Z perspektywy tradycyjnie neutralnej Szwajcarii, jak opisałby Pan wojnę rosyjsko-ukraińską, jak bardzo walki wpływają na spokojny alpejski kraj?
– Również ze względów historycznych jestem zagorzałym obrońcą szwajcarskiej neutralności. Oznacza to, że musimy wzmacniać nasze zdolności obronne i że nie weźmiemy udziału w żadnej wojnie, która nie jest skierowana przeciwko Szwajcarii. Nie angażujemy się w politykę sankcji i nie wspieramy żadnej z walczących stron. Jednocześnie widzimy, że nasz rząd coraz bardziej porzuca tę neutralność. Narracja naszych mediów i komunikacja naszego systemu politycznego mówią: Putin jest diabłem, więc Zachód, Ameryka, Europa, Szwajcaria muszą pomóc Ukrainie w walce z potworem Kremla. Stanie po jednej stronie konfliktu jest bardzo niebezpieczne dla kraju, który uważa się za neutralny pod względem tożsamości.
Jak zakwalifikowałby Pan wojnę na Ukrainie? Dwie sąsiadujące kraje, dwie byłe republiki radzieckie, Ameryka, Zachód czy nawet wojna NATO?
– Myślę, że to bardzo skomplikowany konflikt z historycznego punktu widzenia, z wieloma różnymi aspektami. Zasadniczo za wojną kryje się głęboki kryzys między dwoma państwami słowiańskimi, dwiema byłymi republikami radzieckimi. Dodajmy do tego fakt, że inne wielkie mocarstwo, Stany Zjednoczone, wspiera Ukrainę w walce ogromnymi siłami, czyli jest pośrednio zaangażowane w konflikt. Grozę wojny pogłębia fakt, że każda ze stron jest przekonana, że to ona musi wygrać, tylko ona może wygrać. Dotyczy to zarówno Zachodu, jak i Ukraińców czy Rosjan. Sytuacja, która powstała, tworzy zatem atmosferę podobną do tej, jaka była podczas pierwszej wojny światowej. Już wtedy każda ze stron była przekonana, że tylko on może być zwycięzcą. Właśnie ze względu na tę atmosferę trzeba mówić o pokoju. Mimo wszystko jestem optymistą. Muszę wierzyć, że Stany Zjednoczone i Zachód być może spróbują znaleźć rozwiązanie polityczne.
Jak widzi Pan, dlaczego Zachód tak bardzo zaangażował się w wojnę na Ukrainie?– W interesie amerykańskiej polityki mocarstwowej jest wspieranie Ukrainy militarnie, przybliżanie jej do NATO, a tym samym osłabianie lub wywieranie presji na Rosję. Jest to taktyka polityki zagranicznej USA z czasów zimnej wojny, czyli osłabienia Rosji, która w ten sposób może pogrążyć się w kryzysie, tak że straci status wielkiego mocarstwa. Zbyt bliska europejsko-rosyjska współpraca gospodarcza w ciągu ostatniej dekady zaszkodziła również amerykańskim interesom. Wysiłki te nie są nowe, ponieważ plan został opracowany przez nieżyjącego Zbigniewa Brzezińskiego, który był głównym doradcą prezydenta USA Jimmy’ego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego w latach 1977-1981. Napisał „Wielka szachownica”, w której stwierdził m.in., że należy zapobiegać wpływom rosyjskim na Ukrainie, osłabiać Moskwę. Oczywiście strategii geopolitycznej towarzyszy również interes materialny, Stany Zjednoczone zarabiają na tej wojnie ogromne sumy pieniędzy, przekazują dużo broni Ukrainie, sprzedają broń do Europy, a w wyniku sankcji Ameryka dostarcza również energię do Europy. Oznacza to, że oprócz walczących narodów wielkim przegranym w tym konflikcie jest Europa. Sankcje nie złamały Rosji, ta strategia nie działa. Osobiście nie wierzę, że Rosja może zostać pokonana na polu bitwy. Tak więc nie może być innego rozwiązania, moim zdaniem, niż pokój. Zawierając pokój, należy również wziąć pod uwagę interesy bezpieczeństwa Rosji. Amerykanie popełnili wielki błąd, ignorując aspekty bezpieczeństwa Rosji po zakończeniu zimnej wojny. Putin wielokrotnie powtarzał w ciągu ostatnich piętnastu lat, że Ukraina jest czerwoną linią, jeśli Zachód spróbuje podporządkować sobie Ukrainę, doprowadzi to do wojny. Dla Rosjan Ukraina jest jak Kuba dla Ameryki podczas zimnej wojny. Ale Kennedy i Chruszczow negocjowali ze sobą, aby uniknąć wojny nuklearnej. Rzecz w tym, że Biden nie chce negocjować z Putinem, co stwarza bardzo niebezpieczną sytuację. Konieczna jest jak najszybsza zmiana sposobu myślenia. Pokój musi być zawarty środkami politycznymi (…)
Stary kontynent przez długi czas nie dbał o rozwój militarny, stworzył świat marzeń zbudowany na iluzjach. Kiedy Trump przyjechał do Europy, powiedział, że ludzie tutaj powinni wydawać więcej pieniędzy na rozwój sił zbrojnych, ponieważ Putin jest jak syberyjska zima, przychodzi nagle, zajmuje to dużo czasu i jest bardzo zimno. Europa musi się obudzić. Sam Putin jest rzeczywistością. Agresywny atak rosyjskiego prezydenta rok temu wywołał panikę w Europie. Wielu ludzi czuło, że nie są bezpieczni, ponieważ ich kraj, ich armia, była słaba. Wojna Putina położyła kres optymizmowi Zachodu, a wielu uważało, że cywilizacja europejska też może się skończyć, więc trzeba wrócić do polityki zdrowego rozsądku i mieć silną armię.
Mówi pan, że Putina należy negocjować. Ale kto powinien negocjować z Putinem? Stany Zjednoczone, NATO, UE czy Ukraińcy? Gdyby Ameryka lub dwie inne organizacje międzynarodowe negocjowały z Putinem, uznaliby, że są częścią wojny, tak jak są. Czy to jeszcze realny scenariusz?
– Europejczycy mówią, że nie chcieliśmy tej wojny. Ale prestiż Europy jest bardzo niski w porównaniu z Rosją i Stanami Zjednoczonymi, które zachowują się jak słoń w składzie porcelany. Zachód nie może negocjować z Putinem ponad głowami Ukraińców. Sytuacja wcale nie jest prosta. Pamiętajmy, że na Ukrainie trwa wojna domowa od ośmiu lat, od 2014 roku. W Donbasie zginęło około 14 tysięcy osób, rodowitych rosyjskojęzycznych mieszkańców. Zostało to całkowicie zignorowane przez zachodnie media. W tym czasie Zachód powiedział, że chce zawrzeć pokój poprzez porozumienia mińskie. A teraz, jak deklarują ci, którzy byli wtedy u władzy? Były kanclerz Niemiec Angela Merkel, były prezydent Francji Francois Hollande, były szef państwa Ukrainy Petro Poroszenko: nigdy poważnie nie chcieliśmy zawrzeć pokoju z Rosją, chcieliśmy tylko zyskać czas na modernizację i przygotowanie ukraińskiej armii. I zrobili to wszystko publicznie. Zostaliśmy oszukani i zdradzeni. Kto miałby negocjować z tymi krajami, których przywódcy kłamali? Kto im potem zaufa? To bardzo trudne pytanie. Mam nadzieję, że rzeczywistość weźmie górę nad ideologią. Dopóki Trump był prezydentem Stanów Zjednoczonych, szanse na zachowanie pokoju były wysokie. Naprawdę wierzę, że gdyby Trump wrócił do Białego Domu, szanse na zawarcie pokoju byłyby znacznie większe. Trump miałby siłę negocjować z Putinem.
Za: Magyar Hirlap
Roger Köppel jest posłem do parlamentu Szwajcarii i redaktorem naczelnym konserwatywnego tygodnika „Die Weltwoche”
Za: Myśl Polska – myslpolska.info (5-03-2023)
KOMENTARZ BIBUŁY: Pan poseł i redaktor Köppel jest, krótko mówiąc, niestabilny. Bo z jednej strony wspomina globalistę Brzezińskiego i słusznie powiada, że zaangażowanie Zachodu w wojnę na Ukrainie jest ”w interesie amerykańskiej polityki mocarstwowej”, który to gołąbek pokoju pragnie ”osłabiania lub wywierania presji na Rosję”, gdyż ”taktyka polityki zagranicznej USA [jest] z czasów zimnej wojny”, itd.
Lecz z drugiej strony już ma zawroty wypowiadając takie kawałki, jak:
”Sam Putin jest rzeczywistością. Agresywny atak rosyjskiego prezydenta rok temu wywołał panikę w Europie. Wielu ludzi czuło, że nie są bezpieczni, ponieważ ich kraj, ich armia, była słaba. Wojna Putina położyła kres optymizmowi Zachodu, a wielu uważało, że cywilizacja europejska też może się skończyć, więc trzeba wrócić do polityki zdrowego rozsądku i mieć silną armię.”
No tak… ”Putin jest rzeczywistością”, ”agresywny atak”, ”wojna Putina położyła kres optymizmowi Zachodu”… – tego typu puste chwyty może są warte jakiegoś pisemka braci K znad Wisły, czy zeszmaconego OdRzeczy, lecz nie przystoją szanującemu się dziennikarzowi z Zurichu.
Potem pan poseł Köppel już powraca do stabilności, bardziej logicznie wskazując, iż ”wojna domowa na Ukrainie trwa od 2014 roku”, choć już nie dopowiada, co to za ”wojna domowa”, kto taki ją wywołał, kto ją finansował, komu zależało na przewrocie politycznym.
Przypomina też słusznie, że Zachód wcale nie brał poważnie zawieranych z Rosją umów (”Były kanclerz Niemiec Angela Merkel, były prezydent Francji Francois Hollande, były szef państwa Ukrainy Petro Poroszenko: nigdy poważnie nie chcieliśmy zawrzeć pokoju z Rosją, chcieliśmy tylko zyskać czas na modernizację i przygotowanie ukraińskiej armii.”)
Zadaje potem retoryczne pytanie ”Kto miałby negocjować z tymi krajami, których przywódcy kłamali? Kto im potem zaufa? To bardzo trudne pytanie.”
Właśnie, kto miałby z takimi krajami – a dodajmy do wspomnianych państw europejskich również, a może przede wszystkim Stany Zjednoczone – kto miałby zasiąść do stołu rokowań pokojowych, wiedząc, że wszystko ze strony Zachodu było elementem dążącym do wywołania wojny – dziś z Rosją, a jutro z innym wskazanym wrogiem? Czy pan Prezydent Putin, ukazywany jako ”agresor” nie miał prawa bronić witalnych interesów swego państwa wykonując krok naprzód, krok łamiący agresję Zachodu, krok podstawiający kopiące nogi „pokojowego Zachodu”?
Tak, to jest ”bardzo trudne pytanie” dla pana Prezydenta Putina: jak można zasiąść do stołu z notorycznymi kłamcami, którzy podpisując wynegocjonowane umowy, z góry zakładają, że to wszystko to tylko gra na zwłokę, że i tak podpisane papiery podrzemy. Jak można zawierzyć słowom mówionym i zapewnieniom podpisywanym, kiedy od 1999 roku ekspansjonistyczne Stany Zjednoczone rozpoczynają podstępnie kolejną ze swoich licznych wojen, zwalając potem, poprzez swoją machinę propagandową, winę na drugą stronę?
I jeszcze jedno: snucie jakichś nadziei przywołując Prezydenta Trumpa, jest zaklinaniem rzeczywistości. Trump jest skończony, miał swoją kadencję (nb. drugą też wygrał…), lecz po dziś dzień nie potrafi wyciągnąć wniosków z popełnionych błędów. Niech lepiej gra sobie w golfa.