– Strona ukraińska idzie trochę w propagandę, jeśli chodzi o sukcesy na froncie. Owszem, dalej się posuwają do przodu, ale bardzo powoli – mówi Onetowi płk rez. Piotr Lewandowski. – Nie można mówić, że Ukraińcy przegrywają, na pewno nie. Natomiast sukcesy dalej są liczone wręcz w dziesiątkach metrów czy pojedynczych budynkach – dodaje.
Niebawem wojna w Ukrainie będzie trwała już 600 dni. Nasi wschodni sąsiedzi od kilku miesięcy prowadzą kontrofensywę, która pozwala im zdobywać tereny zajęte wcześniej przez Rosjan. Bez wątpienia największe sukcesy odnoszę teraz w okolicach Bachmutu.
– Najprawdopodobniej ostatecznie przejdą przez nieszczęsny wał kolejowy, który szturmują od dwóch miesięcy – zaznacza w rozmowie z Onetem płk rez. Piotr Lewandowski z Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej. – Problem w tym, że Rosjanie budują kolejną linię umocnień kilka kilometrów z tyłu. Ona będzie raczej lepiej przygotowana niż ta dotychczasowa, bo jest jeszcze bez styczności z przeciwnikiem – dodaje weteran wojny w Iraku i Afganistanie.
Zdaniem naszego rozmówcy Rosjanie już od jakiegoś czasu szykują się do nowej sytuacji na froncie. Są też raczej pogodzeni z utratą miejscowości Andrijiwka czy Kiszczijiwka. – Ukraińcy przesuną się o jakieś 4-5 km. To jednak niewiele zmieni – tonuje nastroje.
"Jest progres, ale bardzo powolny"
Władze Ukrainy chwalą się też sukcesami w obwodzie zaporoskim. Płk Lewandowski i w tym przypadku podchodzi do tych informacji ostrożnie.
– Ukraińcy muszą najpierw zdobyć miejscowości Werbowe czy Nowoprokopiwka. Jeżeli im się to uda, to zaczną walczyć o ostatnią linię umocnień rosyjskich. Trzeba jednak pamiętać, że Robotyne zdobywali dwa miesiące – podkreśla.
– Jest progres na froncie, ale on jest bardzo powolny. Przede wszystkim dlatego, że Ukraińcy chcą mocno ograniczać straty własne. Dlatego z ich ugrupowań walczy tak naprawdę niewielki procent ludzi. To pozwala z jednej strony koncentrować ogień artylerii i koordynować współdziałanie oraz rotować jednostki. Z drugiej, ułatwia nieco przeciwdziałanie Rosjanom, bo te ataki odbywają się na bardzo wąskich odcinkach – mówi ekspert. – Nie można mówić, że Ukraińcy przegrywają, na pewno nie. Natomiast sukcesy dalej są liczone wręcz w dziesiątkach metrów czy pojedynczych budynkach – dodaje.
"Kropelkowy szturm"
W opinii polskiego wojskowego wpływa na to wiele czynników – od konsekwentnego planu Ukraińców, przez problemy ze sprzętem czy łącznością, a na skutecznej obronie Rosjan kończąc.
– Wszystko ma znaczenie. To są naczynia połączone. Na końcu mamy kranik, z którego na razie nie płynie strumień, ale kapią kropelki. Ten szturm jest właśnie taki kropelkowy – przekonuje nasz rozmówca.
"Sami Ukraińcy mówią, że Rosjanie walczą coraz lepiej"
Z drugiej strony widać, że Rosjanie nie tylko skupiają się na odpieraniu ataków armii ukraińskiej, ale także starają się uderzać z powietrza. Płk Lewandowski przyznaje, że w tej drugiej kwestii ma mieszane uczucia.
– Mówimy teraz o 100-120 lotach Rosjan na dobę. Wcześniej było ich dwa razy więcej, więc ta intensywność chyba nie do końca jest duża – uważa. – Z drugiej strony, skoro atakują wąskie odcinki, to często osiągają sukcesy. Mieliśmy chociażby filmy z ataku Rosjan pod Andrijiwką na ukraiński transport kolejowy – dodaje.
Jednocześnie ekspert przewiduje kolejne uderzenia Rosjan w cele strategiczne, a także ataki na tyły wojsk ukraińskich. – Wiemy sporo o atakach ukraińskich, ale rosyjskie jednostki też działają. Oni wiedzą, że nie mogą wykonywać masowych uderzeń, więc starają się nadrabiać to precyzją. Dlatego nie można powiedzieć, że w czasie wojny armia ukraińska się upośledza. Sami Ukraińcy mówią, że Rosjanie walczą coraz lepiej – zaznacza.