Wczoraj obchodziliśmy 96 rocznicę jednej z najważniejszych bitew w
historii Polski oraz całego świata. Bitwa ta, która słusznie przeszła do
historii jako „Cud nad Wisłą”, rzeczywiście była cudem we wszelkim
znaczeniu tego słowa. Już sama data mówi nam bardzo wiele – 15 sierpnia —
czyli święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny — naszej Pani i
Królowej Korony Polskiej. To nie przypadek. Nie ma bowiem na świecie
przypadków, nic nie dzieje się bez przyczyny. I w tym przypadku data ta
zaważyła zapewne na naszym zwycięstwie.
Z historycznego i geo-politycznego punktu widzenia byliśmy praktycznie
skazani na porażkę… Nasze młodziutkie państwo, które ledwo co odzyskało
niepodległość, nie zdążyło jeszcze nawet rozwiązać wszystkich problemów
wewnętrznych czy zewnętrznych (jak np. kwestie spornych granic), a
zostało zaatakowane przez tworzące się na wschodzie bolszewickie
imperium, które parło na zachód zmiatając wszystko na swojej drodze, i
chcąc podbić całą zachodnią Europę! Widmo komunizmu wisiało nad Europą, a
los całego świata był niepewny. Gdyby bolszewicy przeszli przez Polskę,
przeszliby także bez problemu przez osłabione i skompromitowane po I
wojnie światowej Niemcy, a Francja jak zwykle wywiesiłaby zapewne swoją
właściwą kolorystycznie flagę… We Włoszech czy w Hiszpanii również były w
tych latach poważne trendy komunistyczne, aż do zwycięstwa
Mussoliniego, oraz gen. Franco, los tych krajów także pozostawał
niepewny. Wielce prawdopodobnym jest więc, że gdyby nie nasza Victoria
pod Warszawą, Europa już po kilku latach byłaby w całości bolszewicka…
Komuniści nie ukrywali zresztą, że ich celem jest nie tyle podbój
Polski, ile podbój całej Europy. Lenin w swym przemówieniu na
konferencji partii bolszewickiej mówił wprost, że ich celem jest inwazja
i wprowadzenie rewolucji proletariackiej nie w Polsce, ale w Niemczech i
a Anglii… Polskę uważał on za element zbytnio reakcyjny, katolicki,
który nie da się dobrowolnie przekształcić w rewolucyjne, proletariackie
społeczeństwo, i który należy po prostu wyeliminować jako przeszkodę na
drodze do rewolucji… Czekał nas więc los marny, mieliśmy tylko jedną
możliwość, obronić naszą Ojczyznę, i przy okazji, całą Europę, przed
zalewem bolszewizmu.
Działania wojenne na przedpolach Warszawy rozpoczęły się już 13
sierpnia. Właściwym dowódcą, który przygotował całą operację oraz
poprowadził nasze oddziały do ostatecznego zwycięstwa, był Gen. Tadeusz
Jordan Rozwadowski. Piłsudski w tym samym czasie planował już wycofanie
się, wręczył premierowi Witosowi swoją dymisję, i zwyczajnie uciekł z
Warszawy, ukrywając się u swojej kochanki… Koordynatorem wszystkich
działań wojennych po stronie polskiej został Gen. Rozwadowski. Co
więcej, jako szef Sztabu Generalnego po dymisji marszałka automatycznie
stał się Naczelnym Wodzem, prawdopodobnie nawet o tym nie wiedząc. Nie
zmienia to jednak faktu, że w razie klęski odpowiedzialność z prawnego
punktu widzenia spadłaby na Gen. Rozwadowskiego, a nie na Piłsudskiego.
15 sierpnia 1920 r. armie polskie pod Warszawą i nad Wkrą, rozbiły trzy z
czterech armii wroga. Decydującą rolę odegrała 5 armia Sikorskiego,
która nie dość, że wytrzymała napór 3 armii bolszewickich, to jeszcze
zdołała przejść do planowanego kontrataku. Armia Czerwona rozpoczęła
odwrót. Gen. Rozwadowski wspierany przez Gen. Weyganda domagał się
przyspieszenia ofensywy znad Wieprza, obawiając się, że Sowietom uda się
wycofać. Piłsudski uległ tym naciskom i przesunął termin ofensywy z 17
na 16 sierpnia. Początkowe uderzenie 4 Armii trafiło w próżnię. Dopiero
17 sierpnia, co potwierdza relacja Piłsudskiego w książce „Rok 1920”,
dogoniło wycofujące się wojska radzieckie. Rozpoczęły się walki
pościgowe.
Z relacji naocznych światków tych wydarzeń usłyszeć możemy, że sowieci
uciekali spod Warszawy w wielkim popłochu… Ponoć część z nich,
twierdziła ponoć, że ucieka przed „potężną Polską Hetmanką, która z
Nieba dowodzi swoją armią…”. Rzeczywiście, tylko Jej zawdzięczać możemy
to potężne zwycięstwo! Była to bowiem walka nie tylko za wolność, ale i
za Wiarę. Gdyby nie nasze zwycięstwo, chrześcijaństwo w Polsce, a być
może i w całej Europie, ostatecznie przestałoby istnieć. Można więc
określić tę wojnę w pewien sposób Krucjatą — czyli wojną w obronie
Wiary. Tak samo, jak pod Wiedniem i tym razem, po raz kolejny
obroniliśmy całą Europę i Chrześcijaństwo przed ostatecznym
zniszczeniem. Byliśmy słusznie określani jako „przedmurze
Chrześcijaństwa” oraz Regnum Orthodoxum — Królestwo Prawowierne (tytuł
nadany przez Papieża Polsce w czasach króla Jana Kazimierza, za obronę
Jasnej Góry i Śluby Lwowskie). Tak samo, jak i przy Victorii
Wiedeńskiej, ocaliliśmy Europę przed zalewem całkowicie obcego jej i
wrogiego ducha. Dziś historie zdaje się zataczać koło gdyż znów zaczyna
zagrażać nam islamska fala. I znowu powinniśmy stanąć jak kiedyś nasi
ojcowie, w obronie Chrześcijaństwa, Boga, Honoru i Ojczyzny! Czy dziś
będzie nam dany nowy król Jan III Sobieski, czy Gen. Tadeusz
Rozwadowski, który poprowadzi nas do zwycięstwa? Prośmy o to naszą
Królową i Hetmankę, a Ona nigdy nam nie odmówi swej łaskawej pomocy!
Trzeba też pamiętać i mieć na względzie, że najprawdopodobniej Cud nad
Wisłą, jak często bywa słusznie nazywana zwycięska Bitwa Warszawska z
1920 roku, nie byłby jednak w ogóle możliwy, bez wielkiej pomocy naszych
Braci Węgrów. 96 lat temu, 12 sierpnia dotarł do Polski wielki
transport broni i amunicji z Budapesztu-bez niego nie byłoby czym
strzelać do bolszewików… Warto więc zawsze pamiętać gdzie mamy
prawdziwych przyjaciół i sojuszników. W czasie wojny
Polsko-bolszewickiej nie otrzymaliśmy żadnej pomocy od Francji, Anglii
czy USA. Tak samo i dziś nie mamy się co spodziewać żadnej pomocy po
pseudo „sojusznikach” z NATO czy UE. Wręcz przeciwnie, jedyne czego się
możemy spodziewać, to nóż w plecy… Prawdziwych sojuszników mamy od
wieków za naszą południową granicą, i to się nie zmieni. Oby
doświadczenia z 1920 oraz 1939 roku pozwoliły nam wyciągnąć jasne
wnioski na przyszłość… Nasi dziadowie potrafili pokazać całej Europie i
Światu, że Polak wierny Bogu i Polsce nigdy się nie poddaje! Nasza walka
trwa cały czas, akurat, póki co, żyjemy w czasach spokojnych, w których
pozornie walka z bronią w ręku, póki co nam nie grozi. Bądźmy jednak
świadomi, że sytuacja ta może kiedyś ulec zdanie i czy będziemy wtedy
gotowi bronić Ojczyzny tak jak oni? Oby Bóg dał nam siłę! Bowiem jeśli
On jest z nami, któż przeciwko nam?!
Michał Mikłaszewski