Prof. Jacek Bartyzel napisał krótkie rozważanie dotyczące tzw. dobroludzizmu w Kościele. Przywołał przy tym prekursora tej błędnej, acz powszechnej dziś postawy, Jeana Jaqcuesa Rousseau.
– Aby zrozumieć w pełni niebezpieczeństwo szerzenia się – i to nie tylko wśród „zwykłych wiernych”, ale za zachętą płynącą ze szczytów hierarchii – tzw. dobroludzizmu (nie jest ważne w co wierzysz i czy wypełniasz obowiązki nakładane przez wiarę i moralność, ale tylko to, czy jesteś „dobrym człowiekiem”), warto pamiętać o dokonanym przez prekursora takiego podejścia, czyli J.-J. Rousseau, rozróżnieniu (zob. „Marzenia samotnego wędrowca”, r. VI) pomiędzy „człowiekiem dobrym” a „człowiekiem moralnym” – napisał na Facebooku prof. Jacek Bartyzel.
– Człowiek moralny jest wprawdzie niezbędny w społeczeństwie obywatelskim, ale jest w nim coś „sztucznego” (jak samo to społeczeństwo), ponieważ działa on w poczuciu obowiązku, starając się żyć według zasad koniecznych dla podtrzymania tegoż społeczeństwa, musi zatem trzymać na wodzy swoje „naturalne” popędy, co wymaga wysiłku i pracy, co jest nużące. Człowiek dobry natomiast podąża za swoimi naturalnymi instynktami popychającymi go do doświadczania przyjemności, które czynią go – co Rousseau przyznaje otwarcie, ale i z pełną aprobatą, a nawet wyznając, że sam tak żyje (zob. „Wyznania”) – „leniwym zwierzęciem”, rozmarzonym wędrowcem, któremu nic się nie chce, i który jest życzliwym przyjacielem i czułym kochankiem, ale bez żadnych zobowiązań, gdyż kierującym się wyłącznie uczuciem – dodał.
– Wynika z tego że „dobroć” jest koniecznie, a nie tylko przypadkowo, moralną anarchią – podsumował prof. Jacek Bartyzel.
facebook.com