A mówię to dlatego, że temat filmu wymaga tego, aby obejrzały go MILIONY.
Zanim
jeszcze wybrałam się do kina słyszałam o Sound of Freedom bardzo wiele
dobrych rzeczy. Miałam jednak obawę, czy nie będzie dla mnie zbyt trudny
w odbiorze? Bądź co bądź, ale opowiada on o potwornej krzywdzie, jakiej
doznają miliony dzieci na całym świecie...
Od początku obraz
trzyma w napięciu. Jesteśmy bardzo blisko historii uprowadzonego
rodzeństwa oraz heroicznych (dosłownie) wysiłków agenta Tima Ballarda,
aby je ocalić. Nie ma tu jednak drastycznych scen. Twórcy filmu z
wielkim wyczuciem i empatią prowadzą narrację, aby jednocześnie pokazać
prawdę, ale jednocześnie zaszczepić w widzach przekonanie, że to dobro i
prawda będą miały ostatnie słowo, jeśli... obudzimy się jako ludzie,
jako narody, i zaczniemy głośno wołać o zaprzestanie handlu dziećmi.
Wielcy tego świata nie chcą tego filmu. On jest dla nich niewygodny, bo obnaża ich hipokryzję, a także - w wielu przypadkach - ich mroczną stronę, o której nie opowiedzą w wywiadach... resztę możecie sobie Państwo dopowiedzieć sami. Odtwórca głównej roli, Jim Caviezel, dostaje nawet groźby śmierci, mimo że - co warto podkreślić - film w nikogo nie uderza, nikogo personalnie nie oskarża. Woła o sprawiedliwość i upomina się o ofiary. My też powinniśmy! To może ocalić życie niejednego dziecka. I to właśnie jest przesłanie nadziei, płynące z Sound of Freedom.
Gorąco zachęcam do tego, by wybrać się na Sound of Freedom, póki jeszcze jest w kinach. I do podzielenia się później własnymi przemyśleniami .
Anna Trutowska
Za: https://www.facebook.com/photo/?fbid=6666728763435019&set=a.292546277519998