Na bezczelną odpowiedź Bosaka nie trzeba było długo czekać: – Komentowanie opinii każdego profesora nie jest rolą kandydata na prezydenta. Głos profesora jest warty w demokracji tak wiele jak głos redaktora, jak głos zwykłego obywatela, który będzie musiał pójść zaryzykować swoje zdrowie, żeby głosować na wybory.
Mógłbym w tym miejscu trochę poznęcać się nad tupetem maturzysty Bosaka, który niezdarnie stara się rozstawiać po kątach szacownego profesora, wpisując się przy okazji w "kłamstwo epidemiologiczne". Tylko po cóż miałbym to czynić? Bosak tą swoją wypowiedzią w całej rozciągłości potwierdził zarzut prof. Bartyzela o cechującym Konfederację demoliberalizmie. Zresztą merytorycznie wrócę do lidera Konfederacji w końcowej części tego komentarza.
Media związane z Konfederacją od dłuższego czasu biją pianę wokół obywatelskiego (nominalnie) projektu ustawy tryumfalnie zwanej STOP447. Dziś został on patetycznie zreferowany w sejmie, by przedtem pierwszy swój akt odegrać przed amerykańską ambasadą. Cóż jest w nim tak ważnego, że tak wielkie siły i środki zostały użyte po wyłącznie to, by za chwilę znalazł on bezpieczną przystań w sejmowym archiwum?
Wielu zapewne powie, że ten projekt to akt sprzeciwu polskich patriotów wobec żydowskich machlojek tzw. wokół mienia bezspadkowego. Gdybym nie wczytał się w jego treść, to może i sam bym łyknął taką narrację. Mam jednak taki detektywistyczny nawyk, że drążę w niuansach. No i często znajduję rzeczy, od których włos jeży się na głowie. Tak jest i w tym przypadku.
Spokojnie darować sobie możemy szczegółową analizę konfederacyjnego projektu ustawy i jej zapisów mówiących o tym, jak to państwo polskie karać będzie każdego, kto zechce zaspokajać żydowskie roszczenia. Taki zapis nigdy nie stanie się obowiązującym prawem za rządów syjonistycznych agentur. Nie to jednak było głównym celem projektodawców. Otóż przede wszystkich chodziło o to, by zmanipulować dwieście tysięcy polskich patriotów i zdobyć ich podpisy (czyli akceptację) pod następującym fragmentem zawartym w preambule rzeczonego projektu:
"Rzeczpospolita Polska uznaje za nie wywołujące skutków prawnych deklaracje interpretowane przez niektórych jako zobowiązanie do dokonania bezpodstawnych rekompensat. W szczególności uznaje za nie wywołującą skutków prawnych tzw. deklarację terezińską, bo nikt nie jest władny zaciągać w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej zobowiązań sprzecznych z prawem".
Mamy tu do czynienia z niezwykłą perfidią, lansowaną od wielu miesięcy przez Konfederację i środowiska wokół niej skupione (m.in. przez red. Michalkiewicza). Otóż preambuła powtarza i utwierdza polskich patriotów w kłamliwym przekonaniu, jakoby strona polska (piórem Władysława Bartoszewskiego) podpisała w Terezinie jakiekolwiek zobowiązanie co do przekazania Żydom majątku bezspadkowego. Łgarstwo to zostało także i dzisiaj podkreślone przez internetowy serwis Najwyższy Czas!, który komentując sejmowe wydarzenia, napisał: "Ustawa 447 to amerykańska ustawa, która dotyczy restytucji mienia ofiar Holocaustu. W maju 2018 roku została podpisana przez prezydenta USA, Donalda Trumpa. Jest konsekwencją Deklaracji Terezińskiej, sygnowanej przez 46 państw, w tym Polskę, w czerwcu 2009 roku".
Dlaczego ten fragment projektu ustawy uważam za najistotniejszy? Bo skoro przez aklamację przyznajemy, że coś tam w Terezinie podpisaliśmy, to roszczenie wynikające z tego faktu długo będzie wisiało nad naszymi głowami (wszelkie inne zapisy o jakimś karaniu nie są warte funta kłaków). Tym samym sami otworzyliśmy drzwi do naszego domu i teraz będziemy troskać się, kto, kiedy i w jakim celu przez nie wlezie.
Pragnę jeszcze zwrócić uwagę na pewien smaczek. W zacytowanym przeze mnie fragmencie preambuły pojawia się imiesłów przymiotnikowy czynny zapisany rozdzielnie z partykułą: "nie wywołujące" i "nie wywołującą". Otóż według najnowszych standardów gramatycznych słowa te powinny być zapisane łącznie tworząc jeden wyraz. Jednak zastosowano tu pisownię dawniejszą i podkreślono CZASOWY wymiar tego niewywoływania. Innymi słowy: gdyby użyto pisowni łącznej "niewywołujące" - oznaczałoby to cechę stałą, niezależną od upływającego czasu. Z kolei użyta forma "nie wywołujące" informuje, że cecha ta może zmieniać się w czasie. Krótko mówiąc z zastosowanej formy pisowni wynika, że skutki prawne z rzekomo podpisanej przez stronę polską Deklaracji Terezińskiej mogą w przyszłości wywołać skutki prawne i stać się podstawą do roszczeń!
Czepiam się słówek? Nic z tych rzeczy. Każdy prawnik potwierdzi, że precyzja formułowania aktów prawnych to rzecz święta. Na potwierdzenie tym moich obaw przytaczam zapis rozmowy przeprowadzonej 19 października 2019 roku przez dziennikarkę Radia Wnet z Krzysztofem Bosakiem (materiał ten dostepny na YouTube pod nazwą: "Bosak: Wygrał Dawid z Goliatem. Będziemy opozycją merytoryczną, nie chorą z nienawiści do PiS"):
Bosak: - To, co my powinniśmy zrobić, to opublikować notę dyplomatyczną wypowiadającą z polskiej strony Deklarację Terezińska, która jest podstawą na poziomie międzynarodowym do formułowania wobec Polski roszczeń. I PiS przez cztery lata tego nie zrobił, a dokładnie przez te cztery lata, kiedy PiS rządził ta Deklaracja Terezińska milcząco przyjęta przez rząd Platformy Obywatelskiej, ona się uprawomocniła. Bo jest taka zasada w polityce międzynarodowej, że po dziesięciu latach milczenia ze strony państwa, które...
Dziennikarka: - Które jest sygnatariuszem?
Bosak: - Nie sygnatariuszem, ale które uczestniczyło w konferencji, gdzie deklaracja była ogłoszona...
Dziennikarka: - ...z automatu staje się sygnatariuszem...
Bosak: - Z automatu staje się stroną.
O czym Bosak tak naprawdę mówi? Ano o tym, że z powodu zaniedbań proceduralnych polskiej strony Żydzi uzyskali formalne prawo formułowania wobec nas żądań! Tak uważa wciąż aktualny kandydat na prezydenta popierany przez tysiące polskich patriotów! Tych samych, którzy swoimi podpisami złożonymi pod konfederacyjnym projektem ustawy STOP447 nieopatrznie poparli ten jego wywód. A zatem ta - oparta na kłamstwie - logika wygląda następująco: Polska podpisała + Polska nie wypowiedziała = roszczenie istnieje.
Czy już domyślacie się kto i co wygrywa na tej całej hecy z projektem STOP447?
Tę moją krótką analizę ilustruję grafiką udostępnioną w Internecie przez Zbigniewa Kękusia. Nie słyszałem o tym, by Krzysztof Bosak zarzucił Kękusiowi jej zafałszowanie, więc - także w kontekście wywiadu dla Radia Wnet - domniemywam o jej autentyczności.