Trzaskowski opanował uniki w odpowiedzi na pytania, choć zadawał celne riposty odnośnie PiSowskich szwindli. Spogląda na Kondominium z pozycji warszawskiego urzędnika, a więc widzi tylko tych, którzy go finansują i wspierają. Nie ogarnia całego kraju, co zresztą słusznie wytknął mu Karol Nawrocki. Tutaj kandydat z Gdańska zdecydowanie odwoływał się do szerszego elektoratu, przywołując rolników, leśników, ludzi służb, zwykłych ludzi doświadczonych przez demokratyczny terror. Po Trzaskowskim widać było, że jest obyty w relacjach publicznych, za to brakuje mu treści, co może świadczyć, iż sam niczego nie reprezentuje. Jest głosem deweloperów, banksterów, międzynarodowych rewolucjonistów i reprezentuje opcję europejską w znaczeniu jak najbardziej kosmopolitycznym. Można by rzec, iż jest sygnatariuszem niepodległości miast na wzór greckich polis.
Karol Nawrocki miał dobre akcenty. Odwołanie do ludobójstwa na Wołyniu, umiejętne stosowanie patriotycznej retoryki, dobre uderzenie w Trzaskowskiego jego ucieczką przed Grzegorzem Braunem plus deklaracja wolności słowa dla opcji „antysystemowej” z tymże Braunem na czele.
Rafałowi Trzaskowskiemu zabrakło uderzenia przełomowego. Powtarzanie historii o mieszkaniu, ustawkach, kibicach, to w tempie tej kampanii nie powaliło Nawrockiego, bo do tych tematów zdążył się dobrze przygotować. W tej kwestii programowaniem negatywnym społeczeństwa zajmują się media głównego ścieku, a więc na debacie nie robiło to wrażenia. Za to Nawrocki celnie dowalił Trzaskowskiemu zdjęciem z pedofilem, którego prezydent Warszawy hojnie finansował. Dobrym akcentem Nawrockiego było odwołanie się do walki, zarówno tej na ringu jak i na „innych arenach”. W domyśle jest odbierany jako osoba używająca intelektu oraz własnych rąk, nie ma w nim nic zniewieściałego, a to duży plus, nawet w umarłej Rzeczypospolitej. Prezydent- wojownik, a nie prezydent- ciota; tak można na to spojrzeć.
Było wiele rzeczy wspólnych u obu kandydatów. Obaj przywołali akcenty Wschodnie – Rosję i Putina, co było odpowiednim sygnałem dla sił międzynarodowych. Obaj posiadali barwy narodowe. Trzaskowski na mównicy (w domyśle: stoją za mną instytucje), Nawrocki w klapie marynarki (w domyśle: Polskę mam w sercu). Ubrani byli podobnie, estetycznie wizerunkowo, Trzaskowski był bardziej emocjonalny i nerwowy, za to Nawrocki ukrywał swoje zdenerwowanie i dobrze rozładowywał stres (podniesienie wody z podłogi). Nawrocki zadał więcej celnych strzałów, padały konkretne przykłady jak i nazwiska. Trzaskowskiemu udawało się unikać niebezpiecznych odpowiedzi i wyprowadzał kontry. Tylko prezydent Warszawy tak się zachowywał, jakby miał pewność, ze jego inwestorzy nie dadzą mu przegrać.
Jeżeli rozumiemy konflikt pomiędzy światowym żydowstwem, a syjonizmem, to obaj kandydaci są jednym z tych ogniw na globalnych antypodach polityki. Jeżeli Trump stoi za Nawrockim, to za Trzaskowskim usadowił się Wielki Wschód. Obie opcje są dla Polski fatalne, bo kimkolwiek by prezydent nie był, to i tak nie będzie prowadził polityki deklarowanej podczas swojej kampanii wyborczej. Alianci na to nie pozwolą.
Jeżeli Rafał Trzaskowski zostanie prezydentem, to stworzy z IIIRP piętnastominutowe miasto - obóz koncentracyjny, w którym praca nikogo nie uczyni wolnym.
Jeżeli prezydentem zostanie Karol Nawrocki, to IIIRP zostanie 51 stanem USA, bez gwiazdki na sztandarze.
Zgon albo agonia. Wybór należy do nas.
TJK
Za: facebook.com