Gdy ucichły już odgłosy bomb – przynajmniej na chwilę – Waszyngton i Tel Awiw wyszły z nowym planem: chcą upiększyć oblicze zbrodni i sprzedać światu tak zwany „nowy Bliski Wschód”, zbudowany na ruinach Gazy i ciałach jej głodujących dzieci.
Chcą zamienić tragedię Gazy w spektakl polityczny, a cierpienie jej mieszkańców w narzędzie propagandy – dla Trumpa, by odzyskał blask wyborczy, i dla Netanjahu, by uniknął odpowiedzialności.
Cóż to za pokój, w którym zbrodniarz jest nazywany bohaterem pokoju?
Cóż to za sprawiedliwość, która nagradza tego, kto zniszczył Gazę i skazał dwa miliony ludzi na głód i cierpienie?
Trump, który w Radzie Bezpieczeństwa ONZ kilkakrotnie zawetował rezolucje wzywające do wstrzymania agresji, dziś chwali się swoimi „osiągnięciami”: przeniesieniem ambasady USA do Jerozolimy, uznaniem jej za „zjednoczoną stolicę Izraela” i politycznym wsparciem dla Netanjahu.
A sam szczyt zamienił się w targowisko odbudowy, podczas gdy żadne z obecnych państw nie potrafiło przełamać blokady głodu i wprowadzić choćby jednego bochenka chleba dla dzieci Gazy.
Tak więc każe się nam wierzyć, że ta agresja była „koniecznym etapem pokoju”, a zniszczenie – początkiem „dobrobytu”.
Ale prawda jest inna: to plan przerysowania regionu według syjonistycznego projektu – projektu, który zaczyna się od zagłodzenia Gazy, a kończy na likwidacji sprawy palestyńskiej.
Omar Faris
Za: facebook. com