Cytaty

INTEGRALNY RZYMSKI KATOLICYZM * NACJONALIZM INTEGRALNY * NARODOWY SOLIDARYZM * UNIWERSALIZM * REWOLUCJA KONSERWATYWNA * EUROPA WOLNYCH NARODÓW

PRZECIWKO KOMUNIZMOWI I KAPITALIZMOWI! ZA NARODOWYM SOLIDARYZMEM PAŃSTWA!

PORTAL PUBLICYSTYCZNY FRONTU REX - RNR

Codziennik internetowy (wydarzenia - relacje - artykuły)

„Pro Fide, Rege et Patria” – „Za Wiarę, Króla i Ojczyznę”

PRZEŁOM NARODOWY - jest to projekt polityczny łączący w sobie ideę hierarchiczną z myślą narodową w duchu rzymskiego katolicyzmu, dążący do zmiany obecnego Systemu politycznego w sposób radykalny i trwały

wtorek, 12 maja 2015

Bartosz Biernat: Media, wybory i rybki w jeziorze

czarno-biala-maska-gazowa   Systemem kierują geniusze. Poważnie, uważam, że w kwestiach socjotechniki, manipulacją tłumem, a przez to bezpieczeństwa własnego systemu prowadzą go absolutni mistrzowie swojego fachu. Poprzednicy z przeróżnych upadłych już systemów to przy nich parodyści. Goebbels mistrzem propagandy? Beż żartów, dzisiaj byłby co najwyżej politykiem średniego szczebla w jakimś euroregionie. Anonimowość, długofalowość, a przede wszystkim ogromny skok technologiczny to rzeczy, dzięki którym kreatorzy dzisiejszej światowej polityki wyprzedzają swoich poprzedników o lata świetlne. Wisienką na torcie ich działalności są z pewnością poszczególne wybory. To wtedy mogą fantazyjnie prowadzić swoje badania i planować następne działania w celu tworzenia światowego imperium. Przyznaję, że choć pewnie przemawia przeze mnie jakiś straszny masochizm, lubię to obserwować. Nazywam to masochizmem, gdyż wnioski z tych obserwacji  mogą doprowadzić do destrukcyjnych myśli i zachowań. Naród, o którego tożsamość staramy się walczyć od lat, to w ogromnej większości skończeni kretyni. Zaangażowani w wybory pomyślą teraz: „ma facet rację, są wśród nas miliony idiotów, skoro wybrali Komorowskiego“, następni pomyślą: „rzeczywiście, głosować ciągle na duet PO/PIS? Ile można tłuc im do głowy prawdę“ itd. Tylko, że ci ludzie ciągle jednak patrzą na III RP przez pryzmat swojego państwa, które dzięki danemu kandydatowi trzeba ratować, przez co zupełnie nie różnią się od wyborców partii mainstreamu.

Wybory istnieją w demoliberalizmie po to, by system miał swoją legitymację. System musi mieć możliwość powiedzenia: „jeżeli jesteście naszym bydłem, to tylko na własną prośbę“. Każdy głos oddany w wyborach ma niestety to znaczenie, że wygrywają wybory ci, którzy i tak mają wygrać, ale system dzięki temu pozoruje uczciwą walkę. Głos oddany w wyborach niestety umacnia ten system, jestem w stanie zrozumieć potrzebę pokazania swoich poglądów przy urnach, ale gdy narodowcy mówią o „obywatelskim obowiązku”, to mrozi mi krew w żyłach. Można by powiedzieć, że obywatelskim obowiązkiem wobec III RP jest głosować, natomiast obowiązkiem patrioty odpuścić sobie igrzyska absurdu systemu i nie wręczać mu swojej legitymacji tej parodii. Wybory są też po to, żeby obywatel czuł, że ma na to wszystko wpływ i angażował w tę sferę całą swoją społeczną energie. No to się angażują. Widać tą zapalczywość wśród ludzi, którzy jeszcze niedawno na każdą wzmiankę o własnej Ojczyźnie uśmiechali się pod nosem, myśląc o swoich „poważniejszych“ problemach. Dziś oni muszą wygrać Polskę, muszą doprowadzić do zwycięstwa danego kandydata, bo tylko on, on jedyny zrobi… no właśnie, co on może zrobić? Od pseudoopozycji pokroju Dudy po pseudoopozycję pokroju „antysystemowych kandydatów“ wszyscy przekonują nas, że walka o suwerenność odbywa się właśnie teraz, podczas wyborów na nieważny urząd w okupacyjnym państwie. Czysto teoretycznie wybrany kandydat niezależny będzie tylko politycznym błaznem bez znaczenia, służącym systemowi albo do skompromitowania, albo do sterowania - w zależności od potrzeby. 
Jak obserwuję internetowe akcje w stylu: „jeśli ktoś tam nie wygra, wychodzę na ulicę“, to naprawdę zanoszę się śmiechem. Nie wyjdziesz na tę, ulicę uwierz mi, a nawet jeśli uda Ci się zaczepić o jakiś protest, będzie to zupełnie bez znaczenia. Strata Twojego czasu. W większości wyborcy Brauna, Kukiza czy Kowalskiego nie będą nawet pamiętać o tym, kim oni właściwie byli, znikną w społecznej świadomości tak szybko, jak się pojawili, zresztą w przypadku osiągnięcia czegokolwiek w tych wyborach oni też zapomną o ideałach, które głoszą. Ale zaraz, jakie ideały? Wyobrażam sobie, że wśród kandydatów ktoś naprawdę chcę wyrwać się ze szponów demoliberalizmu i traktuje wybory jako pole do powiedzenia czegoś ważnego o sytuacji, w jakiej znalazła się nasza niepodległość. Byłaby to rzecz naprawdę godna podziwu. Można potraktować wybory jako pewien sondaż naszych poglądów, można też chcieć je zaprezentować szerszej publiczności. Z tylu ust „antysystemowych“ kandydatów powinniśmy usłyszeć naprawdę ważne i ciekawe rzeczy. Niestety cała masa sloganów bez znaczenia każe stwierdzić, że wszyscy kandydaci ulegli grze, którą ustala system. Niestety oni albo ideałów nie mają, albo boją się o nich mówić.
Fajnie, że Braun powie o dostępie do broni, ale jeśli za chwilę powtarza oczywistości o związkach Komorowskiego z WSI, to opadają mi ręce. Poglądy poglądami, ale najważniejsze to odsunięcie od władzy PO i wysłużenie się PiS-owi? Fajnie, że mówi dużo o żydach i masonach, ale jeśli mimo wielokrotnej możliwości powiedzenia czegoś więcej on woli bawić się w demokratycznego polityka, to znaczy, że po prostu pasuje mu być tylko „gościem od żydów” albo nie jest tak bystry, jak się wydaje. Świetnie, że Kukiz mówi o partiokracji, ale jeśli nie widzi związku jej z Unią Europejską, to jest to intelektualny dramat. Super, że Marian Kowalski krzyczy o układzie okrągłostołowym, ale przecież za chwilę płacze przed zdjęciem Lecha Kaczyńskiego. To przecież aż trudno skomentować. Każde zdanie, jakie wypowiadają kandydaci, jest obliczone na kolejne procenty w wyborach, już dziś zawiązują się sojusze powyborcze, przekazywanie głosów na II turę i błaganie o głosy. Bo przecież każdy procent więcej w wyborach da im narzędzie do kolejnych transakcji.
Brak wizji, spowodowany strachem przed mówieniem rzeczy, których nie zrozumieją wyborcy, a więc summa summarum dostosowanie się do przeciętnego wyborcy PiS czy PO. Zapaść. Antysystemowość to dziś, jak się okazało, walka z partiami głównego nurtu. Nie idzie za tym kompletnie nic. Oni nie są częścią systemu ani też jego wrogiem. Są jego kaprysem lub kandydatem na przyszłego koncesjonowanego opozycjonistę. Kandydaci do kandydowania. Systemowy eksperyment na tego, na kogo warto postawić w przyszłości, gdy dualizm polityczny nie będzie miał już przyszłości. Niech się ścigają i gonią.  Może jeden z nich będzie polską Marine Le Pen. Gotowi do startu? To, jak szybko ulegli wyścigowi wyborczemu, pokazuje, jak łatwo kiedyś (jeśli nie już) będzie mógł sterować ich system.
W nim zawsze będzie jakiś koncesjonowany nacjonalista - powinniśmy się przyzwyczaić, ale jednak przeraża postawa nacjowyborców. Wyobrażam sobie naszą Ojczyznę jako jezioro, nad którego brzegiem z wędką stoi system. Wystarczy nabić na hak odpowiednią przynętę i już cała ta ich niezależność umyka. Winston Smith, bohater "Roku 1984" Orwella, był trudniejszą rybką. Próbował analizować i był ostrożny, zanim trafił nad Goldsteina. No i trafić mu było do niego trudniej. Zaangażowani wyborcy nie mają czasu zadawać sobie trudu, więc system im to ułatwił. Nie powinni się jednak przejmować. Za kilka lat będą mieć to w dupie, siedząc w okopach jakiegoś prawicowego polityka. Przyjdą następni, znów będą krzyczeć o antysystemowości i znów zostaną wykorzystani przez patronów tych igrzysk.
Po kandydatach i „zaangażowanych wyborcach“ trzeba wspomnieć o niezwykle ważnym, ale chyba najbardziej żenującym w tej układance elemencie. Media. Staram się je obserwować, ale nie potrafię. Mamy po jednej stronie portale prorządowe, po drugiej tzw. niepokorne. W rzeczywistości media te mówią dokładnie to samo, w sposób tak bezczelnie głupi, że z pewnością mają wszystkich swoich czytelników za małpy. Wzajemnie rywalizujące, a w rzeczywistości wspierające się robią dokładnie to, co ich patroni. Medialny dualizm, gdzie pluralizm jest tak pozorny, że aż dziw, że nie dostrzegalny masowo. Niepokorni, opozycyjni, codziennie jednak komentujący wydarzenia w tych jednak pokornych i prorządowych jako jedyny głos opozycji. Pozorność wyboru na poziomie propagandy z czasów Bolesława Bieruta. Naprawdę obecne media są tak zależne od systemu, a poziom ich nachalności tak ogromny, że przy nich PAX Piaseckiego to była ostoja wolności. Równie dobrze jutro Gazeta Wyborcza może ogłosić, że stanie na głowie o 6 rano jest najwyższym stopniem dbałości o państwo. Wyborcy staną. Potem wSieci napisze, że to kłamstwo GW, bo powinno się to robić o 6.30. Ich czytelnicy krzykną coś o zdradzie tamtych i historycznej potrzebie. Ci geniusze, o których wspomniałem na początku, będą się śmiali, tak jak śmieją się teraz. Oni nie potrzebują fałszowania wyborów (kolejna akcja o jakiś długopisach - zaangażowani walczą!), mogą z 100% wskazać Wam kandydata, na którego zagłosujecie. Tego, który wygra, tego, który będzie tworzył pierwszą i drugą, i trzecią opozycję. Wystarczy odpowiednia przynęta na rybki.
Trzeba dodać, że coś się zmienia w naszym kraju. Ludzie coraz mniej reagują śmiechem na słowo „Polska“, a poglądy narodowe i patriotyzm ciężko już im zamknąć tylko w szufladkę ciemnogrodu. Może na swój sposób widzimy to po tych kandydatach? Przykłady Europy pokazują, że nadchodzi czas zmian rządowych Unii Europejskiej. Kończą swoje kadencje typowe stare podziały (prawo - lewo, socjaldemokraci - liberałowie etc.) i system wypuszcza na rynek kolejne twory. Możliwe, że przyszedł czas koncesjonowanego nacjonalizmu. Może być to czas dla nacjonalistów albo śmiertelnie niebezpieczny, albo czas rozkwitu tożsamości narodowej i idei wśród naszych rodaków. Dużo w tym względzie zależy od nas. Zamiast trzymać się brzytwy, lepiej nauczyć się pływać.