Oszołomów
w szeregach nacjonalistów, czy z drugiej strony anarchistów, nie
brakuje. Tak to już jest – główny nurt przyciąga karierowiczów, a
radykalizm szereg głupków. Oprócz nich są normalni ludzie, których się
jednak nie pokazuje – to oszołomy są wysuwane na czoło jako jednostki
najskuteczniej kompromitujące dany klimat. Są wysuwane lub… wysuwają
się same. Oczywiście kwestia oszołomstwa jest kwestią nieoprawioną w
żadne ramy – albo to czujesz, albo nie czujesz i już. Zapewne wielu
uważa mnie samego za oszołoma… no i trudno. Uważam jednak, że podstawową
kwestią jest opieranie się na faktach i jako takich realiach –
dotyczących zarówno komentowanego obiektu, jak i siebie samego. Musi być
spójność w tym, co robisz, a emocje odpowiednio kontrolowane. Jeśli
jedna osoba Ci sugeruje, że coś jest nie tak – olej ją, ale gdy kolejne
grupy ludzi podają Ci argumenty (!), że po prostu pieprzysz bzdury… może
czas się zastanowić? Przy czym argumenty są tu najważniejsze. Tak sobie
myślę, że rozchodzi się o charakter człowieka. Jeden dopuszcza, drugi
zaś nie dopuszcza do siebie krytyki i dowodów na to, że jest kretynem.
Pamiętam, gdy kilka lat temu rozmawialiśmy z liderem (!) jednej z
nowo powstających (jak grzyby po deszczu) lokalnych organizacji. Był ich
nawet cały autokar! Mieliśmy rozwijać współpracę w regionie, ale
zrezygnowaliśmy, gdy gościu zaczął nam nadawać, że według jego obliczeń…
Chiny zaatakują Stany („i tu jest szansa!”!?), a za dwa lata (czyli
mniej więcej… kilka miesięcy temu, heh) w Polsce będziemy mieli do
czynienia z drugim Majdanem („na 100%”!). To jest wersja „light” – część
jego rewolucyjnych założeń nie nadaje się nawet do publikacji, bo jest
za gruba. Jeszcze raz powtarzam… taki koleś potrafił pociągnąć za sobą
cały autokar ludzi! Głupota nie budziła wątpliwości w naszym zaufanym
gronie… Jak się okazało – mieliśmy rację, a typek zrezygnował z
nacjonalizmu i dołączył do PiS-u. Pewnie wspiera teraz bazy NATO, no bo
wiecie – Chiny i te sprawy…
Ten symboliczny autokar jego ludzi jest niczym innym jak dowodem politycznego
analfabetyzmu w szeregach zwących się „narodowymi”. Skojarzyli mi się z
pracownikami budowlanymi, o których opowiadał mi kumpel z emigracji –
szef gada bzdury, a oni niby słuchają, ale nie przetwarzają tych danych,
zgadzają się na wszystko ze zwieszonymi łbami. Nie znają sprzeciwu,
refleksji, przemyślenia.
Powstają też jakieś „Narodowe Wolne Polski”, których lider (jak łatwo
być dziś „liderem”…) zaczyna od żenującego filmiku, na którym mało nie
umarł z podniecenia nad niszczeniem banderowskiej flagi. „Jestem taki
groźny”, „50 kg żywej furii”… Za sprawą YouTube każdy może być
rewolucjonistą „zbuntowanym w mieście”. Czy piszę coś kontrowersyjnego,
stwierdzając, że to kolejny zwykły oszołom? Na fali mody patriotycznej
do takich oszołomów dołączą ludzie, którzy chcą coś robić. Ostatnia
nadzieja w tym, że niektórzy z tego wyrosną, wszak nie od razu Rzym
zbudowano…
Są też różni osobnicy, którzy twierdzą od lat, że niedługo „zaczną
strzelać!”. Będą strzelać do wrogów Ojczyzny, jak to, jak tamto, a
jedynym pistoletem, który trzymali, był pistolet na wodę w lany
poniedziałek. Szklaneczka whiskey… nad klawiaturą oczywiście, sprzyja
rewolucyjnym nastrojom, oj tak! Obietnicom głupszym niż reklamowany na
facebooku (!) „patrol antyimigrancki”. Tymczasem jedynymi, którzy
strzelają – i którzy będą strzelać, są muzułmanie, ostatnio w Brukseli
(stolicy europejskiej demokracji, heh). Nasze oszołomy tylko paplają. Od
obietnic wolę walnąć się w pierś i przyznać, że wygoda zabiła we mnie
ducha moich bohaterów… Czekać na impuls. Ewentualnie zrobić zamiast
obiecywać – albo kiedyś, albo nigdy.
Sama „prawda” nie wystarczy do tego, by być chrześcijaninem, tak
wynika z nauk kapłanów, których słuchałem. Prawdą posługuje się również
szatan – pokazuje Ci ją, by wykorzystać fakty (!) do swych celów,
skłócania. Chrześcijanin prócz prawdy potrzebuje pokory, zaufania i
miłosierdzia, tylko wtedy jest w stanie odpowiednio zareagować na
prawdę. Staram się zatem pisać niewiele takich tekstów, szukać pozytywów
w tym wszystkim, jasnych stron. Ale czasami się, kurdę, nie da…
Pomyśl, nim napiszesz. Pomyśl, nim nagrasz. Pomyśl, nim zapragniesz być
romantycznym liderem, który jako jedyny ma rację. Potrzebujesz narzucić
sobie swoją własną cenzurę. Pomyśl o tym, ile już obiecałeś (publicznie)
zrobić, a tak naprawdę dzieje się to tylko w Twojej wyobraźni,
pozostajesz smutnym gościem, który czasami musi się napić…
(...)
Łukasz Grower
Za: http://drogalegionisty.pl/?p=11125224