antysemityzmu popadł w zapomnienie po zakończeniu I wojny światowej.
Pojawił się ponownie w momencie Frontu Ludowego i łączył się także z
atakami na szefa Frontu, Léona Bluma. Zaczął się zresztą odradzać trochę
wcześniej przy okazji serii skandali finansowych, takich jak sprawa
Stawiskiego, słynnego oszusta pochodzenia żydowskiego, wspólnika
skorumpowanych ministrόw,który nie miał nic wspólnego z czarującym
awanturnikiem, w którego wcielił się Belmondo w czysto fantazyjnym
filmie Alaina Resnais.
Surowe prawodawstwo, którym Vichy pozbawiało Żydów praw (możliwe było
uzyskanie zwolnień) nie pociągało za sobą jednak ani masakr ani planów
eksterminacji, a to, co działo się w hitlerowskich obozach
koncentracyjnych nie było we Francji znane przed 1945 rokiem. Zresztą
już w 1938 r. Robert Brasillach napisał w swej gazecie: „ani pogromów,
ani prześladowań” i precyzował „nie jesteśmy rasistami”.
Robert Brasillach padł ofiarą czystek po Wyzwoleniu. Czy
zgodzi się Pan z twierdzeniem, że gdyby nie było ich we Francji w 1944
r., to Robert Brasillach byłby dziś traktowany jak zwykły pisarz, jak
wielu innych, a nie osoba, która odniosła moralne zwycięstwo? [został
skazany na karę śmierci za kolaborację w procesie, który uznano nie
tylko w środowiskach bliskich Brasillachowi co najmniej nierzetelny.
Jego ułaskawienia przez gen. de Gaulle'a domagali się tacy pisarze jak
Albert Camus, Paul Vallery, Colette. Bez skutku.]
Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Lucien Rebatet i inni, którzy
uniknęli rozstrzelania, opublikowali po wojnie wielkie dzieła, ale stali
się ofiarami zmowy milczenia i nigdy nie byli już w stanie odnieść
poważniejszego sukcesu i powrócić na pierwszy plan. Bez wątpienia Robert
Brasillach byłby skonfrontowany z podobnymi trudnościami. Jest prawdą,
że śmierć napisała mu legendę, ale jest dziś mniej czytany niż
dwadzieścia lat temu, a jego książki stały się trudno dostępne.
Tymczasem Céline czy Drieu La Rochelle są regularnie wznawiani. Czystki
we Francji po II wojnie światowej zostały najpierw zorganizowane przez
partię komunistyczną. Tyczy się to szczególnie czystek wśród ludzi
pióra, gdyż komunistom chodziło o wycięcie prawicowej inteligencji,
która zwalczała Front Ludowy, jego dziennikarzy i intelektualistów. Do
„czyszczenia” przyłączyli się również różni kiepscy pisarze, którzy
szczęśliwszym od nich kolegom po piórze po prostu zazdrościli
powodzenia. To dlatego szybko od tego procederu odłączyli się wielcy
twórcy, którzy go na początku popierali. Z „oczyszczenia” wyłączyli się
szybko François Mauriac, Jean Paulharn czy troszkę później Albert Camus.
Ale pomimo to pisarze, których umieszczono na listach proskrypcyjnych
(np. Paul Morand, Jacques Chardonne czy André Fraigneau) mieli olbrzymie
trudności z odzyskaniem reputacji i pozycji, które wcześniej były ich
udziałem.
Jak widzi Pan przyszłość recepcji literackiej Roberta Brasillacha we Francji i w świecie francuskojęzycznym?
Trudne to pytanie, gdyż nie tylko przeszkody ideologiczne tu
działają. Są również mody – one też odgrywają rolę. Nazwiska takich
wielkich jak Barrès, Larbaud, Alain-Fournier, Jules Romain, Monttherlant
popadły w niesprawiedliwe zapomnienie. Ale to może się zmienić i tak z
całą pewnością sanie się w przypadku Roberta Brasillacha i kilku innych…
Prawie siedemdziesiąt lat upłynęło od 1945 roku. A jednak…
spuścizna Roberta Brasillacha jest coraz bardziej znana. „Les poèmes de
Fresnes” sprzedają się jak świeże bułeczki. Jak Pan tłumaczy tę
wzrastającą popularność pisarza?
Twórczość Roberta Brasillacha coraz bardziej znana? Nie jestem tego
pewien. Jego nazwisko – tak. Co do jego książek – nie myślę. Dwadzieścia
czy trzydzieści lat temu jego książki były bardziej czytane we Francji
niż dziś, głównie poezje czy eseje. „Historia kina” – jedno z jego
największych sukcesów księgarskich, swego rodzaju klasyk, nie był
wznawiany już od ponad czterdziestu lat. „Les poèmes de Fresnes” stale
posiadają wiernych i ciągle nowych czytelników,ale powiedzieć,
żesprzedają się jak świeże bułeczki… Myślę, że to jest z lekka
przesadzone. Za to książki o Robercie Brasillachu („za” lub „przeciw”),
takie jak np. praca Pani Anne Brassié, moja książka czy książka Alice
Kaplan, stale znajdują pokaźną liczbę czytelników.
Rozmawiał Antoine Ratnik
Philippe d'Hugues jest
krytykiem i historykiem kina, dyrektorem programowym prawicowej
rozgłośni Radio-Courtoisie. Pełnił funkcje doradcy technicznego w
Narodowym Centrum Kina (CNC) i kierownika paryskiego Muzeum Sztuki
Współczesnej Palais de Tokyo. Współpracował z licznymi gazetami i
czasopismami (Cahiers du cinéma, CinémAction, Commentaire, Ecrits de
Paris, Nouvelle Revue d'histoire, Le Figaro itd.). Biografia Roberta Brasillacha ukazała się nakładem wydawnictwa Templum Novum.