Polacy, którzy zostali
oddelegowani z gliwickiego zakładu Opla do pracy w Niemczech, zostali w
drastyczny sposób pozbawieni dachu nad głową. Kiedy byli w pracy,
obsługa hotelu, w którym mieszkali, wyrzuciła ich rzeczy.
Sprawę opisuje Polsat News.
Dotyczy ona 30 spośród 400 pracowników z Polski, którzy zostali
oddelegowani do pracy w niemieckiej fabryce Opla w Ruesselsheim. Noclegi
w nieodległym Niedernhausen miał im zagwarantować pracodawca.
Okazało się, że ktoś nie dopilnował terminów i wynajął pokoje na
okres krótszy, niż trwała delegacja. Hotel miał informować o tym
pracowników, jednak zabrakło osoby decyzyjnej, która rozwiązałaby
problem. Dlatego gdy załoga była w pracy, obsługa hotelu po prostu
spakowała cały ich dobytek do worków na śmieci i wyrzuciła przed
budynek.
- Ci pracownicy mieli wszystko w workach na śmieci wyrzucone przed
hotelem. Sprzęt elektroniczny wrzucony z jogurtami, kiszonymi ogórkami.
Zdjęcia rodzinne, kartki od dzieci, to wszystko było razem z tymi
kefirami - powiedział Polsatowi Mariusz Król z "Solidarności"
działającej w polskiej fabryce Opla.
Jak dodał, jeden z pracowników nie mógł przez to znaleźć lekarstw, które
regularnie przyjmuje. Musiała przyjechać po niego karetka.
Pracownicy poinformowali o całej sprawie swojego gliwickiego
pracodawcę. Ten obarcza odpowiedzialnością obsługę hotelu i niemiecką
firmę, która odpowiadała za wynajęcie pokojów. Zapewnia, że trwa
wyjaśnianie sprawy. Znalazł pracownikom inny nocleg i dał dodatkowy
jeden dzień wolnego.
Pechowi Polacy wrócą do kraju na początku lipca. Pracownicy
gliwickiej fabryki Opla są delegowani do pracy w Niemczech, bo w
produkcja w Gliwicach zwolniła. Podobna sytuacja jest też w polskich
zakładach Fiata. Jak pisaliśmy w marcu, związkowcy z "Sierpnia 80" w tych zakładach napisali list do premiera Morawieckiego z prośbą o repolonizację fabryk.