Mija 70 lat od chwili, gdy arcypolski Lwów dostał się w ręce
Sowietów, którzy najpierw z pomocą Armii Krajowej odbili „zawsze wierne”
miasto z rąk niemieckich, a następnie uwięzili naszych oficerów. W
trakcie rozmów dotyczących wytyczenia nowych granic, na agresywną
ekspansję Stalina Zachód odpowiadał zachowawczo bądź wręcz
nieprzychylnie wobec Polski.
Gdyby po I wojnie światowej odrodzona Rzeczpospolita zastosowała się do
woli mocarstw zachodnich, to już w 1920 r. Lwów, najbardziej polskie
miasto w II Rzeczpospolitej, byłby stolicą Zachodnioukraińskiej
Republiki Ludowej. Polacy nie zaakceptowali jednak wówczas dyktatu. W
walce o Lwów oraz Małopolskę Wschodnią zdecydowali się na wojnę z
Ukraińcami, a następnie na batalię z Rosją bolszewicką, dokonując
wyprzedzającego uderzenia w rejonie Kijowa.
W grudniu 1919 Rada Najwyższa Głównych Mocarstw Sprzymierzonych i
Stowarzyszonych po I wojnie światowej przyjęła wysuniętą przez Wielką
Brytanię propozycję ustanowienia wschodniej granicy Rzeczypospolitej
(tzw. linia Curzona, od nazwiska brytyjskiego ministra spraw
zagranicznych). Z punktu widzenia mocarstw zachodnich ziemie leżące na
wschód od linii opartej o Niemen, Bug i San znajdowały się „tylko pod
czasową polską administracją”. Nasz rząd odrzucił projekt, ale latem
1920 r., lord Curzon ponowił swą propozycję – tym razem na odcinku
południowym bardzo precyzyjnie wytyczając granicę tak, by nikt nie miał
wątpliwości, że Lwów ma pozostać po stronie ukraińskiej.
Linia powraca
Zarówno strona polska jak i sowiecka w 1920 r. nie uznały linii Curzona –
nikt jednak pewnie nie zdawał sobie wówczas sprawy, jak istotną rolę w
stosunkach międzynarodowych będzie ona odgrywać w przyszłości. Stała się
bowiem znakomitym orężem w rękach Stalina. Ponad dwie dekady po
pierwszej propozycji Brytyjczyków komunistyczny dyktator bezwzględnie
wykorzystał ją przeciwko Polakom.
Dyskutując z zachodnimi sojusznikami w sprawie wschodnich granic Polski,
Stalin miał przy sobie ministra spraw zagranicznych Wiaczesława
Mołotowa. Ten w trakcie rozmów rozkładał na stole mapę i tekst noty
Curzona. Gdy alianci delikatnie sugerowali jakieś korekty na korzyść
Polski, zwłaszcza na południu, Stalin odpowiadał pytaniem na pytanie –
„czy alianci chcą, żeby rosyjscy przywódcy byli mniej rosyjscy od
Curzona i Clemenceau? Co powiedzieliby Ukraińcy, gdybyśmy przyjęli
propozycję aliantów?”.
Polski rząd na obczyźnie oczywiście linii Curzona nie akceptował, ale
jego możliwości nacisku na zachodnich aliantów były bardzo ograniczone.
Mógł tylko apelować i prosić. Sprawa jednak została rozstrzygnięta już w
Teheranie. Jak wynika z zachowanych protokołów, Winston Churchill
oświadczył, że „nie będzie łamał sobie serca (…) w związku ze sprawą
Lwowa”. Konferencja w Jałcie tylko przypieczętowała naszą nową granicę
wschodnią, a tym samym losLeopolis.
Trzecia strona
Interesujący obraz konferencji dał w pracy „Jałta. Cena pokoju.” Serghii
M. Plokhy. Autor ujawnił antypolskie nastroje panujące w Ministerstwie
Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii u progu jałtańskiego mityngu. Tuż
przed tym wydarzeniem Wydział Analiz tego resortu wydał memorandum
zatytułowane „Ukraińska mniejszość w Polsce”. Dokument miał dowodzić, że
„problem wschodnich granic wschodnich Polski jest nie tylko kwestią
rosyjsko-polską, ale stanowi zagadnienie trójstronne, w której tę
trzecią stronę stanowią mniejszości narodowe w Polsce, a dzieje polskich
stosunków z największą spośród nich - Ukraińcami - wcale nie są dobre.
Niefortunne może byłoby, gdyby nasze silne zaangażowanie w obronę
interesów Polski przesłoniło te fakty”.
Memorandum wybiegało też w przyszłość i o ile jego autorzy stwierdzali,
że choć na „obecnym etapie dziejów Europy Wschodniej” powstanie
niezależnego państwa ukraińskiego jest „zupełnie niewyobrażalne”, to
celowe jest zjednoczenie wszystkich Ukraińców w jednej jednostce
politycznej, która powinna powstać przez przyłączenie Zachodniej Ukrainy
do Ukraińskiej Republiki Sowieckiej.
Autorką memorandum była Elizabeth Pares. Jeden z jej przełożonych
naniósł własne uwagi, wzmacniające tylko wymowę opracowania. Korekty
wskazywały na Lwów jako kulturalne i narodowe centrum, siedzibę
wykształconej części społeczeństwa ukraińskiego, a także niegdysiejsze
miejsce działalności Mychajły Hruszewskiego, „najwybitniejszego
ukraińskiego historyka” i szefa rządu w latach 1917-1918. Jak
podkreślono, Hruszewski w latach dwudziestych wybrał sowiecką Ukrainę, a
nie kontrolowany przez Polskę Lwów. Zdaniem autora poprawek, także inni
nacjonaliści wolą mieszkać na terenie Ukraińskiej SRR niż w
kontrolowanej przez Polskę Galicji Wschodniej.
Taka orientacja brytyjskiej dyplomacji zbiegła się z działaniami władz
sowieckich, które w 1944 r. podkreślały, że celem Armii Czerwonej jest
zjednoczenie dawnych ziem ukraińskich. Ideę tę przejęli Sowieci od UPA.
Przed konferencją w Jałcie, by dowartościować tamtejszych komunistów,
Stalin zgodził się, by sowiecka Ukraina uzyskała pewne atrybuty
państwowości i utworzyła własne komisariaty spraw zagranicznych oraz
obrony. Stalin chciał, by w sporze o Lwów pojawił się trzeci gracz,
uznawany przez sprzymierzonych – formalnie niezależna Ukraina,
aspirująca do tego, by stać się podmiotem prawa międzynarodowego.
Istotnie, 29 czerwca 1945 r. Ukraina została członkiem-założycielem ONZ.
Grzeczny Roosevelt i apetyt Chruszczowa
O pozostanie Lwowa w granicach Polski upominał się tylko prezydent USA
Franklin Delano Roosevelt. Zasugerował on Stalinowi, że mógłby
pozostawić Lwów (wraz z okolicznymi złożami ropy naftowej) po stronie
polskiej. Nie czynił tego jednak w formie ultymatywnej. Była to raczej
sugestia do rozważenia. Wysuwając ją Roosevelt odwoływał się do
wspaniałomyślności Stalina twierdząc, że przez ten gest dyktator mógłby
zdobyć sympatię i przyjaźń Polaków.
Stalin propozycje amerykańskiego prezydenta odrzucił. Zaproponował też
„rekompensatę” dla Polski w postaci przesunięcia jej przyszłej
zachodniej granicy z Nysy Kłodzkiej na Nysę Łużycką, czym kompletnie
zaskoczył aliantów, z niechęcią przyjmujących przecież wcześniej
ustalone przyłączenie do Polski Szczecina. W kwestii granicy
południowo-wschodniej Stalin oświadczył, że „i tak jest łaskawy”.
Ukraińscy komuniści ustami swojego pierwszego sekretarza KC WKP (b)
Ukrainy Nikity Chruszczowa żądali bowiem przyłączenia do ich republiki
wszystkich „etnicznych i historycznych ziem ukraińskich” z Chełmem,
Hrubieszowem, Zamościem, Tomaszowem, Jarosławiem i Przemyślem.
Przypominając te żądania, Stalin odpowiedział aliantom, że Polska tak
czy siak Lwów straci, a od sojuszniczej akceptacji zależy tylko, czy
Ukrainie nie przypadnie znacznie więcej ziem. Lord Curzon tworząc swoją
„linię” nie przypuszczał zapewne, że wywoła nią tyle zamieszania. Jego
następcy zgotowali natomiast Polsce wielki dramat.
Marek A. Koprowski