Sanitariuszki Powstania Warszawskiego - bohaterskie
dziewczyny, powstało o nich wiele piosenek i filmów. Napisano na ich
temat wiele opowiadań, nakręcono filmy. Oto jedno z opowiadań,
zasłyszanych osobiście, o tych, co się kulom nie kłaniały.
Spotkanie
W uroczym domku pod Bydgoszczą, gdzie
wynajmowała skromny pokój, w upalny, sierpniowy dzień, pod koniec lat
60. XX wieku, przywitała mnie na wózku inwalidzkim pani, z widoczną
szramą na prawym policzku i wesołych, pełnych życia, niebieskich oczach.
Uściskała mnie wówczas mocno na powitanie. A przy smacznym, drożdżowym
placku mojej babci, opowiedziała tę niesamowitą historię swego życia,
którą teraz opowiem.
Wojna i konspiracyjna walka
Wanda, tak miała na imię bohaterka tej
opowieści, przyjaciółka mojej babci, była córką przedwojennego
plutonowego zawodowego, który był podkomendnym mego dziadka – rotmistrza
kawalerii. Byli oni przyjaciółmi, razem walczyli pod Krojantami i
Bzurą, razem bronili Warszawy, później uczestniczyli w tworzeniu
struktur AK. Walczyli w Powstaniu Warszawskim, później w partyzantce
antykomunistycznego podziemia.
Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie,
Wanda miała prawie 15 lat. W jej rodzinnym domu panował patriotyczny
nastrój. W czasie okupacji należała, jak wiele jej rówieśniczek, do
harcerstwa podziemnego, tam przeszła kurs sanitarny. Była piękną,
czarnowłosą, wysoką dziewczyną, o niebieskich oczach. Koledzy z plutonu
AK podkochiwali się w tej wrażliwej i pięknej dziewczynie.
Wybuch Powstania Warszawskiego, 1
sierpnia 1944 r., zastaje ją w punkcie koncentracji swego oddziału na
Starym Mieście w Warszawie. Dostaje ona przydział do punktu sanitarnego.
W punkcie sanitarnym, jak opowiadała,
operacje i zabiegi odbywały się 24 godziny na dobę. „Wszystko robiliśmy
bez środków znieczulających, na żywca, więc pacjenci strasznie
krzyczeli. Widziałam, jak ludzie umierali, cierpieli z powodu urwanej
ręki, nie mogli złapać tchu, ranni w płuca" – tak wspominała te chwile
ze łzami w oczach.
Dokładnie pamiętała, jak wynikało z jej
opowiadania, zajęcie Starego Miasta przez Niemców. W tym czasie
zajmowała się ciężko rannymi w punkcie sanitarnym, który mieścił się w
piwnicy zbombardowanego dużego domu. Wokół walki trwały cały czas. W
czasie doprowadzenia kolejnych rannych żołnierzy AK do punktu
sanitarnego zobaczyła ciężko rannego młodego SS-mana, który prosił ją
o pomoc - czując zbliżającą się niechybnie śmierć. Pomogła rannemu
Niemcowi, zabierając go na powstańczy punkt sanitarny.
Nie pokłoniła się śmierci. Niemcy darowali jej życie. Zakatowali ją oprawcy z UB
W pewnym momencie usłyszała, jak
wspominała, niemieckie głosy. Pierwsze, o co zapytali Wandę Niemcy,
wchodząc do punktu sanitarnego, to: "czy leżą tu jacyś Niemcy". Wówczas
odezwał się ranny SS-man. Niemcy odpowiedzieli, żeby nie strzelać i że
bardzo dobrze się nim opiekowaliśmy. „Wtedy uzbrojony po zęby SS-man -
na szyi miał naboje, granaty w ręku - podszedł do mnie, chwycił w ramię
i powiedział, żeby się nie bała, bo ze względu na to, że opiekowałyśmy
się jego rodakami, nie wrzuci do środka granatów" - wspomina
sanitariuszka.
W ten sposób uratowała życie swoje, jak i 15 rannych żołnierzy AK. Dostają się oni do niewoli. Przeżyli wojnę.
W 1950 r. zostaje aresztowana jako „element wywrotowy i klasowo obcy”. Wówczas, po ukończeniu matury,
pracowała przed aresztowaniem w magistracie jednego z miast na tzw.
terenach wyzwolonych.
W katowniach UB, zamknięta w piwnicy
pełnej lodowatej wody sięgającej do pasa, była bita kilka razy
dziennie. Oprawcy wyrywają jej paznokcie i wbijają bagnet w policzek,
domagając się informacji o żołnierzach AK, walczących na barykadach
Warszawy. Wanda milczy, przypłacając zdrowiem. Traci na chwilę wzrok.
Oprawcy wyłamują jej nogę, bijąc kołkiem po kolanie przez 4 godziny bez
przerwy. W ranę wdaje się gangrena. Noga zostaje amputowana.
Zeszpeconą kalekę oprawcy komunistyczni spod znaku UB wypuszczają na wolność, wsadzają do pociągu i każą jechać do… Niemiec.
Sponiewierana fizycznie, upodlona
psychicznie, trafia do wrogiego sobie kraju. Tam zaopiekowali się nią
polscy żołnierze, służący w Amerykańskiej Armii. Niestety odniesione
rany i załamanie psychiczne doprowadza do bardzo poważnych komplikacji
wewnętrznych. Dni Wandy są, według lekarzy, już policzone. Przed
śmiercią opowiada swoją historię dziennikarzowi wojskowemu, ten
publikuje jej fotografie i wspomnienia w prasie.
Wróg ratuje jej życie
Do szpitala, gdzie przebywa Wanda,
zgłasza się znany chirurg Niemiec. Zabiera Wandę do swojej prywatnej
kliniki i poddaje intensywnemu leczeniu. Tam okazuje się, że ten lekarz
spłaca swój dług, gdyż to on, jak się okazało, był tym uratowanym SS-manem w 1944 r. w Warszawie przez Wandę.
Podleczona w latach 60. XX wieku
wraca do Polski, do swojej ojczyzny. Władze komunistyczne odmawiają jej
renty. Pozostaje bez środków do życia. Śpi w piwnicach, wyjada resztki
ze śmietników. Pomaga jej środowisko byłych żołnierzy AK, dając żywność i
schronienie. „Nie chciała być ciężarem” - jak mówiła, płącząc. „Dla
Polski walczyłam, w Polsce umrę” i powoli umierała, a życie w niej się
ledwo tliło.
Środowisko byłych żołnierzy AK, w
Stanach Zjednoczonych, finansuje jej wyjazd na stałe do USA. Tam jest
leczona, otrzymuje rentę, ufundowaną przez byłych żołnierzy AK.
Zdrowieje.
O Polsce nie zapomina, odwiedzając rodzinne strony i stąd moje spotkanie z tą niesamowitą bohaterką.
Zakończenie
Wanda - sanitariuszka, Powstaniec
Warszawski, bohaterka i żołnierz AK, umiera w latach 80. XX wieku, w
otoczeniu swoich kolegów z czasów Powstania Warszawskiego, na obcej
ziemi w USA. Tam jest jej skromny grób i napis na nim "Wanda,
sanitariuszka Powstania Warszawskiego".
Cześć jej pamięci, Chwała bohaterom. Zapamiętajcie.