Im dłużej rozmyślam o tej dzisiejszej rewelacji o próbie monarchistycznego puczu w Niemczech, dochodzę do wniosku, że jest to albo operetkowe przedsięwzięcie paru starszawych arystokratów, coś jak próba zamachu stanu Sapiehy/Januszajtisa w styczniu 1919 roku - no bo jakże można poważnie myśleć o siłowym przejęciu władzy i wyaresztowaniu rządu i parlamentarzystów przez kilkunastu puczystów (ostatni monarchistyczny puczysta w Europie, biedny płk Tejero, miał przynajmniej oddział żołnierzy) - albo prowokacja sfingowana przez federalny Urząd Ochrony Konstytucji, dla osiągnięcia głównego celu każdej tak rozrośniętej służby specjalnej, czyli jeszcze więcej władzy, jeszcze więcej etatów, jeszcze więcej pieniędzy, na uzasadnienie potrzeby swojego istnienia.