PO, PSL, SLD, PiS
i ich przystawki – zostały przy korycie. Starym zwyczajem zamieniają
się rolami – teraz tamci znowu będą rządzić, a ugrupowanie Kaczyńskiego
wraca do roli opozycji. Nic się nie zmieniło od czasów układu zawartego
przy Okrągłym Stole, który poprzedziło chlanie wódy w Magdalence.
Na
wybory nie poszłam, gdyż gardzę demokracją – ustrojem, gdzie głos
dostaje niczego nieświadoma większość, która de facto o niczym nie
decyduje. Przyznaję jednak, że beneficjenci tego ustroju mają co
świętować. Frekwencja okazała się być rekordowo wysoka.
Dla myślącej mniejszości nic się nie zmienia. Nadal trzeba dzielić państwo ze stadem baranów, które w 2020 roku potulnie założyło maski, w 2021 roku bezrefleksyjnie przyjęło szprycę, w 2022 roku wywiesiło na profilówkach flagę Ukrainy, a w 2023 roku okazało solidarność z Izraelem.
Jako że wielu moich znajomych – a także część czytelników – pokładało nadzieję w Konfederacji, to o porażce tego ugrupowania nakreślę słów kilka.
Jeszcze niedawno sondaże wskazywały, że Konfederacja ma spore szanse zostać trzecią siłą w parlamencie, zgarniając kilkadziesiąt mandatów poselskich. Politycy tej partii otworzyli się na młodych i zdominowali media społecznościowe, gdzie lajkom nie było końca. Przez ostatnie cztery lata mieli całkiem dogodne warunki do budowania i poszerzania struktur. Podczas konferencji prasowych czy debat telewizyjnych liderzy Konfederacji wielokrotnie wykazywali się większą inteligencją i elokwencją, niż politycy pozostałych ugrupowań. Konwencje wyborcze organizowali w amerykańskim stylu – co w demokracji ma znaczenie.
Co zatem poszło nie tak, że ostatecznie ponieśli sromotną porażkę? Wbrew obiegowej opinii, nie wpłynęły na to niefortunne wypowiedzi o „zjadaniu psów” czy „kobietach jako części dobytku”.
Ostatnie miejsce Konfederacji w Sejmie to „efekt Mentzena” –
zadufanego w sobie faceta, który zasłynął z tego, że jeździł po Polsce,
by rozpijać młodzież, na czym wypromował sygnowane własnym nazwiskiem
piwo, coby zyskać jeszcze więcej hajsu. W imprezach z browarem w tle
często towarzyszył mu lalusiowaty Krzysztof Bosak. Przed laty zyskał on ogólnopolską sławę wywijając pośladkami w „Tańcu z gwiazdami”.
Do klęski ugrupowania, które rzekomo miało walczyć z systemem, przyczynił się miałki duet Mentzen-Bosak, który zepchnął z podestu wyrazistego Grzegorza Brauna i barwnego Janusza Korwin-Mikkego, bez których w ogóle nie powstałaby Konfederacja.
Jak Mentzenowi i Bosakowi udało się tego dokonać? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że psychopatia jest bardzo pożądaną cechą w polityce. Być może w definicji tego zaburzenia osobowości kryje się odpowiedź.
Tłumaczenia,
że Braun i JKM są zbyt kontrowersyjni, by pokazywać ich w mediach, to
głupota. Przecież Konfederacja zyskała sympatyków właśnie dzięki
charyzmatycznym i wyrazistym wypowiedziom Brauna i Korwina.
Znam
wielu (byłych?) sympatyków Konfederacji, dzięki czemu jeszcze przed
wyborami poznałam powody rozczarowania tym ugrupowaniem. Oto kluczowe w
nich.
– Zdradzenie prawicowego elektoratu, na rzecz przypodobania się nijakiemu centrum.
–
Wyciszanie Brauna ws. covidozy, który jako jedyny nie założył w Sejmie
maski i bezkompromisowo walczył z sanitarnym zamordyzmem.
–
Marginalizowanie Brauna i JKM za ich racjonalne wypowiedzi w kwestii
polityki wschodniej. Zamiast tego promowanie bełkotu Mentzena i Bosaka o
potrzebie wspierania banerowskiej Ukrainy.
– Niedocenianie pracowitych i oddanych „dołów” partii.
– Wypełnianie list wyborczych kolesiami i systemowcami.
– Przyznanie „jedynki” Przemysławowi Wiplerowi, który zasłynął z tego, że – będąc posłem z listy PiS – pijany awanturował przed nocnym klubem i wdał w bójkę z policjantami.
– Schowanie Brauna, mimo iż ma najwięcej sympatyków (a może właśnie dlatego?).
–
Wycinanie z list wyborczych niezależnych kandydatów, którzy cieszą się
popularnością w internecie, ale nie podobają się mainstreamowi.
–
Wywindowanie na „twarz Konfederacji” Sławomira Mentzena, który na
fejsbukach i tiktokach robił furorę prowadząc monolog. Problem w tym, że
gwiazdor social mediów wraz z rosnącymi słupkami Konfederacji, zaczął
prezentować coraz większą butę i pychę. Szczytowym popisem chamstwa była
niebywała arogancja, podczas konfrontacji z politycznym przeciwnikiem Ryszardem Petru.
Oglądając w internecie nagranie z tego starcia w Poznaniu, przecierałam
oczy ze zdumienia. Oto bowiem, na proste pytanie z dziedziny ekonomii,
Mentzen nie potrafił udzielić sensownej odpowiedzi, a dopytywany o
konkrety, wydarł się na Petru słowami:
«Masz pitbulla, który wygląda jak jamnik, gibasz się jak lewicowy rezus, zachwycasz się panem Kunta Kinte, marnujesz mojemu kumplowi ścieżkę najlepszego proszku, a na koniec chcesz ubić ze mną interes. Po tym, co tu zobaczyłem, nie chcę ubić z panem nawet muchy w kiblu» (cyt. z filmu „Chłopaki nie płaczą”).
Grubiańskiemu popisowi Mentzena towarzyszył aplauz i ryki rozwydrzonego tłumu, prawdopodobnie uchlanego piwskiem.
–
I wreszcie, strasznym błędem – w oczach świadomych tego typu symboliki
chrześcijan – było zwieńczenie konwencji wyborczej Konfederacji
dźwiękami piosenki AC/DC pt. „Autostrada do piekła”, której słowa
brzmią:
«Łatwe życie, wolna miłość, sezonowy bilet na przejażdżkę w jedną stronę. Nie chce niczego. Pozwólcie mi być. Biorąc wszystko bez wysiłku, nie potrzebuję powodu, nie potrzebuję rymu. Na nic bym tego nie zamienił idąc na dno. Czas zabawy. Moi przyjaciele też tam będą. Jestem na autostradzie do piekła, na autostradzie do piekła, autostradzie do piekła. Jestem na autostradzie do piekła. Żadnych znaków „stop” ani limitów prędkości. Nikt mnie nie zatrzyma. Jak koło to rozkręcę. Nikt mnie nie wyprowadzi z równowagi. Hej Szatanie, spłaciłem swoje długi grając w zespole rockowym. Hej Mamuśka, popatrz na mnie. Jestem na mojej drodze do Ziemi Obiecanej».
Cóż pozostaje dodać. Dla Brauna i Korwina – zadeklarowanych
monarchistów – to zapewne cenna życiowa lekcja. Tak właśnie wygląda
alians z d***kracją.
Agnieszka Piwar
Fot. Facebook
Za: https://piwar.info/konfederacja-nie-zachwiala-banda-czworga/