ADIMAD – czyli Association pour la défense des intérêts moraux et matériels des anciens détenus de l’Algérie française
– to organizacja zrzeszająca weteranów Organizacji Tajnej Armii oraz
kultywująca pamięć Algierii Francuskiej jako dziedzictwa kulturowego i
historycznego.
ADIMAD prowadzi działalność wydawniczą, organizuje także uroczystości
rocznicowe, stawia pomniki i tablice pamiątkowe. Funkcjonuje na uboczu
życia politycznego i kulturalnego Francji – ale nie ma się co dziwić. Od
wydarzeń, które są kamieniem węgielnym dla ADIMAD, minęło już blisko
sześć dekad, a dla rządzącego Francją establishmentu kultywowanie
pamięci OAS i Algerie Francaise nie jest raczej priorytetem czy nawet rzeczą akceptowalną, ujmując temat delikatnie.
Dlaczego OAS? Na płaszczyźnie politycznej idea OAS jest już niewątpliwie przebrzmiała, przeminęła wraz z tryumfem gaullizmu, a następnie demoliberalizmu. Francja nie jest już imperium, a powrót do Algierii jawi się w najlepszym razie jako piękne, acz niepotrzebne marzenie.
A jednak OAS wciąż może być dla nas zagadnieniem istotnym. OAS stawia
bowiem przed nami pytania, które zawsze będą ważne: o granice
posłuszeństwa władzy cywilnej i wojskowej; o kryteria wojny
sprawiedliwej i o to, czy istnieją brudne wojny, czy też tylko
sprawiedliwe i niesprawiedliwe (jak ujął to argentyński generał Videla);
o to, czy wojna rewolucyjna jest czymś jakościowo innym niż
konwencjonalne starcie wojsk reprezentujących państwa; o to, czym jest
partyzantka miejska, a czym terroryzm; o to, czy wrogiem jest tylko ten,
kto w danej chwili występuje z bronią, czy również ten, kto może mieć
ją dziś wieczorem lub jutro, a może nawet ten, kto walczy li tylko
słowem; o to, czy warto angażować się w sprawy szlachetne, ale nie do
uratowania.
OAS jawi się jako akt buntu przeciw władzy generała de Gaulle’a – ale
przecież to właśnie de Gaulle nauczył wielu przywódców OAS, że w
sytuacjach skrajnych, gdy dobro Ojczyzny jest poważnie zagrożone, gdy
zdrada stała się głównym nurtem polityki, zdeterminowana mniejszość ma
prawo i obowiązek przeciwstawić się temu stanowi rzeczy w imię wyższych
zasad.
Przywódcy OAS nie byli ludźmi z przypadku, nie byli bandytami,
wyrzutkami społecznymi i dziwnymi rewolucjonistami snującymi obłędne
plany w zadymionych kawiarniach. Byli – Salan, Degueldre,
Chateau-Jobert, Sergent, Argoud, Canal, Gardy i wielu innych –
profesjonalnymi wojskowymi, wiernymi żołnierzami Francji, ludźmi
wykształconymi, zaprawionymi w boju, zaznajomionymi z militarną teorią i
praktyką. A jednak w sytuacji granicznej wybrali opcję wojny
rewolucyjnej, partyzantki, państwa podziemnego, samosądu, nawet terroru.
I była to decyzja wymierzona nie tylko w „obcych”, w oczywistych,
niejako zewnętrznych wrogów – jak Front Wyzwolenia Narodowego – ale też w
ludzi takich, jak oni sami: w innych generałów i pułkowników, w innych
żołnierzy, policjantów i polityków, nierzadko bliskich ideologicznie i
równie zasłużonych dla kraju.
I właśnie dlatego długi cień Tajnej Armii rozciąga się nad każdym, kto będzie w przyszłości zmuszony podejmować podobne decyzje. A nigdy nie są to decyzje łatwe.
Nous vaincrons.
OAS. Salan.
Za: http://www.legitymizm.org/multimedia-notre-combat