Już jutro (a właściwie dzisiaj - przyp. Redakcji RCR) kolejna rocznica powstania warszawskiego. Obraz
powstania jest przedstawiany jako bohaterski zwycięski zryw. Jednak
zapomina się , że powstanie wykrwawiło Warszawę, unicestwiło polską
młodzież i poniosło absolutną klęskę. O ile należy się szacunek dla jego
uczestników to jednak należy poddać krytyce dowództwo i jego decyzję.
Klęskę powstania nie krytykowały
wyłącznie osoby w kraju, ale także spora część środowiska emigracyjnego.
Pytanie zasadnicze brzmi: dlaczego 31 lipca 1944 roku w godzinach
popołudniowych, w kwaterze generała Bora-Komorowskiego wydano wyrok
śmierci na setki tysięcy mieszkańców i wyrok zagłady na stolicę i jej
dobra? I co sprawiło, że ten niepoczytalny wyrok został wykonany?
Jak wyglądała sytuacja polityczna przed powstaniem?
Generał Sosnkowski w Komunikacie naczelnego Wodza do dla Komendanta Głównego Sił Zbrojnych w Kraju z czerwca 1944 stwierdza:
„O losie Polski przesądzili alianci w
Teheranie. Nasza rola w tej fazie wojny jest skończona. Należy wstrzymać
się od wielkich wykrwawiających działań, gdyż szkoda już każdej kropli
krwi, szczególnie młodzieży polskiej.”[1].
Jan Nowak-Jeziorański, emisariusz rządu emigracyjnego, przybyły z
Londynu, raportował na dwa dni przed wybuchem powstania, że na pomoc
Zachodu liczyć nie można, a jeśli chodzi o efekt powstania i jego wpływ
na rządy i opinię publiczną w obozie sojuszniczym, to będzie to „będzie
to burza w szklance wody”. Na pytanie gen.Bora: „Czy Warszawa będzie
mogła liczyć na zrzuty broni na większa skalę i na przysłanie brygady
spadochronowej?” – udzielił odpowiedzi negatywnej. Nie podziałało to jak
kubeł zimnej wody na „strategię powstańczą” dowódców Armii Krajowej
[2].
Sytuacja na froncie wschodnim
Obraz tej sytuacji jak była na froncie jest pomijany, przemilczany i
wymazywany. Front wschodni przebiegał spod Leningradu na północy, wzdłuż
granicy Litwy i Prus Wschodnich ku Warszawie, po czym skręcał w
kierunku wschodnim ku Odessie. Armie radzieckie po ofensywie rozpoczętej
na Białorusi, w ciągu 2 miesięcy posunęły się o 500 kilometrów i wbiły
się głębokim klinem w pozycje niemieckie pod Warszawą. Dla każdego
stratega było jasne, że zachodzą dwie obawy:
– ofensywa radziecka może stanąć, zagrożona oskrzydleniem z „nawisu”
frontu niemieckiego z północy i z południa, lub dla podciągnięcia paliw i
amunicji.
– Niemcy za wszelką cenę będą starali się powstrzymać dalsze posuwanie się klina sowieckiego na drodze do następnej przeszkody wodnej, jaką byłaby Odra, już tylko 80 kilometrów od Berlina.
Jak się później okazało – zaszły te dwa wypadki jednocześnie. Dzięki
znakomicie zorganizowanej sieci wywiadu kolejowego, Komenda Główna AK
miała rozeznanie, że w dniach 21-22 lipca w rejon Warszawy przybędą dwie
niemieckie wyborowe dywizje pancerne. Szef wywiadu KG AK płk. Iranek
Osmecki 25 lipca znał nawet ich nazwy. Na wybuch powstania zdecydowano
się lekkomyślnie, ale świadomie, nie czekając na rozstrzygnięcie
wielkiej bitwy pancernej, która toczyła się na przedpolu Pragi i która
zakończyła się rozbiciem radzieckiego zagonu pancernego pod Wołominem.
Sytuacja w Komendzie Głównej AK
W czerwcu 1943 r. po aresztowaniu Komendanta Głównego AK, gen.
Grota-Roweckiego, generał Bór-Komorowski wzbraniał się objąć stanowisko
Komendanta AK, motywując swą postawę brakiem kwalifikacji sztabowych
oraz skutecznej mocy osobistej. Tak, więc władza dyspozycyjna w
Komendzie Głównej AK faktycznie skupiała się w rękach obu szefów sztabu:
gen. Tatara i gen. Pełczyńskiego.
Obaj generałowie zgodni byli w tym, że należy podjąć walkę z
Niemcami, gdy front wschodni zbliży się do granic Polski. Zachodziły
jednak między nimi poważne różnice. Gen. Tatar z uwagi na realia stał na
stanowisku, że AK walkę podejmować winna w uzgodnieniu z dowództwem
sowieckim, podporządkowując mu się operacyjnie. Prawdopodobnie znał
relację płk. Mitkiewicza, przedstawiciela polskiego przy głównym sztabie
w Waszyngtonie, że Stalin zapytany przez naszych sojuszników jak
ustosunkuje się do walk powstańczych AK odpowiedział: ”O ile siły AK nie
podporządkują się dowództwu radzieckiemu, to nie będę ich tolerować na
zapleczu frontu”.
Była to odpowiedź jednoznaczna i z punktu widzenia wojskowego
prawidłowa, lecz w swoich konsekwencjach dla strony polskiej więcej niż
kłopotliwa, praktycznie wykluczała możliwość występowania oddziałów AK w
roli gospodarza. Tak, więc AK podejmując walkę samodzielnie, nie mogła
liczyć na pomoc radziecką.
Dlatego szef oddziału sztabu AK, płk. Muzyczka wysunął nawet wniosek
uzasadniony elaboratem – o rozwiązanie AK, gdyż jego zdaniem nie sposób
było doprowadzić do konfrontacji AK z armią radziecką. Do tego jednak
psychologicznie nie była zdolna ani góra ani doły AK.
Istniało tylko pytanie, czy walkę podejmować w uzgodnieniu z
dowództwem radzieckim, jak postulował Tatar, czy walczyć samodzielnie,
do czego parł Pełczyński. To, co postulował Tatar, nie uratowałoby
suwerenności Polski, ale zapobiegłoby katastrofie, zagładzie stolicy i
represjom wobec żołnierzy AK. Generał Pełczyński nie widział możliwości
współpracy i koegzystencji z Moskwą. W konsekwencji nie chcąc schodzić z
pola walki, przyjął postawę straceńca. Szedł dalej niż Reymont –
determinował się na to, aby zginąć na okopach Świętej Trójcy dla
zamanifestowania patriotyzmu. I do tego miał prawo, taka postawa może
budzić szacunek. Mógł pójść do walki partyzanckiej i nawet zginąć. Nie
wolno mu było dla samej manifestacji poświęcać stolicy i losów jej
milionowej ludności.
Każda manifestacja winna mieć swoje sensowne granice. Musi istnieć
proporcja strat i zysków. Poświęcanie losu stolicy i jej mieszkańców dla
manifestacji protestu było krokiem niedopuszczalnym i
nieodpowiedzialnym. Legenda Powstania Warszawskiego nie równoważy ogromu
strat.
Na zarysowanym tle różnic doszło do starcia miedzy Tatarem i
Pełczyńskim. W rezultacie, gen. Bór, ulegając Pelczyńskiemu, pozbył się z
Komendy Głównej gen. Tatara, wysyłając go mostem powietrznym do
Londynu. Po wyjeździe Tatara władzę dyspozycyjną w Komendzie Głównej
przejmą administratorzy, spece od propagandy a nawet intryg, a fachowy
aparat Szefostwa Operacji będzie rozbity i sparaliżowany. Z KG AK
usuwano „realistów” a na ich miejsce brano „romantyków”. Na decyzje o
walce nie będą mieli wpływu oficerowie fachowi i kompetentni.
Pierwotne plany operacyjne AK
Warszawa z uwagi na wartość gromadzonych od wieków bezcennych dóbr
narodowych oraz społecznego aktywu ludzkiego, zgodnie z decyzjami władz
II-ej Rzeczpospolitej tak w kraju jak na wychodźstwie – wyłączona była z
planów walki. Generał Sosnkowski, jako Naczelny Wódz dopuszczał –
jedynie przy szczęśliwym zbiegu okoliczności – zaatakowanie w Warszawie
tylnich straży niemieckich wycofujących się z miasta. Sekundował mu w
tym, będący w Warszawie przedstawiciel skonfederowanych stronnictw
politycznych Kazimierz Pużak. Dyskusje dotyczyły tylko, czy wycofujące
się tylne straże niemieckie zaatakować już w śródmieściu czy dopiero na
Ochocie. Tak, więc w lipcu 1944 nie istniał aktualny plan walki dla
Warszawy i gen. Bór jeszcze w miesiącu poprzedzającym powstanie wydatnie
uszczuplił warszawski arsenał, przekazując broń tym ośrodkom, które
miały walczyć. Tysiące naszej młodzieży zapłaciły za to życiem.
Przybycie gen. Okulickiego i jego szalony plan
W nocy 22 maja 1944 płk. Leopold Okulicki jako wysłannik Naczelnego
Wodza skacze jako zrzutek z samolotu i w chwili wylądowania nabywa szlif
generalskich. Niezwłocznie po przybyciu do Warszawy nawiązuje sieć
kontaktów wśród wpływowych oficerów AK i wśród upatrzonych działaczy
politycznych Podziemia. Zadaniem tego planu miało być wywołanie w
stolicy walki zgodnie ze strategią straceńczych powstań. Aby tego
dokonać, Okulicki zamierzał ustanowić rządy junty, obalając tak gen.
Bora jak i Jankowskiego, jako delegata Rządu na Kraj. Ciska jak piorunem
słowo Teheran. Wyjaśnia, że w Teheranie alianci zdradzili Polskę
oddając ją w sferę wpływów radzieckich. Mówił:
”Musimy zdobyć się na wielki zbrojny czyn. Podejmiemy w sercu Polski
walkę z taką mocą, by wstrząsnęła opinią świata. Krew będzie się lała
potokami, a mury będą się walić w gruzy. I taka walka sprawi, że opinia
świata wymusi na rządach przekreślenie decyzji teherańskiej, a
Rzeczpospolita ocaleje”[3].
Pułkownik Pluta-Czachowski relacjonuje, że gdy zwrócił mu uwagę, że
samodzielnie podjęte powstanie może doprowadzić do zburzenia miasta i
wyrżnięcia ludzi, odpowiedział, że protest Warszawy musi nastąpić,
choćbyśmy musieli zagrzebać się w gruzach.
Straceńcza idea była jasno sformułowana: aby ocalić suwerenność
Rzeczpospolitej, dziesiątki tysięcy ludzi miało zginąć w walce a
Warszawa miała legnąć gruzach. Okulicki swoją maniakalną postawę i
zamierzenia skrywał przed swymi władzami, a w szczególności przed
Naczelnym Wodzem, świadomie wbrew instrukcjom działał nielojalnie,
łamiąc dyscyplinę wojskową. Okulicki był to typ oficera brawurowego,
pełnego energii i woli czynu. Gen. Bór określa go jako „chojraka”
skorego do wypitki i wybitki i mówił o nim: ”to jest ktoś”.
Okulicki zaniedbywał przygotowania realiów walki takich jak plany
operacji, ściąganie do stolicy strzelców wyborowych z oddziałów leśnych,
budowa sieci łączności. Wszystko to w odczuciu Okulickiego było
niepotrzebne. Walka w Warszawie miała się odbyć w trybie improwizacji i
heroicznego zrywu. Nie miał ochoty nawet zapoznać się z dorobkiem
ustaleń szefostwa operacji, bo wierzył w zasadę „wodzostwa”. Tym razem
wodzem miał być on sam.
Dramatyczne spory w KG AK
Dopiero po 2 miesiącach, w dniu 21 lipca Okulicki i Pełczyński
ujawniają Borowi – Komorowskiemu swoja ideę stoczenia przez AK walki w
stolicy. Zatajając jednak szaleńcze założenie, że walka ta ma
doprowadzić do samozagłady Warszawy, aby zagrać na szachownicy
międzynarodowej i osiągnąć „cud polityczny”.
Przedstawiono Borowi bezkrytycznie stare założenie powstania
powszechnego, podczas którego armia niemiecka miała być w stanie
moralnego załamania, a siły AK miałyby walczyć tylko z miejscowym
garnizonem, nie mając przeciwnika na zewnątrz miasta. Było to założenie
bzdurne i kompromitujące obu generałów, bo żaden z tych warunków nie był
spełniony. Armia niemiecka wykazywała zdolność bojową a w rejon
Warszawy przybywały niemieckie wyborowe dywizje pancerne. Mimo to
przekonano Bora, że walkę należy podjąć wbrew poprzednim ustaleniom w
kraju i w Londynie, mimo braku przygotowań i uszczuplonych zasobów
broni. Na argumenty, że brak jest broni, Okulicki odpowiadał: “lud
paryski nie liczył ilości pałek jak ruszał na Bastylie”.
W decydującej ostatniej dekadzie lipca, w Komendzie Głównej AK
zaczęto omawiać plan walki, ale nie ze wszystkimi oficerami. Oficerowie
Szefostwa Operacji, zorientowani w rygorach obowiązujących na
szachownicy zmagań wojennych, odporni byli na straceńcze ciągoty
Okulickiego więc odsuwano ich na tor boczny lub lekceważono ich opinię.
Gen. Pełczyński dezorganizuje pracę Komendy Głównej przez ciągłe zmiany
personalne a oficerowie Okulickiego prą nieodpowiedzialnie do jak
najszybszego podjęcia walki. Przez całą ostatnia dekadę lipca toczą się
brzemienne w skutki zmagania na szczycie Podziemia o koncepcję walki w
Warszawie. Na jednej z ostatnich odpraw KG, Delegat Rządu zapytał gen.
Pełczyńskiego, co będzie, jeśli Rosjanie wstrzymają ofensywę.
Odpowiedział na to : ”no to Niemcy nas wyrżną”.
Bór w oparciu o postawę trzeźwych i odpowiedzialnych oficerów KG, jak
pułkownicy Bokszczanin i Pluta-Czachowski, przeciwstawiał się tym
zapędom do ostatniej chwili. Okulicki i zaprzyjaźnieni z nim oficerowie
nakłaniali nawet szefa wywiadu do składania Borowi fałszywych meldunków z
sytuacji na froncie[4].
Komendant Okręgu Warszawskiego płk. Antoni Chruściel „Monter” nie
zorganizował wywiadu na przedpolu walki w postaci obserwatorów
zaopatrzonych w krótkofalówki, aby informować o postępach wojsk
radzieckich. 31 lipca wsiadł w tramwaj i pojechał na Pragę, zobaczyć co
się dzieje na rogatkach miasta. Dojechał do wylotu Grochowskiej i do
wylotu Radzymińskiej. Miejscowe kobiety powiedziały mu , że na
Pelcowiznie widziano już czołgi radzieckie. Dalej wywiad dowódcy okręgu
nie sięgał. Z tą wiadomością, która okazała się po prostu plotką, wrócił
do Bora i było to stanowiło kolejny argument do wydania rozkazu o
początku powstania.
Płk. Chruściel „Monter”, samowolnie, łamiąc dyscyplinę i wiążące
ustalenia sztabowe zarządził Alarm i koncentrację powstańców z bronią w
ręku na pozycjach wyjściowych do walki[5]. W wyniku tego rozkazu,
żołnierze przekonali się jak marnym uzbrojeniem będę dysponować, co
podziałało deprymująco. Powstańców nie posiadających broni kazał uzbroić
w siekiery, łomy i kilofy[6],[7]. Bór–Komorowski nakazał Monterowi ten
rozkaz wycofać. Wolał dekonspirację od przedwczesnego wybuchu powstania.
Gen. Bór-Komorowski przez całą przez całą ostatnią dekadę lipca
zdecydowanie odparowywał naciski na niezwłoczne podjęcie walki. Ufał
oficerom operacyjnym, którzy przestrzegali, że nie wolno zaczynać
powstania zanim wojska radzieckie nie rozpoczną operacji oskrzydlania
miasta, bo na pewno nie będą Warszawy zdobywać atakiem frontalnym.
Okulickiemu zależało na tym, aby zapewnić dostateczną ilość czasu na
straceńcze walki w Warszawie. Na to, aby stolica legła w gruzach a krew
polała się potokami, trzeba było dostatecznego czasu. Pełczyński
argumentował, że młodzież warszawska rwie się do walki – i to była
prawda. Tylko, że młodzież pragnęła walki zwycięskiej, ale nie
całopalenia i obowiązkiem dowódców było poprowadzić ją do zwycięstwa a
nie do zaplanowanego samounicestwienia. Na argumenty oficerów
sztabowych, że zadanie jest niewykonalne, odpowiadał po kapralsku, że
„Każde zadanie jest wykonalne, jeśli chce się je wykonać”
W brzemienny w skutki poniedziałek 31 lipca w godzinach rannych
odbyła się ostatnia odprawa Komendy Głównej AK. Wniosek o natychmiastowe
wszczęcie walki postawił gen. Pełczyński. Posłużył się bluffem,
twierdząc, że Warka jest już zajęta, czyli rozpoczął się manewr
okrążający. Chwyt ten odparował płk. Pluta-Czachowki powołując się na
ostatnie meldunki wywiadu. Bór zamknął naradę stwierdzeniem, że ani dziś
ani jutro nie wyda rozkazu do walki, po czym udał się na naradę z
Delegatem Rządu i z przedstawicielami stronnictw politycznych.
Na naradzie tej Bór przedstawił niejasną sytuacje na froncie oraz
fatalny stan uzbrojenia oddziałów warszawskich. Wywołało to deprymujące
wrażenie. Po referacie Bora i dyskusji, członkowie ówczesnego
dyrektoriatu Podziemia jednomyślnie stanęli na stanowisku zaostrzenia
rygorów ostrożności przy podejmowaniu decyzji o podjęciu walki.
Szczególną ostrożność nakazywał Kazimierz Pużak. Miały obowiązywać
ustalenia Szefostwa Operacji, że walkę można podjąć dopiero po
stwierdzeniu manewru armii sowieckiej, oskrzydlającego miasto. I miały
się ograniczyć tylko do atakowania wycofujących się niemieckich tylnych
straży. Narada zakończyła się o godzinie 14-tej.
W tym czasie bez wątpienia generałowie Okulicki i Pełczyński
naradzali się jak zmusić Bora do przyjęcia ich straceńczej koncepcji
walki. Można sobie wyobrazić jak musiał być wzburzony Okulicki, gdy
dowiedział się, że na naradzie politycznej zadecydowano atakować tylko
tylne straże i to dopiero po wyjaśnieniu sytuacji na froncie. Wzburzony
musiał być tez Pełczyński. Na porannej naradzie zdemaskowano jego bluff i
teraz przeciwstawił mu się ten, którego gen. Tatar nazywał marionetką i
pajacem. Obaj generałowie czekać dłużej nie mogli.
Gen. Bór-Komorowski ulega presji i wydaje rozkaz do wybuchu powstania
Wbrew wszystkim planom strategicznym i ustaleniom sprzed kilku godzin
– Bór-Komorowski 31 sierpnia o godzinie 17.45 wydaje rozkaz rozpoczęcia
powstania nazajutrz 1 sierpnia[6].[7]. Jak to się stało?
Do legend należy włożyć bajeczkę, że do wydania rozkazu przyczynił
się fałszywy meldunek Montera o pojawieniu się kilku radzieckich czołgów
na obrzeżu Pragi. Kilka czołgów nie zmienia sytuacji na całym froncie, a
ta była Borowi znana.
W godzinach popołudniowych Okulicki w okolicznościach bliżej
nieznanych narzucił swą samobójczą koncepcję walki. Wszelkie poszlaki
pozwalają postawić uzasadnioną hipotezę, że w ostatnich godzinach
poprzedzających wydanie rozkazu Bór-Komorowski był szantażowany przez
obu generałów, że jeśli nie wyda rozkazu – będzie „potępiony przez
historię” – a rozkaz wydadzą oni sami. Bór i wezwany chwilę później
Delegat Rządu Jankowski, (który też znał ustalenia z godzin rannych i
południowych) woleli wybrać rozwiązanie zalegalizowane, niż oddać
całkowicie stery w ręce zbuntowanej junty.
Tylko tym można wytłumaczyć zachowanie się Bora chwilę później, po
wydaniu rozkazu, gdy na kwaterę Bora przybył Iranek Osmecki z
informacja, że radziecki zagon pancerny pod Wołominem został rozbity i
Niemcy przejęli inicjatywę. Miał jeszcze czas na odwołanie rozkazu, ale
tego nie zrobił. Świadkowie zgodnie stwierdzają, że był kompletnie
załamany i powtarzał tylko: ”Nic się już nie da zrobić” – wiedząc, że
odwołanie rozkazu byłoby storpedowane przez Okulickiego. Dyżurujący w
kwaterze Bora kpt. Szymon powiedział:”No to ułani ruszyli do szarży…” A
Kazimierz Pużak powie później: ”To są sprawy bolesne. Kiedyś to sobie
wyjaśnimy…To są sprawy podejrzane… Wszystkich nas zaskoczyli…”
Oddziały AK w Warszawie, liczne i doskonale zorganizowane, były
jednak bardzo słabo uzbrojone [8]. Jeszcze do połowy lipca broń
pochodzącą ze zrzutów przekazywano do oddziałów leśnych. Według
posiadanych danych, w chwili przystąpienia do walki, oddziały miały
(licząc tylko podstawową broń piechoty):
– 98 ręcznych karabinów maszynowych z zapasem 160 naboi na każdy
– 604 pistoletów maszynowych z zapasem 200 naboi na każdy
– 1386 karabinów z zapasem 170 naboi na każdy
– 604 pistoletów maszynowych z zapasem 200 naboi na każdy
– 1386 karabinów z zapasem 170 naboi na każdy
Ponadto posiadano 2660 rewolwerów z 20 nabojami na każdy i około 50
tysięcy granatów ręcznych głównie własnej produkcji, tzw. „sidolówek”-
będących raczej petardami. Oddziały tzw. szturmowe liczyły około 30
tysięcy żołnierzy, wiec jak widać, tylko co piętnasty miał broń długą.
Broni ciężkiej w ogóle nie było[9][10].
Powstańcy nie tylko, że byli słabo uzbrojeni, ale nie umieli też
strzelać. No bo gdzie i kiedy mieli się nauczyć? Jeden z powstańców
przyznał, że w ramach szkolenia na konspiracyjnej podchorążówce, miał
szansę tylko raz wystrzelić do tarczy podczas ćwiczeń w puszczy
kampinoskiej. Niemieckie oddziały żandarmerii przechodziły systematyczny
trening strzelecki, a oddziały frontowe miały za sobą 5 lat “praktyki”.
Jeśli mimo to, jak w żadnej bitwie, Niemcy mieli więcej zabitych niż
rannych, to dlatego, że powstańcy w rozpaczliwej obronie przy braku
amunicji, dopuszczali Niemców na odległość paru metrów.
Nie zadbano o zaopatrzenie oddziałów warszawskich w środki łączności
jak radiostacje i telefony polowe (można było ułożyć linie telefonów
polowych w kanałach). Odbiło się to fatalnie na dowodzeniu w czasie
walki – musiano zdać się na ofiarne łączniczki, a oficerowie Komendy
Głównej siedząc z lornetkami na dachach wysokich budynków próbowali
zgadnąć, co się dzieje w innych dzielnicach. Bór-Komorowski (Armia
Podziemna) pisze, że “dochodzące odgłosy pozwalały mu zorientować się w
przebiegu walk”. Do dnia 6 sierpnia Bór nie wiedział czy są jakieś
oddziały AK walczące jeszcze na Mokotowie. Przez brak łączności nie
można było skoordynować działań. Przykład:, gdy oddziały z Kampinosu
dotarły na cmentarz powązkowski – oddziały powstańcze już wycofały się
na Stare Miasto.
Rozporządzając pieniędzmi ze zrzutów, nie zakupiono środków
opatrunkowych ani nie stworzono zapasów żywności. Żołnierze od
pierwszych dni powstania głodowali, zdani na skromne zapasy mieszkańców
miasta.
„Monter” jeszcze przez cały sierpień, nie mając żadnych odwodów, aż
do upadku Starówki snuł nierealne plany “kompletnego wyrzucenia Niemców z
miasta”.
Na ostatniej przed kapitulacja naradzie dowództwa AK, w dniu 28
września, będąc świeżo awansowany na generała oświadczył: (Żenczykowski –
Samotny bój Warszawy) – “Duch żołnierzy jest doskonały, nasze pozycje
obronne są dobre, sytuacja amunicyjna i stan broni jest dobry, walkę
obronną możemy prowadzić stosunkowo długo…”
Po Powstaniu gen. Okulicki napisze w liście do prezydenta
Raczkiewicza: ”Potrzebny był czyn który by wstrząsnął sumieniem świata.
Powstanie Warszawskie dobrze spełniło swoje zadanie.”
Epilog i skutki powstania
Przyjęło się powszechnie uważać, że powstanie trwało 63 dni od 1
sierpnia do 2 października 1944 roku, kiedy to Armia Krajowa zaprzestała
działań ofensywnych i wysłała emisariuszy w celu wynegocjowania
kapitulacji. Jednak negocjacje prowadzone w Ożarowie Mazowieckim
wydłużyły się i decyzja o zawieszeniu broni została oficjalnie podpisana
dopiero po północy 3 października.
Można mówić również o 66 dniach, gdyż do 5 października trwało
wychodzenie z miasta do niewoli zwartych oddziałów powstańczych, a w
czasie tych trzech ostatnich dni nadal działało powstańcze dowództwo
wydające rozkazy żołnierzom. Jednocześnie w tym czasie nadal
funkcjonowały struktury ujawnionych władz Polskiego Państwa Podziemnego,
a także miały miejsce wszelkie inne przejawy aktywności życia w
powstańczym mieście, takie jak np. ukazywanie się prasy powstańczej,
emisje audycji radiowych z powstańczych radiostacji, działalność
powstańczej poczty harcerskiej itp.
W trakcie dwumiesięcznych walk oddziały powstańcze straciły
bezpowrotnie blisko 16 tys. żołnierzy – z czego 10 tys. poległych oraz 6
tys. zaginionych, których należy uznać za zabitych. Rannych zostało ok.
20 tys. powstańców – w tym 5 tys. ciężko. Do niemieckiej niewoli
trafiło ok. 15 tys. żołnierzy (w tym ok. 900 oficerów i 2 tys. kobiet).
Duże straty poniosły również oddziały 1. Armii Wojska Polskiego. W
walkach o Pragę, a zwłaszcza podczas prób forsowania Wisły oraz
wspólnych walkach z powstańcami na Czerniakowie, utraciły one blisko 5,5
tys. zabitych i rannych. Straty niemieckie wyniosły 2000 żołnierzy[12].
Nie jest znana dokładna liczba ofiar cywilnych. Jeszcze podczas
trwania powstania przewodniczący PKWN Edward Osóbka-Morawski mówił o 200
tys. ofiar. Polscy i zagraniczni historycy przyjmują zazwyczaj, że
straty ludności cywilnej wyniosły od 150 tys. do 200 tys. zabitych. W
wyniku powstania około ponad 500 tys. mieszkańców stolicy oraz około 100
tys. osób z miejscowości podwarszawskich zostało zmuszonych do
opuszczenia swoich domów.
Co najmniej 520 tys. wysiedleńców trafiło w niemieckie ręce i
przeszło przez podwarszawskie obozy przejściowe – w szczególności przez
Durchgangslager 121 w Pruszkowie. Z tego grona blisko 60 tys. osób
zostało deportowanych do obozów koncentracyjnych, a kolejnych 90 tys. –
na roboty przymusowe w głąb Rzeszy.
Od 300 tys. do 350 tys. warszawiaków, uznanych za niezdolnych do
pracy, Niemcy rozwieźli po całym Generalnym Gubernatorstwie,
pozostawiając ich tam bez jakichkolwiek środków do życia. Po upadku
powstania Niemcy wbrew postanowieniom umowy kapitulacyjnej przystąpili
do systematycznego wypalania i wyburzania miasta. Zniszczeniu uległo
wówczas ponad 30% zabudowy lewobrzeżnej Warszawy.
Spora część osób związana z rządem RP w Londynie na emigracji i jak
środowiska emigracyjnego było krytyczne wobec powstania o to kilka
wypowiedzi:
Władysław Anders:
„Byłem całkowicie zaskoczony wybuchem
powstania w Warszawie. Uważam to za największe nieszczęście w naszej
obecnej sytuacji. Nie miało ono najmniejszych szans powodzenia, a
naraziło nie tylko naszą stolicę, ale i tę część Kraju, będącą pod
okupacją niemiecką, na nowe straszliwe represje. Wywołanie powstania
uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy się, kto ponosi za to
odpowiedzialność?”[13].
Stanisław Cat-Mackiewicz:
„Warszawa została zniszczona bardziej niż
Berlin, klęska Polski w tej wojnie, w której Polacy walczyli w obozie
zwycięzców, jest większa od klęski Niemiec. Sowietom zależało na
zniszczeniu Warszawy, a tak się pomyślnie dla nich składało, że dla tego
zniszczenia nie trzeba było używać sowieckich armat ani pocisków. Od
czegóż patriotyzm polski! Jest on wielki i wspaniały. Ale ma właściwość
bezrozumnego dynamitu. Wystarczy do niego przyłożyć zapałkę prowokacji,
aby wybuchł. Powstanie warszawskie bije wszystkie rekordy wytrzymałości.
Przez wiele setek lat, dopóki istnieć będzie naród polski, każdy Polak
będzie przyznawał, że powstanie warszawskie było samobójczym szałem, i
będzie miał do niego synowską tkliwość i miłość. Będzie z niego
dumny…”[14]
A tu głos z Polski Pawła Jasienicy:
„Jakżeby inaczej wyglądało dziś życie w
Polsce, gdyby nie warszawskie cmentarzysko. Nie ma takiej dziedziny
życia narodowego, która by tego ciężaru nie czuła. Powstanie warszawskie
było wymierzone militarnie przeciwko Niemcom, politycznie przeciwko
Sowietom, demonstracyjnie przeciw Anglosasom, a faktycznie przeciw
Polsce.”[15]
W społeczeństwie ciągle żyje “mit bohaterskiego zrywu Stolicy”.
Powstanie stało się legendą. Dzisiaj nikt nie mówi o skutkach powstania
warszawskiego, ani nie upomina się o jej ofiary, ani mówi się
odpowiedzialność spoczywające na dowódców. Nie mówi się o ich
odpowiedzialności za wybuch i skutki powstania oraz to, że dzielnych
walczących powstańców, których bez broni, bez sensu posłano na pewną
śmierć. Tragedia Powstania Warszawskiego powinna się stać lekcją i
przestrogą dla społeczeństwa, które na szczęście zrozumiało to w
październiku 1956 i w latach 80-tych.
Przypisy:
[1] J. M. Ciechanowski: Powstanie Warszawskie. Zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego9, s. 324–326.
[2]. Bór-Komorowski, Armia Podziemna, s. 253.
[3]. Pismo Dowódcy AK gen. Leopolda Okulickiego do Prezydenta RP 9 grudnia 1944, nr 1780/1.SPP.
[4[ Ciechanowski, 2009, s 299
[5]. Ciechanowski 2009 , s. 332–334.
[6][9]. Piotr M. Majewski. Największa bitwa miejska II wojny światowej. „Biuletyn IPN”. 8-9 (43-44), sierpień – wrzesień 2004, s. 51.
[7]. Jerzy Kirchmayer: Powstanie Warszawskie. Warszawa: Książka i Wiedza 1984, s. 129.
[8]. Władysław Bartoszewski: Dni walczącej stolicy. Kronika powstania warszawskiego. Warszawa: Świat Książki, 2008, s. 706.
[9]. Ciechanowski 2009, s. 331–332.
[10]. Kirchmayer 1984 ↓, s. 162
[11]. Andrzej Krzysztof Kunert: Kronika powstania warszawskiego. Warszawa: Wydawnictwo Edipresse Polska & Wydawnictwo Zysk i Ska, 2004, s. 5.
[12] Marek Getter. Straty ludzkie i materialne w Powstaniu Warszawskim. „Biuletyn IPN”. 8-9 (43-44), sierpień – wrzesień 2004. , s. 70.
[13]. Władysław Anders w liście do podpułkownika Mariana Dorotycz-Malewicza „Hańczy”, Linia Gotów, 31 sierpnia., źródło: Norman Davies, Powstanie ’44, Kraków 2004, s. 466.
[14]. Stanisław Cat-Mackiewicz, Powstanie warszawskie czy samobójstwo, w: Lata nadziei 17 września 1939 – 5 lipca 1945 r., Londyn 1945
[15]. Paweł Jasienica, „Tygodnik Powszechny”, 1949
[2]. Bór-Komorowski, Armia Podziemna, s. 253.
[3]. Pismo Dowódcy AK gen. Leopolda Okulickiego do Prezydenta RP 9 grudnia 1944, nr 1780/1.SPP.
[4[ Ciechanowski, 2009, s 299
[5]. Ciechanowski 2009 , s. 332–334.
[6][9]. Piotr M. Majewski. Największa bitwa miejska II wojny światowej. „Biuletyn IPN”. 8-9 (43-44), sierpień – wrzesień 2004, s. 51.
[7]. Jerzy Kirchmayer: Powstanie Warszawskie. Warszawa: Książka i Wiedza 1984, s. 129.
[8]. Władysław Bartoszewski: Dni walczącej stolicy. Kronika powstania warszawskiego. Warszawa: Świat Książki, 2008, s. 706.
[9]. Ciechanowski 2009, s. 331–332.
[10]. Kirchmayer 1984 ↓, s. 162
[11]. Andrzej Krzysztof Kunert: Kronika powstania warszawskiego. Warszawa: Wydawnictwo Edipresse Polska & Wydawnictwo Zysk i Ska, 2004, s. 5.
[12] Marek Getter. Straty ludzkie i materialne w Powstaniu Warszawskim. „Biuletyn IPN”. 8-9 (43-44), sierpień – wrzesień 2004. , s. 70.
[13]. Władysław Anders w liście do podpułkownika Mariana Dorotycz-Malewicza „Hańczy”, Linia Gotów, 31 sierpnia., źródło: Norman Davies, Powstanie ’44, Kraków 2004, s. 466.
[14]. Stanisław Cat-Mackiewicz, Powstanie warszawskie czy samobójstwo, w: Lata nadziei 17 września 1939 – 5 lipca 1945 r., Londyn 1945
[15]. Paweł Jasienica, „Tygodnik Powszechny”, 1949
Literatura:
Władysław Bartoszewski: Dni walczącej stolicy. Kronika powstania warszawskiego. Warszawa: Świat Książki, 2008.
Adam Borkiewicz: Powstanie warszawskie. Zarys działań natury wojskowej. Warszawa: Instytut wydawniczy PAX, 1969.
Jan M. Ciechanowski: Powstanie Warszawskie. Zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego. Pułtusk-Warszawa: Bellona, 2009.
Szymon Datner: Zburzenie Warszawy. W: Straty wojenne Polski w latach 1939-1945. Poznań – Warszawa: Wydawnictwo Zachodnie, 1960.
Marek Getter. Straty ludzkie i materialne w Powstaniu Warszawskim. „Biuletyn IPN”. 8-9 (43-44), sierpień – wrzesień 2004.
Andrzej Krzysztof Kunert: Kronika powstania warszawskiego. Warszawa: Wydawnictwo Edipresse Polska&Wydawnictwo Zysk i Ska, 2004
Jerzy Kirchmayer: Powstanie Warszawskie. Warszawa: Książka i Wiedza, 1984.
Tadeusz Bór-Komorowski: Armia Podziemna. Warszawa: Bellona, 1994.
Jan Matłachowski. Kulisy genezy Powstania Warszawskiego”, wyd. Poldom, Londyn, 1978.
Piotr M. Majewski. Największa bitwa miejska II wojny światowej. „Biuletyn IPN”. 8-9 (43-44), sierpień – wrzesień 2004.
Władysław Pobóg-Malinowski: Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1945. T. III. Londyn: 1960.
Adam Borkiewicz: Powstanie warszawskie. Zarys działań natury wojskowej. Warszawa: Instytut wydawniczy PAX, 1969.
Jan M. Ciechanowski: Powstanie Warszawskie. Zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego. Pułtusk-Warszawa: Bellona, 2009.
Szymon Datner: Zburzenie Warszawy. W: Straty wojenne Polski w latach 1939-1945. Poznań – Warszawa: Wydawnictwo Zachodnie, 1960.
Marek Getter. Straty ludzkie i materialne w Powstaniu Warszawskim. „Biuletyn IPN”. 8-9 (43-44), sierpień – wrzesień 2004.
Andrzej Krzysztof Kunert: Kronika powstania warszawskiego. Warszawa: Wydawnictwo Edipresse Polska&Wydawnictwo Zysk i Ska, 2004
Jerzy Kirchmayer: Powstanie Warszawskie. Warszawa: Książka i Wiedza, 1984.
Tadeusz Bór-Komorowski: Armia Podziemna. Warszawa: Bellona, 1994.
Jan Matłachowski. Kulisy genezy Powstania Warszawskiego”, wyd. Poldom, Londyn, 1978.
Piotr M. Majewski. Największa bitwa miejska II wojny światowej. „Biuletyn IPN”. 8-9 (43-44), sierpień – wrzesień 2004.
Władysław Pobóg-Malinowski: Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1945. T. III. Londyn: 1960.
Źródło: https://historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com
Za: https://marucha.wordpress.com/2015/07/31/prawdziwe-kulisy-powstania-warszawskiego/