8
kwietnia 2013 roku w Londynie zmarła Margaret Thatcher, która do
dzisiaj jest obiektem kultu ze strony dominującej części polskiej i
światowej prawicy. Zachwyt budzą oczywiście jej dokonania w kwestii
rzekomej poprawy kondycji gospodarki Wielkiej Brytanii, a także
spacyfikowanie związków zawodowych, które oczywiście dla rodzimych
liberałów są złem absolutnym. Postaci Thatcher towarzyszy jednak przede
wszystkim mitologia, całkiem typowa dla polskich wolnorynkowców
posiadających co najwyżej mocno powierzchowną wiedzę na tematy, w
których przychodzi im się wypowiadać.
Scenariusz w kwestii kultu osobistości ze świata
konserwatywno-liberalnej prawicy jest niemal ten sam i powtarza się do
znudzenia. Bożyszczem polskich zwolenników podobnych idei staje się
każdy, kto zwalczał „komuchów”, a także wprowadził prawdziwie wolny
rynek (o ile ten kiedykolwiek zaistniał, bo zdania w tej kwestii wśród
kapitalistów są podzielone) zwalczający „roszczeniowców” i „nierobów”.
Podobnie jest również w przypadku byłej premier Wielkiej Brytanii, która
dodatkowo doczekała się całego zestawu memów z cytatami z jej
wypowiedzi. Bodaj najpopularniejszym jest ten o rządzie, który nie ma
nigdy własnych pieniędzy i „żeby komuś coś dać, zabierze je Tobie”.
Prawdziwym nieszczęściem dla Brytyjczyków było więc przede wszystkim to,
że rząd z nieswoich pieniędzy finansował chociażby uposażenie Thatcher,
która przez ponad trzydzieści lat żyła na koszt brytyjskich podatników,
pełniąc funkcję parlamentarzysty oraz szefa rządu.
Przed przejęciem rządów
Thatcher swoją karierę polityczną w Partii Konserwatywnej zaczynała
jeszcze w latach 50. XX w., kilkukrotnie bez powodzenia ubiegając się o
mandat deputowanej do Izby Gmin. Cel wejścia do wielkiej polityki udał
się jej w 1959 r., kiedy po raz pierwszy zwyciężyła w swoim okręgu
wyborczym. Już w następnym dziesięcioleciu Thatcher zdecydowała się
poprzeć dwie kontrowersyjne zmiany, które w dużej mierze przyczyniły się
do uczynienia z Wielkiej Brytanii kraju liberalnego w sferze
społecznej, co dzisiaj przejawia się w całkowitej degeneracji życia
moralnego niegdysiejszego imperium. W 1967 r. Thatcher była jednym z
niewielu posłów Torysów popierających ustawę o zalegalizowaniu kontaktów
homoseksualnych, a blisko dwadzieścia lat później zajęła rolę strażaka
gaszącego własnoręcznie wzniecone pożary, bowiem w mało udany sposób
próbowała ograniczyć wpływy lobby homoseksualnego, lecz było już wówczas
za późno. W tym samym roku Thatcher poparła również inną liberalną
ustawę, która przyczyniła się do legalizacji aborcji. „Żelazna Dama”
broniła przy tym tezy, iż w pierwszych tygodniach ciąży nie ma się do
czynienia z postacią człowieka, a argument ten obecnie można bez
problemu usłyszeć od przedstawicieli liberałów i feministek w toczącej
się właśnie dyskusji nad prawem aborcyjnym w Polsce. Thatcher pierwszą
poważniejszą funkcję zaczęła pełnić jednak dopiero w 1970 r. Została
wówczas ministrem edukacji po zwycięstwie Torysów w wyborach
parlamentarnych i już wtedy dokonywała odważnych, lecz jednocześnie
szkodliwych decyzji dotyczących spraw społecznych. Zdecydowała się
bowiem na obcięcie dotacji na darmowe mleko w szkołach dla małoletnich
uczniów, choć z pewnością pozytywnie można ocenić wzrost liczby placówek
edukacyjnych (państwowych!) za jej kadencji. Rządy Torysów trwały
jednak tylko cztery lata i w 1974 r. Thatcher znowu znalazła się w
ławach opozycji, rok później stając się jej formalnym liderem. Wówczas
„Żelazna Dama” zaczęła regularnie uczęszczać na spotkania
libertariańskiego think-tanku Instytutu Spraw Gospodarczych, który
prowadzony był wówczas przez ucznia ultrakapitalisty Friedricha von
Hayeka, co miało duży wpływ na dalszą radykalizację jej gospodarczych
poglądów.
Mit gospodarczego sukcesu
Kwestie światopoglądowe nie wywołują jednak specjalnych emocji wśród
polskich zwolenników Thatcher, którzy przykładają wagę jedynie do jej
osiągnięć gospodarczych. W tej kwestii najlepiej widać jednak, że nie
mają oni większego pojęcia o skutkach reform byłej szefowej Torysów,
ograniczając się jedynie do klepania komunałów dotyczących rzekomo
wspaniałych liberalnych rozwiązań sygnowanych przez rząd Thatcher. Jeden
z głównych cytatów ze zmarłej trzy lata temu Brytyjki dotyczy tego, iż
nie interesują ją ludzie bezrobotni, lecz ci posiadający pracę, choć do
wyborów w 1979 r. jej partia przystępowała właśnie pod hasłami
zwiększenia zatrudnienia. Ostatecznie w ciągu dwóch lat reform Thatcher
bezrobocie zwiększyło się z poziomu 5 do 12 proc. Było to efektem
polityki „Żelaznej Damy” polegającej nie tylko na zamykaniu kopalń (aby
ściągać tańszy węgiel z zagranicy), ale także na likwidacji wielu
zakładów przemysłowych, choć wcześniej Torysi uważali je za
najmocniejszą część brytyjskiej gospodarki. Problemy z końca lat 70. XX
w. nie wynikały jednak z niewydolności dotychczasowego systemu, ale
skutków wojny Jom Kippur i szoku cenowego na światowym rynku ropy
naftowej. W 1978 r. inflacja jednak znacząco się zmniejszyła, podobnie
jak i stopa bezrobocia, wydajność przemysłu powracała powoli do stanu
sprzed wspomnianego konfliktu, a średni standard życia w Wielkiej
Brytanii wzrósł o 6,4 proc., aby osiągnąć najwyższy stopień w historii.
Reformy przeprowadzone przez Thatcher doprowadziły więc nie tylko do
wzrostu bezrobocia, a z tego powodu także do wzrostu wydatków rządowych w
ciągu pierwszych lat jej rządów (świadczenia socjalne pochłaniały o
jedną trzecią więcej niż wcześniej), choć zgodnie z obowiązującym mitem
rzekomo ograniczyła ona deficyt budżetowy. Prawdą jest natomiast, że
byłby on jeszcze większy, gdyby nie fakt, iż znów wzrosła koniunktura na
ropę naftową wydobywaną z państwowych złóż. Tym samym „Żelazna Dama”
korzystała z tych samych dobrodziejstw złóż naturalnych, które rzekomo
mają być jedynym źródłem sukcesów państw skandynawskich, co polskie
środowiska konserwatywno-liberalne uznają oczywiście za wadę tamtejszych
systemów gospodarczych. W porównaniu jednak chociażby do Norwegii,
pieniądze uzyskane ze sprzedaży ropy nie zasiliły projektów
prorozwojowych, lecz były wydawane na bieżące potrzeby. Działania
Thatcher w innych obszarach były również co najmniej kontrowersyjne.
Wśród sprywatyzowanych usług znajdowały się nawet tradycyjne państwowe
monopole, takie jak choćby wodociągi, co często przekładało się na
wzrost cen podnoszonych przez prywatne firmy chcące podnieść sobie marże. Polityka podatkowa Thatcher polegała natomiast na stałym obniżaniu
obciążeń dla ludzi najbogatszych, przy równoczesnym podwyższaniu
podatków pośrednich, które najmocniej uderzają w osoby biedne oraz klasę
średnią. Czy polscy wolnorynkowcy rzeczywiście przyklasnęliby reformom
polegającym na znaczącej podwyżce VAT, czy jednak przypadkiem podatek
ten nie jest najbardziej przez nich krytykowany? Warto też wspomnieć, że
Thatcher wprowadziła znany dobrze ze średniowiecza podatek pogłówny,
wycofując się z niego już po jednym roku. Nie wycofała się natomiast
nigdy ze wspomnianych podwyżek pośrednich danin, które nie były groźne
dla wielkich koncernów i bezwzględnych milionerów, ale za to mocno
uderzyły w małe i średnie przedsiębiorstwa. Interesy wielkiego biznesu
były de facto jedną z przyczyn zniszczenia branży górniczej, a pieniądze
na opłacanie łamistrajków wyłożył jeden z biznesmenów związanych z
konserwatystami.
Dla bankierów i deweloperów
Reformy gospodarcze Thatcher doprowadziły więc do wzrostu bezrobocia,
drastycznej redukcji potencjału przemysłowego Wielkiej Brytanii,
podniesienia wysokości stóp procentowych, zwiększenia podatków
pośrednich, a także większych wydatków budżetowych na cele socjalne. Kto
więc skorzystał najbardziej na jej działaniach? Oczywiście nie klasa
robotnicza i średnia, ale ludzie najbogatsi. Thatcher nie tylko znacząco
obniżyła najwyższą stawkę podatkową w progresywnym systemie (z 83 do 40
proc.) i jednocześnie stworzyła system regresywny (mamy z nim do
czynienia w Polsce), ale doprowadziła także do wzrostu czynnika
rozpiętości dochodowych, który do dzisiaj jest najwyższy w najbardziej
rozwiniętych państwach świata. W ciągu dekady rządów „Żelaznej Damy”
współczynnik Giniego zwiększył się z 0,25 do 0,34, dochody 20 proc.
najlepiej zarabiających zwiększyły się po opodatkowaniu z 37 do 43 proc.
dochodów ogółu społeczeństwa, zaś najbiedniejsze 20 proc. Brytyjczyków
zarabiało 7 zamiast dotychczasowych 10 proc. rocznych dochodów całej
brytyjskiej wspólnoty. Było to możliwe dzięki wspomnianemu zniszczeniu
przemysłu na rzecz poluzowania zasad narzuconych systemowi finansowemu.
Słynne londyńskie City zaczęło więc rozbudowywać swoją finansową potęgę,
zajmując się przede wszystkim spekulacjami na rynku nieruchomości, co w
1988 r. doprowadziło do pęknięcia bańki w systemach nieruchomości i
bankowości. W wyniku reform Thatcher z 1986 r. na giełdzie nie tylko
nie było potrzebne już pośrednictwo maklerów, ale swoje akcje mogły
wypuścić również banki i firmy ubezpieczeniowe. Łatwiejsza możliwość
udzielania kredytów i spekulacje doprowadziły zresztą w późniejszym
czasie do globalnego kryzysu finansowego, którego skutki odczuwamy do
dziś. Thatcher zmieniła także dotychczasową politykę mieszkaniową,
opartą wówczas w dużej mierze na państwowym budownictwie i wynajmie
lokali czynszowych. Zamiast tego w 1980 r., a więc w początkach reform
doprowadzających wiele rodzin na skraj ubóstwa, Thatcher zdecydowała się
przeforsować prawo dające możliwość zakupu mieszkań komunalnych po
cenie poniżej ich wartości. Najczęściej trafiały więc one w ręce
bogatych inwestorów, którzy podwyższali czynsze, a w ostateczności
doprowadzali do powstania całych dzielnic budynków przypominających z
powodu braku funduszy na potrzebne remonty. Najsłynniejszym przypadkiem
skorzystania na ustawie ze strony środowisk konserwatystów jest
przypadek Charlesa Gowa, syna ministra budownictwa z czasów rządów
Thatcher, który posiada blisko czterdzieści nieruchomości przejętych na
mocy tego, do czego doprowadziło doktrynerskie prywatyzowanie nieomal
wszystkiego przez „Żelazną Damę”.
Unia Europejska i „globalne ocieplenie”
Po śmierci Thatcher Nick Griffin, ówczesny szef Brytyjskiej Partii
Narodowej (BNP), opublikował artykuł dotyczący byłej premier na stronie
internetowej swojego ugrupowania. Przypomniał w nim, że jako młody
aktywista Frontu Narodowego (NF) uczestniczył w kampanii na rzecz
wycofania się Wielkiej Brytanii z Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej,
która przeistoczyła się następnie w Unię Europejską. Thatcher jeszcze
przed objęciem urzędu premiera twierdziła jednak, że jest zwolennikiem
wspólnego rynku europejskiego, choć nie do końca zgadzała się z
unifikacją i widziała też negatywne aspekty EWG, które jednak nie
przechylały szali na korzyść przeciwników Wspólnoty, choć już wówczas
posiadała ona ponadnarodowe kierownictwo. Ówczesna szefowa Torysów
występowała zresztą przeciwko niektórym decyzjom EWG, choćby
nakładającym sankcje gospodarcze na władzę apartheidu w Republice
Południowej Afryki, jednak w 1986 r. rząd Thatcher zaakceptował
„Jednolity akt europejski”. Umowa ta powodowała dalszą integrację nie
tylko gospodarczą, ale również polityczną Wspólnoty Europejskiej,
budując tym samym Unię Europejską w jej obecnym kształcie. Najbardziej
znaną instytucją powołaną dzięki wspomnianemu dokumentowi jest Rada
Europejska, która do dzisiaj obraduje przede wszystkim nad kwestiami
ponadnarodowej polityki UE. Akt rozszerzał też obszary życia społecznego,
jakimi zajmowało się EWG, m.in. o politykę społeczną, badania naukowe,
rozwój technologiczny czy ochronę środowiska naturalnego. Choć Wielka
Brytania za rządów „Żelaznej Damy” nie przyjęła wszystkich regulacji w
ramach EWG, to z wymienionymi wyżej nowymi obszarami zainteresowania
Wspólnoty wiąże się niemal nieznana w Polsce część poglądów nieżyjącej
działaczki Torysów. Thatcher, jak zauważają chociażby brytyjscy
libertarianie, jako pierwsza z najważniejszych postaci życia
politycznego w Wielkiej Brytanii zaczęła mówić o zmianach klimatycznych,
kwaśnych deszczach i dziurze ozonowej, a w 1988 i 1990 r. podczas
konferencji dotyczących tego problemu mówiła ona o potrzebie
przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym wywołanym przez człowieka. W 1990
r., będącym jednocześnie ostatnim rokiem jej urzędowania, otworzyła ona
zresztą Hadley Center zajmujące się monitorowaniem wyżej wymienionych
zjawisk. Choć w ostatnich latach swojego życia Thatcher zaznaczała, że
międzynarodowe decyzje dotyczące ochrony środowiska powinny uwzględniać
warunki gospodarcze poszczególnych państw, nigdy nie wycofała się z
poglądów, które dla polskich liberałów są „lewackimi bredniami”.
Państwo policyjne
Polityka Thatcher w dużej mierze charakteryzowała się tym, iż
wycofywała ona państwo z obszarów, gdzie spełniało ono ważne zadania z
punktu widzenia społeczno-gospodarczego, za to rozbudowywała je w
pozostałych dziedzinach życia. Polscy „wolnościowcy” i część
(pseudo)narodowców zachwycających się Thatcher raczej nie wie, że ich
idol w 1989 r. postanowił uruchomić 11 mln funtów z budżetu państwa na
rzecz kampanii mającej wpłynąć na spadek liczby brytyjskich palaczy. To
oczywiście nie jedyny krok „Żelaznej Damy” w kierunku rozbudowania
aparatu represji ze strony państwa. Nie chodzi tu jedynie o samą
pacyfikację protestów górniczych przez policję (swoją drogą dziwna to
„wolność”, gdzie wyrażając swoje opinie, można dostać pałką), ale także
znaczący wzrost wydatków na tę służbę, które w ciągu dekady rządów
Thatcher wzrosły o blisko połowę. Część z funkcjonariuszy wspomina
zresztą, że lider Torysów zachowywała się często nie jak szefowa rządu,
lecz nadgorliwy minister spraw wewnętrznych, a chęć brutalnego
pacyfikowana protestów spowodowała, iż w policji za rządów Thatcher
rozwinęła się kultura bezkarności, a także znacząco zwiększyła się
liczba zatrudnionych funkcjonariuszy. Szło to w parze ze zmianami w
prawie, które doprowadziły do poluzowania zasad policyjnych rewizji i
aresztowań. Bezkarność policji najlepiej pokazują ujawnione dokumenty
dotyczące tragedii na Hillsborough z 1989 r., która wydarzyła się
podczas półfinału piłkarskiego Pucharu Anglii, gdy zginęło 96 kibiców
Liverpoolu. Thatcher dzień po meczu ogłosiła, że śmierć fanów „The Reds”
była spowodowana zachowaniem pijanych kibiców, co potwierdzały
dodatkowo przychylne rządowi media. Pod naciskiem rodzin ofiar tamtych
wydarzeń udało się jednak sporządzić prawdziwy raport na temat tych
wydarzeń, z którego wynikało, że policja umieściła kibiców w zbyt małym
sektorze, a związek piłkarski nie powinien był zgodzić się na rozegranie
spotkania na stadionie w Sheffield, zaś blisko 116 ze 142 zeznań
policjantów było spreparowanych. Okazało się natomiast, że sama Thatcher
po całym wydarzeniu była zaniepokojona skalą krytyki pod adresem
funkcjonariuszy, wiedząc doskonale o tuszowaniu prawdy przez
policjantów. Wydarzenia podczas tego spotkania użyto jako pretekst do
zmian w prawie mających na celu wyeliminowanie najbardziej aktywnej
części środowisk kibicowskich, a tym samym do zwiększenia ich
inwigilacji.
Nie było alternatywy?
„Żelazna Dama” przekonywała zawsze, że nie było alternatywy dla jej
polityki, a także dla globalistycznego modelu kapitalizmu. Wiele osób
nie podzielało jednak jej opinii, a jedną z nich był John N. Gray, w
pierwszych latach rządów Thatcher jej apologeta i zwolennik
libertarianizmu, który później deklarując się jako liberał, zaczął
krytykować „thatcheryzm”. Zwracał on uwagę, że polityka szefowej Torysów
doprowadziła do zubożenia nie tylko robotników, ale i klasy średniej,
przyczyniając się jednocześnie do moralnej degeneracji społeczeństwa i
rozbicia idei wspólnotowości, w czym duży udział miała chociażby daleko
posunięta komercjalizacja służby zdrowia. Choć polscy fani Thatcher w
kwestiach gospodarczych mają poglądy nie tyle liberalne, co
przeradzające się w skrajną wersję liberalizmu, czyli w libertarianizm, w
uwielbieniu dla byłej premier Wielkiej Brytanii nie znaleźliby
wspólnego języka ze swoimi brytyjskimi odpowiednikami. Jednym z głównych
libertariańskich krytyków Thatcher jest Sean Gabb z think-tanku Sojuszu
Libertariańskiego, który zwraca uwagę, iż polityka „Żelaznej Damy”
doprowadziła do stworzenia państwa policyjnego, degeneracji związków
zawodowych, które przestały de facto bronić interesów robotników;
rozpieszczania wielkich korporacji, zwiększenia uprawnień państwa w
sferze kontroli życia rodzinnego, a także zniszczenia prawdziwych
przedsiębiorców na rzecz wielkich korporacji.
Mit pozytywnego wpływu Thatcher na sytuację Brytyjczyków jest silnie
zakorzeniony zwłaszcza wśród polskiej prawicy, której zwolennicy i
niestety duża część publicystów nie potrafi analizować krytycznie
większości zjawisk, jeśli do ich opisu nie znajdzie gdzieś
wystarczającej liczby komunałów. Tymczasem „thatcheryzm” nie tylko nie
był zjawiskiem oryginalnym, bo w dużej mierze naśladował on rozwiązania
chilijskie, ale nie przyniósł też korzyści całemu społeczeństwu. Po raz
kolejny okazało się bowiem, iż „samo nie spłynie” i nie wystarczy, aby
najbogatsi wzbogacili się jeszcze bardziej, a wtedy strumień pieniędzy
sam popłynie do mniej zamożnych warstw społeczeństwa. Czy jednak było to
w ogóle celem Thatcher, która uderzała po kieszeniach biedniejszych za
pośrednictwem podatków pośrednich? Warto pamiętać, że konserwatyzm i
neoliberalizm są ideami elitarystycznymi, gardzącymi osobami nienależącymi do ścisłej elity. Thatcher wysyłając uzbrojonych policjantów
na osoby korzystające z prawa do wolności słowa, pokazywała raczej, że
gardzi „motłochem”, choć to właśnie za pieniądze z jego podatków
sfinansowano nie tylko jej polityczną karierę, ale także nawet pogrzeb.
M.