W dzisiejszych czasach zastanawiamy się
nad rzeczami oczywistymi. W ograniczeniach racjonalistycznego myślenia
nie przyjmujemy za prawdę rzeczy ewidentnie jasnych.
Coraz mniejsze staje się grono odważnych
do zerwania łańcucha poprawności politycznej. Dla zachowania komfortu
ograniczamy się do mówienia tylko części prawdy. Łańcuch „wolności” zaś
zaciska się coraz mocniej, uderzając w fundamenty naszej tradycji, dusząc
jej pierwotnego ducha.
Obcy dzisiejszemu człowiekowi zdaje się
być fundament jego egzystencji, a jeszcze bardziej obce zrozumienie
potęgi i majestatu siły drzemiącej w odwiecznej tradycji jego przodków.
Pogrążony w postrewolucyjnym świecie, zdominowanym niemal w całości
przez myśl laicką, popada w jej zwyrodniały i materialistyczny sposób
myślenia. Nawet ci, którzy mienią się wrogami modernistycznego świata,
przyjmują dziś jego formę dyskusji, starając się racjonalizować i
sprowadzać do immanentnej wersji wartości duchowe naszej tradycji. Nie
rozumieją oni jej transcendentnej, ponadludzkiej i ponadracjonalnej
jakości, wyrażającej swoją naturę w sposób syntetyczny, symboliczny i
sakralny, a tym samym niedostępny ich analitycznym, pojęciowym i
wyłącznie logicznym sposobom poznania. W celu dotarcia do
mieszczańskiego demosu, środowiska te dopuszczają się więc aktu
profanacji. Mieniący się nurtem konserwatywno-liberalnym uważają się za
awangardę myśli kontrrewolucyjnej, skutecznie zapominając o rodowodzie
drugiego członu swojej nazwy, w rzeczywistości stanowiąc nic innego, jak w
połowie rewolucyjną chimerę, jedynie wcześniejszego etapu rozwoju
rewolucji.
Jak trafnie zauważył Nicolás Gómez Dávila:
Reakcjonista nie znajduje się na prawo od lewicy, ale dokładnie naprzeciwko niej.
Reakcjonista nie znajduje się na prawo od lewicy, ale dokładnie naprzeciwko niej.
Zapomnieniu, a raczej celowemu
przemilczeniu ulegają podstawowe prawdy naszej tożsamości. To, co
wydawało się stanowić rzecz oczywistą i bezsporną jeszcze w okresie
międzywojennym, dzisiaj staje się coraz mocniej tematem kontrowersyjnym,
niepożądanym, a w skrajnych przypadkach wręcz zakazanym. Polemika
środowisk tradycyjnych zeszła silnie na płaszczyznę demoliberalną przez
niekończące się kompromisy ze strony konserwatystów, prowadząc ich do
stanu (przede wszystkim w Europie Zachodniej), który okiem reakcjonisty
trudno odróżnić od ruchów skrajnie modernistycznych.
Najdotkliwiej widoczny jest kryzys
naszej tożsamości pierwotnej, tj. rasowej. Niegdyś szlachetna, dumna,
biała, predestynowana do rządzenia światem Aryjska Rasa Budowniczych (w
sanskrycie słowo „Arya” oznacza szlachetny), do której czystości
pochodzenia prześcigały się wszystkie narody europejskie, od której
wyprowadzano pojęcie Honoru (niem. „Ehre”, od praindoeur. „Ar”) i
Arystokracji, której naturą i dorobkiem duchowym szczyciła się cała
Europa, której syntezą kultury szczycił się sam Kościół Katolicki, a
która w końcu uważana była powszechnie za pierwszego prawodawcę
zwyczajowego i symbol tradycyjnie pojętego ładu, najgłębszą istotę samej
tradycji – dziś w zindoktrynowanym i wytresowanym liberalną ideologią
społeczeństwie wywołuje na samą myśl strach i oburzenie, podobnie
zresztą jak wszystkie tradycyjne wartości, z którymi była utożsamiana.
Aryjska rasa, ożywiona twórczem,
niewyczerpanem bogactwem pierwiastków duchowych, idei i uczuć,
szerokiemi horyzontami myśli, swobodą śmiałych wzlotów w krainę ideałów,
wybiega w nieskończoność ku słońcu, szczęśliwie wyróżniając się
wyrozumiałością, pobłażliwością i tolerancją. – ks. prof. Józef Kruszyński, rektor KUL w latach 1925-1933.
Jednym z najbardziej istotnych
pierwiastków cywilizacji starożytnego Rzymu i antycznej cywilizacji
aryjskiej w ogóle, było pojęcie honoru. Pojęcie to wyodrębniało zawsze
cywilizację aryjską od cywilizacji innych ras ludzkich i stawiało ją na
bardzo wysokim poziomie etycznym. – dr Juliusz Sas-Wisłocki, autor Akademickiego Kodeksu Honorowego, działacz i ideolog ONR.
Wyrażona tutaj istota rasy miała
charakter uniwersalny w skali Europy. Postrzegana była jako
fundamentalne źródło pochodzenia naszej kultury. W momencie odrzucenia
najbardziej podstawowych pojęć tradycyjnych, kiedy wstydzimy się tego, z
czego powinniśmy być dumni i spychamy na drugi tor główny filar naszej
tożsamości, nie możemy dziwić się, że walka nasza nie przynosi żadnych
skutków.
Dla człowieka okresu przedrewolucyjnego
całość ustroju społecznego nie miała wyłącznie uwarunkowania czysto
racjonalnego. Ustanowiony porządek miał charakter odgórny (solarny), zaś
jego geneza sięgała odwiecznej prawdy w postaci „mitu”, który głęboko
usadowiony w samej tradycji miał charakter święty i nienaruszalny. Wszystko, co nie jest Tradycją, jest plagiatem,
stwierdził celnie prof. Jacek Bartyzel, dając tym samym wyraz sensu
stricto tradycyjnego sposobu postrzegania rzeczywistości. Spojrzenie to
nie miało jednak wyłącznie charakteru fantazji. Wspomniany wcześniej
„mit” stanowił trudne do zdefiniowania dla umysłu zwykłego śmiertelnika
odbicie veritas aeternum (prawdy odwiecznej), sięgającej swymi
korzeniami najgłębszej istoty naszej natury. Późniejsi badacze istotę tę
odnaleźli w pierwotnej naturze naszej Rasy.
Autorytet władzy w tego rodzaju
rozumieniu miał więc charakter pierwotny, boski i transcendentny. Osoba
wodza lub monarchy stanowiła swego rodzaju wyraz „transcendencji
immanentnej”. Jak wierzono, książęta nordycko-germańscy początkiem swego
rodowodu sięgali rasy Asów i samego Wotana. Królowie Alby, Rzymu i
Grecji mieli zaś wywodzić się od samego Zeusa. Wraz z rozwojem
chrześcijaństwa i adaptacją przez Kościół kultury antycznej, europejscy
monarchowie byli do sprawowania swej funkcji predestynowani przez Boga i
namaszczani przez jego kapłanów.
W tradycyjnej koncepcji świata wszystko
miało swój perfekcyjnie i drobiazgowo zaplanowany sens. Wyraźny był
tradycyjny podział ról ze względu na płeć i osobową naturę człowieka.
Świadczy o tym choćby budowa języka praindoeuropejskiego, który nie
uznawał form pośrednich między kobietą i mężczyzną nawet w swojej mowie,
gdyż nie wyróżniał rodzaju nijakiego. Pojawił się on dopiero w wyniku
kontaktu Ariów z obcymi im kulturami.
Za prawdziwą wolność jednostki uważano
wyzwolenie od wszelkich form nieczystości zmysłowych i cielesnych,
sprzecznych z realizacją swojej natury. W takiej formie pojęta wolność
wiodła więc po transcendentnej ścieżce własnej natury ku wspomnianej
wcześniej prawdzie absolutnej. Była to więc swego rodzaju dyscyplina
duchowa radykalnie sprzeczna z definicją wolności proponowaną przez
nowoczesny liberalizm.
Wszystkie odstępstwa od tego
tradycyjnego porządku rzeczy, które proponowane są przez współczesny
świat, jawią się w umyśle tradycjonalisty nie tylko jako wybitnie
ordynarne, dewiacyjne i bezładne, ale przede wszystkim w niewyobrażalnym
stopniu abstrakcyjne i niedorzeczne. Pogląd ten dobitnie wyraża jeden z
czołowych ideologów hiszpańskich karlistów, Juan Donoso Cortés, pisząc:
Co do parlamentaryzmu, liberalizmu i
racjonalizmu, to ten pierwszy uważam za zaprzeczenie rządu, ten drugi
za zaprzeczenie wolności, a ten trzeci za afirmację szaleństwa.
Przechodząc myślami do współczesnego
„świata ruin”, zarzut należy postawić przede wszystkim trzeciej z plag
wymienionych przez Donoso Cortesa, odpowiedzialnej za dwie wcześniejsze,
jak i w pełni za całe spustoszenie, jakiego dokonał modernizm w
bieżącym czasie. Racjonalizacja tradycyjnej sfery sakralnej, mająca na
celu podjęcie rokowań z rewolucją na jej płaszczyźnie intelektualnej,
nie była niczym innym, jak zwykłym aktem kapitulacji, który pociągnął za
sobą niezliczoną liczbę ustępstw.
Skutki tego typu działań są
zatrważające. Niemal wszystkie tradycyjne instytucje stanowiące od
tysięcy lat podstawy ustrojowe naszej cywilizacji, w postaci monarchii
czy też samego Kościoła Katolickiego, nie istnieją, bądź są w tej chwili
tak silnie przesiąknięte modernizmem, że z trudem odróżnić je można od
samej rewolucji. Aby uświadomić sobie absurd dzisiejszych konserwatystów,
wystarczy zadać sobie pytanie: co współcześnie zachowało się w na tyle
niewzruszonej formie, aby warte było konserwacji? Nie należy się tedy
dziwić, że działania współczesnych konserwatystów są nie tyle
niewidoczne, co w przypadku faktycznego podjęcia działania wyrządzają
wręcz dodatkowe straty w postaci większych ustępstw. W imię poprawności
politycznej coraz bardziej unika się głoszenia najbardziej kardynalnej
wartości naszej cywilizacji, jaką jest przede wszystkim prawda.
Należy przeto uświadomić sobie, że
kontrrewolucja nie zrobi ani jednego kroku naprzód, dopóki, dopóty nie
powróci na łono prawdy absolutnej, odrzucając przy tym na zawsze próbę
zwycięstwa w polemice z szatanem na jego warunkach.
Jeżeli naprawdę chcemy podjąć
przynoszącą efekty walkę, to musimy wyrwać się spod wpływów
najmniejszego objęcia modernistycznej retoryki. Musimy odrzucić
całkowicie próżne demagogie i pozostałości kompromisu, aby w swoich
sercach rozpalić najczystszy ogień prawdy, z którego w odpowiedniej
ilości skondensowane iskry ludzkich dusz na nowo rozpalą święty płomień.
Płomień, który (...) stopi dotychczasowe kajdany, wzniecając na świecie
pożar, na skutek którego w zgliszczach legnie na pył zmiażdżony
nowoczesny świat, aby to w czystości i prawdzie móc odrodzić się w swej
nieskazitelnej, autentycznej i oryginalnej postaci. Niczym mityczny
aryjski feniks powstający z popiołów, w pełni swego majestatu…
Mateusz Wesołowski
Za: https://kierunki.info.pl/2015/12/mateusz-wesolowski-o-ducha-naszej-rasy/
OD REDAKCJI: Jedna uwaga - autor artykułu popełnił powszechny błąd, nie odróżniając prawdziwego Kościoła katolickiego od jego marnej posoborowej atrapy, będącej w istocie synagogą szatana.