Cytaty

INTEGRALNY RZYMSKI KATOLICYZM * NACJONALIZM INTEGRALNY * NARODOWY SOLIDARYZM * UNIWERSALIZM * REWOLUCJA KONSERWATYWNA * EUROPA WOLNYCH NARODÓW

PRZECIWKO KOMUNIZMOWI I KAPITALIZMOWI! ZA NARODOWYM SOLIDARYZMEM PAŃSTWA!

PORTAL PUBLICYSTYCZNY FRONTU REX - RNR

Codziennik internetowy (wydarzenia - relacje - artykuły)

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”

PRZEŁOM NARODOWY - jest to projekt polityczny łączący w sobie ideę hierarchiczną z myślą narodową w duchu rzymskiego katolicyzmu, dążący do zmiany obecnego Systemu politycznego w sposób radykalny i trwały

piątek, 7 lutego 2020

Konrad Rękas: Skrzydła nad Szkocją – (ponad)partyjna droga do niepodległości?


Znalezione obrazy dla zapytania: szkocka partia narodowa 

       Paradoksalnie – sprawa niepodległości Szkocji przeżywa renesans globalnego zainteresowania w momencie, gdy w praktyce znalazła się na rozdrożu. Jedna nietrafna decyzja może odwlec odzyskanie własnego państwa aż po nieokreśloną przyszłość, zaś zaangażowani w działalność narodową Szkoci stają przed dwoma zasadniczymi problemami: po pierwsze skrajnie nierównoprawnym systemem polityczno-ustrojowym Zjednoczonego Królestwa, po drugie własnym systemem partyjnym, stanowiącym ewenement na skalę europejską – Szkocja jest bowiem w praktyce krajem bez (własnej) prawicy. A przede wszystkim zaś, ruch niepodległościowy zmuszony będzie zapewne wkrótce do ostatecznego dookreślenia – czy sprawa narodowa Szkocji jest i koniecznie musi być tożsama z interesem partyjnym głównej siły tego nurtu, rządzącej w Edynburgu Szkockiej Partii Narodowej.

Ustrojowa pułapka

Od strony ustrojowej sytuacja jest prawnie niejasna, za to oczywista politycznie. Rządzący UK torysi odmówili parlamentowi Szkocji organizacji kolejnego głosowania po prostu dlatego, że… odmówić mogli, nie istnieje bowiem żaden polityczny mechanizm odwoławczy od złej woli rządu londyńskiego. Padające przy okazji uzasadnienia, w duchu „w 2014 roku ustalono, że referendum niepodległościowe może odbyć się raz na pokolenie” nie mają oczywiście żadnej mocy, ponieważ nigdzie takie zobowiązanie nie zostało bynajmniej sformalizowane. Oczywiście jednak rząd Borisa Johnsona nie zgodzi się na procedurę, której finał będzie dla unii szkocko-angielskiej niemal na pewno niekorzystny. I problem polega na tym, że Nicola Sturgeon, premier Szkocji i liderka Szkockiej Partii Narodowej nie bardzo ma co z tym fantem zrobić.

SNP wraz z jeszcze radykalniej niepodległościowymi szkockimi Zielonymi dysponuje wprawdzie większością w szkockim parlamencie, Holyrood, ale w systemie państwa bez konstytucji, jakim jest Zjednoczone Królestwo – niewiele z tego wynika. Rząd Szkocji z pewnością zażąda od trybunałów uznania prawa do ogłoszenia referendum (czyli uruchomienia tzw. Sekcji 30 Porozumienia Edynburskiego z 2012 r.) i bez większych wątpliwości uzyska akceptację obligatoryjności uznania ustawy referendalnej przed Sądem Najwyższym dla Szkocji – o tyle jednak taka sama decyzja (również prawdopodobna) na forum ogólnobrytyjskim może zostać odwleczona w czasie co najmniej do roku przyszłego. A przecież SNP obiecało Szkotom głosowanie jeszcze w 2020 r. i z tym hasłem Partia odniosła sukces w zeszłorocznych przyspieszonych wyborach do Izby Gmin, do której wprowadziła 47 posłów (na 59 miejsc przypadających Szkocji). Tymczasem premier Sturgeon upiera się przy legalizmie i nie chce nawet słyszeć o jednostronnym ogłoszeniu referendum, do czego namawia ją radykalna część ruchu niepodległościowego. W istocie bowiem interesy głównej partii niepodległościowej niekoniecznie są tożsame z szybkim sukcesem całej sprawy niepodległości Szkocji.

Jedna Partia dla jednej sprawy

Początki SNP sięgają lat 30-tych, kiedy to zjednoczyły się dwa radykalne ugrupowania – Narodowa Partia Szkocji i Szkocka Partia, uzupełnione przedstawicielami środowisk działających na rzecz ochrony szkockiej kultury i obrony rodzimych języków oraz dysydenci przede wszystkim z lewicowych organizacji brytyjskich. Jako że podziały narodowe nakładały się wówczas w pewnym stopniu także na różnice klasowe – lewicowo-nacjonalistyczny charakter SNP był od początku widoczny, przed dekady utrwalając jej kształt jako partii radykalnie nacjonalistycznej inteligencji i robotników. Wzmożenie energii ruchu narodowego nastąpiło w latach 60-tych, kiedy to fala odrodzeniowa przeszła przez szkockie uniwersytety, wspomagana takimi zdarzeniami, jak choćby zuchwałe porwanie w 1950 r. przez grupkę szkockich studentów Kamienia Przeznaczenia, tradycyjnego regalium władców Alby, trzymanego szyderczo pod tronem królów brytyjskich w Opactwie Westminsterskim. W głęboko pragmatycznym, umiejącym liczyć szkockim narodzie – okazywały się drzemać nadspodziewane pokłady romantyzmu…

Szkoccy narodowcy nie zdecydowali się naśladować swoich irlandzkich kolegów i wszelkie nieśmiałe próby zaszczepienia tam terroryzmu jako metody działania zostały szybko i wewnętrznie poskromione. SNP zdecydowała się na technikę długiego marszu, początkowo, zwłaszcza na przełomie lat 60/70-tych – bardzo obiecującą. Po sukcesie 1974 r., kiedy to udało się wysłać do Izby Gmin 11 szkockich narodowców – nastąpił jednak regres, potęgowany morderczą dla o i tak ubogiej Szkocji strategią neoliberalną premier Margaret Thatcher, która zdemolowała wprawdzie ekonomicznie i socjalnie całe społeczeństwo Brytanii, jednak dla resztek przemysłu szkockiego była szczególnie okrutna. Tyle tylko, że właśnie wówczas, poniekąd po linii wojny Krwawej Maggie z angielskimi i walijskimi górnikami – okazało się, że Szkocja ma ropę…

Dążenia narodowe Szkotów, utwierdzonych tylko w przekonaniu, że są w kolonialny sposób eksploatowani przez Anglików – ulegały wzmocnieniu przez całe lata 80-te. Jednocześnie też krystalizowało się oblicze SNP jako formacji coraz jednoznaczniej socjaldemokratycznej. W odpowiedzi na działalność frakcyjną, reprezentowaną w ramach Partii z jednej strony przez fundamentalnie lewicową Grupę ’79, z drugiej zaś przez radykalnie nacjonalistyczną Kampanię dla Nacjonalizmu w Szkocji – w 1982 r. oficjalnie zakazano instytucjonalizacji frakcji partyjnych. Z organizacji usunięto też najbardziej konsekwentne środowisko radykalnie narodowe – Siol nan Gaidheal.

I choć SNP aż do dziś jest faktycznie szerokim ruchem politycznym, bardzo zróżnicowanym nawet w kwestiach tak emblematycznych jak małżeństwa homoseksualne (będące wszak znakiem rozpoznawczym polityki szkockiej) czy nawet wstąpienia niepodległej już Szkocji do Unii Europejskiej i NATO, to jednak zwłaszcza pod kierownictwem premier Sturgeon – absolutnym imperatywem pozostaje jedność ugrupowania.

Sprawa narodowa – sprawą partyjną?

Ugrupowania, które po stronie niepodległościowej jest niemal monopolistą, mając nie tylko 47 posłów w Izbie Gmin, ale i 62 (na 129) posłów w Parlamencie Szkocji oraz 424 (czyli jedną trzecią) wszystkich szkockich radnych, a także ok. 50-procentowe poparcie w sondażach. Czasem konkurencją, a częściej wsparciem dla SNP pozostają szkoccy Zieloni, chyba jedyni w Europie, którzy nadal są po prostu konsekwentną lewicą wrażliwą na ochronę środowiska, a nie wynaturzeniem liberalizmu, jak się to przydarzyło ich imiennikom w Niemczech, Francji czy Anglii. Zarówno oficjalnie „Szkoccy” Konserwatyści i Unioniści, „Szkoccy” Labourzyści i „Szkoccy” Liberalni Demokraci – są w istocie oddziałami ogólnobrytyjskich ugrupowań, których jedynym sensem istnienia jest opieranie się najpierw samemu referendum, a docelowo oczywiście sprawie niepodległości. Torysi konsekwentnie już, wobec dominacji SNP – kolejne kampanie wyborcze w Szkocji prowadzą wyłącznie pod hasłem „Przeciw Referendum, Przeciw Niepodległości, Tylko MY Zatrzymamy SNP”. Labour jest na północ od Tweed w całkowitej rozsypce i choć dziś deklaruje swoje poparcie dla ponownego głosowania nad niepodległością – niemal nikogo już nie może zwieść. SNP jest bowiem bardziej konsekwentną i szczerą lewicą (zwłaszcza wobec post-corbynowskiej ewolucji Partii Pracy w stronę neo-liberalnego blairyzmu), a zatem labourzystów po prostu nikt już w Szkocji nie potrzebuje. Liberalnych Demokratów broni zaś bodaj tylko przyzwyczajenie, głównie mieszkańców Szetlandów i Orkadów, niechętnych nowinkom, a lib-demów traktujących od przeszło wieku po prostu jako własną partię.

Jak więc widać – innych niż lewicowe szkockich partii w Szkocji zwyczajnie nie ma. W dodatku jednolitofrontyzm SNP praktycznie wyeliminował konkurujące z nią z powodzeniem na początku wieku ugrupowania jeszcze bardziej lewicowe. Niepodległościowa Szkocka Partia Socjalistyczną (mająca w Parlamencie roku 2003 pięciu posłów), trockistowska Socjalistyczna Partia– Szkocja (będąca w istocie oddziałem jednego z ruchów trockistowskich UK), a także rozłamowe formacje, takie jak Solidarność charyzmatycznego przywódcy Tommy’ego Sheridana – mimo udanych kampanii socjalnych znajdują się w istocie poza grą polityczną. W ciągu ostatnich lat dotkliwą porażką okazała się także próba powołania nieco bardziej centrowej czy nawet centro-prawicowej formacji w postaci Szkockiego Sojuszu Demokratycznego, który przed dekadą okazał się efemerydą o nawet nie lokalnym znaczeniu. Szkocki ruch niepodległościowy zachował w ogólnych zarysach wierność Partii, która go stworzyła i zorganizowała, nawet doskonale wiedząc, że po upragnionym odzyskaniu suwerenności – Partia po prostu nie może zachować jedności i musi podzielić się wg normalnych, programowych kryteriów. Sęk w tym, że to samo doskonale rozumie aparat partyjny SNP…

Rządząc krajem od 2007 r. SNP robi doskonały interes dążąc do niepodległości Szkocji, ale niekoniecznie spiesząc się na tej drodze. Co gorsza, Partia jest tylko partią, a więc ma całkiem konkretny jak na standardy demokratyczne program, rząd zaś jest rządem – nie we wszystkim i nie we wszystkich musi więc budzić zachwyt, czy to wprowadzając jako pierwszy w Europie podatek cukrowy, czy dodatkowy podatek od jednostek alkoholu, czy wreszcie upstrzając szkockie drogi nieznaną choćby w Anglii ilością fotoradarów, nie mówiąc już o swojej uporczywej i dość agresywnej tęczowości. Ku zdziwieniu kierownictwa SNP – nawet żelazny trzon elektoratu tej organizacji nie jest też wcale nawet w części tak entuzjastyczny dla pro-imigracyjnej polityki kraju (no, może z wyjątkiem Polaków i Węgrów, którzy nawet zwykłym Szkotom wydają się jakoś szczególnie sympatyczni…). Szkoci jednak głosują na własną Partię – bo obiecała im niepodległość. Pytanie jednak – na jak długo tych obietnic starczy, no i co z pozostałymi głosami, niezbędnymi do zabezpieczenia wykazywanej sondażami niewielkiej większości?

Niepodległość nie jest sprawą partyjną

Nie jest tajemnicą, że SNP nie ma programu rolnego, lekką ręką oddając głosy farmerskie znienawidzonym torysom, którzy ordynarnie okłamują szkockich producentów rolnych (i rybaków) obiecując im ochronę przed zagraniczną konkurencją. Również polityka podatkowa i płacowa premier Sturgeon nie jest atrakcyjna dla twardej lewicy, a nawet dla Zielonych (domagających się opodatkowania klasy najwyższej, tak wielkich kapitałów, jak i ogromnych posiadaczy ziemskich, z królową na czele) i socjalistów (walczących m.in. o jednostronne podniesienie obligatoryjnej płacy minimalnej do £10 za godzinę i re-nacjonalizacji transportu publicznego) – ale równolegle dla wszystkich zostających klasą średnią platforma partii rządzącej również nie jest szczytem marzeń, by wziąć choćby pięciostopniową skalę podatkową. Zwłaszcza dla tych drugich na szkockiej scenie politycznej nie ma aktualnie oferty, głosowanie na konserwatystów czy liberalnych demokratów równa się bowiem jednocześnie zdradzie sprawy narodowej. Sama zaś SNP zadowolona z rządu dusz nad połową Szkotów – wydaje się abdykować z walki o resztę. I jak na Partię – to taktyka racjonalna, ale przecież chodzi o niepodległość!

Działacze niepodległościowi co najmniej od porażki w ostatnim referendum powtarzają, że sprawę niepodległości oderwać trzeba od interesu partyjnego. Im bardziej bowiem niepodległość Szkocji utożsamia się z polityką SNP – tym bardziej może wszak wywoływać sprzeciw („Nie będę płacił więcej za swój ulubiony napój Irn-Bru tylko dlatego, że jest zrobiony głównie z cukru!”), zmęczenie czy po prostu znużenie nieskutecznymi aż dotąd zabiegami. Coraz większą popularność zdobywają więc ruchy poza- i ponad partyjne, jak akcja „All Under One Baner” prowadząca wielotysięczne manifestacje przez miasta i miasteczka Szkocji bez afiliacji partyjnych. Ruchy YES2 czy AYE funkcjonują praktycznie wszędzie i choć znaczna część ich aktywistów należy czy głosuje właśnie na SNP – to spora część agitacji przed-referendalnej skupia się właśnie na przekonaniu Szkotów, że niepodległość nie równa się przecież monopartyjności.

Z drugiej jednak strony SNP również ma silne argumenty. Nad sprawą szkocką od przeszło 30 lat wiszą szydercze (wówczas) słowa Thatcher, rzucającej niegdyś pogardliwie „Szkocja nie potrzebuje żadnego referendum niepodległościowego, niech sobie wybierze większość niepodległościowych posłów i będzie miała tą swoją niepodległość…!”. Oczywiście to durne babsko i wszyscy jej następcy kłamali, ten warunek już przed dekadą został spełniony, a mimo zdecydowanego poparcia dla szkockich narodowców – Londyn nie chce oddać im wolności. Sprzeczność ta jest jednak wykorzystywana w bieżącej walce politycznej – w 2021 r. odbędą się kolejne wybory do Parlamentu Szkockiego i zarówno SNP, jak i torysi chcą z nich uczynić zastępczy plebiscyt za i przeciw niepodległości. Według wszystkich sondaży Szkocka Partia Narodowa wybory te miażdżąco wygra, uzyskując samodzielną większość w Holyrood – tyle tylko, że oznacza to, że w pierwszej kolejności trzeba będzie utrzymać ją przy władzy, a dopiero potem może znowu będzie można rozmawiać o referendum…

Szklany sufit SNP

Postawa premier Sturgeon i władz SNP jest krytykowana nie tyle może często, co inteligentnie. Lider Partii z lat 80-tych, autor jej mocnego zwrotu w lewo, Jim Sillars konsekwentnie wyraża swój sprzeciw wobec jednoznacznie anty-BREXIT-owej platformy przyjętej przez SNP. Warto przy okazji przypomnieć, że kiedy w 1975 r. Wielka Brytania głosowała za wstąpieniem do EWG i Wspólnot Europejskich – Szkoci pod przewodem SNP głosowali… przeciw. Czyli byle odwrotnie niż Anglicy… Krytycy pro-brukselskiej polityki Edynburga podnoszą nie tylko wewnętrzną sprzeczność z postulatem niepodległości nie mogącym być zrealizowanym w pełni w realiach superpaństwa europejskiego – ale przypominają też, że przed dekady inspiracją szkockiego ruchu niepodległościowego była choćby droga Norwegii, pozostającej poza strukturami unijnymi. Opozycję budzą też próby „cywilizowania” SNP do poziomu euro-atlantyckiego, w tym np. pomysły odejścia od fundamentu programowego Partii, obejmującego usunięcie z terytorium niepodległej Szkocji wszelkiej broni atomowej i pozostawanie poza NATO. Niestety, nawet do SNP przeniknęli tacy agenci Waszyngtonu jak choćby poseł Ian Blackford, lider think-tanku przekonującego Amerykanów, że po ogłoszeniu niepodległości nadal będą mogli liczyć na miejsca w szkockich zatokach. Wszystko to oburza starych narodowców, zwracających w dodatku uwagę na uwarunkowania szkockiego systemu wyborczego.

Obowiązująca w Szkocji ordynacja wyborcza to głosowanie mieszane, na listy partyjne (56 posłów) oraz kandydatów w okręgach większościowych (73). Daje to wprawdzie możliwość stworzenia w miarę stabilnego rządu przez partię dominującą, ale zarazem tworzy dla SNP szklany sufit, zwłaszcza w okręgach rolniczych, tradycyjnie związanych z torysami. Partia może więc zdobyć większość i zapewne tak też się stanie – nie wiadomo jednak co będzie, gdy w końcu znuży i znudzi się wyborcom nie znającym innej rzeczywistości niż jej rządy, jednocześnie zaś sprawa niepodległości pozostanie sprawa partyjną.

I co dalej?

Jak to w dzisiejszych czasach – odpowiedzi na to pytanie zaczęli szukać bynajmniej nie politycy, ale… internauci. Niezwykle popularny blog „Wings Over Scotland”, coraz odważniej krytykujący przywództwo Nicoli Sturgeon – rzucił nawet hasło budowy nowej partii niepodległościowej, o profilu wyraźnie prawicowym światopoglądowo i eurosceptycznym, która po prostu uzupełniłaby wyborczą ofertę ruchu narodowego w nadchodzących wyborach. Krytycy linii SNP podnoszą również, że ugrupowanie to wpędziło szkocki ruch niepodległościowy w pułapkę taktyczną, wiążąc go bardzo silnie z oporem wobec BREXITU. Doskonale się prezentująca medialnie Sturgeon wyrosła bowiem i to na forum ogólnobrytyjskim na główną oponentkę premiera Johnsona, zaś sprzeciw wobec wyjścia z UE stał się dominantą propagandy SNP. Tkwił w tym oczywiście wyraźny zamysł taktyczny – pozyskania na rzecz niepodległości wszystkich niechętnych jej dotąd przeciwników BREXITU, w tym także imigrantów z Europy Wschodniej. No ale BREXIT się dokonał, póki co kraj i gospodarka jakoś się nie zawalają, poparcie dla niepodległości zaś to ciągle umiarkowanie optymistyczne 52 proc. I co dalej?

Twórca „Wings Over Scotland”, Stuart Campbell (właśnie walczący z rytualnymi oskarżeniami o… „homofobię”) już jesienią 2019 r. suflował SNP inne rozwiązanie – porozumienie ze słabymi rządami May, a następnie Johnsona, nie mogącymi przepchnąć przez Izbę Gmin swoich wersji dealu z EU w zamian za ich zgodę na referendum w Szkocji. Doradcy premier Sturgeon uważali jednak., że to dylemat wojskowych racji żywnościowych, czyli albo ma się konserwy, albo klucze do konserw, nigdy jednocześnie. Układ z torysami – zdaniem kierownictwa SNP – oznaczałby, że wprawdzie referendum by się odbyło, ale nie byłoby gwarancji jego wygrania, bo przeciwnicy BREXITU mogliby obrazić się za zdradę. No to teraz wprawdzie szkocki rząd może liczyć na niewielki handicap poparcia za swój śmiertelny bój z nieuchronnym BREXITEM – tylko nie będzie miał gdzie i kiedy tej przewagi przetestować – słusznie konkluduje Campbell.
Zresztą, przecież Londyn nie będzie siedział i spał, czekając aż mu odbiorą jedną z ostatnich kolonii. Ciosem w ruch niepodległościowy ma być rozpoczynający się wkrótce proces byłego premiera, Alexa Salmonda, oskarżonego – a jakże! – o molestowanie seksualne współpracownic, a winnego głównie popularyzowania sprawy niepodległości Szkocji na antenie Russia Today. Naiwnością byłoby sądzić, że Anglia odda łatwo szkockie pola naftowe na Morzu Północnym, a także tysiące hektarów gruntów należących do Windsorów i brytyjskiej arystokracji. Z kolei instrumentalne nawiązywanie do sprawy szkockiej przez funkcjonariuszy europejskich, takich chociażby jak Donald Tusk – naturalnie studzi sympatię w niektórych kręgach, także polskich niepodległościowców. Tymczasem przecież co suwerenny naród zrobi z własną wolnością – pozostaje tylko jego sprawą, a wśród Szkotów pozostało wystarczająco dużo potencjału, by wierzyć, że nie umarł w nich jeszcze duch spod Bannockburn.

Szkocka polityka będzie ewoluować, a sam ruch niepodległościowy zachował tam wystarczająco dużo świeżości, by doceniać jego zdolności adaptacyjne i zdolność odpowiedzenia na realne potrzeby społeczeństwa. Mimo wszystkich błędów polityków – Szkocja będzie bowiem niepodległa. Czego i Polsce życzę…

Konrad Rękas