W związku z niedawnymi wypowiedziami
pana Zbigniewa Ziobry, który stwierdził w jednym wywiadzie, że „gdyby to
od niego zależało, to przywróciłby karę śmierci”, w Internecie
rozgorzała dyskusja nad stosownością tej kary i jej oceną moralną.
Abstrahując już zupełnie od tego, że gdyby Polska rzeczywiście była
niepodległym krajem, jak nam się to dzisiaj wmawia, to chyba od nikogo
innego to nie powinno zależeć, jak właśnie od ministra sprawiedliwości!
Tym bardziej, jeśli ma się większość parlamentarną i „swojego”
prezydenta. Pokazuje to doskonale, że III RP państwem niepodległym nie
jest, a jest państwem zależnym od Brukseli. Co zaś tyczy się samej kary
śmierci, nie dziwi mnie oczywiście jej krytyka ze strony środowisk
lewackich, wszelkiej maści „obrońców demokracji”, liberałów i piewców
„praw człowieka”. Dziwi mnie jednak krytyka kary śmierci ze strony ludzi
uważających się za katolików czy też za polskich patriotów czy
narodowców. A już skrajnie dziwnym jest dla mnie twierdzenie, że jest
ona niezgodna z chrześcijańską moralnością, Pismem Świętym czy też
nauczaniem Kościoła!
Uznałem więc za konieczne napisanie
kilku słów w tym temacie, aby każdemu uzmysłowić, jak jest naprawdę.
Pytanie, jakie zadałem w tytule, może niektórym wydać się
kontrowersyjne, jednak celowo nie użyłem zwrotu „czy”, a „kiedy”.
Pytanie „czy wolno?” byłoby pytaniem retorycznym i pozbawionym sensu,
gdyż odpowiedź na nie powinna być każdemu wiadoma. Jest bowiem faktem
oczywistym, dla każdego, kto czytał chociażby Pismo Święte, że
chrześcijaninowi wolno jest w pewnych okolicznościach zabić człowieka.
Dlatego pytanie brzmi „kiedy wolno to uczynić?”.
Przeciwnicy kary śmierci najczęściej z
uporem maniaka powołują się na V przykazanie Dekalogu – „Nie zabijaj”.
Jednakże nie wiedzą oni lub raczej nie chcą wiedzieć, że w dosłownym
przekładzie z języków oryginalnych słowo to znaczy „nie morduj”. Czym
innym z definicji jest morderstwo od zabicia człowieka. Morderstwo jest
to umyślne pozbawienie życia osoby niewinnej. Często myli się definicje
zabójstwa z morderstwem. Zabójstwo może nastąpić np. w afekcie czy też
pod przymusem. Morderstwo zaś jest zawsze czynem świadomym i dobrowolnym
i dotyczy tylko osoby niewinnej. I tego właśnie dotyczy V Przykazanie
Boże – nie zabijaj, znaczy nie morduj – czyli nie zabijaj ludzi
niewinnych. Tylko morderstwo jest grzechem ciężkim, czyli śmiertelnym, i
to w dodatku grzechem wołającym o pomstę do Nieba (są tylko cztery
takie grzechy, poza umyślnym zabójstwem są to: grzech sodomski,
uciskanie ubogich, wdów i sierot oraz zatrzymanie uczciwej zapłaty
pracownikom). Kiedy jednak człowiek ma moralne prawo, aby zabić drugiego
człowieka?
Pismo Święte uczy nas: „Kto przelewa
krew człowieka, przez człowieka zostanie przelana jego własna krew” (Rdz
9,6) oraz „Jeśliby kto umyślnie przeciw bliźniemu swemu zasadziwszy się
zdradą zabił go, i od ołtarza mego weźmiesz go i zabijesz!” (Wj 21,14).
Te słowa Boże, stanowiące rozwinięcie i wyjaśnienie 10 Przykazań, są
jasną wskazówką i drogowskazem, kiedy przede wszystkim mamy moralne
prawo, a nawet obowiązek zabić drugiego człowieka. Zabicie jest w tym
momencie karą, jaką Bóg nakłada na tych, którzy sami dopuścili się
zbrodni morderstwa. Jest to kara w pełnym tego słowa znaczeniu, bo po
pierwsze: jest ona pomocna dla skazanego, gdyż napawa go skruchą i żalem
za swoje winy, chociażby z lęku przed śmiercią, a po drugie: jest ona
przestrogą dla wszystkich innych, aby nie szli tą samą drogą i nie
popełniali tych samych zbrodni. Ma ona więc jak najbardziej charakter
wychowawczy i poprawczy. Co jest bowiem najważniejszym celem życia
człowieka? Otóż jest nim osiągnięcie szczęścia, a więc przede wszystkim
szczęścia wiecznego – zbawienia. A kara śmierci
pomaga człowiekowi na nią skazanemu dobrze się do niej przygotować,
żałować za swe winy i dzięki temu zbawić swą duszę. Być może dla wielu
stanowiłaby ona jedyną szansę poprawy, gdyż nic tak jak świadomość
bliskiej śmierci nie nakłania do zastanowienia się nad swym życiem.
Przeciwnicy kary śmierci mówią, że
nigdzie w Nowym Testamencie nie jest napisane, że wolno jest zabijać.
Powołują się oni oczywiście na zasadę miłosierdzia oraz na „nadstawianie
drugiego policzka”. Zapominają jednak o dwóch bardzo ważnych faktach.
Otóż miłosierdzie chrześcijańskie nakazuje nam przede wszystkim kochać
Boga całą swą mocą, a bliźniego jak siebie samego. Czyż to znaczy, że
mamy od bliźnich niczego nie wymagać? Czy to oznacza, że miłość
bliźniego jest ponad miłością do Boga? Czymże jest w ogóle miłość?
Zgodnie z chrześcijańską definicją miłość jest pragnieniem dobra osoby
kochanej. Największym dobrem, jak już napisałem, jest zbawienie wieczne.
Chcąc kary śmierci dla zbrodniarzy, nie wykazujemy się wobec nich
brakiem miłości, wręcz przeciwnie! Dajemy im szansę na skruchę i
nawrócenie, i to szansę ogromną, gdyż jako nielicznym dane im będzie
znać datę i godzinę własnej śmierci, a więc i lepiej się na nią
przygotować. Drugim znamiennym faktem są słowa samego Chrystusa, który
mówi: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie
przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę, bowiem powiadam wam: Dopóki
niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni
się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z
tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie
najmniejszy w królestwie niebieskim.” (Mt 5, 17,18). Tak więc Chrystus
mówi jasno, że wszystko to, co było ważne i święte w Starym Testamencie,
jest tak samo ważne i święte dzisiaj. Oczywiście nie dotyczy to praw
pomniejszych, szczegółowych, które miały znaczenie tylko w sytuacji
politycznej i historycznej starożytnego Izraela, a więc dotyczących np.
koszerności potraw czy świętowania szabasu. Były to prawa skierowane do
żydów, które wygasły wraz z końcem starego przymierza. Nowe Przymierze
to i nowe Prawa, jednakże wszystko to, co w Starym Testamencie było
ogólne i uniwersalne, jak historia stworzenia świata z Księgi Rodzaju,
jak Dekalog i jego wyjaśnienie w Księdze Wyjścia, czy jak chociażby
wszystkie proroctwa o Chrystusie, obowiązuje nas w pełni do dziś.
Wszystko, co nie zostało wprost uchylone w Nowym Testamencie lub w
Tradycji Apostolskiej, jest w domyśle obowiązującym nas do dziś prawem.
Ostatecznym dowodem na potwierdzenie, iż
Nowy Testament nie znosi legalności kary śmierci, jest dialog Dobrego
Łotra z Chrystusem na Krzyżu: „Jeden ze złoczyńców, których tam
powieszono, urągał Mu: „Czyż ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i
nas”. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: „Ty nawet Boga się nie boisz,
chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy
bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił”. I
dodał: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”.
Jezus mu odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w
raju”.” (Łk 23,35-43). Gdyby Św. Dobry Łotr (którego wspomnienie
będziemy za niedługo obchodzić) mylił się, mówiąc, iż sprawiedliwie swą
karę ponoszą, to Jezus zapewne upomniałby go i wyprowadził z błędu. On
jednak odpowiedział mu twierdząco, widząc jednak jego skruchę i żal,
zapewnił go o bliskim zbawieniu. I to jest właśnie kwintesencja miłości i
miłosierdzia! Jest więc kara śmierci zgodna z zasadą chrześcijańskiego
miłosierdzia i przede wszystkim jest zgodna z zasadą sprawiedliwości
społecznej.
Św. Augustyn, Doktor Kościoła, w liście
do prokonsula Apringiusza z 414 roku pisał: „O was bowiem Apostoł
powiedział, że nie bez przyczyny dzierżycie miecz i sługami Bożymi
jesteście, wymierzając karę tym, którzy źle postępują (Rz 13, 4). […]
Jeżeli przeto niczego innego nie ustanowiono dla pohamowania złości
przewrotnych ludzi, ostateczna konieczność przynagla do tego, by takich
pozbawiano życia.”. Jeszcze jaśniej w tej kwestii wypowiada się inny
Doktor Kościoła, mający przydomek Doktora Anielskiego – Św. Tomasz z
Akwinu: „Jednostka ma się do społeczeństwa tak, jak część do całości:
tej całości służy i jest jej podporządkowana. Jeżeli jednak przez swoje
czyny staje się zagrożeniem dla jej dobra, może być jak organ objęty
gangreną – usunięta z grona żyjących. Człowiek, który dopuszcza się
ciężkich wykroczeń, pozbawia się swojej godności i jest gorszy od
bestii. Takiego człowieka można pozbawić życia.”. To zdanie uznać można
za kwintesencję całego tematu. Społeczeństwo, czyli naród, stanowi
całość i jeden zepsuty element może narazić tę całość na zepsucie.
Dlatego ten zepsuty element należy zawczasu odciąć, aby zepsucie
rozprzestrzenić się nie mogło. Nie wystarczy jednak jedynie taką osobę
odciąć od społeczeństwa, zamykając ją w więzieniu, gdyż taka kara jest
dla wielu niewystarczająca, nie ma też ona charakteru pouczającego dla
innych. Bowiem jeśli za ciężką zbrodnię ktoś trafia do więzienia, gdzie
żyje, często do ostatnich swych dni, na koszt państwa, czyli podatników,
a więc tak naprawdę na nasz koszt, i to żyje dość wygodnie, często w
lepszych warunkach niż biedni ludzie, którym się w życiu z różnych,
często niezależnych od nich przyczyn nie powiodło i nie mają nawet na
kromkę chleba, to czy to jest sprawiedliwość społeczna? Ktoś może
powiedzieć, że w takim razie należałoby wprowadzić dla tych specjalne
więzienia o zaostrzonym rygorze, bez żadnych wygód i z obowiązkiem
ciężkiej, fizycznej pracy w celu utrzymywania się. Owszem, być może
byłoby to pewne rozwiązanie, ale czy dla każdego będzie to lepsze
wyjście? Są zawsze przypadki szczególne, jak chociażby ostatnia słynna
zbrodnia pewnego bibliotekarza, które zwyczajnie domagają się
najwyższego wymiaru kary – czyli kary ostatecznej.
Przeciwnicy kary śmierci zasłaniają się
też bardzo często negatywnym stosunkiem Kościoła, czy też jej rzekomą
„niezgodnością” z nauczaniem Kościoła. Jakim absurdem jest już sama
sugestia z tego wynikająca, że nauczanie Kościoła mogłoby być sprzeczne w
tym względzie z Pismem Św. i Tradycją, a więc nauczaniem Doktorów
Kościoła. Jednak i tutaj są oni w całkowitym błędzie, gdyż Katechizm
katolicki wymienia cztery sytuacje usprawiedliwionego zabicia człowieka:
1) zabicie z polecenia władzy publicznej osądzonego i skazanego
zbrodniarza zagrażającego życiu niewinnych ludzi; 2) zadanie śmierci
wrogowi podczas sprawiedliwej wojny; 3) przypadkowe zabójstwo; 4)
zabicie niesprawiedliwego agresora w obronie własnej (za: Katechizm
Rzymski Soboru Trydenckiego). To samo znajdziemy w Katechizmie św. Piusa
X czy w Katechizmie Katolickim Piotra kard. Gaspariego. Takie jest
więc oficjalne stanowisko Kościoła Katolickiego. Wszystkie prywatne
opinie poszczególnych biskupów czy księży oraz opinie modernistów,
którzy z katolicyzmem nie mają zgoła nic wspólnego, nie są dla nikogo
zobowiązujące.
Tak więc poza karą śmierci mamy jeszcze 3
inne sytuacje, kiedy zabicie człowieka jest moralnie dozwolone i nie
jest ono grzechem ani zbrodnią morderstwa. Są to – po pierwsze – zabicie
człowieka w czasie wojny sprawiedliwej, którą z definicji jest każda
wojna obronna oraz niekiedy także taka wojna, która jest konieczna w
myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak, czyli wojna prewencyjna
(doskonale wiemy z historii, że nieraz takie sytuacje się zdarzały i
gdyby czekać na atak ze strony wroga, i dopiero wtedy zacząć się bronić,
sytuacja byłaby już wtedy krytyczna, i przegrana byłaby więcej niż
pewna.). Mamy święte prawo do obrony swej Ojczyzny, swej wiary oraz
swej kultury. Wojna w obronie tych wartości jest cnotą, a pacyfizm jest
herezją oraz grzechem przeciw miłości bliźniego, która nakazuje nam
walczyć i jeśli trzeba oddać życie za swych bliźnich.
Po drugie – przypadkowe zabójstwo – jest
to w języku prawnym prawa cywilnego ściśle określane jako „nieumyślne
spowodowanie śmierci”, które różni się od zabójstwa tym, że sprawca nie
działa z zamiarem (ani bezpośrednim, ani ewentualnym) spowodowania
śmierci ofiary, ale powoduje śmierć przez nieostrożność, wypadek lub w
innej sytuacji, kiedy nie działa z zamiarem zabicia drugiego człowieka.
Choć prawo cywilne nakłada odpowiedzialność karną za taki czyn
(oczywiście znacznie mniejszą niż w przypadku zabójstwa), to prawo
moralne uznaje takiego człowieka za niewinnego. Nie jest on bowiem winny
zabicia człowieka, skoro tego nie chciał i nie był tego świadomy w
momencie popełniania tego czynu. Aby dany czyn był moralnie zły, musi
mieć miejsce świadomość i dobrowolność popełnienia danego czynu. Tylko
wtedy jest on grzechem ciężkim, a więc śmiertelnym. Człowiek, który
nieumyślnie popełnia zabójstwo, a więc śmierć drugiego człowieka, nie
jest więc moralnie winny tej zbrodni.
Po trzecie – zabicie niesprawiedliwego
agresora w obronie własnej – czyli w języku prawnym – obrona konieczna.
Zawsze mamy prawo bronić swego życia oraz zdrowia czy mienia przed kimś,
kto próbuje nam je odebrać. Tak samo mamy też prawo w podobnej sytuacji
do obrony życia, zdrowia czy mienia naszych bliźnich. Oczywiście zasady
obrony koniecznej są ściśle wyjaśnione prawnie, nie wolno nam bowiem od
razu strzelać do człowieka, który kradnie nam przysłowiowe jabłko lub
grozi nam, że nas zabije, stojąc ze zmurszałym patykiem 15 metrów od nas.
Jednakże kiedy zagrożenie jest poważne i bezpośrednie, wtedy bez
wahania wolno nam sięgnąć po środki ostateczne, do których mamy pełne
moralne prawo i powinniśmy też mieć pełne prawo cywilne.
Tak więc reasumując, dobry chrześcijanin
powinien być nie tylko za karą śmierci, ale i za powszechnym dostępem
do broni palnej w celu obrony koniecznej oraz do obowiązkowego
przeszkolenia wojskowego dla wszystkich, w celu nabycia umiejętności w
posługiwaniu się tą bronią oraz umiejętności obrony swej Ojczyzny, kiedy
przyszłaby tylko taka potrzeba. Nikt bowiem o zdrowych zmysłach nie
będzie się łudzić, że na świecie już nigdy nie będzie wojen, albo że nie
ma i nigdy nie będzie takiej możliwości, aby ktoś napadł na jego dom,
rodzinę czy na jego własne życie. Każdy zdrowy na umyśle człowiek w
takiej sytuacji chciałby mieć możliwość obrony siebie i swoich
bliźnich. Jest to naszym obowiązkiem wynikającym z miłości bliźniego,
która w pierwszej kolejności dotyczy naszej rodziny, dalej naszego
narodu, a następnie wszystkich wiernych chrześcijan – katolików –
naszych braci w wierze. Taki jest prawowity porządek miłości
chrześcijańskiej. Nie jest ona bowiem dla wszystkich równa, gdyż
podobnie również „sprawiedliwość Boża jest nierównością” – jak pisał ks.
Jan Twardowski. Najpierw więc kochać musimy tych, z którymi najwięcej
nas łączy, a potem dopiero pozostałych. Jest oczywistym, że życie
ludzkie jest wartością, ale nie jest ono wartością bezwzględną czy też
wartością samo w sobie. Jest ono wartością tylko i wyłącznie jako dar
Boży, i jeśliby ktoś z tego daru nie potrafił należycie korzystać,
pozbawiając go innych ludzi, to znaczy, że mu się on nie należy, i że,
dla dobra ogólnego, należy mu go odebrać. Człowiek ma do tego pełne
prawo, gdyż ma je dane od samego Stwórcy.
Ci zaś, którzy zasłaniając się miłością
czy też Prawem Bożym, uchylają się od obowiązku osądzenia i należnego
ukarania zbrodniarzy, czy też od obrony własnej, bliźniego, czy też
Ojczyzny lub próbują nam wmówić rzekomą sprzeczność z chrześcijańskim
miłosierdziem, sami w rzeczywistości przeczą i grzeszą
ciężko przeciw miłości bliźniego i Prawu Bożemu, zapominając, że mamy
obowiązek obrony życia niewinnych oraz ukarania winnych i że jasno
wynika to z Prawa Bożego, naturalnego oraz moralnego. Szczególnie
grzeszą oni przeciw sprawiedliwości społecznej i miłości do własnego
narodu, która jest świętym prawem i obowiązkiem każdego chrześcijanina!
Michał Mikłaszewski
Za: https://kierunki.info.pl/2016/03/michal-miklaszewski-kiedy-chrzescijaninowi-wolno-jest-zabic-czlowieka/