Mainstreamowe media, banki i rządy przekonują nas, że powinniśmy
zrezygnować z gotówki, bo to niewygodne itd. Rzadko kiedy można
zaobserwować takie ich zaangażowanie w (rzekome) ułatwianie nam życia. A
może sprawa ma drugie dno?
Dziś przeglądając różne portale
informacyjne, natrafiłem na artykuł, w którym dziennikarz z nieukrywanym
zadowoleniem obwieszcza: „Ostatni z bezkartowych bastionów właśnie runął".
Chodzi o portugalski dyskont „Biedronka”, który już wkrótce wprowadzi
we wszystkich sklepach swojej sieci płatność kartą. Dziennikarz narzeka
na to, że nadal w mniejszych ośrodkach jest wiele miejsc, gdzie płaci
się tylko w tradycyjny sposób. Zauważa, że tak jest także w urzędach,
mimo że państwu „najbardziej zależy na wprowadzeniu obrotu bezgotówkowego”. Dlaczego oni wszyscy tak nalegają, aby porzucić gotówkę?
Odpowiedź jest prosta. Pieniądz fizycznie dostępny, czyli gotówka, to obecnie tylko niewielki ułamek tego, co nazywamy pieniądzem. Stanowi on zaledwie około 1%. Co więc z resztą? Pozostałość to cyferki na koncie, giełda, obligacje itd. Gdyby każdy teraz wyszedł z domu i postanowił wypłacić wszystkie swoje oszczędności z konta, to w banku powiedzieliby mu – przepraszamy, ale nie mamy aż tak dużo gotówki. Nikt nie ma.
Współcześnie mamy do czynienia z
pieniądzem fiducjarnym – opartym na wierze (łac. fides). Wierzymy, że
cyferki na koncie mają jakąś wartość, idzie za nimi odpowiednie
pokrycie. Jak jest naprawdę, przekonali się choćby Grecy, kiedy w czasie
kryzysu masowo ruszyli do banków wypłacać gotówkę. Oni chcieli tylko
otrzymać swoje pieniądze, a doprowadziło to do załamania się całego
systemu.
Czy naprawdę chcemy, żeby naszymi
pieniędzmi były tylko cyferki na ekranie, niemające pokrycia, oparte na
wierze w to, że są coś warte? Jak pokazał choćby przykład Cypru – rząd
może w każdej chwili sięgnąć po te cyferki na koncie w banku i z naszych
oszczędności pozostaną wspomnienia. Kiedy mamy w ręku banknoty, ich
kradzież jest już trudniejsza. Inną sprawą jest kwestia kontroli. Kiedy
płacimy kartą, bank otrzymuje szczegółową informację – co, gdzie i kiedy
kupujemy. Zdarzały się przypadki, że do osób płacących kartą dzwonili
przedstawiciele banku i „w oparciu o strukturę wydatków” oferowali np.
kolejną pożyczkę czy kredyt. Jednak co stoi na przeszkodzie, żeby taka
kontrola miała pójść dalej niż tylko w kierunku dostosowywania oferty do
klienta? Tylko zrezygnujmy z gotówki, a banki i władze będą miały nas w
garści…