Kto
żył w PRL i uczęszczał do PRL-owskiej szkoły, a nie dał się otumanić
kretyńskiej, obłędnie rusofobicznej propagandzie PiS-owskiej, ten musi
pamiętać, że w szkole tej panował kult wszystkich antyrosyjskich powstań
(z rewolucją 1905 roku na czele) pod nazwą "walki z caratem", także
jako ostoją "europejskiej reakcji", a każda forma polityki ugody była
otaczana pogardą.
Oczywiście, ideałem z punktu widzenia "patriotyzmu
socjalistycznego", jako oficjalnej ideologii szkoły peerelowskiej,
była niepodległościowa lewica w danym czasie, a najlepiej, jeśli dało
się dowieść jej "internacjonalizmu" i współpracy takiego ugrupowania z
rewolucjonistami rosyjskimi. W ten sposób do gigantycznych rozmiarów w
peerelowskiej historiografii urosła tak kompletnie marginalna postać,
jak np. (niegodny kapłan rozpowszechniający rzekomą bullę papieską) ks.
Piotr Ściegienny, i jest zresztą rzeczą zabawną, że potem ten
anarchokomunista, który głosił, że chłopi polscy i rosyjscy powinni
wspólnie wyrżnąć polskich i rosyjskich panów, trafił do nieoficjalnego
hymnu "Solidarności" autorstwa tow. Pietrzaka Jana.
Kłopot zaczynał się
dopiero wraz z cezurą 1917 roku i przewrotem bolszewickim. Kto od tej
pory, z jakichkolwiek powodów znalazł się w obozie antybolszewickim i z
bolszewikami walczył, ten nawet jeśli wcześniej był antyrosyjski i
postępowy, natychmiast spadał do antyradzieckiego inferna reakcji i nie
mógł być już bohaterem pozytywnym programu nauczania historii.
Najbardziej znamiennym przykładem jest tu oczywiście postać Józefa
Piłsudskiego i w ogóle cały nurt pepeesowskiego "socjalizmu
niepodległościowego". Tu autorzy podręczników i nauczyciele stawali
wobec kwadratury koła, jak wytłumaczyć, że mimo iż antycarski PPS był
prawdziwą lewicą swoich czasów, to i tak nie miał racji i w gruncie
rzeczy należał do tej samej osi zła, co endecy i konserwatyści?
Wymyślano więc jakieś nieprawdopodobne bzdury w rodzaju "przenikania do
partii elementów burżuazyjnych, drobnoszlacheckich i
nacjonalistycznych", o drobnomieszczańskim charakterze klasowym partii,
ale przecież nikt tego nie był w stanie traktować poważnie. Ostatecznie,
"dobrym pepeesowcem", zasługującym na plac czy ulicę, mógł być co
najwyżej ten, który nie dożył 1917 roku, jeszcze lepiej - rozłamu w 1907
roku, a najlepiej jak zawisł na szubienicy podczas rewolucji 1905 roku,
jak np. Okrzeja.