Cytaty

INTEGRALNY RZYMSKI KATOLICYZM * NACJONALIZM INTEGRALNY * NARODOWY SOLIDARYZM * UNIWERSALIZM * REWOLUCJA KONSERWATYWNA * EUROPA WOLNYCH NARODÓW

PRZECIWKO KOMUNIZMOWI I KAPITALIZMOWI! ZA NARODOWYM SOLIDARYZMEM PAŃSTWA!

PORTAL PUBLICYSTYCZNY FRONTU REX - RNR

Codziennik internetowy (wydarzenia - relacje - artykuły)

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”

PRZEŁOM NARODOWY - jest to projekt polityczny łączący w sobie ideę hierarchiczną z myślą narodową w duchu rzymskiego katolicyzmu, dążący do zmiany obecnego Systemu politycznego w sposób radykalny i trwały

poniedziałek, 26 listopada 2018

Historia pewnego sojuszu - Gen. Denikin


Obraz może zawierać: 1 osoba, kapelusz
       Generał rosyjski, Anton Iwanowicz Denikin - dowódca wojsk rosyjskich walczących przeciw bolszewikom. Urodzony na terenie Polski, z matki Polki i ojca Rosjanina w Łowiczu 1872 roku. Jeden z ostatnich obrońców cywilizacji przed barbarzyństwem bolszewizmu. 

W 1937 roku, w Paryżu ukazał się jego ważny artykuł w języku polskim, nakładem pisma ,,Dobrowolec'' pod tytułem „Sprostowanie historii. Odpowiedź Polakom”. Był on odpowiedzią na książkę gen. Tadeusza Kutrzeby Wyprawa Kijowska w 1920 roku, a właściwie na te fragmenty, w których gen. Kutrzeba odnosił się do relacji Polski z „białą” Rosją. :

Osiemnaście lat temu rozgrywały się na Wschodzie Europy wydarzenia groźne i krwawe,decydujące o losach Rosji i Polski. Jedna z kart tej przeszłości, najciemniejsza i najtragiczniejsza, być może, w swych skutkach, dopiero w ciągu ostatnich dni ostatecznie została wyjaśniona. Rozumiem tu rolę Polski w walce przeciw-bolszewickiej Sił Zbrojnych Południowo-Rosyjskich, którymi dowodziłem, rolę, wyjaśnioną przez gen. gen. Kutrzebę w dziele jego Wyprawa Kijowska 1920 r. i byłego szefa polskiego sztabu generalnego [Stanisława] Hallera w artykule „Nasz stosunek do Denikina”. Właściwie mówiąc, historia naszych stosunków wzajemnych z marszałkiem Piłsudskim znana jest już od dawna w głównych zarysach: wyłożyłem ją w piątym tomie mej pracy Oczerki Russkoj Smuty jeszcze w roku 1926. W Polsce jednak, na życzenie marszałka, do chwili obecnej, w ciągu lat 18-tu na ten „wstydliwy zakątek historii” nałożony był nakaz milczenia. 

Obecnie, gdy nakaz ten zdjęto, społeczeństwo polskie nie może poprzestać na urzędowej wersji wydarzeń, nie może nie wysłuchać tego, kto był „stroną” w tym historycznym „procesie”, a to nie tylko w imię ustalenia prawdy dziejowej, ale i dlatego jeszcze, że nadciągające wydarzenia tworzą koniunkturę, pod wieloma względami podobną do tej, jaka panowała w latach 1919-1920. Charakteryzując oblicze Armii Ochotniczej, gen. Kutrzeba mówi: „Po wybuchu rewolucji rosyjskiej i upadku armii carskiej, wierne dawnemu rządowi resztki armii i ochotnicy rosyjscy, pragnący walczyć o restytucję caratu, zgrupowali się na południu Rosji pod dowództwem generała Denikina”. Określenie zarówno nietrafne, jak i zbyt prymitywne. Ruch Białych podjęty w końcu 1917 r., zrazu na Południu, potem na Wschodzie, Północy i Zachodzie Rosji, wielce różnorodny w składzie swoim, zgoła nie stawiał sobie za cel restytucji caratu; powstał żywiołowo, jako naturalny popęd narodu do samoobrony i bytu narodowego, jako protest przeciwko pokojowi Brześcia Litewskiego i licytacji Rosji, jako reakcja przeciwko niebywałemu uciskowi ducha, wolności, samodzielności narodu, przeciw zagładzie fizycznej całych warstw społecznych. Znaczenie Ruchu Białych obejmowało nie tylko granice Rosji. Ci, w których nie zamarło elementarne poczucie sprawiedliwości, nie mogą nie przyznać, że w pierwszych chwilach krytycznych po zakończeniu wojny światowej jedynie tylko Armie Białe wstrzymały potok czerwony, grożący podówczas Europie; tylko one uchroniły od zalewu nowe twory zachodnie i bezsilną jeszcze podówczas pod względem wojskowym Polskę. Wiadomo wszak, że w końcu r. 1918, gdy runął mur ochronny austriacko-niemiecki, z 400 tys. czynnej armii sowieckiej 300. tys. przykutych było do frontów w walce z Białymi i tylko 100 tys. rozwinęło swe siły na linii frontu przeszło tysiącwiorstowego od jeziora Oneżskiego do Orszy nad Dnieprem – przeciwko Finlandii, Estonii, Łotwie, Litwie i Polsce.Tę właśnie okoliczność wykorzystała Polska i, napotkawszy na słaby bardzo opór ze strony wojsk bolszewickich, przesunęła jesienią r. 1919 swój front do Dźwiny, Berezyny i Słucza. Na zasadzie szeregu traktatów międzynarodowych, zawartych na Konferencji Wersalskiej w połowie r. 1919, ustalona została zachodnia granica Polski. Co się tyczy wschodniej jej granicy, to decyzja w tej kwestii bez udziału Rosji przedstawiała trudności nie do przezwyciężenia. I oto dopiero w początkach grudnia Rada Naczelna ustaliła wreszcie tymczasową granicę (tzw. linię Kerzona [Curzona]), wytykając takową przykładnie na krańcach dawnej Polski rosyjskiej.W tych granicach Polsce pozostawiono inicjatywę zaprowadzenia normalnego rządu państwowego, podczas gdy dalsza ekspansja na wschód uzależniona zastała od zgody Rosyjskiego Zebrania Ustawodawczego.
*
Jesienią r. 1919 armie Południowo-Rosyjskie, krocząc na Moskwę, obejmowały front od Carycyna po Woroneż – Kijów – Orzeł – Odessę, pokrywając zwolniony od władzy bolszewickiej okręg osiemnastu guberni i obszarów przestrzenią 1 mln km kwadratowych z ludnością do 50 milionów. Podejmując ofensywę w kierunku Kijowa, miałem na widoku wielkie znaczenie – w interesie obu stron – połączenia Armii Ochotniczej z Polską. Połączenie to zwolniłoby automatycznie wojska polskie na froncie wschodnim oraz wszystkie wojska rosyjskie obszarów Kijowskiego i Noworosyjskiego – dla podjęcia operacji w kierunku północnym. Proponowałem dowództwu polskiemu przesunięcie wojsk do górnego Dniepru, w ogólnym kierunku na Mozyrz. Już ta tylko dywersja, jak to widać z schematu, doprowadzała do zagłady 12. armię sowiecką – nie przedstawiała dla Polaków żadnych trudności, nie wymagała żadnych zbytnich ofiar i w każdym razie kosztowałaby Polskę bez porównania mniej krwi i zniszczenia, aniżeli podjęta później „wyprawa kijowska” oraz – co zatem poszło – wtargnięcie do Polski Armii bolszewickich. Współpraca wojskowa Polski z Armią Ochotniczą jesienią 1919 roku groziła sowietom rozgromem i upadkiem. W tej ocenie sytuacji zgodne są wszystkie trzy strony. Tymczasem Naczelnik Państwa Polskiego zawarł z rządem sowieckim na jesieni roku 1919 ugodę tajną, mocą której działania wojenne na froncie polsko-sowieckim zostały czasowo zawieszone. Historia tej ugody jest następująca: We wrześniu roku 1919 znajdowała się koło Łucka misja bolszewicka „Czerwonego Krzyża”, mająca za cel urzędowy wymianę jeńców i zakładników między Polską a Rosją Sowiecką. Na czele tej misji stał Polak-komunista Marchlewski, były przyjaciel Piłsudskiego i współtowarzysz jego w działalności rewolucyjnej w Rosji. Sztab generała Piłsudskiego polecił niejakiemu podporucznikowi Birnbaumowi wejść w kontakt z Marchlewskim „dla wybadania właściwych celów wojennych Rosji sowieckiej”. To wzajemne „sondowanie” trwało w ciągu września i października. Widocznie jednak rząd sowiecki albo źle rozumiał, albo też nie dowierzał „informacji” polskiej, bowiem 3 listopada generał Piłsudski odkomenderował do Marchlewskiego kapitana Boernera, tym razem już z bezpośrednią propozycją powstrzymania działań wojennych i ustalenia linii demarkacyjnej: Nowogród Wołyński – Olewsk – rzeka Ptycz – Bobrujsk – rzeka Berezyna– rzeka Dźwina. Boerner miał tylko przeczytać Marchlewskiemu notę gen. Piłsudskiego, nie powierzając jednak w ręce bolszewików żadnych zgoła pisemnych dowodów ugody. Fakt tej ugody ukryć należało zarówno przed moją kwaterą, dokąd posłaną była misja polska dla prowadzenia układów fikcyjnych, jak i przed Anglią i Francją, które okazywały Polsce pomoc polityczną i materialną – wcale nie po to, by Polska wspomagała bolszewików i bolszewizm. W tymże celu kamuflażu odbywają się nadal miejscowe utarczki drobnych oddziałów, zaś w okręgu Dźwiny, gdzie linie frontów stykały się ze sobą niemal, gen. Piłsudski zalecał sowietom „komunikację kolejową odbywać w nocy, gdyż ostrzeliwanie za dnia nie będzie wykluczone”. W istocie rzeczy powstrzymanie ofensywy polskiej w najniebezpieczniejszym dla Rosji sowieckiej kierunku, mając cel najzupełniej określony, nastąpiło daleko wcześniej jeszcze, niż 3 listopada, w nocie werbalnej bowiem gen. Piłsudskiego, skierowanej za pośrednictwem Boernera do Sowietów, powiedziano wyraźnie: „Wspomaganie Denikina w jego walce z bolszewikami nie może być polską racją stanu. Uderzenie na bolszewików w kierunku na Mozyrz bezsprzecznie dopomogłoby Denikinowi w jego walce z bolszewikami, a nawet mogłoby być decydującym momentem zwycięstwa. Polska na froncie poleskim miała i wystarczające siły, aby to uderzenie wykonać. Czy wykonała? Czy ten moment nie powinien był otworzyć oczu bolszewikom?”.
*
W tym samym czasie w Taganrogu, w kwaterze mojej misje polskie: wojskowa i gospodarcza wiodły układy fikcyjne z Rządem Południowo-Rosyjskim. W tymże czasie naczelnik misji wojskowej, gen. Karnicki – chcę wierzyć w dobrej wierze – gorąco zapewniał mię, że i naczelnik państwa (Piłsudski), i premier rządu (Paderewski), udzielając mu wskazówek przed wyjazdem,„żądali za wszelką cenę dobicia ugody”, uważając, że „w przeciwnym razie położenie Polski między Niemcami i Rosją grozi wielkim niebezpieczeństwem”... Gorąco zapewniał mię również i misje Ententy w Taganrogu, że między Polską a Rosją sowiecką żadnej ugody nie ma, spokój zaś chwilowy na froncie spowodowany został względami natury technicznej... Podobne również zapewnienia dane zostały w Warszawie zaniepokojonym przedstawicielom Anglii i Francji, w szczególności pełnomocnikom rządu angielskiego: posłowi Mac-Kinder’owi i gen. Briggs’owi, którzy wiedli w Polsce pertraktacje w sprawie współdziałania Wojsk Polskich z Ochotniczymi. Co się tyczy rządu sowieckiego, to przyjął on z radością propozycję Piłsudskiego, składając na żądanie tegoż zapewnienie, że „dyskrecja jest i będzie zupełnie zachowana”. Jakoż zachowana została istotnie przez Rosję sowiecką do r. 1925, kiedy prasa sowiecka, na skutek śmierci Marchlewskiego, podała do wiadomości świata całego, jak wielkie usługi okazał zmarły komunizmowi. Tak mijały tygodnie i miesiące. A tymczasem 12. armia sowiecka walczyła spokojnie przeciw Kijowskim Wojskom Ochotniczym, mając na tyłach swych dywizje polskie... A tymczasem dowództwo sowieckie ściągało z frontu polskiego i przerzucało na mój front dziesiątki tysięcy bagnetów i szabel, decydujących o losie Sił Zbrojnych Południowo-Rosyjskich.

I dopiero w końcu grudnia, gdy padł „biały” Kijów, podjęły wojska polskie na nowo działania wojenne na północy, zaś na froncie wołyńskim gen. Listowski zajmować począł bez walk miasta,opuszczane przez odstępujących ku Odessie Ochotników. O tej tragedii Wojsk Białych i narodu rosyjskiego mówi gen. Haller z chłodnym okrucieństwem: „Ta zanadto gwałtowna likwidacja Denikina nie leżała w naszym interesie. Wolelibyśmy,by się jego opór przeciągnął, by wiązał jeszcze przez pewien czas siły sowieckie… Referowałem Naczelnemu Wodzowi sytuację… Nie chodziło, naturalnie o niesienie Denikinowi efektywnej pomocy, lecz o przedłużenie jego wegetacji”.W tym właśnie celu postanowiona została dywersja przeciw frontowi sowieckiemu po ewentualnym zajęciu przez bolszewików Połtawy. Gen. Piłsudski i Haller wyrzekli się jednak wkrótce tej myśli: „Doszliśmy do przekonania, że dywersja dałaby nam mało korzyści”...

„Nasze ostrożne (!) postępowanie” – kończy Haller – „dało doskonałe wyniki”. Marszałek Piłsudski wolał przynajmniej zachować milczenie o tym „postępowaniu” do końca dni swoich... Co się zaś tyczy „doskonałych wyników”, to można w nie już teraz wątpić, a to tym bardziej, że Historia nie dokonała jeszcze pełnego obrotu. Muszę dodać, że wówczas, gdy w polskiej kwaterze głównej sprawa dywersji została w ten sposób rozstrzygnięta, wówczas jeszcze gen. Piłsudski, wobec usilnych perswazji pełnomocnika rządu angielskiego Mac-Kinder’a, uważał za możliwe zawiadomić mię, iż zgadza się na spotkanie ze mną, jak również na okazanie nam pomocy... na wiosnę. Rzecz działa się w styczniu 1920 r., gdy padł Kijów i armie południowe cofnęły się już poza Don. Nie wiedzieliśmy wtedy, że chodzi tylko o „przedłużenie naszej wegetacji”, ale i bez tego, w istniejących warunkach, zapowiedź pomocy „na wiosnę” brzmiała jak okrutna ironia. Jak przyjęty został ten „wybieg wojenny” przez samopoczucie narodowe rosyjskie, o tym i mówić nie trzeba. Nie będę się tu zatrzymywał nad ogólno-etycznym jego zabarwieniem, nasuwającym pytanie o przekroczenie najdalszych granic tego, co dozwolone jest moralnie – pozostawiam ocenę tego, co się stało, sumieniu polskiemu. Z podanego powyżej łatwo zrozumieć, czemu marszałek Piłsudski do końca życia swego w sprawie tej zachował milczenie i innym milczenie nakazał. Obecnie, gdy nakaz milczenia został zdjęty, ci, co z nim współdziałali, starają się usprawiedliwić i jego, i swoje postępowanie. Jakież przytaczają argumenty? W drugiej nocie werbalnej (początek grudnia 1919 roku) kapitan Boerner zakomunikował rządowi sowieckiemu: Podstawą polityki Naczelnika Państwa względem Rosji jest fakt, że nie chce dopuścić do tego, aby reakcja rosyjska miała zatriumfować w Rosji, przeto wszystko, co będzie mógł, to będzie czynił, choćby wbrew zrozumieniu przez Rząd sowiecki. Z tego oświadczenia Rząd sowiecki powinien był już dawno wysnuć odpowiednie konsekwencje, tym bardziej, że już od dawna Naczelnik Państwa takimi faktami dowodził, jakie są „jego intencje...”. Ze zdumieniem niezmiernym dowiadujemy się o takich celach „ideologicznych”, o takich troskach... jednostronnych zmarłego Marszałka wobec losów Rosji. A czyż „zatriumfowanie w Rosji” wszechrujnującej, zalewającej kraj krwią, najbardziej reakcyjnej ze wszystkich dyktatur – sowieckiej – mogło być dopuszczone? Nie, nie dla triumfu tego lub innego ustroju, nie dla dogmatów partyjnych, nie dla interesów klasowych i nie dla dóbr materialnych walczyli i ginęli wodzowie ruchu Białego, lecz dla ocalenia Rosji. Wiodąc walkę zbrojną, osobiście nie brałem na siebie przekraczającego siły zadania – budowy Nowej Rosji w ogniach i płomieniach tej walki. Dążyłem jedynie do obalenia bolszewików, by przez przywrócenie podstawy państwowości i ładu społecznego stworzyć warunki, konieczne dla odbudowy Ziemi Rosyjskiej zbiorową wolą narodu. Wszak ostatecznie jasnym było, że nie ustrój „Denikina”, nie ustrój „Kołczaka”, nie taki lub inny ustrój tymczasowy postawiony jest na kartę,lecz losy Rosji. Nie jest nam dane wiedzieć, jaki ustrój państwowy byłby zapanował w Rosji w razie zwycięstwa Armii Białych w latach 1919-1920. Jestem jednak głęboko przekonany, że po nieuniknionej, lecz krótkotrwałej walce różnych prądów politycznych ustrój normalny byłby zapanował w Rosji; ustrój, oparty na zasadach prawa, wolności i własności prywatnej. I na pewno nie mniej demokratyczny, aniżeli ustrój, wprowadzony do Polski przez zmarłego Marszałka. W każdym razie czymś niezrozumiałym i ponad siły było narzucanie narodowi rosyjskiemu z zewnątrz jego ustroju państwowego; tym bardziej niezrozumiałym, że sam gen. Piłsudski, potępiając aktywną politykę Ententy, skierowaną przeciwko bolszewikom, oświadczył w pierwszej nocie werbalnej do bolszewików, że „Polska nie jest żandarmem Europy i nie chce nim być”. I oto wybór drogi zrobiony został przez naczelnika Państwa Polskiego już „dawno” i równie „dawno” już dowiódł on władzy sowieckiej, „jakie są jego intencje”...
*
W charakterze następnych argumentów, wyjaśniających przyczynę odmowy współpracy ze mną marszałka Piłsudskiego, gen. Kutrzeba twierdzi, że zgodnie z tym, co wiadomo marszałkowi: „Denikin wzbraniał się uznać zupełną państwową samodzielność Polski i jej prawo do głosu w odniesieniu do przyszłości tych ziem, które po rozbiorach Polski dostały się pod zabór rosyjski”. I dlatego: „Pobicie armii sowieckiej doprowadziłoby do utrwalenia rządów Denikina, a w rezultacie do nie uznania w pełni samodzielnej Polski”. Zdawałoby się, że teraz przynajmniej, w świetle niedających się obalić materiałów historycznych, wobec istnienia archiwów „białych”, francuskich, angielskich, za życia dziesiątków działaczy sojuszniczych, byłych pośredników między Taganrogiem a Warszawą – wstyd będzie powtarzać podobne bajki, w rodzaju tej np., jaką w osiem lat po wydarzeniach podała czytelnikom gazeta Głos Prawdy, drukując artykuł o „pretensjach gen. Denikina”, który jakoby „w dniu przybycia do kwatery jego pierwszego przedstawiciela wojskowego Polski, gen. Karnickiego, podpisał demonstracyjnie ukaz o mianowaniu... gubernatora warszawskiego”...Uznanie przeze mnie niepodległości Polski było zupełne i bezwarunkowe. Przed upadkiem Niemiec jeszcze, gdy Polska znajdowała się w kleszczach austriacko-niemieckich, uformowałem na południu Rosji oddzielną brygadę polską pułkownika Zielińskiego „na prawach sojuszniczych wojsk” z samodzielną organizacją i komendą w języku polskim. Brygada ta, z całym swym ekwipunkiem materialnym, wysłana została przeze mnie przy pierwszej sposobności (w grudniu roku 1918) drogą morską, dla połączenia się z armią polską. W początku roku 1919 pełnomocnik Polskiego Komitetu Narodowego, hr. Bem-Cosban uznany został przez rząd mój, jako przedstawiciel Polski i znalazł poparcie we wszystkim, co dotyczyło przyznania Polakom miejscowym ich obywatelstwa polskiego, obrony ich interesów, reewakuacji, powołania roczników poborowych do wojska polskiego itd. Gdy zaś 26 września przybyły do Taganrogu misje gen. Karnickiego i byłego ministra Iwanowskiego, przyjęte zostały przez nas tak uroczyście i serdecznie, jak żadna inna misja cudzoziemska. Na przyjęciu powitałem posłów Państwa Polskiego słowami następującymi: Po długich latach nieporozumień i waśni wewnętrznych, po ciężkich wstrząsach wojny światowej i zawieruchy ogólnej, dwa bratnie narody słowiańskie wkraczają na arenę świata w nowych warunkach zrozumienia wzajemnego, opartego na tożsamości interesów państwowych i wspólnocie przeciwdziałających sił zewnętrznych. Z duszy pragnę, by drogi nasze się nie rozchodziły.

Wznoszę puchar za odrodzenie Polski i nasz przyszły związek pokrewny! Przykre wspomnienie.Słowa me, pozostałe bez echa, wypływały z przeświadczenia o państwowej konieczności naszej jedności, ile i z serca. Bowiem losy tak się złożyły, że na czele sił zbrojnych południowo-rosyjskich stał człowiek, który przeżył w Polsce kongresowej lat 25, związany z Polakami węzłami krwi i przyjaźni, znający dobrze kraj i kochający jego naród. Lecz dla wersji urzędowej wygodniejsza jest, oczywiście, sytuacja odwrotna... Gen. Haller mówi: „uważaliśmy za błędne mniemanie, że uda się przez udzielenie pomocy przeistoczyć zwycięskiego wroga :

w przyjaciela”...Dla wersji urzędowej wygodniej jest zniekształcać rzeczywistość, byleby usprawiedliwić ten niepojęty dla niewtajemniczonego paradoks, mocą którego gen. Piłsudski, „dążąc [sic!] świadomie do zguby narodowych sił rosyjskich”, podtrzymywał tę „emanację zbrojną czerwonej rewolucji”, która w jego własnym przekonaniu, jak mówi gen. Kutrzeba, „szła nie tylko na podbicie Polski, ale na zapalenie pochodnią komunizmu całego świata”...
*
Wreszcie, kwestia trzecia – granicy wschodniej Polski. Siłą rzeczy kwestia ta nie mogła być podówczas ostatecznie rozstrzygnięta. Nalegałem, by zachowana została faktyczna granica tymczasowa, aż do rozstrzygnięcia losów ziem pogranicznych wespół przez polską i przyszłą ogólnorosyjską władzę – na podstawie etnograficznej. Jakież inne rozwiązanie sprawy mogło być bardziej sprawiedliwe i realnie wykonalne w ówczesnym okresie walk międzynarodowych i wewnętrznych i debat wersalskich; w braku uznanej ogólnie władzy wszechrosyjskiej, wobec zmiennych frontów; powstających i ginących rządów; efemerycznych hetmanów i atamanów i równie efemerycznych „układów” i „sojuszów” z nimi? A czyż warunki sowieckie były korzystniejsze? Lecz i ta kwestia, jak się okazuje, była fikcją tylko.
Sam marszałek Piłsudski w końcu 1919 roku, jak wynika ze sprawozdania wspomnianego już przeze mnie Mac-Kinder’a, uznawał linię pograniczną, wytyczoną na skutek decyzji Konferencji Wersalskiej, uważając, że „na zachód od niej – znajdują się niezaprzeczalne obszary polskie, zaś ziemie na wschód od niej przyłączone zostać powinny do tego lub innego państwa, na zasadzie plebiscytu”.

„Tego lub innego państwa”... Określenie to nabiera obecnie szczególnego znaczenia... Rzecz w tym, że przedstawiciel Polski gen. Karnicki w istocie nigdy nie przedkładał mi żadnych określonych warunków dotyczących granic polskich. Oczywiście, kwestia ta w tym stanie rzeczy nie miała dla polskiej kwatery głównej znaczenia istotnego, albowiem gen. Piłsudski miał na myśli inne cele, bardziej rozległe... Jak oświadcza współpracownik jego, gen. Kutrzeba, marszałek dążył „do nowej organizacji Wschodu Europy” drogą... podziału Rosji i sprowadzenia jej granic do Moskowii... Prywatnie, na długo jeszcze przed nawiązaniem kontaktu ze mną, gen. Piłsudski przygotowywał „sojusz” z Petlurą, uważając, że „jedynie przez restytucję Ukrainy możemy być zabezpieczeni od Wschodu”. I tylko wówczas „stałby się Denikin sojusznikiem naszym”, gdyby„nie sprzeciwiał się politycznym tendencjom odrywania od Rosji organizmów narodowych obcojęzycznych” a w szczególności, „gdyby uznał ruch ukraiński”.Tymczasem sojusz polsko-ukraiński miał według historyka, Stanisława Kutrzeby, za cel: „Stworzyć Ukrainę, jako państwo od Rosji odrębne, udzielne, przy polskiej pomocy... Ku Polsce ciążące, bo, oczywiście, trwale poróżnione z Rosją, która nie chciałaby chyba nigdy wyrzec się Ukrainy, bogatej w ziemię urodzajną, węgiel i kruszec, a nadto zagradzającej Rosji tak ważną dla niej drogę do morza Czarnego”. Nie znalazł się nikt spośród Wodzów Ruchu Białego, aby współdziałać w sprawie podziału Rosji. I dlatego postanowiono: wobec tego, że „formalne formowanie Ukrainy zdeklarowałoby nasz wrogi stosunek do Denikina, co dla Polski w owym czasie korzystne nie było”, przeto plany te należało ukryć zarówno przed Denikinem, jak i przed Ententą i do wykonania ich można było przystąpić dopiero po upadku Denikina”... Tak głosiło pouczenie, udzielone przez dowództwo główne gen. Listowskiemu, dowodzącemu podówczas frontem wołyńskim.

Nigdy, oczywiście nigdy żadna Rosja, czy to reakcyjna czy demokratyczna, republikańska, czy też jedynowładcza, nie przystanie na oderwanie od niej Ukrainy, złączonej z nią węzłami krwi. Niedorzeczny, nieuzasadniony i zaostrzany z zewnątrz spór między Rusią Moskiewską a Rusią Kijowską, jest naszym sporem wewnętrznym, nikogo poza tym niedotyczącym; sporem, który rozstrzygnięty zostanie przez nas samych tylko. Oderwanie Ukrainy w roku 1920 okazało się zadaniem ponad siły armii polskiej, nawet w obliczu niesławnej władzy sowieckiej i rozbitej armii czerwonej Tuchaczewskiego. Dlatego też potem z taką łatwością, na zasadzie umowy Ryskiej, zarówno Petlura, jak i Ukraina zdani zostali na łaskę losu.

Jasne i proste. Lecz oto gen. Kutrzeba stawia pytanie: „Czy Polska nie zdradziła Ukraińców?” I odpowiada:
„Gdyby nie krew polsko-ukraińska, przemiana dla tej sprawy, gdyby nie polityczny program Polski roku 1920, może nie byłoby dziś Ukrainy, jako samodzielnej republiki”...Z uczuciem zdziwienia i… wstydu za autora czytamy te wiersze. Po pierwsze wiadomo wszak, że pierwotna inicjatywa uznania Ukrainy pochodziła od Niemców, po drugie zaś... uchowaj Boże, generale Kutrzebo, by Ojczyzna Pana stać się miała kiedy taką „samodzielną republiką”, jak Ukraina sowiecka.
*
W ten sposób w świetle prawdy historycznej „walka przeciw reakcji rosyjskiej”, „szczytne historyczne zadanie walki o wolność ludu ukraińskiego” – tracą swe znaczenie ideowe; przeszkody, stojące jakoby na drodze ku współdziałaniu państwa polskiego ze Zbrojnymi Siłami południowo-rosyjskimi, w rodzaju „nieuznania przez Denikina zupełnej państwowej samodzielności Polski” i in. – padają w gruzy. Argumenty te stworzone zostały i podtrzymywane są jedynie celem usprawiedliwienia postępku, którego ani moralnie, ani politycznie obronić nie można. Cała więc kwestia sprowadzała się przeto w tych dniach fatalnych do rozwiązania straszliwego w swej prostocie i nagości zagadnienia: Czy współdziałać w sprawie odrodzenia narodowego Rosji, lub przynajmniej mu nie przeszkadzać, czy też przyczynić się do zniewolenia jej przez komunizm i do... jej podziału? Bolszewizm zwyciężył.

Jakie są skutki tego zwycięstwa nie tylko dla Rosji, ale i dla świata całego – o tym mówić teraz nie ma już potrzeby. Byłoby jednak błędem nie do wybaczenia uważać, że historia ta jest zakończona. Trwa ona nadal. Świat staje ponownie przed straszliwymi i krwawymi wydarzeniami. Propaganda bolszewicka i złoto bolszewickie szerzą rozkład w życiu narodów. Rana polsko-rosyjska krwawi, jak dawniej. Chorobliwe nawarstwienia, osiadłe wokoło niej – dawne porachunki historyczne („wczoraj – wy nas, dzisiaj – my was!”), uprzedzenia, nieufność i wrogość – nie zanikają. Widma przesłaniają rzeczywistość... Plany, o których marzył marszałek Piłsudski w latach 1919-1920, metody, jakie stosował podówczas nie tylko wobec sił zbrojnych południowo-rosyjskich, ale i względem sojuszników, Anglii i Francji, jak to wynika z poufnych„wspomnień”, jakie się ukazały – znajdują usprawiedliwienie i aprobatę polskich sfer rządzących i za naszych również dni... W każdym razie wyraźnego potępienia ich nie słychać. Okoliczność ta, z jednej strony, nasuwa duże wątpliwości co do wartości współczesnych zobowiązań międzynarodowych Polski, z drugiej zaś – wywołuje widmo nowej wojny bratobójczej i wyklucza możliwość wprowadzenia istotnego pokoju na Wschodzie Europy.

Ostrzeżenia Historii nie przynoszą korzyści. Polska, na skutek swej polityki, stoi między młotem a kowadłem. Jeśli w pewnych kołach istnieje nadzieja na współdziałanie Niemiec w „planach wschodnich”, to przecież może ona zawieść... Korytarz Gdański, Pomorze, Śląsk, może nawet część Poznańskiego – to rzeczywistość; Ukraina natomiast – to ułuda, która nie raz już srogo zawiodła i Szwedów, i Polaków, i Niemców. Nie wykluczoną jest również ewentualność,że w razie ziszczenia „planów wschodnich”, „wybieg” marszałka Piłsudskiego może okazać się mieczem obosiecznym... Że kiedyś, gdzieś – nie pod Łuckiem, a powiedzmy pod Dźwińskiem – niemiecki Boerner spotka się ze Szmidtem rosyjskim i w „zupełnej dyskrecji” przedłoży mu notę werbalną tej treści:„Wspomaganie Polski w jej walce z Rosją nie może być niemiecką racją stanu. Uderzenie na Rosjan w kierunku na Połock bezsprzecznie dopomogłoby Polsce w jej walce z Rosją, nawet mogłoby być decydującym momentem zwycięstwa. Niemcy na froncie dźwińskim mieli i mają wystarczające siły, aby to uderzenie wykonać. Czy wykonali? Czy ten moment nie powinien był otworzyć oczu Rosjanom?”. Nie warto tłumaczyć, czym machinacja taka groziłaby Polsce. Czyż tego pragną ludzie, w których nienawiść zagłusza głos krwi i rozsądku? Przekonywać ich byłoby bezcelowym. Zwracam się raczej do Polaków, którzy wierzą w możliwość i konieczność życiową zaniechania wiekowej niezgody rosyjsko-polskiej. Skoro nie można wykreślić z kart historii rubryki „Łuck”, to może jednak nie jest jeszcze za późno na zapobieżenie rubryce „Dźwińsk”. Albowiem termin zbliża się i na Wschodzie zachodzą znamienne procesy samopożerania się komunizmu i ocknięcia się Rosji Narodowej. Rosja zrzuci z siebie jarzmo bolszewickie i powstanie w całej swej wielkości – w prawdzie i potędze.

Czyżby trzeba było, by Rosja Odrodzona stała się wrogiem Odrodzonej Polski w ciągu nowego stulecia?
I oto zagadnienie wolą losu po raz drugi staje przed Polską i czeka na szybkie, tym razem ostateczne rozstrzygnięcie.

Spędźcie więc widma z drogi, na której nie ma przeszkód niezwyciężonych. A przede wszystkim zbadajcie ponownie rozstrzygnięcie „zagadnienia”, które przyjęte zostało w roku 1919. – Dla zapobieżenia nowej wojnie bratobójczej; dla zapobieżenia klęskom niezliczonym i nie do naprawiania. – W imię dobra obu narodów.Dopóki nie jest za późno...

Generał DENIKIN
Były Dowódca Główny Sił Zbrojnych
Południowo-Rosyjskich


Tekst artykułu generała Denikina z czasopisma GLAUKOPIS