Oczywiście, że państwo ma prawo wprowadzić przymus szczepień, tak jak obywatele mają prawo przeciw takowemu protestować. W tym przypadku COVIDa jednak państwa z tego swojego prawa korzystać nie chcą. Zapewne dlatego, że jasny nakaz - wiązałby się z jednoznaczną ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ PAŃSTWA za nakazywane działanie.
Tego zaś demokratyczno-kapitalistyczne władze jakoś nie chcą i troszkę się widać jeszcze boją. Stąd właśnie polityka pełzających nakazów, troszkę nagród, ale bardziej sankcji - którym towarzyszą chytre (?) uśmieszki "hy, hy, przecież nic nie nakazujemy, to sami obywatele...".
Tymczasem prawdziwa władza, gdy jeszcze należała do państw, a nie korporacji i banków rządzących pod płaszczykiem demokracji - działała w kategoriach prawa, a nie tylko jego litery. Zabraniała i nakazywała, zamiast robić cwane minki.
No, ale dziś zarządzają nami nie dość, że ledwie małe tyranki - to jeszcze bez jaj, by wziąć odpowiedzialność za to, co wyczyniają.
Można jednak też niestety założyć, że przymus COVIDszczepień jest tylko kwestią czasu, a zwłoka związana jest czy to z nierozwiniętymi jeszcze w pełni mocami wytwórczymi beneficjentów całego tego biznesu, czy z wyczekiwaniem na właściwy moment, kiedy to "ogół społeczeństwa" sam (?) po raz kolejny zażąda skrócenia łańcucha.
Wszak od początku nad całym tym cyrkiem wisi widmo mycia rąk Piłata. Władza? Jaka władza? Przecież te naście miesięcy temu niektórzy jej rzecznicy nawet przebąkiwali coś o przechorowywaniu, nabyciu zbiorowej odporności i tak dalej. Zostali zakrzyczani. Jasne, dzięki umiejętnemu PRowi strachu, ale faktycznie - krzyczeli przecież także zwykli obywatele. Wolna wola.
Na tym polega istota grzechu - wolna wola. Bez niej grzech nie mógłby przecież istnieć. Zwłaszcza grzech najcięższy, grzech przeciw sobie samemu i przeciw największemu z darów, jakie otrzymaliśmy. Przeciw... samej wolnej woli. Jeśli sami się jej wyrzekamy - wyrzekamy się także jej Ofiarodawcy.
I nie ma już dla nas ratunku.
Konrad Rękas
Źródło: Facebook.com