*
U początków naszego królestwa widzimy postaci „obcokrajowców”: na krótko przybyłego z Czech świętego oraz jego czciciela, cesarza rzymskiego; doczesne szczątki biskupa Wojciecha są fundamentem państwa. Starożytny Rzym nie objął terenów na wschód od Odry politycznymi wpływami, lecz niewątpliwie byliśmy beneficjentami drugiej restauracji cesarstwa na Zachodzie. Żeby jednak zapowiedzieć ludom, z których – dzięki współdziałaniu panów przyrodzonych i Kościoła Świętego – powstanie polski naród, jak skomplikowana będzie historia tej ziemi, drogę do królestwa Opatrzność znaczyła trzema wojnami, jakie patrycjusz cesarstwa, Bolesław Chrobry, krzewiciel chrześcijaństwa (o jego zaangażowaniu religijnym do dziś krążą legendy), stoczył ze świętym monarchą Henrykiem II, królem niemieckim i kolejnym z cesarzy rzymskich. Założyciele czy odnowiciele państw niejednokrotnie bywają postaciami pomnikowymi – jednak ich posągi są pełne spękań i zabrudzeń, a w tym przypadku jest to szczególnie widoczne.
A jeżeli przegrane wojny w naszych dziejach są pokutą za podniesienie oręża przeciwko świętemu?… Tego nie rozstrzygniemy, w polskiej duszy pozostaje niepokój, zwłaszcza że – posłużmy się analogią – sto kilkanaście lat później po rozczłonkowaniu na polecenie trzeciego z naszych królów ciała św. Stanisława nastąpiły przecież bratobójcze starcia, rozbicie dzielnicowe i jego dalekosiężne skutki natury geopolitycznej, wciąż obecne w pamięci zbiorowej1.
Często będziemy królestwem pozbawionym króla. Często będziemy zastanawiali się, jak opisać nasze narodowe położenie, a linie podziałów będą kręte: zdrajca może odzyskać godność, a uczestnik rewolucji może być kontrrewolucjonistą czy też przynajmniej będzie postrzegany jako reakcjonista, stając się bohaterem dekad sprzecznych interpretacyj i „sporów o…”. W tym wszystkim jednak pozostajemy jakby zaginionym rzymskim szczepem, a „trzecim Rzymem” jest Kraków. W dotychczasowe dzieje Polski wpisany jest jakiś nieusuwalny antagonizm, zapomniana, a może wręcz wyparta tajemnica, którą kryją skąpe źródła z X i XI stulecia. Mit założycielski, przynajmniej w tym kontekście, pozostaje ważniejszy od tego, co nazwalibyśmy sferą „twardych faktów”, czego znakomitym świadectwem są dziewiętnastowieczne płótna z Muzeum Początków Państwa Polskiego. Świetliste anioły Polski wyłaniają się z zamglonej przestrzeni. Piast – co kluczowe – nie pożąda korony, to otaczająca go wspólnota oczekuje, że stanie na szczycie hierarchii. Powołany, a jednocześnie zaskoczony biegiem wydarzeń, nie wie, czy będzie w stanie udźwignąć zobowiązanie, jakim jest władza. Widzimy stan przejściowy przed nadejściem łaski Ducha Świętego, łaski zaświadczonej odzyskaniem w dzieciństwie wzroku przez przyszłego Mieszka I. Bóg decyduje, kogo obdarzy błękitną krwią i przybranym synostwem; nie może to być przyczyną ani pychy, ani zazdrości.
Kiedy zaś żyjemy w epoce wielkiego bezkrólewia i wielkiej apostazji, obawiam się, że dopóki trwa ta druga, żaden z potomków Mieszka I, Karola Wielkiego i Ottonów, naśladowca Chrystusa, nie zasiądzie na polskim tronie. Mimo wszystko ktoś z poddanych musi zostać na posterunku, żeby czynić dzieła miłosierdzia i przygotowywać drogę dla króla, jak ci nasi poprzednicy, którzy czekali na Kazimierza Odnowiciela. Wspólnota cierpienia? – niewątpliwie, lecz także wspólnota nadziei.
*
W Polsce mało jest czarno-białych kategoryj, gdzieś zniknęły też złoto i purpura. Dominują raczej odcienie szarości i barwy ziemiste, jak na pejzażu najwcześniejszego świtu w podtrzebińskim lesie, obrazie Anny Mulki. Był wiek złoty, jest wiek szary. Gdyby monarcha w purpurze przybył już dzisiaj, ilu spotkałby poddanych, ilu demokratów, a ilu ludzi po prostu obojętnych? Czego musimy doświadczyć, zanim miliony zgromadzą się na Wzgórzu Lecha, Wawelu czy Ostrowach Tumskich, a także na Świętym Krzyżu, Jasnej Górze i wokół piastowskich nekropolij, wołając w obecności świętych, że pragną króla? Jaka będzie pokuta za brak restauracji w 1918 roku?
Znacznie więcej nie wiemy, niż wiemy o naszych średniowiecznych dziejach, nie ulega jednak wątpliwości, że w każdej epoce drogą królewską jest świętość. Czy jeszcze możemy wznieść się ponad własne ograniczenia i zbliżyć się do trzynastowiecznych świętych niewiast z dynastii Piastów? Odkryć ład, który jest przed naszymi oczami, a mimo to pozostaje niewidoczny dla większości w gmatwaninie deformacyj, przeciwstawnych sobie iluzyj i ścieżek wiodących na manowce?
*
Król, co wynika z jego roli pontifexa, jest centrum wspólnoty, jej filarem, również wtedy, gdy wskutek buntu poddanych albo innych nieszczęść jest w niej nieobecny lub nie może wykonywać przypisanych mu przez Boga obowiązków. Podążająca przez stulecia specjalną drogą, Polska istnieje także dzięki temu, że gdzieś jest rodzina – dziś jeszcze nie potrafimy jej rozpoznać, gdyż rzeczywistość widzimy przez mgłę – w której przyjdzie na świat monarcha mający zapoczątkować epokę Trzeciego Królestwa (lub jedynie: mogący ją zapoczątkować). Jeżeli jednak, pochłonięci życiem zewnętrznym, nie będziemy przygotowani, by go przyjąć, będzie to znak, że dzieje Polski dobiegają końca. Dziś wszystko wskazuje na to, że we współczesnych warunkach kulturowych źle uformowanego patriotyzmu (wychowanie w kulcie śmierci, nie życia wiecznego) większość wspólnoty narodowej przygotowana nie jest, a przecież do władcy skłaniać ma miłość do Boga i Jego pomazańca, nie zaś przymus. Stwórca nadał naszej Ojczyźnie formę królestwa, dlatego w innej postaci prawdziwa Polska nie może istnieć. Wielka Polska wolnych ludzi, schronienie strapionych. Polska, cierpliwie zszywane sukno, gdzie nawet pogranicza przebiegają przez środek kraju. Polska czekająca na oblubieńca, którego Nike Legionów nie sprowadziła na Wawel.
Czy chcemy przejrzeć się w zwierciadle królewskim i zaświadczyć o tym własnym życiem – wbrew demokratycznym koniunkturom i konwenansom?
Adrian Nikiel
1 Św. Henrykowi zabrakło „uroku męczennika”. Być może dlatego w Polsce, jako „tylko” wyznawca, spotyka się z niechęcią i lekceważeniem, jakby jego obecność w niebie była w kontekście dziejów zbawienia mniej istotna, a może nawet trochę podejrzana czy wymuszona. Uogólniam znane mi postawy i wypowiedzi, pozostawiając znawcom tematu weryfikację moich podejrzeń.