7
kwietnia 1656, blisko rok po rozpoczęciu potopu szwedzkiego, doszło pod
Warką do niezwykle istotnej bitwy. Postawa polskiego wodza oraz
wynikający z niej przebieg bitwy okryły nieśmiertelną chwałą Stefana
Czarnieckiego. Na pozór o tym wielkim dowódcy słyszał każdy Polak,
chociażby dzięki słowom hymnu. Niestety, wiedza o wielkim hetmanie
pozostaje wśród jego rodaków bardzo płytka.
Z osobą Stefana Czarnieckiego (1599-1665) nieodmiennie kojarzy się wypowiedziane przez niego zdanie: Jam nie z soli, ani z roli, ale z tego, co mnie boli.
I rzeczywiście, w porównaniu z innymi hetmanami Rzeczypospolitej,
Czarniecki drogę do majątku, wysokich urzędów i zaszczytów miał bardzo
długą i trudną. Choć nie pochodził z nizin społecznych, a jego rodzice,
Krzysztof i Katarzyna Czarnieccy herbu Łodzia, z posiadanymi kilkoma
wioskami dziedzicznymi zaliczali się do szlachty średniozamożnej, to
jednak wobec podziału majątku między ich liczne potomstwo (10 chłopców i
córkę), późniejszemu hetmanowi groziła deklasacja.
Stefan, podobnie jak czterej jego
bracia, poszukał więc szczęścia w zawodzie żołnierskim. Nim jednak
wstąpił do wojska, kształcił się w kolegium prowadzonym przez jezuitów.
Warto podkreślić, że Krzysztof Czarniecki, sam nawrócony z kalwinizmu,
wychował dzieci na żarliwych katolików. Dwaj bracia Stefana zostali
nawet księżmi i to bardzo gorliwymi: Franciszek, słynący z ascezy
„gołębiego serca” jezuita, przez wiele lat pełnił posługę kapelana
wojskowego, drugi, Tomasz, zasłużył się jako nieustępliwy szermierz
kontrreformacji.
Po ukończeniu szkoły, Stefan
zaciągnął się w szeregi oddziału kawalerii lekkiej, od nazwiska jej
założyciela i pierwszego dowódcy nazywanej lisowczykami. Służyli w nim
także jego czterej bracia. Nie znamy przebiegu pierwszych lat życia
wojskowego przyszłego pogromiciela Szwedów. Możemy się tylko domyślać,
że jeszcze w pierwszym roku służby, wziął udział w wojnie z Turcją i
bitwie pod Chocimiem. Dwa lata później, wstąpił do chorągwi kozackiej
sformowanej przez jego starszego brata Pawła. Była to średniozbrojna
formacja jazdy, wbrew temu co może sugerować nazwa, nie mająca nic
wspólnego z oddziałami kozaków-Rusinów. Chorągiew Czarnieckiego pod
rozkazami jednego z najwybitniejszych polskich wodzów, hetmana
Stanisława Koniecpolskiego, wzięła udział w walce z zagonami tatarskimi,
a potem w tłumieniu buntu Kozaków atamana Żmajły.
Atak Szwedów na Pomorze Gdańskie w
1626 roku i niepowodzenia, jakie poniosła usiłująca go odeprzeć armia
polska, skłoniły króla Zygmunta Wazę do ściągnięcia z Rusi hetmana
Koniecpolskiego wraz z wojskami kwarcianymi. Na północny-zachód
wyruszyła także chorągiew Pawła Czarnieckiego. W konfrontacji z
posiadającymi dużą przewagę liczebną i techniczną Szwedami, hetman
Koniecpolski przyjął taktykę wojny szarpanej, polegającej na gwałtownych
uderzeniach na niespodziewające się niczego oddziały przeciwnika,
likwidowaniu transportów zaopatrzenia itp. Hetman mając duże zaufanie do
umiejętności dowódczych Pawła Czarnieckiego, często powierzał mu
samodzielne zadania. Służący pod komendą brata Stefan zdobywał pierwsze
doświadczenia w sposobie wojowania, z którego w przyszłości zasłynął.
Wziął także udział w bitwie pod Tczewem (1627 r.) Niestety, nawet kunszt
dowódczy Koniecpolskiego nie mógł wyrównać przewagi Szwedów. Wojnę
zakończył niekorzystny dla Polski rozejm w Altmarku.
Bracia Czarnieccy, nie mając chwilowo
zajęcia, rozpoczęli służbę w wojsku Habsburgów. Nie był to jednak
długotrwały epizod. Już w 1633 roku Stefan objął funkcję porucznika
chorągwi kozackiej hetmana polnego koronnego Marcina Kazanowskiego, na
czele której wziął udział w wojnie z Moskwą. Przy tej okazji młody
oficer, dał się poznać nowemu królowi Władysławowi IV, jako świetny
zagończyk. Monarcha nadał mu w nagrodę w wieczne lenno spory majątek
ziemski w Popowej Górze (powiat starodubowski). Zapobiegliwy oficer
wkrótce dobra te powiększył na drodze kupna.
Szybko płynął czas w służbie Bellony.
Na początku 1637 roku dobiegający czterdziestki oficer ożenił się z
Katarzyną Kobierzycką. Miał z nią dwie córki. Ojcem był troskliwym, choć
ze względów zawodowych rzadko obecnym w domu. Dokładał jednak starań,
by dziewczęta wyrosły na pobożne, miłujące Ojczyznę niewiasty.
W tym samym 1637 roku Stefan
Czarnecki, tym razem na czele chorągwi husarskiej, wziął udział w
walkach z kozakami (powstanie Pawluka). Nie oszczędzał ani siebie, ani
swych żołnierzy. Czasem zapalczywość brała u niego górę nad rozwagą, jak
pod Kumejkami, gdy jego chorągiew poniosła największe straty. Mimo to
cieszył się mirem wśród podwładnych, czego dowodem jest fakt, iż został
przez koło żołnierskie wybrany posłem na sejm. Kolejne lata przyniosły
dzielnemu dowódcy nowe sukcesy osobiste: otrzymał pierwszy urząd
cześnika chełmskiego („szlachcic bez urzędu jest jak pies bez ogona”),
tytuł rotmistrza królewskiej chorągwi kozackiej oraz poszerzył znacznie
majątek na ziemiach ukrainnych. Duży rozgłos przyniósł mu udział w
bitwie z Tatarami pod Ochmatowem w 1644 roku.
Coraz pomyślniej rozwijająca się
kariera Stefana Czarnieckiego o mały włos nie zakończyła się w 1648 pod
Żółtymi Wodami. Towarzyszył wtedy oddziałowi Stefana Potockiego w
wyprawie przeciw zbuntowanym Kozakom Bohdana Chmielnickiego. Wobec
przewagi liczebnej wroga Czarniecki, wraz kilkoma oficerami, udał się na
pertraktacje. Niestety, został uwięziony. Wprawdzie wkrótce udało mu
się uciec do Kudaku, jednak słabo zaopatrzona w zapasy twierdza
skapitulowała. Czarniecki znów dostał się do niewoli. Jako jeniec
przeżył chwile grozy. Na jego oczach Kozacy mordowali szlachtę, a także
ludzi niższych stanów. Wolność przyniósł mu dopiero traktat Zborowski.
W 1651 roku Czarniecki wziął udział,
jako porucznik hetmańskiej chorągwi husarskiej, w zwycięskiej bitwie pod
Beresteczkiem. Czy pojawił się rok później na polach Batohu, nie jest
pewne. Niewątpliwie jednak w kolejnych latach z wielką konsekwencją
mścił się na Kozakach, za mord popełniony przez nich na polskich
jeńcach, wśród których był jego brat Marcin.
Z trudności, jakie przeżywała
Rzeczpospolita, postanowiła skorzystać Szwecja. W roku 1655 jej wojska
wkroczyły na ziemie polskie. Rozczarowana polityką Jana Kazimierza i
rozpolitykowana szlachta, masowo zaczęła przechodzić na stronę króla
szwedzkiego Karola Gustawa, upatrując w nim nowego, lepszego niż Jan
Kazimierz, władcę Rzeczypospolitej. Uczynili tak nawet hetmani.
Czarniecki pozostał jednym z niewielu wyższych oficerów, którzy trwali w
wierności dla prawowitego monarchy. Nic więc dziwnego, że Jan
Kazimierz, wycofując się za granicę, wyznaczył go na dowódcę stołecznego
Krakowa. Był to poważny awans dla Czarnieckiego i szansa na wykazanie
się w walce. Z energią przystąpił więc do sypania szańców. Niestety, ze
względu na szczupłość zapasów po trzech tygodniach miasto skapitulowało
na honorowych warunkach.
Czarniecki wyprowadził swe wojska do
Będzina i Siewierza. Pilnie śledził rozwój sytuacji
polityczno-wojskowej. Wreszcie udał się na Śląsk do Jana Kazimierza, by
towarzyszyć monarsze w drodze do Polski. Mianowany regimentarzem,
wkrótce rozpoczął działania wojenne przeciw Szwedom. Dysponując
niewielkim oddziałem, nie mógł stanąć do bezpośredniej konfrontacji z
głównymi siłami króla szwedzkiego. Przewagę przeciwnika odczuł zresztą
na własnej skórze, gdy Karol Gustaw napadł na niego znienacka pod
Gołębiem. Tylko doświadczenie i znakomity refleks regimentarza sprawiły,
że straty polskie były niskie.
Stefan Czarniecki rozpoczął więc wojnę podjazdową, której zasady dobrze poznał, służąc pod komendą hetmana Stanisława Koniecpolskiego. A czynił to z talentem. - „Mąż ten był przez cały ciąg wojny najuciążliwszy. Z lekkim wojskiem tu i ówdzie niespodziewanie się pojawiał, nieostrożnych szarpał, widząc przewagę, pospiesznie się cofał i ucieczką, nie mniej jak wstępnym bojem, niszczył nieprzyjaciela” – tak o działaniach kasztelana kijowskiego pisał kilkadziesiąt lat później oficjalny historiograf króla szwedzkiego Adolf Samuel Pufendorf.
Powoli losy wojny zaczęły się
odmieniać. Na przełomie marca i kwietnia 1656 roku Karol Gustaw znalazł
się w trudnym położeniu. Jego wojska zostały okrążone przez siły polskie
w widłach Wisły i Sanu. Naprzeciw idącej im w sukurs odsieczy wyruszyły
pułki polskie pod dowództwem Stefana Czarnieckiego i Jerzego
Lubomirskiego. Dopadli oni przeciwnika 7 kwietnia pod Warką, tuż po
przekroczeniu Pilicy. Zwycięska dla strony polskiej bitwa trwała cały
dzień. Wieść o pierwszym dużym sukcesie nad Szwedami, w dodatku
odniesionym w otwartym polu, obiegła całą Rzeczpospolitą, rozsławiając
nazwisko Czarnieckiego. Sam regimentarz zaś podążył na Pomorze, by tam
uprzykrzać wrogowi życie. Pod koniec tegoż roku Czarniecki przeżył duże
rozczarowanie - wakującą buławę hetmana polnego otrzymał bowiem z rąk
króla nie on, a Jerzy Lubomirski. To wtedy Czarniecki miał wypowiedzieć
przytoczone na wstępie zdanie. O wyborze zadecydowała polityka. Jan
Kazimierz, świadomy zawodu, jakiego uczynił wiernemu oficerowi, niedługo
potem mianował go wojewodą ruskim.
Wyjątkowo niebezpiecznym dla
Rzeczypospolitej momentem była próba rozbioru kraju podjęta w grudniu
1656 roku przez jej sąsiadów oraz Kozaków i Bogusława Radziwiłła.
Wkrótce w granice Polski wkroczyły wojska władcy Siedmiogrodu Jerzego II
Rakoczego. Z nowym wrogiem przyszło się zmierzyć także Czarnieckiemu.
11 lipca 1657 roku pobił Siedmiogrodzian pod Magierowem. Zaraz potem
Polakom, przy znacznym udziale regimentarza, udało się otoczyć Rakoczego
i zmusić go do kapitulacji.
Wiosną 1658 roku Stefan Czarniecki na
czele kilkutysięcznego oddziału wojska wyruszył na pomoc walczącej ze
Szwedami Danii. Efektowne operacje przysporzyły mu rozgłosu, a desant
przez cieśninę na wyspę Alsen zapewnił mu po wiekach miejsce w „Mazurku
Dąbrowskiego”. Ukontentowani z działań na obcym terenie byli również
żołnierze Czarnieckiego, wrócili bowiem do kraju zaopatrzeni w bogate
łupy.
Po zakończeniu porachunków ze
Szwedami przyszło Czarnieckiemu wyruszyć przeciw Moskwie. Na czele
swojej dywizji brał udział w zwycięskich bitwach pod Połonką i nad rzeką
Basią, walnie przyczyniając się do zwycięstwa. W roku następnym znów
triumfował nad Moskalami pod Kuszlikami.
Ostatnie lata życia nie były dla
Stefana Czarnieckiego czasem spokojnym. Wciągnięcie przez dwór królewski
cenionego wodza w politykę mającą na celu wzmocnienie pozycji monarchy
przysporzyło mu wrogów wśród szlachty i żołnierzy. W 1663 roku jeszcze
raz wsiadł na konia, by wyruszyć na wojnę z Moskwą. Nauczony dawnymi
niepowodzeniami nieprzyjaciel unikał otwartych konfrontacji i krył się
za murami twierdz. Zdobywanie ich kosztowało Polaków wiele trudu. W tym
czasie na nowo rozgorzał płomień buntu na Ukrainie. Obdarzony przez Jana
Kazimierza tytułem wojewody kijowskiego Stefan Czarniecki przeprowadził
szereg krwawych akcji pacyfikacyjnych. W czasie walk pod Lisianką
otrzymał ranę postrzałową, nie pierwszą co prawda w karierze wojskowej,
ta jednak podkopała mu zdrowie na dobre. Opadał z sił.
W styczniu 1665 roku troski rozwiała
na chwilę radosna wieść z Warszawy - król w końcu dał swemu wiernemu
żołnierzowi buławę hetmana polnego koronnego. Sukces jednak przyszedł
zbyt późno. Sterany obozowym życiem, osłabiony ranami wódz umierał.
Jeszcze zgodnie z rozkazem Jana Kazimierza podążał do Warszawy, by wziąć
udział w walce z rokoszem wznieconym przez Jerzego Lubomirskiego,
jednak sił miał coraz mniej. Zmarł 16 lutego 1665 roku we wsi Sokółka,
niedaleko Lwowa. Na ostatnią drogę zaopatrzył go ks. Agapit Dąbrowski.
Można powiedzieć, że śmierć przyszła w
samą porę, wszak oszczędziła hetmanowi – gorącemu patriocie -
uczestnictwa w wojnie domowej, jaka wkrótce potem rozgorzała w
Rzeczypospolitej i oglądania bezprzykładnego bratobójstwa, do którego
doszło w bitwie pod Mątwami. Pracowitość, wierność i mądrość
niedocenianego za życia żołnierza opłaciły się, późniejsze pokolenia
umieściły go przecież w panteonie największych bohaterów narodowych.
Adam Kowalik