Ulicami Warszawy przeszedł dziś (13.07.2018 - przyp. Redakcji RCR) wielki protest polskich rolników.
Sprzeciwiali się polityce rządu, która ich zdaniem faworyzuje potężny
zagraniczny kapitał, prowadząc do upadku rodzimych hodowców. Pod
ambasadą USA wybrzmiały też hasła antyamerykańskie.
Kilkutysięczny tłum, który zgromadził się dziś na Pl. Konstytucji,
zaskoczył swą liczebnością nawet organizatorów protestu. Hodowcy i
producenci płodów rolnych: warzyw, owoców, trzody i bydła zjechali z
całej Polski do stolicy, by sprzeciwić się polityce rządu Prawa i
Sprawiedliwości, która – jak ostrzegają – może doprowadzić wkrótce do
upadku dużej części krajowego rolnictwa. Wszystko przez to, że ich
zdaniem Ministerstwo Rolnictwa faktycznie faworyzuje zagraniczne
koncerny, które zalewają Polskę tanimi i niezdrowymi produktami
żywnościowymi, paszami i nawozami.
Przed przybyciem do Warszawy inicjatorzy wystosowali list otwarty do
Mateusza Morawieckiego premiera, w którym oświadczyli, że reprezentują
jedną trzecią polskiego społeczeństwa. „Protestujemy przeciwko
bezsilności państwa, od którego nie chcemy jałmużny, tylko spełnienia
swoich podstawowych funkcji, w tym kontroli nad monopolistycznymi
praktykami” – napisali. „Mamy prawo powiedzieć polskim konsumentom, że
to nie my dyktujemy zawyżone ceny produktów. Mamy prawo poinformować, że
to nie my produkujemy ten syf, przez który chorują, a który dominuje na
półkach supermarketów, bo zachodni konsument nie chce go jeść”.
Michał Kołodziejczyk, organizator protestu ze Stowarzyszenia Polskich
Producentów Ziemniaków i Warzyw, mówił do zebranych na Pl. Konstytucji,
że dzisiejszy marsz łączy ludzi ponad podziałami partyjnymi. – Dzisiaj
wszyscy zobaczyli, że możemy być razem, bez względu na to, jakie kto ma
upodobania polityczne. Łączy nas jedno: rolnictwo i jego problemy –
deklarował Kołodzieczyk – Niech premier zobaczy, że to nie są
pokrzykiwania garstki ludzi. To są dramaty całych rodzin.
Tłum ruszył ulicami spod Pl. Konstytucji pod Urząd Rady Ministrów,
robiąc nieprzewidziany postój pod ambasadą Stanów Zjednoczonych, by
wyrazić sprzeciw wobec polityki USA w Europie, sposobu traktowania
Polski i destrukcyjnej roli amerykańskich koncernów w dzisiejszym
rolnictwie – polskim i europejskim. Kołodziejczyk nie owijał w bawełnę: –
Co robi ambasada amerykańska? Kłóci nas z Rosją! Pcha nas na Ukrainę!
Dzisiaj każdy z nas powinien odważyć się na ten gest i pokazać „fucka”
Amerykanom!”.
Lider rolników rzeczywiście wyciągnął środkowy palec w kierunku
placówki USA i nie był w tej czynności osamotniony. Oświadczył też, że
nastawianie Polski przeciwko Rosji bezwzględnie szkodzi polskiemu
rolnictwu, bo Rosjanie byli wielkimi odbiorcami polskich owoców, warzyw i
mięsa. Słowa te przyjęto aplauzem.
Pod siedzibą rządu w Alejach Ujazdowskich premier Morawiecki został
nazwany Piotrusiem Panem – za bujanie w obłokach i niepoważne
traktowanie polskiej gospodarki, a przede wszystkim polskiego rolnictwa.
Mówi bowiem o elektrycznych samochodach, tymczasem nie potrafi sprostać
podstawowym potrzebom: rodzinne gospodarstwa w Polsce upadają.
– Pan rozkłada ręce i mówi, że nic nie może zrobić. Jeżeli polski
premier okazuje bezradność, to nie jest to dobry gospodarz – podkreślił
Kołodziejczyk. – Na szczęście budzi się cały kraj, wszystkie dziedziny
rolnictwa – mówił dalej. Skrytykował Morawieckiego za to, że zechciał
dziś przyjąć zaledwie trzyosobową delegację protestujących. W imieniu
zgromadzonych zażądał od premiera Morawieckiego ochrony polskich
rolników przed konkurencją zagranicznego kapitału i zapowiedział, że
jeżeli ich nadzieje pozostaną niespełnione, wrócą pod budynek URM i to w
bardzo zdecydowanym stylu.
– Jeżeli ludzie będą chcieli to wejdą do pana i bez zaproszenia. Wyważymy te drzwi!