– Przez trupa Białej Polski prowadzi droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach przyniesiemy szczęście i pokój masom pracującym. Na zachód! – grzmiał komandarm Michaił Tuchaczewski równo sto lat temu, w rozkazie do żołnierzy sowieckiego Frontu Zachodniego. Po tym, jak marszałek Józef Piłsudski podjął próbę stworzenia na wschodzie federacji państw sojuszniczych z Ukrainą na czele i wiosną 1920 roku wyzwolił Kijów, kierownictwo bolszewickiej Rosji zarządziło na początek lipca potężną, letnią ofensywę. Zmasowane uderzenie sowieckiej piechoty i konnicy w ciągu mniej niż dwóch miesięcy doprowadziło Armię Czerwoną spod Kijowa do bram Warszawy. W sierpniowej bitwie u wrót polskiej stolicy rozstrzygnęły się losy nie tylko Drugiej Rzeczypospolitej, ale całej Europy i chrześcijańskiej cywilizacji.
Choć wojna potrwała jeszcze do jesieni, a o jej ostatecznym wyniku zadecydowała dopiero październikowa bitwa nad Niemnem, to już latem, w okolicach święta Wniebowzięcia, Lenin i Trocki zrozumieli, że ich próba podpalenia świata nie powiodła się…
Księża wzywają do broni
Latem 1920 roku w całej Polsce rozgrywały się podobne sceny: w wiejskim kościele, pośród zapachu świeżo skoszonego zboża i przekwitającego lnu, gromadzili się tłumnie wierni – od najmłodszych do najstarszych mieszkańców wsi. Z różańcami w rękach, wznosząc swoje oczy ku Niebu, błagali Boga przez Najświętszą Panienkę, aby odwrócił od Polski koszmar bolszewizmu nadciagającego ze Wschodu. Na ambonę w drewnianej świątyni wychodził ksiądz odziany w zdobiony ornat rzymski i zwracał się do chłopów w lnianych koszulach, często bez butów, do tych właśnie, którym bolszewicy obiecywali gruszki na wierzbie. Tłumaczył, że oto nadciąga Antychryst, którego trzeba powstrzymać za wszelką cenę. Zachęcał do wstępowania w szeregi Armii Ochotniczej. Obiecywał, że ci, którzy wrócą, dostaną od państwa ziemię, a ktokolwiek z nich zginie za Ojczyznę, będzie miał zasługę w Niebie.
Żadne państwowe instytucje, plakaty, ogłoszenia w prasie ani
nawoływania władz nie przyczyniły się do tak skutecznej kampanii
rekrutacyjnej, jak ta, którą przeprowadził Kościół katolicki ustami
swoich kapłanów. To nie tylko ludność wielkich miast, ale także wsi
ocaliła Polskę w 1920 roku. Synowie chłopów, często niepiśmienni,
stanowili lwią część żołnierzy Armii Ochotniczej i to oni własną piersią
ochronili Warszawę, a potem przystąpili do kontrofensywy, docierając aż
na wschodnie rubieże odrodzonego państwa polskiego. Często tuż pod
kościołem, gdzie po skończonej Mszy Świętej czekała komisja poborowa,
młodzi mężczyźni zapisywali się do wojska. Ojcowie rodzin dążyli zwykle
do tego, aby zachować przy sobie przynajmniej jednego syna, żeby było
komu przekazać gospodarstwo. Jednak bojowe nastawienie było tak wysokie,
że często bracia nie umieli porozumieć się co do tego, który z nich
zostanie i zgłaszali się wszyscy. Zdarzało się, że nie wracał ani jeden.
Takich rodzin były setki, a nawet tysiące. Była to straszna ofiara,
lecz konieczna.
Obowiązkowy pobór sześciu roczników do Wojska
Polskiego w 1919 okazał się niewystarczający rok później dla zatrzymania
bolszewickiej nawały i gdyby nie ochotnicy – pobożni polscy chłopi
niewyobrażający sobie kołchozów i pozamykanych kościołów – latem
1920 roku nie miałby po prostu kto bronić kraju. A o skutkach takiej
sytuacji strach pomyśleć, nawet teraz, po stu latach.
Armia bohaterów – kapelania wojskowa
Księża nie tylko zachęcali chłopów do walki, ale poszli w bój razem z nimi, dzieląc trudy pola walki aż do końca wojny. Na mocy porozumienia biskupów polskich z lipca 1920 roku każda diecezja oddała 5 procent swoich księży dla wojska. Chłopi, przywiązani do wiary potrzebowali kapłana, spowiedzi i modlitwy. Dlatego razem ze 105 tysiącami żołnierzy Armii Ochotniczej poszła na front również armia kapelanów, którzy po wojnie wrócili do swoich parafii. Blisko 90 z nich zostało później uhonorowanych przez władze kościelne różnymi przywilejami i orderami. Ośmiu otrzymało najwyższe państwowe odznaczenie wojskowe – Order Virtuti Militari.
W czasie wojny polsko-bolszewickiej za ofiary działań bojowych uznano pięciu kapelanów. Trzech z nich: ks. Emeryk Borysowicz (kapelan 85 Pułku Piechoty), ks. Wilhelm Kroczek (ze szpitala epidemicznego w Krakowie) i ks. Jakub Zdanowicz (kapelan szpitala polowego nr 14) zaraziło się od rannych lub chorych żołnierzy i zmarło na tyfus. Dwóch zginęło od bolszewickich kul – zrządzeniem losu obaj służyli w tym samym pułku. Ks. Stanisław Rozumkiewicz, kapelan 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej, został zaskoczony w drodze do szpitala, w którym posługiwał i pojmany przez bolszewicki patrol w Lidzie, a następnie wyprowadzony poza miasto i rozstrzelany. Stało się to 16 lub 17 lipca 1920 roku. Natomiast jeden z najsłynniejszych uczestników wojny polsko-bolszewickiej, ks. Ignacy Skorupka, poległ w boju pod Ossowem 14 sierpnia.
Jest to postać, której należy poświęcić specjalne miejsce. Urodził się w 1893 roku w Warszawie w rodzinie szlacheckiej herbu Ślepowron; jego dziadek był powstańcem styczniowym. Powołanie kapłańskie odczuwał tak silnie, że nie skończywszy nawet gimnazjum, jako szesnastolatek wstąpił do warszawskiego seminarium duchownego. Po wybuchu I wojny światowej, wskutek zagrożenia niemiecką ofensywą, został odesłany wraz z innymi klerykami do Piotrogrodu, gdzie kontynuował naukę w Rzymskokatolickiej Akademii Duchownej, jednocześnie konspirując przeciwko władzom rosyjskim. W 1916 roku przyjął święcenia kapłańskie. W toku bardzo skomplikowanych dziejów militarno-politycznych Wielkiej Wojny ks. Skorupka trafił na Ukrainę, a we wrześniu 1918 roku wrócił na ziemie polskie, gdzie posługiwał w świeckiej parafii w Łodzi. Tam zastała go niepodległość. W lipcu 1920 roku na ochotnika zgłosił się jako kapelan do Armii Ochotniczej. Został wcielony do 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej, złożonego ze studentów warszawskich uczelni, naprędce przeszkolonych, niejednorodnie umundurowanych i często słabo uzbrojonych – ale mających niesamowite „parcie na wroga”, nie do zatrzymania w ataku. 14 sierpnia, w czasie bitwy warszawskiej, pułk kontratakował na obrzeżach wsi Ossów w powiecie wołomińskim. Ksiądz Skorupka zginął trafiony w głowę. Istnieją jednak dwie, sprzeczne wersje opisu okoliczności śmierci kapelana: jedna mówi o poprowadzeniu przez niego ataku z krzyżem w ręce, a druga o tym, że kapłan oddał ducha, udzielając ostatniego namaszczenia śmiertelnie rannemu żołnierzowi. W 90. rocznicę bitwy warszawskiej w 2010 roku ks. Skorupka został pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego, najwyższym polskim odznaczeniem państwowym.
Męczeństwo duchowieństwa diecezjalnego
Choć może wydawać się to zaskakujące, straty wśród polskiego duchowieństwa diecezjalnego na terenach wschodniej i centralnej Polski okupowanych przez wojska sowieckie w 1920 roku były stosunkowo niewielkie. Jednak stało się tak tylko dlatego, że bolszewicy zajęci ofensywą na zachód, po prostu nie mieli czasu zajmować się osobami duchownymi i zostawili sobie to „zadanie” na później.
Historycy uważają, że w trakcie ofensywy bolszewickiej i odwrotu Armii Czerwonej z Polski zginęło kilkunastu księży. Oto kilka przykładów: w nocy z 5 na 6 sierpnia w parafii Krzemienica w diecezji wileńskiej bolszewicy rozstrzelali ks. Władysława Klamma. W parafii Żuprany, także na Wileńszczyźnie, jej proboszcz i dziekan dekanatu Oszmiana, ks. Ryszard Knobelsdorf (prywatnie kuzyn Piłsudskiego) został przywiązany do wozu i był ciągnięty pieszo kilkaset kilometrów z Oszmiany do Białegostoku, gdzie 22 sierpnia zakopano go żywcem. Według niektórych relacji, wcześniej oprawcy wycięli mu bagnetem skórę na plecach w kształt krzyża i obcięli palec z prałackim pierścieniem. W czasie odwrotu wojsk bolszewickich spod Warszawy, 20 sierpnia został porwany z plebanii w Ostrołęce ks. Stanisław Pędzich. Dwa dni później zakłuto go bagnetami w Szczuczynie.
Na ziemiach II Rzeczypospolitej, która skutecznie obroniła się przed bolszewizmem, to były tylko pojedyncze przypadki, ale prawdziwą gehennę przeszło duchowieństwo katolickie na terenach położonych na wschód od granicy ryskiej. Tam bolszewicki potwór pokazał, co działoby się w Polsce, gdyby przegrała tę wojnę. Tylko w latach 1918–1938 sowieckie sądy i trybunały rewolucyjne oficjalnie skazały na śmierć 170 kapłanów. Liczba zamordowanych bez jakiegokolwiek wyroku jest obecnie niemożliwa do ustalenia. Pierwszym męczennikiem za wiarę w państwie bolszewickim był Polak, ks. Eugeniusz Świętopełk-Mirski z Mohylewa, skazany na śmierć 23 marca 1918 roku. Czekiści wykonali wyrok kilka godzin po jego ogłoszeniu, a księdza przed zabiciem sadystycznie torturowano.
Ostatni sojusznik Polski
Zawsze w momentach trudnych dla narodu hierarchowie polskiego Kościoła wydawali specjalne akty zawierzenia, aby wyprosić w Niebiosach pomoc dla śmiertelnie zagrożonego kraju. W przypadku wojny polsko-bolszewickiej trzeba wspomnieć szczególnie o dwóch bardzo wzruszających działaniach. Pierwszym z nich był list biskupów polskich do papieża Benedykta XV z 7 lipca 1920 roku. Oto fragment:
Ojcze Święty! Ojczyzna nasza od dwóch lat walczy z wrogiem Krzyża Chrystusowego, z bolszewikami. Odradzająca się Polska, wyczerpana czteroletnimi zmaganiami się ościennych państw na jej ziemiach, wyniszczona obecną wojną, zdobywa się na ostateczny wysiłek. Jeżeli Polska ulegnie nawale bolszewickiej, klęska grozi całemu światu, nowy potop ją zaleje, potop mordów, nienawiści, pożogi, bezczeszczenia Krzyża. Ojcze Święty, w tej ciężkiej chwili prosimy Cię, módl się za Ojczyznę naszą!
Papież odpowiedział za pośrednictwem Wikariusza Generalnego Stolicy Apostolskiej, kard. Bazylego Pompilego: Gdy wszystkie narody cywilizowane korzyły się w milczeniu przed przewagą siły nad prawem, jedynie Stolica Święta protestowała przeciw bezprawnemu podziałowi Polski i przeciw nie mniej niesprawiedliwemu uciskowi ludu polskiego. Obecnie wszakże chodzi o rzeczy o wiele poważniejsze: obecnie jest w niebezpieczeństwie nie tylko istnienie narodowe Polski, lecz całej Europie grożą okropności nowej wojny. Nie tylko więc miłość dla Polski, ale miłość dla Europy całej każe nam pragnąć połączenia się z nami wszystkich wiernych w błaganiu Najwyższego, aby za orędownictwem Najświętszej Dziewicy Opiekunki Polski zechciał oszczędzić Narodowi Polskiemu tej ostatecznej klęski, oraz by raczył odwrócić tę nową plagę od wycieńczonej przez upływ krwi Europy.
Odnośnie do roli papiestwa w wojnie 1920 roku należy koniecznie wspomnieć jeszcze o tym, że kiedy wszystkie państwa uznające Polskę ewakuowały swoje placówki dyplomatyczne z Warszawy w obliczu bolszewickiej ofensywy, pozostał tam tylko nuncjusz apostolski kard. Achille Ratti, który dwa lata później został papieżem Piusem XI (za swoją postawę otrzymał od władz polskich Order Orła Białego).
Drugim bardzo ważnym posunięciem polskich hierarchów w okresie wojny z bolszewią było złożenie 27 lipca 1920 r. na Jasnej Górze podwójnego aktu zawierzenia: poświęcenia narodu i kraju Najświętszemu Sercu Jezusa oraz ponownego obrania Matki Bożej Królową Polski.
Marcin Więckowski
Artykuł z PzM 113 lipiec/sierpień 2020